sobota, 30 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 126

- Chyba żartujesz?!- powtórzyłam słowa siostry.- Dymitr. Doskonale wiesz, że to jest ostatnie co chcę na nowo słuchać, a tym bardziej mówić. Nie ma mowy!
- Ale czemu? Przecież nic ci nie szkodzi. Ja ledwo się połapałem w jej odpowiedzi i jestem pewien, że ona mogłaby to samo powiedzieć o całej przedstawionej przeze mnie teorii. A ty ją zrozumiałaś bez problemu. Proszę zgódź się.
Lekko się zawahałam. Może ma rację? Ale czy będę umiała przekazać jej tą wiedzę? Nie mam pojęcia o uczeniu kogoś. Mogę walczyć na pokaz, ale uczyć? To trochę za dużo. Od tego jest Dymitr. Ma podejście do każdego. Nawet ja go podziwiam. Żadnego nauczyciela nie szanowałam tak, jak jego. Zawsze był dla mnie wyjątkowy. I to bardzo. Odruchowo spojrzałam na obrączkę na moim palcu. Od naszego ślubu, bawię się nią, kiedy rozmyślam nad naszą miłością. Taki nawyk. Rosjanin dobrze o tym wiedział. Zna mnie. A teraz liczy na moją pomoc. Podniosłam na niego wzrok. Patrzył na mnie z nadzieją, prośbą i miłością. Wierzył we mnie. Zawsze pokłada we mnie nadzieję. Nawet jeśli jest ostatnim człowiekiem na ziemi, który to robi, to on mnie wspiera i pokazuje drogę, bo wie, że coś osiągnę. A jeśli nawet ja mam wątpliwości, to robi wszystko, abym się ich pozbyła. Tyle wyraża jego jedne spojrzenie. I tylko ja mogę tyle z niego wyczytać. Też go znam. Nie jest mi obojętny, tak samo jak ja jemu. Kocham go. Nie mogę go zawieść. Ale czy dam radę?
- Zastanowię się.- powiedziałam w końcu.- I jeszcze porozmawiamy o tym w domu, bo teraz mamy mało czasu, a Lili na pewno chce się nauczyć czegoś z praktyki.
Ukochany tylko westchnął i zaczął uczyć ją podstawowych chwytów, uników i ciosów. A ja stałam, oparta o drzewo i patrzyłam na to urocze przedstawienie. Mała miała problem z zapamiętaniem tego wszystkiego i ciągle popełniała drobne błędy, które sprawiały, że wszystko jej nie wychodziło. To zła postawa, zawahanie, zbyt późny unik lub za mało siły.
Oczywiście nie walczyli ze sobą, tylko wymieniali się ciosami i ćwiczyli wykopy. Jak dziewczyna nabierze wprawy, będzie jej szło coraz lepiej.
W pewnej chwili zauważyłam, że mam mi się gęsią skórkę. Byłam tak zafascynowana widowiskiem, że nie poczułam zimna. Jednak bluza i bezrękawnik to za mało w środku listopada. Pozwoliłam sobie pożyczyć płaszcz męża. Nie powinien się pogniewać. Od razu otuliła mnie słodka woń jego wody kolońskiej. Mój towarzysz.
Cały trening trwał godzinę. Siostra za dużo nie zdążyła się nauczyć, ale poznała podstawy podstaw. Gdy skończyli, podeszli do mnie. Z Lili przybyłam piątkę i uścisnęłam ją, mówiąc, że dobrze jej idzie. Dymitr pocałował mnie i objął ramieniem. Chciałam oddać mu jego prochowiec, ale nie pozwolił na to, mówiąc, że pasuje mi i wyglądam w nim bardzo seksownie. No z takimi argumentami nie da się walczyć. Wracaliśmy do domu.
- Nawet nie wiesz jaką mam ochotę na mały sparing z tobą.- wyznałam.
- Aż tak bardzo stęskniłaś się za ziemią?- zadrwił mąż.
- Myślę, że coś by dzieliło mnie od ziemi. Ty!- dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową. Ukochany złapał moją wyciągniętą dłoń i ją pocałował.
- Jesteś bardzo pewna siebie Roza.
- Tak jak zawsze. Po prostu chciałabym się sprawdzić i przy okazji skopać ci ten seksowny tyłek.-Jego śmiech na pewno było słychać w połowie lasu, jeśli nie w całym.- Poza tym, brakuje mi tej adrenaliny, bliskości, pozytywnego zmęczenia i możliwości wyżyci się na tobie.
- A za co chcesz się wyżywać?
- Na przykład za to, że wyjeżdżasz na pięć długich dni.
- Och Roza. Dam ci to wszystko jak wrócę, jeszcze tej samej nocy. 
Powinnam poczuć falę ciepła, ale zamiast tego zrobiło mi się zimno. Przy słowie "jak" zająknął się nieznacznie. Mało kto by to zauważył, ale ja tak. Sama się tak wyraziłam pół roku temu, gdy żegnałam się z Lissą. Przeszedł mnie lodowaty dreszcz, pod wpływem którego zadrżałam. Dymitr pomyślał, że jest mi zimno i przytulił mocniej do siebie.
- Co się stało, Roza?- spytał, widząc moją minę.
- Przede mną nie musisz udawać. Co chciałeś powiedzieć?- spytałam znając odpowiedz.
- Roza...- popatrzył na mnie smutno. Chwyciłam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, patrząc prosto w brązowe oczy. Jak ja je kocham.
- Odpowiedz!- nie ustępowałam.
Strażnik skapitulował.
- Jeśli wrócę.- powiedział to tak cicho, że ledwo go usłyszałam, mimo że mówił mi to prosto do ucha. W tym jednym zdaniu było więcej bólu, niż czułam w pierwszym tygodniu nauki po ucieczce. A to było piekło. Pocałowałam go namiętnie z całym wsparciem i nadzieją, jakie miałam i przytuliłam mocniej.
- Na pewno wrócisz.- byłam tego pewna. Jewa powiedziała, że uratuję go wyjazdem do Bai.
Nim się obejrzałam, byliśmy pod drzwiami. Dymitr zabrał swoją walizkę i wsadził do bagażnika. Następnie wszyscy troje wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko, gdzie wszyscy mieli się spotkać.
Droga zajęła nam godzinę. Samolot stał już gotowy do lotu, ale obsługa pakowała do niego resztę bagaży i potrzebnych rzeczy. Był to prywatne lotnisko straży Dworu. To stąd ruszyli strażnicy na dalekie misje. Tak ja dzisiaj.
Raz byliśmy tutaj ze szkołą. To było jeszcze przed naszą ucieczką. Chyba nawet przed wypadkiem. Tak! Miałam wtedy z dziesięć lat. Mason i Eddy dali mi się zaciągnąć do pokoju dla służby. Strażnicy byli dla nas mili i odpowiadali na nasze pytania. Ja jak zawsze przebiłam moich przyjaciół. Oczywiście cała nasza trójka dostała za karę dodatkowe służby w kuchni, ale warto było.
Myślami wróciłam do rzeczywistości. Dymitr przytulił mnie jeszcze mocniej, wiedząc, że za kilka minut się rozstaniemy. Już za nim tęsknię.

piątek, 29 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 125

Pół godziny później szliśmy wolno przez las. Dziewczynkę wprost rozpierała energia. Biegała między drzewami.
- Lili, tylko nie oddalaj się za bardzo.- krzyknęłam do niej.
- Od kiedy w tobie tyle opiekuńczości Roza?- zaśmiał się mój ukochany, obejmując mnie w pasie.
- Od kiedy mam kim się opiekować.- odpowiedziałam Przytuliłam się do jego torsu.
Nie spieszyliśmy się. Nie mieliśmy po co. To ostatnie nasze chwile razem. Potem zobaczymy się dopiero za pięć dni. Napawaliśmy się swoją bliskością w przyjemnym milczeniu. Bo po co słowa, skoro i tak nie wyrażą naszych uczuć. Wystarczy mi ciepło jego ciała.
- Wiesz, czego najbardziej żałowałem na początku naszej znajomości?- spytał w końcu mój mąż. Pokręciłam przecząco głową.- Że znałem cię jedynie jako wojowniczkę. Poznawałem twoją siłę i technikę na treningach, ale nie wiedziałem, jak zachowujesz się przy przyjaciołach. A ja chciałem być twoim przyjacielem. Nie znałem tej Rose Hathaway, którą byłaś dla wszystkich. Choć twój cięty język dawał mi się we znaki. Ale nie przeszkadzało mi to. Taką cię kocham. Tylko chciałem być przy tobie zawsze. Wiedzieć o tobie wszystko. Myślałem o tobie, śniłem, marzyłem. Byłaś czymś nieosiągalnym, a jednak tak blisko mnie. Na treningach podziwiałem twoje ciało, ruchy, ale przede wszystkim zaangażowanie. Zawsze byłaś gotowa bronić Lissy do ostatniej kropli krwi. Każdą moją lekcję brałaś na poważnie. Chciałaś udowodnić, że jesteś najlepsza. Tak, aby nikt nie podważył wyboru ciebie na strażniczkę Dragomirówny. I zawsze byłem z ciebie bardzo dumny.
- Naprawdę?!- zrobiło mi się ciepło na sercu.- Nigdy nie mówiłeś tego.
Popatrzył na mnie, tak czule, że zaczęłam się rozpływać. W tym jednym spojrzeniu była odpowiedź na wszystkie pytania. I to, co teraz było dla mnie najważniejsze: duma. Przytuliłam się do niego.
- Ile jeszcze mamy czasu?- spytałam.
- Dwie godziny.
- A cha. Otworzyłeś się dzisiaj i wczoraj. I to bardzo.
- Tak. Dla ciebie i Lili. Jesteście dla mnie ważne. Kocham was. Jednak jest coś jeszcze. Mała jest podobna do ciebie, ale nie tylko. Przypomina mi także Wiktorię. Nie wiem, w jaki sposób, lecz tak jest. Przy was czuję się jak w domu u mamy. Kiedyś jak byłem mały, nie wyobrażałem sobie, żebym mógł zostawić moją rodzinę i mieszkać gdzieś indziej, albo, że nie będę chciał tam wracał. To znaczy chcę ich odwiedzać, ale nie tęsknię za nimi tak bardzo. Teraz mam ciebie. Tworzymy szczęśliwy dom. I za to ci dziękuję. Ja tiebia liubliu Roza.- ostatnie słowa powiedział szeptem. 
- Ja tiebia toże liubliu.
Nagle, nie wiadomo skąd wzięła się Lili i z krzykiem biegła na Dymitra. Jednak on ją złapał i powalił na ziemię. Oczywiście delikatnie.
- Mam cię!- zauważył mój ukochany.
- Dymitr, nauczysz mnie walki? Teraz?-poprosiła dziewczynka, kiedy strażnik pomagał jej wstać.
Popatrzył na mnie pytająco. Kiwnęłam głową Jako dampirzyca powinna chociaż trochę umieć się bronić.
- No dobra. Poczekaj chwilę.- mój mąż zaczął chodzić między drzewami, rozglądając się dookoła.
- Lili jesteś pewna? Nie wiesz o co go prosisz. Jeszcze możesz się wycofać- szepnęłam jej. Znając Bielikowa będzie miała niezły trening.
- Tak, jestem pewna.- odpowiedziała.
W tym czasie mój ukochany znalazł sześć dużych gałęzi i powbijał je na obwodzie okręgu o połowę mniejszego niż w akademii, lecz w ciąż porządnego
- Gotowa?- spytał stając na środku koła. Dziewczynka energicznie pokiwała głową.- To dziesięć okrążeń po zewnętrznej stronie kijków.
Mina jej zrzedła.
- Ale tak od razu? Może da się coś lżejszego?
- Nie ma mowy.- powiedział, po czym uśmiechnął się rozmarzony.
- Mówiłam, żebyś się wycofała.- szepnęłam jej, gdy słyszmy w stronę trasy.
Ona przygotowała się do biegu, a ja skierowałam się do trenera, który siedział na trawie. Lili zaczęła rozgrzewkę. Chciałam klapnąć obok Rosjanina, ale on wziął mnie na swoje kolana.
- Roza, ziemia jest zimna. Rozchorujesz się i co będzie?- szepnął mi, bawiąc się płatkiem mojego ucha.
- Zostaniesz moją pielęgniarką?- spytałam z niewinnym uśmieszkiem. W powietrzu zadźwięczał jego śmiech.- A o czym myślałeś, gdy Lili nie chciała biegać?
- Przypomniało mi się, że na początku ty też byłaś tak chętna do ćwiczeń.
Teraz ja się śmiałam. Mała robiła trzecie okrążenie, a już zdążyła się zmęczyć. Jednak nie poddawała się. Co nie zmieniało, że nie miała kondycji.
- Nie przesadziłeś trochę?- nie odzywałam wzroku od dziewczynki.- Już ledwo trzyma się na nogach, a zostało jej jeszcze sześć rundek.
- To twoja siostra. Da radę.
- Zauważ, że ja mam talent po mamie, a ona przez osiem lat żyła jak zwykły człowiek. Nie ma kondycji.
- Zobaczymy, jak nie będzie miała siły dalej biec, to się zatrzyma. Ale myślę, że choćby miała zemdleć ze zmęczenia, nie odpuści.
I jak zwykle miał rację. Może mała nie straciła przytomności, ale po pokonaniu całego narzuconego dystansu, położyła się na ziemi, ledwo żywa z wysiłku. 
- Tak! Udało się!- widać było, że czuje się usatysfakcjonowana.
- Brawo.- pochwaliłam ją.
- To teraz małe rozciąganie.- zakomunikował mój mąż.
- Chyba sobie żarty robisz?!- Lili nawet na niego nie spojrzała. Zaczęła robić aniołki w ziemi.
- Może poczekać na śnieg.- zaproponował strażnik
 - Albo jak pojedziemy do ojczyzny Dymitra. Tam jest go pełno.- na to wtrącenie Bielikow tylko pokręcił zrezygnowany głową, a dziewczyna zaczęła się śmiać.
Po kilku minutach w końcu wstała. Ukochany zdjął swój cenny prochowiec i zawiesił na gałęzi. Zaczął pokazywać mojej siostrze jak się rozciągać. Następnie udzielił jej jeden ze swoich wykładów. Nienawidziłam ich. Zawsze wolałam walczyć. Widać że małej też to się nie podobało. Kiedy poprosił, żeby powtórzyła, zrobiła to. Ale jego mina była bezcenna. Po raz kolejny załamał się.
- Czego się czepiasz? Przecież dobrze powiedziała.- zdziwiłam się. On też.
Popatrzył na mnie noc nie rozumiejąc. Jednak sekundę później jego oczy błysnęły. Oho! Na coś wpadł. Miałam źle przeczucia.
- Rose. Będziesz uczyć ją techniki.- oznajmił. 
____________________________________________________
 Dobra tak w kwestii wytłumaczenia. Rose nie będzie uczyć Lili walki, ale całą tą gadaninę, którą swoją drogą nienawidzi. W ciąży też może to robić. Dziękuję za cierpliwość i przepraszam, że tak późno, ale ostatnio piszę rozdziały na ostatnią chwilę. jednak teraz będę miał dziewięć dni wolnego i rozdziały będą wcześniej( ale nie wiem, czy będzie więcej niż jeden dziennie).
Pozdrawiam. :-*

czwartek, 28 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 124

Po obiedzie powiedziałam o pobycie w szpitalu, uratowaniu Lissy, rozmowa z Abem i Oksaną, powrót do domu, listy od Dymitra, egzamin i włamanie do więzienia, ucieczka poznanie sposobu na odmiennie ukochanego. Opowiedziałam jak straciłam nadzieję, o konsekwencjach naszej wyprawy, pracy w archiwum. Następnie mój mąż opowiedział o poszukiwaniu mnie, walce w Las Vegas, porwaniu Lissy i szantażu. Wiem, że sprawiało mu to ból, ale mimo to opowiadał dalej. Nie błądził we wspomnieniach, wzrok miał obecny i poważny. Nie myślał o tym. Po prostu to mówił, jakby składał raport. Nie lubiłam jego postawy strażnika, ale wiedziałam, że to najlepszy ton z jakim mógł opowiadać o tamtym okresie swojego życia. Ja wtrąciłam, co widziałam przez więź i zamieszanie jakie to wywołało na Dworze. Nawzajem relacjonowaliśmy walkę i przemienienie. A później jak mnie odrzucał, rozmowa w kaplicy, w kafejek, oskarżenie mnie o królobójstwo, list od królowej, ucieczkę i cały jej przebieg z naciskiem na wpajanie Dymitrowi, żeby zaczął na nowo żyć. Robiłam to, żeby pocieszyć go po złych wspomnieniach i przypomnieć, że kocham go bez względu na wszystko. Zwłaszcza jak nie miał nad tym kontroli. Pomogło. Strażnik przytulił mnie do siebie i ściągnął moją dłoń. Następnie odbyliśmy Jill, ale o tym, co się stało, mówił mój ukochany, bo ja nic nie pamiętałam, zaślepiona mrokiem. Wszystko działo się jakby daleko ode mnie. Obraz był jak przez mgłę. Nie chciałam tego wspominać. Po prostu się wyłączyłam. Nie byłam na to gotowa, tak jak Dymitr wcześniej. On to doskonale rozumiał. Przytulił mnie mocniej, chcąc dać mi wsparcie i pokazać, że zawsze będzie ze mną. Przez cały czas siedziałam w tansie. Nagle usłyszałam dziwną nutę w głosie ukochanego. Zaczęłam słuchać.
-... mogłem zrobić. Tylko patrzeć, jak ucieka z niej życie. Ale widziałem, że mnie kocha. Dopiero to pomogło mi sobie wybaczyć, ale było za późno.
Mówi o moim postrzeleniu. Od razu nastawiłam uszy.
- Teraz wiem, że nigdy nie obwiniała mnie za to. Ona dała mi siłę do życia. Nie wiem, co by ze mną było gdyby nie moja Roza.
- Też Cię Kocham, towarzyszu.- cmoknęłam go w policzek.
Strażnik lekko się wzdrygnął. Myślał, że wciąż nie słucham.
- Wiem Roza.- teraz lekko ścisnął moją dłoń.
Przed kolacją skończyliśmy opowiadać. Najlepsza dla mnie cześć, to ślub. Jak Dymitr przeżywał, jego uczucia, myśli. Rzadko kiedy się otwierał przed innymi. Nawet przede mną. Pewnie tak pogrążył się we wspomnieniach, że nie myślał co mówi. Ale było za późno na odwrót.
- Dymitr, pójdziemy na spacer?- spytałam przy posiłku.
- No nie wiem. A co ty na to?- zwrócił się do Lili.
- Tak, chodźmy.- ucieszyła się. Bardzo.
- No zgoda, ale ubierzcie się ciepło. 

środa, 27 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 123

 Szczena mi opadła.
- Że co?- ledwo zdołałam to z siebie wykrztusić.
- No, ze względu na wygląd i umiejętności. Ale nie myśl, że przechodziłem przy tym obojętnie. W akademii nie mogłem dać tego po sobie poznać, ale chętnie przyłożył bym każdemu, kto używał tego pierwszego. To prawda byłem zazdrosny, ale obrzydzało mnie, że faceci chcieliby cię tylko przelecieć. Mówiłem sobie wtedy: "Bielikow, a ty o czym niby śnisz? Czyjego towarzystwa ci brakuje?". Tylko, że oni chcieli cię na raz. A ja marzyłem o tobie na zawsze. A teraz każdy wie, że jesteś moja i tylko ja mogę powiedzieć co to znaczy kochać się z tobą. A ci którzy nazywają cię boginią sexu, dowiadują się, gdzie jest ich miejsce na wspólnym treningu.
- I to wszystko w mojej obronie?- nie dowierzałam.
- Dla ciebie wszystko Roza. Wszystko.- ziewnął przeciągle.
- Mój bohater. Ale nawet bogowie muszą spać. A jutro opowiadamy Lili drugą część naszej historii.
- To chodźmy spać.
Przytulił mnie mocno i po chwili zasnęłam.

Obudziło mnie łaskotanie przy uchu.
- Roza.- szepnął mi do ucha głęboki głos. Uśmiechnęłam się na sam jego dźwięk.- Wstawaj kochanie.
Jednak ja się nie poruszyłam.
Mruknął coś pod nosem, chyba "Tak chcesz się bawić?". Kołdrą byłam przykryta po szyję. Poczułam ciepłe palce zjeżdżające delikatnie po moim karku i zsuwające ze mnie pościel. Przyprawiło mnie to o gęsią skórkę. Gdy była już w połowie mojego ciała, zaczął delikatnie muskać ustami moją szyję i dalej schodzić nimi w dół. W tym samym czasie dłońmi złapał mnie w tali.
- Roza. Nie zmuszaj mnie, żebym ściągnął cię siłom.
- yhm...- mruknęłam, choć zbytnio go nie słuchałam.
Nagle się odsunął. Może pozwoli mi dalej spać?
Marzenie. Uścisk jego rąk na moich biodrach wzmocnił się. Nagle poszybowałam w górę i wylądowałam na jego ramieniu. Podczas lotu krzyknęłam przestraszona.
- Dymitr, co ty wyprawiasz?! Postaw mnie na ziemi.- denerwowałam się. Jednak on mnie nie słuchał. Poszedł w stronę łazienki.- Czy mógłbyś mnie puścić? Dymitr! Bo zacznę krzyczeć.
- Nie zaczniesz.- w końcu łaskawie się odezwał.
Postawił mnie na ziemi. Chciałam zrobić mu na złość i wrócić do ciepłego łózia. Wykorzystałam moment, kiedy mnie postawił i chciałam wyjść. Jednak nim dotarłam do drzwi, ukochany złapał mnie i przyciągnął do siebie. Pochylił się i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, nasze usta spotkały się w pocałunku. Mąż zaczął się cofać, ciągnąć mnie za sobą. Złapał mnie za pośladki i uniósł lekko nad ziemię. oplotłam go nogami w biodrach. Jednak po kilku krokach dał mi znać, żebym stanęła. Ale pod stopami nie miałam kafelek, tylko plastik. Z trudem odsunęłam się od strażnika, w chwili, gdy zamykał drzwi od kabiny. Na moje ciało spadły ciepłe krople. Wtuliłam się w Bielikowa przymykając oczy. Zamruczałam z błogim uśmiechem, z rozkoszy spowodowanej dłońmi myjących moje plecy i tyłek. Po jakimś czasie przeszedł nimi na brzuch i piersi. Ja też zaczęłam go pienić, co było trudne, jako że rozpływałam się pod najmniejszym dotykiem jego rąk. Moje ciało chyba też go lekko dekoncentrowało. Gdy byłam już czysta, spłukał mnie z piany, a sam odwrócił się plecami. Zaczęłam mu je myć. Kucnął, żebym mogła dosięgnąć do jego karku. Podniosłam mu włosy i zaczęłam mydlić kark. Na nim widziały tatuaże. Znak obietnicy, gwiazda, za uczestnictwo w bitwie i siedem znaków. Siedem?!
- Dymitr! Czemu nie dostałeś znaków za strzygi zabite podczas naszej ucieczki.
- Nie wiem. Jakoś tak się nie upomniałem.
- Jakoś się nie upomniałeś?! O nie. Po powrocie idziemy do Hansa. Ja tego tak nie zo-sta-wię -ostanie słowo podzieliłam na sylaby, z silnym naciskiem na każdą.
Mój mąż odwrócił się i mnie pocałował.
- Dobrze Roza. Jak sobie życzysz.
Wyszliśmy z pod prysznica. Dymitr wytarł dokładnie mnie i siebie. Następnie zaniósł moją osobę z powrotem do łóżka i zrobił masaż. Następnie zszedł na dół, przygotować śniadanie, a ja poszłam obudzić siostrę. Oczywiście wcześniej się ubraliśmy.
Po śniadaniu zebraliśmy się na nowo w pokoju herbów, jak nazwałam pomieszczenie z kominkiem. Kontynuowaliśmy opowieści. Tym razem zaczął Dymitr. Opowiedział kilka rzeczy z poprzednich części, ze swojej perspektywy. Opisywał ci do mnie czuł z każdym dniem i treningiem, w sytuacjach normalnych lub na lekcjach. Okazało się, że mimo swojej dyscypliny, trudno było mu zachować powagę. No kto by pomyślał, że tak opanowanego strażnika umie rozśmieszyć byle nastolatka. Następnie opowiedzieliśmy o zajęciach polowych, a ja relacjonowałam czego dowiedziałam się o pocałunku cienia, manie, duchach i wyczuwaniu strzygi. Tak doszliśmy do ataku na szkołę. Po drodze były tortury na Jessem i moja rozmowa z mentorem w stróżówce.
Walka, znalezienie kryjówki potwór, moja kłótnia z matką, rozmowa później z Dymitrem i akcja ratunkowa. Byłam silna. Potrzebne mi było dużo samokontroli, ale nie popłakałam się, ani nie zadrżał mi głos. Jednak wewnątrz czułam tą pustkę. Podświadomie wtuliłam się w ukochanego. On jak zawsze rozumiał mnie i mocno objął ramieniem.
-... i okazało się, że Dymitr został przemieniony.- oczy dziewczynki wyrażały strach, smutek i zdziwienie, wręcz szok.- Dwa tygodnie później, w dzień osiemnastych urodzin, opuściłam szkołę, aby znaleźć go i uwolnić duszę. Ale o dziwo w tym krótkim czasie zdarzyło się coś dobrego. Do Akademii wrócił Mason, przez wszystkich uważany za zmarłego. Moroj który go ożywił, sam zginął. Wtedy mój przyjaciel postanowił wrócić. I chciał na nowo być moim chłopakiem. Jednak ja nie mogłam. Obiecałam Adrianowi, że jak wrócę to dam mu szansę, w zamian za pieniądze a podróż. Mason zrozumiał mnie.
Opowiedziałam Lili o moim pobycie w Rosji i poszukiwaniu mentora. Ale ominęliśmy fragment o porwaniu. Pierwszą część przed obiadem. Zakończyliśmy naszym starciem na moście, ponieważ to pamiętał. Mówił o swoich odczuciach wtedy i jak to wspomina. I powróciło do mnie pytanie, z którym wciąż się dręczyłam. Czy powiedziałby, że mnie kocha?

wtorek, 26 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 122

Obudziłam się w środku nocy, z wielką ochotą na lody i ogórki kiszone. Jedyną przeszkodą były oplatające mnie silne ramiona męża. Nie chciałam go budzić, ale nie wyjdę inaczej, a wtedy nie zasnę. Muszę to zjeść.
Wiem! Zaczęłam łaskotać Dymitra po uchu. Wziął jedną rękę i zaczął nią doganiać moją dłoń. Teraz trzeba coś zrobić z drugą. Zanim jednak cokolwiek wymyśliłam jego pierwsze ramię wróciło na swoje miejsce i jeszcze bardziej mnie ścisnęło. No super. To się uwolniłam. Delikatnie zaczęłam podnosić mu ramiona i obracać na plecy. Musiał spać kamiennym snem, bo nawet się nie poruszył. Zaczęłam wstawać, gdy nagle padłam z powrotem na łóżko i zostałam znowu uwięziona przez ukochanego.
- Roza, gdzie mi uciekasz?
- Wybacz towarzyszu. Nie chciałam cię obudzić, ale jeśli mam dalej spać, to muszę zjeść lody z kiszonymi ogórkami.
- Zachcianki?- spytał z uśmiechem.
- Tak już bywa. To puścisz mnie?
- No dobrze.- zabrał ze mnie ręce.- Ale wrócisz do mnie szybko?
- Najprędzej, jak będę mogła.- Pocałowałam go w policzek. Jednak on mnie przyciągnął i wbił się namiętnie w moje usta. Z trudem się od siebie oderwaliśmy. Założyłam szlafrok i wyszłam. Poszłam na dół i zaczęłam szukać potrzebnego mi jedzenia. Nie zajęło mi to długo. Otworzyłam słoik z ogórkami i pudełko lodów. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Leciał jakiś film. Horror. W sumie nie chce mi się spać. Napisałam Bielikowi, żeby to on przyszedł do mnie. Po chwili podniósł mnie i położył się na kanapie, przytulając mnie do siebie mocno.
- To ty miałaś przyjść. Nie ja.- szepnął mi na ucho.
- Ale znalazłam film i nie chciało mi się samej oglądać.
I tak leżałam przytulna do mężczyzny mojego życia, jedząc lody i ogórki z powodu ciąży. Nawet nie marzyłam o takiej scenie, a tu ją mam. Nagle Dymitr zabrał mi łyżkę i zjadł porcję lodów.
- Hej!- oburzyłam się cicho, pamiętając o śpiącej Lili. Wzięłam trochę lodów na palca i dotknęłam nim nosa ukochanego.
- Pobrudziłaś mnie! I teraz muszę iść się umyć.- zaczął się podnosić, ale go zatrzymałam.
- Nigdzie nie musisz. Ja ci pomogę.- powiedziałam i zanim cokolwiek zrobił. Pocałowałam go w noc, zlizując roztopioną papkę.
- Dziękuję Roza.- nałożył na łyżkę kolejną porcję lodów i włożył mi do ust, ale robił to na oślep i połowa wylądowała mi na buzi.
- Teraz ty mnie pobrudziłeś.- zauważyłam.- Powinnam iść się umyć?- uśmiechnęłam się cwanie. Na bank zrobił to specjalnie.
- Nie powinnaś się przemęczać. Ja ci pomogę.
Pocałował mnie namiętnie. Językiem oblizywał moje wargi i "przez przypadek" wszedł do środka ust. Nie narzekałam. To było bardzo przyjemne. Poczułam na brzuchu jego smukłe dłonie, które zwinnie rozwiązały i zrzuciły ze mnie szlafrok. Pocałunki stawały się coraz bardziej natarczywe. Po chwili leżałam pod nim. Nasze języki tańczyły ze sobą w tym samym rytmie co nasze ciała. Gdy skończyliśmy, wróciliśmy do oglądania... napisów końcowych. - No i nie wiemy jak się skończyło.- powiedziałam.
- Można obejrzeć na internecie. A my mieliśmy ciekawsze zakończenie.
- No dobrze, przekonałeś mnie.- możliwość oglądania czegoś nagranego, przypomniało mi o czymś.- A jak wrócimy do sypialni, coś ci pokażę.
- Już nie mogę się doczekać.- mruknął.
- No to na co czekamy?- chciałam wstać, ale powstrzymał mnie mąż. Sam usiadł tak, że leżałam w poprzek jego nóg. Podniósł się ze mną w objęciach. Protestowałabym, gdyby nie słodkie, ciepłe wargi, które zajęły moje usta. Poddałam się przyjemności. Puścił mnie w końcu kładąc na łóżku. A i tam szybko położył się obok i mnie mocno przytulił.
- To co mi pokażesz?- szepnął mi do ucha, trącając je nosem.
- Zobaczysz, jeśli mnie puścisz lub podasz komórkę.
- Wole to drugie.- podniósł się. Wyglądał bosko jak zawsze. Umięśnione ciało i długie włosy zdawały się odbijać przyciemnione światło, wpadające przez zasłony. Podziwiałam go z uśmiechem na ustach. Szukał mojej komórki wszędzie, tylko nie tam, gdzie była.
- Po twojej lewe, na komodzie.- powiedziałam.
Strażnik po chwili ją znalazł. Ale wyprostował się tak szybko, że nie zauważył żyrandolu, któremu leciała na spotkanie.
-Au!- syknął, masując obolałe miejsce. Nie mogłam powstrzymać chichotu. Bielikow rzucił mi groźne spojrzenie, ale trwało tylko sekundę. Później zamieniło się w oniemienie. 
- O co chodzi?- spytałam zbita z tropu.
- Roza. Nawet nie wiesz jak ładnie wyglądasz, jak się uśmiechasz. Widziałem cię wiele razy, ale nigdy nie przestaniesz mnie zachwycać.
- Mogłabym powiedzieć to samo. Mój przystojniak.- uśmiechnęłam się, wkładając do ust palec w flirciarskiej pozie. W uszach zadźwięczał mi jego donosy śmiech.
- Rose nie wiem, jak to robisz. Jesteś bardzo dojrzała, ale niekiedy zachowujesz się jak standardowa nastolatka. A bardziej niesamowite jest to, że robisz to bardzo uroczo.
Uśmiechnęłam się cwanie.
- Moja tajemnica. Lepiej choć tu z tą komórką.
 Ukochany podszedł i padł na łóżko. Wzięłam od niego iPhona i zaczęłam przeglądać. Znalazłam filmik.
- Gdy poszłam otworzyć drzwi Adrianowi, włączyłam nagrywanie. Mówiłeś, że chciałbyś to zobaczyć, więc proszę.- nacisnęłam odtwarzanie.
Dymitr oglądał w skupieniu. Jednak niekiedy i on nie umiał powstrzymać uśmiechu, który cisnął mu się na usta. A na gdy film się skończył, pokręcił głową z rezygnacją.
- On się zachowuje gorzej niż dziecko. Naprawdę nazwał mnie "Ruski Chuck Norris"
- Dlatego wszyscy mają z niego taką polewkę. Jak dla mnie jesteś lepszy od Chucka Norrisa. Nie bez powodu nazywają cię bogiem.
- Rose. Przestań, nikt tak do mnie nie mówi.
- Ach, tak? To spytaj się kogokolwiek. W całej Akademii tak cię przezywali. I od naszego pierwszego treningu uważam, że zasłużyłeś na to.
- Nie mnie nazywają bogiem, ale ciebie boginią...- przerwał na chwilę z zawahaniem.- a nie ważne.
- Nie proszę. Mów dalej. Zacząłeś to dokończ.- zachęcałam. Byłam ciekawa co o mnie mówią.
- Wszyscy mężczyźni nazywają cię boginią sexu i walki.- westchnął z rezygnacją. 

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 121

Wykorzystałam jego nieobecność, na załatwienie swoich spraw. Pierwsze co zrobiłam to zadzwoniłam do ojca. Po trzech sygnałach usłyszałam jego zasypany głos.
- Halo.
- Hej staruszku. Co tam u ciebie?
- Rose?! Czy ty wiesz, która godzina?
- Podejrzewam, że dość późna. Mam do ciebie sprawę.
- No moja córcia. To w czym tym razem mam ci pomóc?
- Potrzebny mi wyjazd.- oznajmiłam prosto z mostu.
- Dymitr, czy Robert?
Na początku nie wiedziałam, o ci mu chodzi, ale dostałam natchnienia.
- Dymitr, choć możliwe, że i Doru. Słyszałeś o misji w Rosji, dla Dymitra?
- Tak.
- No tak. Jakby wielki Żmij nie miał słyszeć.- zakupiłam.
- Rose streszczaj się. Jestem zmęczony i ie mam ochoty na żarty.
- Ibrahim. Kto dzwoni?- usłyszałam zasypany głos matki.
- No pomyśl. Kto może być tak niecierpliwy, że od razu chce cały świat angażować w szalone pomysły?- zwrócił się do niej.
- Dobra, do rzeczy.- przerwałam Potrzebuję pojutrze samolot do Bai.
- Czemu dzwonisz dzisiaj?
- Bo jutro mogę nie mieć szansy. Bielikow nie może o niczym wiedzieć, jasne?
- No dobrze córeczko rano wszystko załatwię, a teraz idź spać. Pamiętaj, że musisz uważać na siebie i dzieci. Dobranoc pani Bielikow.
- Dobranoc państwo Mazur.- zaśmiałam się.
- Ha ha. Bardzo zabawne.- usłyszałam głos matki.- Dobranoc Rose.
- Pa.- rozłączyłam się.
Co teraz porobić? Wiem! Spakuję swoje towarzysza, bo tak jak mówiłam jutro nie będzie miał czasu. Poszłam do sypialni i wyciągnęłam jego walizkę. Jedzie na pięć dni. Okey. W takim razie pięć par majtek i skarpetek. Dwie bluzki. Nie. Przy naszej pracy trzy. Tyle samo spodni. Jeden komplet założy jutro. Kosmetyki, których nie będzie potrzebować rano i piżama. Niech tylko spróbuję mi spać bez. Jeszcze ich zaatakują i przyjdzie obudzić go jakaś strażniczka. Po moim tropie. Tylko ja mogę podziwiać jego klatę. Chciałam spakować mu kilka westernów. Właśnie byłam w jego biurze i sięgałam po jego ulubioną książkę, kiedy w tali złapały mnie silne dłonie i uniosły, tak, że mogłam ją zdjąć. Następnie ich właściciel posadził mnie na biurku. Utonęłam w brązowych oczach. A następnie w słodkim pocałunku. Ja z Dymitrem poszliśmy do sypialni.
Leżeliśmy w łóżku, przytulając się mocno. Nasze oddechy już się uspokoiły po miłosnym tańcu naszych ciał.
- Dymitr?- zaczęłam.- Powiedz mi, co czułeś gdy uciekłam? No wiesz, wtedy?
- Roza. Błagam nigdy więcej tego nie rób. Nawet nie wiesz co przechodziłem. Najpierw się ze mną godzisz, a później gdzieś znikasz. Odchodziłem od zmysłów. Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje. Lissa nic nie wiedziała, Iwaszkow też niczego z ciebie nie wyciągnął. Myślałem, że się złamię. Obwiniałem się, że to moja wina. Że przez to jak cię traktowałem i że spędziłem tyle czasu z Taszą, uciekłaś. Kazałem pięć razy sprawdzić cały ośrodek, a w każdej wolnej chwili, sam chodziłem po całym terenie. Gdy byłem naprawdę załamany chowałem się w swoim pokoju, by nikt mnie nie widział w takim stanie. Wtedy zrozumiałem, jak bardzo mi zależy na tobie. Odmówiłem Taszy, bo... miałaś rację. W sali mogli ją startować, ale ja się o nią nie troszczyłem. Tylko o ciebie. Na zawsze chciałem być TWOIM strażnikiem. Zawiodłem przez własną głupotę i płaciłem wielką cenę. Kiedy Christian powiedział gdzie jesteście, już chciałem jak najszybciej wyruszać. Twoja matka przekonywała mnie, że nie mogę tam od razu biec. Niechcący wyrwało mi się, że Cię Kocham. O dziwo zrozumiała mnie. Nie miała pretensji. Była zszokowana, ale wytłumaczyła, jakie mogą być konsekwencje jeśli wyruszymy teraz. Niechętnie, ale posłuchałem. A z powodu mojego stanu, nie pozwoliła mi się wtrącać w obrady. Wszyscy mogli uważać, że jestem normalny, ale ja nie myślałem racjonalnie. Ona o tym wiedziała.
- Powiedziałeś mojej matce o naszej miłości?!- nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Miłość przytępiła mi zmysły. Nie wiem jak to się stało. Po wszystkim wzięła mnie na rozmowę. Powiedziała mi, że nie powinienem tego okazywać. Ale ja to doskonałe rozumiałem. Powiedziałem jej, że to odwzajemnione uczucie i poprosiłem, żeby nikomu nic nie mówiła. Nie ze względu na mnie, bo to nie ważne, ale na twoją karierę.
- Dlatego tak mnie rozumiała po ataku na szkołę.
- Teraz moja kolej.- nie rozumiałam o co mu chodzi. Spojrzał mi głęboko w oczy.- Roza, naprawdę byłaś gotowa się przemienić?
A więc to go męczy. Ciągle ma wyrzuty sumienia, że mnie chciał przemienić. Ale to była moja decyzja.
- Nie wiem czy można to nazwać gotowością, ale w pewnym sensie chciałam tego. Po pierwsze, nie miałam zbytnio wyboru, ale to mało ważne. Chciałam być z tobą. Bylibyśmy na zawsze razem. Zrobiłabym to z miłości do ciebie. Wszystko, byleby być z tobą.
Nic nie powiedział, tylko mnie pocałował.
- To nie wiarygodne. Ja nie miałem pojęcia, że ty...
- Tak bardzo Cię kocham?!- dokończyłam, gdy za długo szukał odpowiednich słów.- Tak to już bywa. Miłość przytępiła mi zmysły. Nie wiem jak to się stało.- powtórzyłam jego słowa.
- Nie to chciałem powiedzieć. Nie wiedziałem, że jesteś w stanie tyle poświęcić dla mojego szczęścia, choć sama umierałaś ze strachu. Nie wiedziałaś co będzie dalej. Zaufałaś mi, tak jak dawniej. To dziwne, ale sam dziwnie się czułem ze świadomością, że zaraz będziesz jedną z nas. Wręcz ci współczułem. Gdyby nie Galina, zachował bym cię taką, jaką jesteś. Oszczędził swojego losu. W głębi duszy nie pogodziłem się z tym, kim zostałem. Była to mała część, której nie słuchałem, ale która mnie przerażała. Żadna strzyga nie powinna tego czuć co ja. Nie wiem, jak to wyjaśnić.
- Po prostu. Miłość. Może nieumarli nie kochają, ale mają w sobie duszę, uwięzioną, zniewoloną, która mimo wszystko odczuwa wielką miłość i nie pozwoli jej zniszczyć.
- Ja tiebia liubliu Roza- mocno przycisnął mnie bliżej siebie
- Ja tiebia toże liubliu.
Pocałowałam go namiętnie. Kiedy odkleiliśmy się od siebie, ukochany przytulił mnie jeszcze mocniej. Po chwili zasnęłam.

niedziela, 24 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 120

- Kto to był, że ci tak wesoło kochanie?- spytał z cwanym uśmiechem Bielikow.
- Myślę, że doskonale wiesz. Gdybyś tylko to widział. Iwaszkow błagał mnie o przebaczenie na kolanach.- usiadłam na krześle i wróciłam do jedzenia.
- Już żałuję, że mnie tam nie było.
- Oj żałuj.
Do końca śniadania rozmawialiśmy o neutralnych tematach. Przede wszystkim chcieliśmy odciągnąć uwagę Lili od złych myśli. Jednak widać było, że z nami zostało tylko jej ciało. Odpowiadała na nasze pytania, ale potem wracała do swojego świata. W końcu nie wytrzymała i wypaliła.
- Dymitr, czemu nie było Cię z Rose, gdy strzygi zabiły Masona?
Popatrzyliśmy na siebie. 
- Bo nikt nie wiedział gdzie są.
- Nie próbowaliście ich znaleźć?- nie odpuszczała mała.
- Próbowaliśmy, ale to nie było takie łatwe. Mogli być wszędzie.
- Ale w końcu się udało.- zauważyła.
- Tak. Reszta, która uciekła, powiedziała nam gdzie są i co się stało.
- Martwiłeś się o moją siostrę?
- Bardzo.- popatrzył na mnie czule. Uśmiechnęłam się.
- A co się stało, jak ją znaleźliście?- doczekała dalej. W sumie sama byłam ciekawa. Pamiętam wszystko jak przez mgłę. Ale uznałam, ze nie pora na to.
- Lili.- wtrąciłam się.- Mam pomysł. Zjemy śniadanie, zrobimy herbaty i pójdziemy do pokoju z kominkiem, co ty na to. Opowiemy ci wszystko od ucieczki mojej i Lissy, do naszego ślubu.
Dziewczynka pokiwała głową.
I tak zrobiliśmy. Pół godziny później, siedzieliśmy przy ogniu i opowiadaliśmy małej naszą historię.
- To zaczęło się cztery lata temu.- rozpoczęłam opowieść.
- Jechałam z rodziną Lissy na wycieczkę. Ale z naprzeciwka jechał pijany kierowca i był wypadek. Teoretycznie tylko moja przyjaciółka powinna przeżyć, ale ma niezwykłe zdolności i mnie uzdrowiła, a wręcz przywróciła do żywych. Jej rodzice i starszy brat zginęli. Była to tragedia w świecie wampirów. I wszystko byłoby super, gdy nie dziwne rzeczy, które wydarzyły się później.
Opisałam o wszystkim co się działo do poznania tajemniczego strażnika w kowbojskim prochowcu. Tej części życia mój mąż nie znał. Nie dało się tego wyczytać z raportów, czy biografii. Wiedziałam o tym, tylko ja, królowa i przypadkowi świadkowie.
Następna część poświęcona była naszym treningom. W sumie tutaj ciągle wchodziliśmy sobie w słowo. Czasem on coś odpowiadał, czasem ja. Pominęliśmy niektóre, nieistotne szczegóły. Np. moje spotkanie z Jessem. Ale za to, szczegółowo opisałam moje tajemne wędrówki na strych kaplicy i czego się dowiadywałam. Kolejny przystanek to zakupy, złamana kostka i kłótnia z Lissą. Później bal i niespodzianka Masona. Następnie porwanie Dragomirówny oraz zaklęcie na naszyjniku. Powiedzieliśmy coś w stylu, że się całowaliśmy i przytulaliśmy, ale Dymitr się skapnął. Wyjechaliśmy na misję i uratowaliśmy księżniczkę. Kolejna nowość, dla ukochanego, to jak nakarmiłam przyjaciółkę. Nikt o tym nie wspominał. Ostatnią częścią, przed obiadem, była walka z Natalie i wyznanie Bielikowa. Podczas jedzenia, Lili zadawała nam pytania do pierwszej części.
Popołudniu zaczęliśmy następną. Od wyjazdu z mentorem na rzeź( nawet przyznałam się do marzeniu o zepsuciu się samochodu, na co strażnik parsknął śmiechem), przez przyjazd mojej mamy, poznanie Taszy, kłótni z Dymitrem wyjazd na ferie zimowe, poznanie Iwaszkowa, mój związek z Masonem i to wszystko, co się wydarzyło. Dymitr opisał swój romans z Taszą, ale nie był on zbyt uczuciowy. Wciąż kochał mnie, a nie umiał tak zgodzić przyjaciółki, jak ja Masona. Nawet opowiedziałam, jak się w basenie upiłam i chciałam rozdzielić bijących się. Następnie przeszliśmy do balu i naszej rozmowy. Nim się obejrzeliśmy zaczęło wychodzić słońce. Przed kolacją zdążyliśmy jeszcze skończyć porwanie. W sumie to dokończyliśmy przy stole. Oszczędziłam jej bardziej drastycznych szczegółów.
- Wszystko wydawało mi się rozmazane. Płakałam nad ciałem najlepszego przyjaciela, który był dla mnie jak brat. Zaczęli pojawiać się ludzie. Na początku nie poznawałam ich. Uznałam za zagrożenie, ale usłyszałam głos, który rozpoznała był na drugim końcu świata i zobaczyłam brązowe oczy jego właściciela.
- Gdy zobaczyłem ją tam załamaną, wiedziałem, że muszę jej pomóc. Z wahaniem odrzuciła miecz, ale nie dała się wyprowadzić na początku.
- Opierałam się, bo nie chciałam tam zostawić ciała Masona. Nic nie docierało do mnie. Byłam jak w transie, zdolna wykonywać tylko najprostsze polecenia.- zakończyłam.
Zrobiło się już późno, a dampirzyca była zmęczona, więc po kolacji poszła grzecznie grzecznie spać.
 Na dobranoc opowiedzieliśmy jej jeszcze o mojej rozmowie z matką i później Dymitrem. Lili szybko zasnęła.
Nasza dwójką poszła posprzątać po jedzeniu. Nagle zadzwonił telefon. Odebrał Bielikow. Pokazał mi, że idzie na górę, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Szybko włożyłam resztę naczyń do zmywarki. W tym czasie, ukochany szedł już na dół i objął mnie w tali, całując po szyi.
- Kto dzwonił?- spytałam, z przyjemności zamykając oczy.
- Hans.- przytulił mnie mocniej.- Chce, żebym przyjechał na Dwór, dokończyć formalności z wyjazdem.
- Kiedy wrócisz?
- Pozwalasz mi?!- zdziwił się.
- A mam inny wybór?
- Mogę pojechać jutro.- wrócił do pieszczenia mojego karku.
Jednak ja odwróciłam się i zarzuciłam mu ręce na kark, zagłębiając się w brązie jego oczu. Jego dłonie wylądowały na mojej tali. Wiedziałam, że jest gotów w każdej chwili zdjąć moją sukienkę.
- Nawet nie ma takiej opcji.- odezwałam się w końcu.- Jutro cały dzień spędzasz ze mną. Więc jak masz coś do załatwienia, to załatw to jeszcze dziś.
- No dobrze.- odpuścił.- Ale nie czekaj na mnie.
Pochylił się delikatnie, a ja stanęłam na palcach, by nasze usta się spotkały. Następnie poszedł na przedpokój ubierać się. Podążyłam za nim i usiadłam na stawce na buty. Mój mąż szybko ubrał się i wziął kluczyki od samochodu.
- Wiesz, że i tak będę czekała?- zapytałam, gdy był już gotowy.
- Wiem.- uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie. W drzwiach rzucił mi ostatnie spojrzenie, a potem je zamknął.

sobota, 23 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 119

Często jak zagrożone jest bezpieczeństwo bliskiej osoby, zapominamy o własnym. Jeśli tak nie mieliście to wam zazdroszczę, ale i współczuję. Ale co, jak nasze bezpieczeństwo równa się bezpieczeństwu innej istoty? Zaczyna się problem, bo wtedy nie myślimy o jednej z zagrożonych osób. Stajemy przed pytaniem, która jest dla nas ważniejsza. A niekiedy zapominamy o dziecku, któremu życie daje nasz organizm.
- Ale co się dzieje? Co mam zrobić?- wpadłam w panikę.
- Niedługo ma misję w Rosji. Przyśniła mi się. Musisz w tym czasie być u nas.
- On mi nie pozwoli wyjechać.
- Wymyśl coś. Jesteś wojowniczką.- zauważyła z rozdrażnieniem.
Niewiele myśląc podjęłam decyzję.
- Przyjadę
- Dobrze. Jesteś odpowiednią żoną dla naszego Dimki.
- Dziękuję.- nagle coś mi się przypomniało. A raczej ktoś.- Ale nie będę sama.
- Spokojnie, zajmiemy się twoją siostrą. I niczego nie mów Dimce.
- Dobrze. To do zobaczenia.
- Żegnaj wnusiu.- dziwnie się poczułam, gdy tak mnie nazwała.
Odłożyłam komórkę i zaczęłam się szykować. Martwiło mnie to, czego się dowiedziałam. Cholera! Przecież mogę go stracić. Chwila. Przypomniało mi się coś. Po ślubie Dymitr rozmawiał z Jewą i nie chciał mi powiedzieć co się stanie. Może mi też coś groziło. Ale mimo to zachowuje się jak zawsze. Nie przejmuje się tym. Może trochę bardziej mnie rozpieszcza. Sprawił, że o tym zapomniałam, choć mu pewnie to wciąż zaprząta głowę. Muszę zrobić tak samo. Ubrana poszłam do łazienki i obmyłam twarz zimną wodą. Trochę mnie to uspokoiło, pomogło pozbierać myśli. Jeśli nie dam nic po sobie poznać, pojadę do Rosji i nic mu się nie stanie. Nie tak powiedziała "babcia". Nie. Chyba się nie przyzwyczaję. Nawet do Abe'a nie mówię "tato".
"Rose weź się ogarnij! Tu chodzi o życie twojego towarzysza."- zganiłam się w myślach.
Popatrzyłam w lustro. Co ja mam na głowie? To gniazdo, a nie włosy. Rozczesanie ich trochę mi zajęło. Były bardzo długie, nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam u fryzjera i nie zamierzam. Dymitr uwielbia je.
Po długich męczarniach, moje loki wyglądały przyzwoicie. Nie malowałam się, bo nie zamierzałam nigdzie iść.
Gotowa zajrzałam do pokoju obok. Obudziłam Lili.
- Dzień dobry.- przywitała mnie bez entuzjazmu, siadając na brzegu łóżka. Usiadłam obok i ją przytuliłam.
- Wiem, to boli. Ja kiedyś też straciłam bliską mi osobę.
- Kogo?- zaciekawiła się.
- To trochę dziwne, ale on dalej żyje. Wiem, że to nie jest to samo, ale przez długi czas nie wiedziałam o tym.
- Jak to się stało?- nie odpuszczała.
- W zimie rok temu, moi przyjaciele uciekli z ośrodka, w którym cała nasza szkoła spędzała ferie. Ja też uciekałam, żeby ich znaleźć. I odnalazłam. Chcieliśmy wracać, ale porwali nas ludzie, pracujący dla strzyg. Po wielu próbach im też zdołaliśmy uciec. Jednak jeden z potworów zabił mojego przyjaciela, Masona. Był dla mnie jak brat, więc w szaleństwie zabiłam swoje pierwsze dwie strzygi. Następnie płakałam nad jego ciałem. Nie wiem ile tam leżałam, ale w końcu odnaleźli nas strażnicy. W szkole wszyscy przeżywali żałobę, ale to dla mnie była największa strata. Oddał życie za mnie.- z oczu zaczęły lecieć mi łzy. Szybko je starłam. 
- Ale mówiłaś, że on żyje. I rozmawialiście o nim, podczas kolacji z królową.- zauważyła. Łatwo kojarzy fakty.
- To prawda. Miesiąc później, przed moimi urodzinami, okazało się, że uzdrowił, a wręcz ożywił go jakiś moroj. Taka osoba, przywrócona do życia nosi pocałunek cienia. Sama też go miałam. Jednak o tym, kiedy indziej. Czas się zbierać, bo kucharz się zdenerwuje, jeśli się spóźnimy.
Po dziesięciu minutach zchodziłyśmy na dół.
- Rose, mamy w pokoju zegarek, a ty i tak się spóźniasz.- narzekał mój mąż.- Nigdy się nie zmienisz.
- A nie mówiłam?!- zwróciłam się do siostry. Ta nie umiała powstrzymać uśmiechu. Usiedliśmy wszyscy do stołu.
- Opowiecie mi dzisiaj tą historię?- spytała w pewnym momencie Lili.
Popatrzyłam na Dymitra. On zaś szukał zgody u mnie. Kiwnęłam nieznacznie głową.
- Myślę, że dzisiaj i jutro będzie dobry czas na to.- uznał strażnik.- Ale to po śniadaniu.
Nagle nasze śniadanie przerwał dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się. Dymitra najwidoczniej ucieszyła ta niezapowiedziana wizyta.
- Towarzyszu? Czyżbyś się kogoś spodziewał?
- Powiedzmy. Idź otwórz i powiedz Adrianowi, że za pięć minut sam pójdę sprawdzić, kto przyszedł.
Acha. Czyli spodziewa się Iwaszkowa. Czy on naprawdę myśli, że on tu przyjdzie, po wczorajszym. Wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam...
- Witaj mała dampirzyco.
- Czego chcesz Adrian?- warknęłam.
Wyglądał okropnie. Poobijany, ze złamanym nosem i ręką. Pod okiem miał wielkie limo. Nie współczułam mu jako, że już się lekko kołysał od nadmiaru promili.
- Zadziorna jak zawsze. Gdybyś tylko wiedziała jak za tym tęsknię. Ale ty wolałaś tego ruskiego Capa zamiast mnie. A tyle mogłem ci dać. Byłabyś szczęśliwą żoną. A jaki skandal byłby.- rozmarzył się, wypełniając płuca dymem papierosowym.- Przecież to uwielbiasz.
- Iwaszkow, lepiej uważaj. Nie mam ochoty tracić czasu na twoje wyobrażenia. Streszczaj się, bo za pięć minut ten "Cap" osobiście sprawdzi, kto przyszedł.
- Roza. Kto przyszedł?- strażnik jak na komendę krzyknął z jadalni. W oczach moroja dostrzegłam strach. Miałam nad nim przewagę.
- Chciałem przeprosić możni panią,- skłonił się całując moją dłoń.- za obrazę, jakiej żem się dopuścił wczorajszego dnia, w stanie upojenia alkoholowego - nagle padł na kolana, podnosząc na mnie błagalny wzrok.- i prosić o przebaczenie. Obiecuję, że to się nie powtórzy, a mało tego, przysięgam zawsze ci pomoc i otulić opiekuńczym ramieniem i łóżkiem, gdy twój ruski Chuck Norris zawiedzie.
- Przyjmuję przeprosiny i wybaczam. Masz szczęście, że nie jestem pamiętliwa. A teraz uciekaj.
- No tak. Strażnik Teksasu zawsze czujny. Żegnam my Lady.
Poszedł do samochodu ze strażnikami i odjechał. Zamknęłam drzwi. I wybuchłam śmiechem, który przez cały czas wstrzymałam. Gdy się uspokoiłam, wróciłam do reszty rodziny.

piątek, 22 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 118

- Dymitr. Możesz mnie w końcu puścić?- spytałam po raz dziesiąty, próbując mu się wyrwać.
- Roza. Aż tak chcesz ode mnie uciec?
- Nie, ale Lili zaraz wstanie i pewnie chciałaby coś zjeść.
- Poczeka. Jeszcze nie skończyłem ci dziękować.
Westchnęłam zrezygnowana i odwróciłam się. Ujrzałam mojego boga. Po chwili znowu jęknęłam, ale z rozkoszy. Już nie chciałam mu uciec. Ukochany już dwie godziny "dziękował" mi za pocieszenie w nocy i wszystko co dla niego zrobiłam. Wymyślił wiele sposobów. Od kąpieli z masażem, przez pieszczoty w łóżku, oglądanie filmów, przytulanie, kończąc w łóżku. Kochaliśmy się przynajmniej trzy razy. On jest niesamowity.
Po kolejnym wspólnym dojściu, leżeliśmy mocno wtuleni.
- Roza. Czym ja grzeczny zasłużyłem sobie na takiego anioła?- chyba bardziej pytał siebie.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Znowu zaczynasz?- spytałam, próbując się uspokoić.- To ja mam więcej powodów do takiego pytania.
- Po prostu szukam przyczyny mojego szczęścia w sobie. W swoim życiu, postępowaniu, ale nic nie umiem znaleźć. Cała moja radość jest z tobą.
- Ty też masz w to spory wkład. I nie zaprzeczaj.- powiedziałam, gdy już otwierał buzię.- A zauważyłam, że już nie chodzisz do kościoła. Nie musisz już myśleć nad swoim życiem w spokoju, jak Kiedyś mi mówiłeś?
Zaczął się zastanawiać. Wszystkie strzygi były kiedyś żyjącymi istotami.
A my musimy je zabijać. Kiedyś mi wyznał, że na myśl o tym, robi mu się smutno i idzie do kaplicy. Tam znajduje spokój. 
 - To prawda,- odezwał się w końcu.- mówiłem, ale mówiłem też, że o wiele spokojniejszy jestem przy tobie. A teraz mam cię na zawsze.- popatrzyłam na niego zdziwiona.- Co Roza? To że działał urok, nie znaczy, że to nie jest prawda. Przy tobie mogę być sobą, a nie wiecznie czujnym i poważnym strażnikiem. Nienawidzę tego, ale już się przyzwyczaiłem. Teraz twoje zadanie, żeby mnie odzwyczaić.
- Zawsze lubiłam podejmować się niemożliwego.- powiedziałam z uśmiechem.
- Bez przesady. Tak trudnym przypadkiem nie jestem.- Popatrzyłam na niego z po wątpieniem.- Aż tak źle?
- Gdyby nagrać cię w obecności kogoś, a zwłaszcza Lissy, a później porównać do jakiegokolwiek dnia z naszego miesiąca miodowego, to poznajemy dwie różne kategorie. O i jeszcze jest "Dimka".
- Dimka?! Nie mówiłaś tak do mnie.- zauważył zdziwiony.
- I nie będę. Chodzi mi o twoją rodzinę. Jak z nimi byliśmy, poznałam całkiem innego Dymitra, takiego ich. Który zapomniał o służbie, zanurzył się we wspomnieniach i chciał pokazać swojej dziewczynie, łamane przez narzeczonej,- mimowolnie się uśmiechnął się.- inny kawałek siebie. Swoje dzieciństwo. Jest trochę inny, ale można go podpisać pod "Towarzysz".
- Zgaduję, że to ten twój.
- A znasz kogoś innego, kto tak na ciebie mówi?
- Nie.
- A tylko by spróbował.- pogroziłam mu palcem. On złapał moją dłoń i go pocałował.
- Błagam cię Roza, nigdy się nie zmieniaj.
- Każdy się zmienia. Ja już jestem inna.
- Ale ty nie powinnaś. Jeszcze nie jest za późno.
- To czemu mam zmienić ciebie?- spytałam podchwytliwie.
- Nie zmienić, a pomóc być przy innych, jak przy tobie. I nie krępować się, oznajmiać światu jak bardzo Cię kocham.
Już chciałam odpowiedzieć, kiedy zaburczało mi w brzuchu. I to dość głośno, bo aż mój mąż się zaśmiał.
- Może jednak pójdę zrobić to śniadanie.- stwierdził przez śmiech. Podniósł się i ruszył do drzwi.
- Tak, to dobry pomysł.- uśmiechnęłam się promiennie. Ale mina mi zrzedła, gdy stanął przy drzwiach.- Towarzyszu, nie zapomniałeś o czymś?- lustrowałam wzrokiem jego umięśnione, nagie ciało. Jest piękny. Jest boski. I jest mój. Więc nie może paradować po domu z ośmioletnią dziewczynką, bez ubrania. On oczywiście udawał, że nie wie, o ci mi chodzi. Znacząco popatrzyłam na garderobę.
- No już dobrze.- poddał się i wszedł do pokoju obok.
Po kilku minutach wyszedł z niego w jednej z nowych koszulek i spodniach do kolan.
- A ty co tak leżysz?- popatrzył na mnie.
- Podziwiam mojego boga.- uśmiechnęłam się kusząco.- Nie powiem, ładny widoczek.
Dymitr pokręcił głową z rezygnacją. Ale w tej atmosferze, nawet on nie umiał zachować powagi. Podszedł do mnie i dał mi słodkiego całusa. Chciał się odsunąć, ale złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam, pogłębiając pocałunek. Wyczułam jego zdziwienie, ale szybko poddał się przyjemności. Oparł dłonie na poduszce, po bokach mojej głowy.
- Teraz możesz iść.- wciąż trzymałam go blisko siebie za ubranie. Oddychaliśmy szybko.
- A kto powiedział, że chcę?- z cwanym uśmiechem nachylił się po kolejnego całusa, ale ja go zatrzymałam.
- Jeśli zrobisz to jeszcze raz, nie wypuszczę cię, a potem zjem z głodu.- powiedziałam z powagą.
- No to ja może uciekam, zrobić ci coś do jedzenie.- udał wystraszonego.- Skoro bez skrupułów zjadłabyś mnie, to musisz naprawdę być głodna.
- No właśnie więc uważaj.- pogroziłam mu palcem.- Bo w złym humorze bywam niebezpieczna.
- A teraz jesteś w złym humorze?- Spytał zadziornie.
- Nie, ale coś czuję, że jeśli szybko nie nakarmię naszych dzieci, to sprawią, że będę.
- Chyba będą bardzo podobne do ciebie.
- Czemu tak myślisz?- zaciekawiłam się.
- A tak sobie.- powiedział i dał mi całusa w czoło.- za godzinę zejdźcie z Lili na dół.
Patrzyłam jak wychodzi. Nie chciało mi się jeszcze wstawać, ale zmusił mnie do tego telefon. Podniosłam się i odebrałam.
- Rose Hathaway-Bielikow. Słucham.- powiedziałam oficjalnie.
- Witaj Rose.- usłyszałam kobiecy głos z silnym, rosyjskim akcentem, którego nie spodziewałam.
- Jewa?!- wykrzyknęłam zaskoczona.
- Ciiii!!- zbryzgała mnie. Aż się skupiłam. Już rozumiem, dlaczego Dymitr bał się nagrabić u niej.- Tak to ja. Mów mi babciu.
- Pozwolisz, że jeszcze się z tym wytrzymam.
- Jak wolisz. Jest gdzieś niedaleko mój wnuk?
- Nie. Ale mogę go zawołać.
- Nie. Chciałam porozmawiać z tobą. Kochasz Dimke?
- Ponad wszystko.- co to za pytanie?
- Grozi mu niebezpieczeństwo.- wystraszyłam się. O co chodzi?- Tylko ty możesz mu pomóc.