poniedziałek, 31 października 2016

ROZDZIAŁ 308

Nawet nie zauważyłam, kiedy czas mojej pracy się skończył. 
Gdy do sali tronowej wszedł Leo, pożegnałam się zgodnie etykietę strażników i poszłam do naszego mieszkania. Uznaliśmy to jako naszą bazę. Tam mamy się spotkać po służbie i szkole. Po drodze wstąpiłam do pokoju dziecięcego, po nasze skarby. W środku nie było już Jill, za to spotkałam się z opiekunką królewską. Księżniczka nie mogła cały dzień poświęcać nie swoim dzieciom. W dodatku, dla niej również zaczął się rok szkolny.
- Hej Vanessa.- przywitałam morojkę.
- Miło Cię widzieć Rose.- uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.- Jak tam pierwszy dzień w pracy?
- Nie było najgorzej,- odpowiedziałam, podnosząc synka.- choć coraz bardziej przeraża mnie polityka morojów.
Morojka wzięła dziewczynkę, a ja skierowałam się do wyjścia. Przy drzwiach minęłam się z Ozerą, który pewnie szedł po Rosalie. Oczywiście razem z nim był jego strażnik.
- O śpiący królewicz się obudził?- zaśmiałam się z tego.
Nie byłam już na służbie i z tego korzystałam.
- Jak widać.- odgryzł się.- Hej, Rose. Jak było na radzie?- uśmiechnął się złośliwie.
- O wiele lepiej niż w twoim towarzystwie.
Wyszłam, mijając Dymitra dostatecznie blisko, aby odwdzięczyć się za rano w ten sam sposób. Wiedziałam, że się uśmiechnął, gdy nasze dłonie się dotknęły.
- Dziękuję za pomoc.- zwróciłam się do Vanessy.- Nie musiałaś tego robić.
- Przestań.- machnęła ręką.- Sama byś ich na raz nie wzięła.
Położyliśmy dzieci na podłodze i opiekunka wyszła. W środku czekała już na mnie Lili.
- I jak było?- spytałam.
- Fajnie. Widziałam cię.- powiedziała szczęśliwa.- A u ciebie?
- Sama służba fajna.- usiadłam koło dzieci i zaczęłam się bawić.
- Ale...- siostra przysiadła się obok.
- Ale byłam na Radzie.
Narada królewskiej rady, to coś okropnego. Na początku przedstawiono sytuację społeczną i gospodarczą naszego świata, a Lissa zaproponowała zmiany, aby poprawić wyniki. Ale ci durni, konserwatyści wszędzie szukali dziury i narzekali. Aż pojawił się problem dampirów i wieku w jakim powinni rozpocząć służbę. Myślałam, że temat został już dawno rozwiązany. Sala podzieliła się na trzy części. Jedni uważali, że szesnaście lat to wystarczająca granicą między szkoleniami, a prawdziwym życiem, druga nie chciała żadnych zmian, za to trzecie uważała, że dopiero osiemnastolatek jest gotowy na taką odpowiedzialność, ale szkoły źle ich do tego przygotowują. Osobiście kibicowałam tej ostatniej, ale moje zdanie dla nich się nie liczy, dlatego zna je tylko moja przyjaciółka. W końcu arystokracja nie wytrzymała i zaczęli się kłócić, aż przeszło do rękoczynów. Nie wiem co było dalej, bo musieliśmy wyprowadzić królową, ale najpewniej reszta strażników uspokoiła tłum. I nic nie ustalono. Znowu. Nic dziwnego, że sprawa jest wciąż otwarta. Według mnie, Lissa powinna przygotować projekt, rzucić go przed tymi bałwanami i znać odpowiedź na każde pytanie. Tak, aby wyszło na jej, a równocześnie książęta i księżniczki byli z siebie dumni.
- To genialny pomysł Rose.- usłyszałam entuzjazm mojej przyjaciółki.- Dlatego zawsze się ciebie radzę w trudnych decyzjach. Osoby nie znające się na polityce, myślą jak zadbać o kraj, a nie tylko swój tyłek.
- O, cho, cho!- zaśmiałam się w duchu.- Skąd w głowie królowej takie brzydkie słowa?
- Uczę się od najlepszych.
- Od zawsze wiedziałam, że Ozera to nie najlepsze towarzystwo dla ciebie.
- Weź się od niego odczep.- udała obrażoną, ale po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem.- Wracając do tematu, potrzeba nam w rządzie młodych, a nie staruszków.
- Co zamierzasz zrobić?- zmartwiłam się.
- Zmienić budowę rady.- powiedziała beztrosko.
Właśnie tego się obawiałam.
- Liss czy tobie życie nie miłe. Każdy o tym wie, ale rada ci na to nie pozwoli. Co więcej będą urażeni i jeszcze zechcą cię odwołać lub co gorsza zabić.- aż przeszły mnie ciarki.
- Chyba że....- zaczęła, a ja od razu wiedziałam o co jej chodzi.
- O nie, nie, nie! To szaleństwo. Po pierwsze mrok, po drugie, jeśli oni zauważą, co robisz, możesz pożegnać się z karierą królowej i ideom zmieniania świata.
- Mogę rzucić im luźną propozycję, a oni sami wyjdą z inicjatywą, a nikt się zbytnio nie zorientuje, co jest grane.
- Przecież oni doskonale wiedzą co ty umiesz. Będą czujniejsi.- zauważyłam.
- Ale mogę też ogłosić taką propozycję, przed całym ludem.
- Widzę, że już postanowiłaś.- westchnęłam zrezygnowana.- Ale obiecaj mi, że zrobisz to podczas mojej służby przy tobie i wcześniej sto razy się nad tym zastanowisz.
- Zgoda.- westchnęła i wyszła z mojej głowy.
Myślami wróciłam do swojego ciała. Lili bawiła się z Felixem, a Nastka zasnęła na moich kolanach, nieświadomie przeze mnie objęta. Pewnie bardzo rozrabiała i się zmęczyła. Sama byłam trochę śpiąca, ale nie chciałam spać. Położyłam córeczkę na łóżku i z każdej strony zabarykadowałam ją poduszkami. Pogłaskałam ją po brązowych włoskich i ucałowałam czółko. Nagle z kuchni doszedł do mnie huk i płacz chłopca. Szybko tam pobiegłam i go podniosłam.
- Już ciii.... spokojnie, mama jest. Nic się nie dzieje.- tuliłam go do siebie, kołysząc.
Gdy się trochę uspokoił, włożyłam mu do buzi smoczek. Na podłodze zauważyłam metalową puszkę po herbacie.
- O Boże! Przepraszam Rose.- Lili była wystraszona.- Chciałam zrobić nam herbaty, ale musiałam zostawić ją za blisko krawędzi. Przepraszam.
- Spokojnie. Najważniejsze, że nic się nie stało, a na przyszłość będziesz wiedziała, że nie stawia się rzeczy na krawędzi, zwłaszcza gdy ma się dzieci ze zdolnością telekinezy.
Zaczęłam dokładnie oglądać chłopca, ale nic mu się nie stało. Ostatni raz przytuliłam go do siebie i poszliśmy do salonu. Tym razem to ja zajęłam się herbatą, a siostra Felixem. Właśnie zalewałam kubki, gdy ktoś zaczął pukać do drzwi, ledwo je otworzyłam, a już przytuliła mnie Emily.
- Hej, cieszę się, że wciąż tu jesteś.- minęła mnie nawet nie czekając na zaproszenie.- Anna dzisiaj mówiła Mani, że Karolina usłyszała od Adama, kiedy mówił Benowi, że jego kuzynka stała na straży podczas trwania rady, a tam byłaś ty. No No to musiałam dowiedzieć się czy to prawda.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem jak te plotki się rozchodzą.
- Tak to prawda.
- O MATKO!- pobiegła do mnie, piszcząc i przytuliła mnie.- Po roku doczekałaś się swojego pierwszego dnia służby! I jak było? Pamiętam swój pierwszy dzień. Byłam tak zdenerwowana, że prawie zaatakowałam ptaka, który z leciał z gałęzi.- zaśmiała się ze swojego wspomnienia.
- Nie, to ja ledwo się powstrzymałam przed zatłuczeniem rady. To co tam się dzieje, to coś okropnego. Ale może zrobię ci coś do picia?- zaproponowałam.
- Może być herbata. Co do zebrania tych starych pierników, to ci wierzę. Nasza królowa jest przez nich strasznie ograniczona, a chce wprowadzić wiele zmian, które są nam niezbędne do odzyskania dawnej świetności.- zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy tak mówiła o Lissie. To wiele znaczy, jeśli społeczeństwo ma dobre zdanie o panującej.- Dziewczyna kuzyna dziewczyny mojego brata, rozmawiała z chłopakiem, którego mama...
- Emily,- przerwałam jej stawiając kubek na stoliku i siadając na przeciwko dziewczyny.- mogłabyś przejść do sedna bez tych łańcuszków? I tak nic z tego nie rozumiem.
- O! Jasne!- zaśmiała się i kontynuowałyśmy rozmowę przez kolejną godzinę.