DYMITR
Tak bardzo nie chciałem zostawiać Rozy. Nie Wybacz sobie, jeśli zginie. Oby tylko ją przemienili, wtedy będzie jeszcze dla niej nadzieja. Chwila, gdy na nią patrzyłem zatrzymała czas. Liczyła się tylko ona i miłość w jej oczach. W ostatniej chwili zamknąłem drzwi i zdążyłem jeszcze zauważyć przez szybę, jak ją gryzą i jej opadające bezwiednie ciało. Nie chciałem widzieć więcej. Powstrzymując łzy podbiegłem i wziąłem moją księżniczkę na ręce.
- Dymitr, co się dzieje?- Lili była bardzo wystraszona.
- Weź Felixa. Musimy uciekać. Bianka.
Suczka od razu podbiegła, rozglądając się czujnie dookoła.
- Mama?- serce mi złamał płaczliwy głosik córeczki, szukającej mamy.
Spojrzała na mnie, a na uciekłem wzrokiem. Po jej małych policzkach zaczęły ciec łzy.
- Ale gdzie Rose?- spytała, podnosząc chłopca. Nie odpowiedziałem, spuszczając głowę.- Nie! To nie możliwe! I ty ją tam zostawisz?- krzyczała na mnie.
- Lili, zrozum, dla mnie to też nie jest łatwe.- tuliłem do siebie naszą księżniczkę.- Ona chce waszego bezpieczeństwa.- już nie mogłem powstrzymać płaczu.
Poszedłem do drzwi. Szybko przedostaliśmy się do samochodu. Na szczęście, dzięki ogrodzeniu mamy więcej czasu.
- Ale ja nie chcę.- zaprotestowała moja szwagierka, kiedy mieliśmy wsiadać do samochodu.- Straciłam już jedną mamę. Nie chcę stracić kolejnej.
Roza bardzo by się ucieszyła, gdyby mogła to usłyszeć. Ale nie usłyszy. Nagle strzygi zaczęły przedostawać się przez płot. Czas nas goni.
- Lili. zostać. Inaczej jej ofiara pójdzie na marne. Zrobiła to dla nas.
Dziewczynka szybko wsiadła koło płacących dzieci, Bianka wdrapała się na tylne siedzenia, a ja usiadłem za kółkiem. Odpaliłem i ruszyłem w ostatniej chwili. Jeszcze jeden potwór zdążył zbić okno od strony dzieci, na co pisnęły przestraszone i zaczęły płakać. Na szczęście suczka ugryzła potwora w nadgarstek, na co ten zabrał dłoń.
Pół godziny później byliśmy na Dworze. Przywitał nas Christian, biorąc na ręce Felixa. Ja podniosłem małą brunetkę. Oboje zmęczeni płaczem zasnęli. Lili szła za nami smutna, a słone krople ciekły z jej oczu na ziemię. Nikt nic nie mówił, bo nie było słów, które można by w tej chwili powiedzieć. Poszliśmy do komnaty małżeństwa. W środku siedziała zapłakana Lissa. Gdy nas zobaczyła, przytuliła mnie. Lekko ją od siebie odsunąłem i położyłem córeczkę na łóżku. Po chwili zamknąłem królową w silnym uścisku, również płacząc. Czułem się jak po przemianie. Wspólnie dodawaliśmy sobie otuchy.
- Ona żyje.- szepnęła.
Odsunąłem się od niej gwałtownie.
- Jesteś pewna?- spytałem z nadzieją.
Pokiwała głową i usiadła na łóżku. Przysiadłem obok niej, biorąc na kolana Lili. Ona też potrzebuje wsparcia. Przytuliłem ją mocno, aby mogła wypłakać się w moją koszulkę.
- Czuję więź. Nie... nie mogę się z nią połączyć, więc jest nieprzytomna, ale żyje.
Odetchnąłem głęboko z ulgi.
- To co teraz zrobimy?- spytała dziewczynka na moich kolanach.
- Musimy czekać, na jakąkolwiek informację.- westchnąłem ciężko.
Nie cierpię bezradności. Pragnąłem tylko ją zobaczyć, żeby tu była, przytuliła mnie i powiedziała, że wszystko jest w porządku. Ale tak nie będzie. Coś czuję, że nie za szybko poczuję jej drobne rączki, obejmujące mnie delikatnie, jej aksamitne włosy przelewające się między moimi palcami, jej ciepłe, miękkie usta, na moich wargach. Już tak bardzo za nią tęsknię. Ale nic nie mogę zrobić.
- Lili, pomożesz mi wyszukiwać bliźniaki spać. A później sami pójdziemy. To był męczący dzień.
Dziewczynka pokiwała głową i wstała ze mnie. Wziąłem na ręce wciąż śpiącą księżniczkę,i weszliśmy. Lili wzięła Felixa, a ja przez całą drogę do naszego mieszkania przyglądałem się córeczce. Wyglądała tak spokojnie, jakby nic się nie stało. Ale wiem, że jak tylko się obudzi, zada pytanie, które złamie mi serce. "Gdzie mama?" Na samą myśl poczułem supeł w brzuchu i gule w gardle. Delikatnie ucałowałem jej małe zamknięte oczka.
- Przepraszam.- szepnąłem, a jedna kropla moich łez spadła na jej policzek.
W pokoju musieliśmy ich obudzić.
- Gdze mama?- spytał Felix, smutny.
- Mama...- opanowałem głos, żeby mi nie drżał.- Mama musiała wyjechać.
- A wróci?- tym razem odezwała się dziewczynka.
Lili spojrzała na mnie wystraszona.
- Wróci, na pewno.- uśmiechnąłem się do nich.
- A ciemu places?- ciągnął chłopiec.
- Bo tatuś bardzo tęskni za mamusią.- wsparła mnie siostra Rozy.- On bardzo ją kocha i nawet chwili bez niej nie wytrzyma.
Cieszę się, że ją mamy. Dzięki charakterowi Rozy bardzo mnie wspiera i jest silniejsza. Tak samo umie się droczyć. Lili zaczęła je rozbierać, a ja napełniłem wanienkę wodą i specjalnym mydłem. Wszystko tu mamy, bo to tutaj się zbieramy przed lub po pracy. A niekiedy zdarza nam się zostawać na noc. Mimo, że mamy swój dom, Roza jest do tego mieszkanka przywiązana. Nic dziwnego, skoro to stąd pochodzą nasze wspomnienia, jakże krótkiego, ale i miłego okresu bycia parą. Móc nazywać ją swoją dziewczyną, było najlepszym co w życiu mnie spotkało, zanim się jej nie oświadczyłem. A później ślub. Uśmiechnąłem się na te wspomnienia, jednak sprawiły mi one również wielki ból. Znajdę Rozę i ją ocalę. Nie pozwolę jej zginąć. Po wymyciu obojga maluchów, nakarmieniu ich z jednoczesnym z jedzeniem kolacji (choć ledwo co mogłem przełknąć.) i ponownym umyciu (cała ta sytuacja źle działa na moje myślenie) sam poszedłem się myć. Zimny prysznic na trochę mnie otrzeźwił. Po mnie poszła Lili. Uznaliśmy, że dzisiaj wszyscy pójdziemy spać razem. Ułożyłem dzieci na środku łóżka i zacząłem im czytać. Zanim zasnęła dołączyła do nas młoda. Każdego ucałowałem w czoło i przytuliłem. Już po kilku minutach ich oddechy świadczyły o tym, że zasnęli. Tylko ja nie mogłem. Kręciłem się z boku na bok, szukając wygodnej pozycji, ale jej nie znalazłem. Brakowało mi Rozy. Czułem w sobie wielką pustkę. Dziurę w sercu, którą wyrwały mi strzygi, wraz z porwanie ukochanej. Gdy lekko przysypiałem, widziałem obrazy z ataku. Jej bezwładnie ciało ciągnięte przez las. W końcu nie wytrzymałem. Wstałem i podszedłem do okna. Bianka poniosła czujnie głowę, obserwując każdy mój ruch. Na horyzoncie pojawiało się szarzejące światło, świadczące o nadejściu ludzkiego poranka, a morojskiej nocy.
- Wiem, że gdzieś tam jesteś najdroższa. I ja cię znajdę. Przysięgam.
___________________________________________________________
Za bardzo was rozpieszczam, nieprawdaż?😂😂😂�
Liczę na komentarze i wróciła wena, czyli i ja wracam do codziennych rozdziałów. Trzymajcie się Romitrisiaki. 💖💖💖💖
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
wtorek, 31 stycznia 2017
ROZDZIAŁ 374
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
ROZDZIAŁ 373
Minął kolejny rok od naszego poznania. Trzy lata. A już mam męża, siedemnasto miesięczne dzieci, siostrę, moi rodzice latem wzięli ślub, no i jestem strażniczką królowej. Dla takich bilansów się żyje.
- Dziękuję za wczorajszy dzień.- mruknęłam, leżąc na brzuchu koło ukochanego.- Mam tylko wrażenie, że to za dużo.
Zrobiliśmy sobie piknik w ogrodzie. Dzieci bawiły się na placu zabaw, a my relaksowaliśmy się na trawie. W stroju kąpielowym korzystałam z ostatnich promieni słońca, które postanowiło zostać na trochę dłużej.
- Roza, nie ma czegoś takiego jak "za dużo", jeśli chodzi o odwdzięczenie się, że Cię mam.
- No ale cały dzień spa, później kosmetyczki, fryzjera, a na koniec potulne chodzenie ze mną po sklepach? Gdzie ty znalazłeś na to cierpliwość?- przewróciłam się na plecy, aby ocalić się równomiernie.
- Dla ciebie warto.- Rosjanin położył głowę na moim brzuchu, a ja zapatrzyłam się w jego czekoladowe oczy.- Po za tym, zwróciło mi się to w twoim wieczornym wyglądzie, Różyczko- palcami przejechał po moim tatuażu.
- Dymitr?- zaczęłam, bawiąc się jego włosami.
- Tak Roza?
- Czemu ich nie ściąłeś?
- A powinienem?- zmarszczył brwi, patrząc na mnie dziwnie.
- Nie!- krzyknęłam od razu.- Po prostu ciekawi mnie to.
Strażnik jakby z ulgą opadł na trawę, a ja się pochyliłam nad nim.
- Nigdy wcześniej nie widziałam mężczyzn z długimi włosami. No może czasami Rockmenów i Metalowców. Ale oni mają całe długie, a ty masz takie... w sam raz.
Bielikow zachichotał cicho.
- Nie wiem. Jakoś może mi się nie chciało. Ale też chciałem się wyróżniać.
- Tak. Bo twoja boska uroda i umiejętności nie wystarczyły.-stwierdziłam sarkastycznie.
- Może to taki mały, podświadomy bunt. Może jest za grzeczny.
- To ja też jestem buntowniczką.- przeczesałam dłońmi włosy.
Oboje zachichotaliśmy.
Gdy zaszło słońce, zebraliśmy się do domy, ciepłej się ubrać, a później wróciliśmy na dwór.
- Mamo. Mam kwatka.- Nastka pokazała mi mała stokrotkę.
- Bardzo ładna. A jest ich więcej?
- Tiak.- dziewczynka pokiwała główką.
- To przyniesie ich jak najwięcej, z jak najdłuższymi ogonkami.
Tak też zrobili, a ja zaczęłam robić wianki. Lili mi pomagała, więc szybciej się uporałyśmy. Swoje ozdoby miała już moja córeczka, mąż, Lili, a nawet Felix dał się przekonać. Zaczęłam robić swój, gdy zaczęło robić mi się nie dobrze.
- Mamusiu, cio siem dźieje?- zaniepokoił się brunet.
Ukochany spojrzał na mnie zatroskany. Już chciałam powiedzieć, że nic, ale nadeszła kolejna fala mdłości. Dawno ich nie czułam, ale oznaczały tylko jedno. Bianka niespokojnie podniosła głowę i zaczęła się rozgląda dookoła. Dzieci się bały. Wymieniłam spojrzenia ze strażnikiem, a on mnie zrozumiał od razu. Szybko złapaliśmy maluchy i wbiegliśmy do domu. Zostawiliśmy ich w salonie.
- Zajmij ich czymś.- poleciłam siostrze, biorąc z kredensu sztylet.- Jakby coś się działo, krzycz jak najgłośniej.
Pokiwała głową, wystraszona. Uklękłam przed nią.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze, nie martw się. Nic wam się nie stanie.
Przytuliła mnie.
- Uważajcie na siebie.- poprosiła.
- Będziemy.- uśmiechnęłam się pokrzepiająco, po czym wstałam.- Bianka pilnuj!
Odpowiedziało mi jej szczeknięcie, gdy szłam do ogrodu. To co tam zobaczyłam, przeraziło mnie. Dymitr walczył już z trzema przeciwnikami na raz, a z lasu wychodziły co nowe strzygi. Złapałam połączenie z Lissą.
- Rose, nie pokonanie ich.- szepnęła wystraszona.- Na Dworze nie ma kto wam pomóc.
Szlag! Dzisiaj miała być jakaś akcja. Cholera, to se bestie wybrały moment. Zauważyłam, że jedna ze strzyg chce się dobrać do strażnika od tyłu. O nie. Tak łatwo nie ma. Rzuciłam się na nią i przebiłam od tyłu. Byłam równie zdziwiona co wampir, zaraz przed tym, jak nie padł martwy. Jednocześnie poczułam w sobie nową siłę. I mrok. W końcu mam na czym go porządnie wyżyć. Szybko przybiegłam do męża i ustawiłam się plecami do jego pleców. Walczyłam zaślepiona złością i żądzą krwi. Miałam wrażenie, że mam więcej mroku, niż wcześniej. Lissa. Musiała mnie nim wesprzeć w walce. Przede mną pojawił się potężny dampir, a raczej były dampir, postury Dymitr. Nie będzie łatwo. Podczas walki oberwałam w brzuch i kilka razy w głowę. Jednak Walczyłam mimo mroczek przed oczami. W końcu wygrałam, ale zauważyłam, że oddaliłam się od Rosjanina. W głowie zabrzmiały mi jego słowa z przed roku. "Oni chcą mnie.". Ale go nie dostaną. Byłam bliżej lasu, więc osłabiałam armię dążącą do Bielikowa, ale na długo to nie wystarczy. Z każdą chwilą, między nami pojawiało się więcej potworów. Za późno zdałam sobie sprawę z mojej beznadziejnej pozycji. Trudno jest się bronić przed atakami dwóch strzyg na raz, a co dopiero trzech czy czterech. Miałam coraz więcej krwawiących ran, czerwona ciecz, wypływająca z mojego organizmu, osłabiała mnie. Czarne plamy zasłaniały mi coraz bardziej widok. Byłam przegrana. Jednak strażnik i dzieci mieli szansę. Czyżby o tym mówiła Jewa? Ale miałam oddać życie tylko za Nastkę? Może to było niedopwiedzenie? A czy to ważne? W końcu nie mogłam nawet zobaczyć ukochanego.
- Dymitr, weź dzieci i uciekajcie!- krzyknęłam w amoku.
- Nie zostawię cię!- odpowiedział mi aksamitny głos, z rosyjskim akcentem.- Obiecałem!
- Cholera!- krzyknęłam upadają. Poczułam ból w łydce.- Mnie nie uratujesz. A siebie i dzieci tak. Bielikow, choć raz nie bądź tak honorowy i pomyśl o kimś innym niż ja!- wrzeszczałam, natychmiast wstając.
Byłam mocno ranna i nie mogłam się za długo bronić. Spojrzałam na dom i zobaczyłam go na tarasie. Patrzył na mnie z bólem. Uśmiechnęłam się, chcąc przekazać mu, jak bardzo go kocham. Go i całą naszą rodzinkę. Nagle jakiś wampir mnie popchnął i upadłam. Widziałam jak większość biegnie w stronę domu.
- Biegnij do cholery!- krzyknęłam.
Dymitr ostatni raz spojrzał na mnie i zniknął za drzwiami. Potwory odbiły się od szyby. Kuloodporna. Punkt dla nas. Poczułam ugryzienie w nogę, a później rozchodzącą się po moim ciele falę euforii.
Wybacz Lissa.
I zapadłam w ciemność.
- Dziękuję za wczorajszy dzień.- mruknęłam, leżąc na brzuchu koło ukochanego.- Mam tylko wrażenie, że to za dużo.
Zrobiliśmy sobie piknik w ogrodzie. Dzieci bawiły się na placu zabaw, a my relaksowaliśmy się na trawie. W stroju kąpielowym korzystałam z ostatnich promieni słońca, które postanowiło zostać na trochę dłużej.
- Roza, nie ma czegoś takiego jak "za dużo", jeśli chodzi o odwdzięczenie się, że Cię mam.
- No ale cały dzień spa, później kosmetyczki, fryzjera, a na koniec potulne chodzenie ze mną po sklepach? Gdzie ty znalazłeś na to cierpliwość?- przewróciłam się na plecy, aby ocalić się równomiernie.
- Dla ciebie warto.- Rosjanin położył głowę na moim brzuchu, a ja zapatrzyłam się w jego czekoladowe oczy.- Po za tym, zwróciło mi się to w twoim wieczornym wyglądzie, Różyczko- palcami przejechał po moim tatuażu.
- Dymitr?- zaczęłam, bawiąc się jego włosami.
- Tak Roza?
- Czemu ich nie ściąłeś?
- A powinienem?- zmarszczył brwi, patrząc na mnie dziwnie.
- Nie!- krzyknęłam od razu.- Po prostu ciekawi mnie to.
Strażnik jakby z ulgą opadł na trawę, a ja się pochyliłam nad nim.
- Nigdy wcześniej nie widziałam mężczyzn z długimi włosami. No może czasami Rockmenów i Metalowców. Ale oni mają całe długie, a ty masz takie... w sam raz.
Bielikow zachichotał cicho.
- Nie wiem. Jakoś może mi się nie chciało. Ale też chciałem się wyróżniać.
- Tak. Bo twoja boska uroda i umiejętności nie wystarczyły.-stwierdziłam sarkastycznie.
- Może to taki mały, podświadomy bunt. Może jest za grzeczny.
- To ja też jestem buntowniczką.- przeczesałam dłońmi włosy.
Oboje zachichotaliśmy.
Gdy zaszło słońce, zebraliśmy się do domy, ciepłej się ubrać, a później wróciliśmy na dwór.
- Mamo. Mam kwatka.- Nastka pokazała mi mała stokrotkę.
- Bardzo ładna. A jest ich więcej?
- Tiak.- dziewczynka pokiwała główką.
- To przyniesie ich jak najwięcej, z jak najdłuższymi ogonkami.
Tak też zrobili, a ja zaczęłam robić wianki. Lili mi pomagała, więc szybciej się uporałyśmy. Swoje ozdoby miała już moja córeczka, mąż, Lili, a nawet Felix dał się przekonać. Zaczęłam robić swój, gdy zaczęło robić mi się nie dobrze.
- Mamusiu, cio siem dźieje?- zaniepokoił się brunet.
Ukochany spojrzał na mnie zatroskany. Już chciałam powiedzieć, że nic, ale nadeszła kolejna fala mdłości. Dawno ich nie czułam, ale oznaczały tylko jedno. Bianka niespokojnie podniosła głowę i zaczęła się rozgląda dookoła. Dzieci się bały. Wymieniłam spojrzenia ze strażnikiem, a on mnie zrozumiał od razu. Szybko złapaliśmy maluchy i wbiegliśmy do domu. Zostawiliśmy ich w salonie.
- Zajmij ich czymś.- poleciłam siostrze, biorąc z kredensu sztylet.- Jakby coś się działo, krzycz jak najgłośniej.
Pokiwała głową, wystraszona. Uklękłam przed nią.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze, nie martw się. Nic wam się nie stanie.
Przytuliła mnie.
- Uważajcie na siebie.- poprosiła.
- Będziemy.- uśmiechnęłam się pokrzepiająco, po czym wstałam.- Bianka pilnuj!
Odpowiedziało mi jej szczeknięcie, gdy szłam do ogrodu. To co tam zobaczyłam, przeraziło mnie. Dymitr walczył już z trzema przeciwnikami na raz, a z lasu wychodziły co nowe strzygi. Złapałam połączenie z Lissą.
- Rose, nie pokonanie ich.- szepnęła wystraszona.- Na Dworze nie ma kto wam pomóc.
Szlag! Dzisiaj miała być jakaś akcja. Cholera, to se bestie wybrały moment. Zauważyłam, że jedna ze strzyg chce się dobrać do strażnika od tyłu. O nie. Tak łatwo nie ma. Rzuciłam się na nią i przebiłam od tyłu. Byłam równie zdziwiona co wampir, zaraz przed tym, jak nie padł martwy. Jednocześnie poczułam w sobie nową siłę. I mrok. W końcu mam na czym go porządnie wyżyć. Szybko przybiegłam do męża i ustawiłam się plecami do jego pleców. Walczyłam zaślepiona złością i żądzą krwi. Miałam wrażenie, że mam więcej mroku, niż wcześniej. Lissa. Musiała mnie nim wesprzeć w walce. Przede mną pojawił się potężny dampir, a raczej były dampir, postury Dymitr. Nie będzie łatwo. Podczas walki oberwałam w brzuch i kilka razy w głowę. Jednak Walczyłam mimo mroczek przed oczami. W końcu wygrałam, ale zauważyłam, że oddaliłam się od Rosjanina. W głowie zabrzmiały mi jego słowa z przed roku. "Oni chcą mnie.". Ale go nie dostaną. Byłam bliżej lasu, więc osłabiałam armię dążącą do Bielikowa, ale na długo to nie wystarczy. Z każdą chwilą, między nami pojawiało się więcej potworów. Za późno zdałam sobie sprawę z mojej beznadziejnej pozycji. Trudno jest się bronić przed atakami dwóch strzyg na raz, a co dopiero trzech czy czterech. Miałam coraz więcej krwawiących ran, czerwona ciecz, wypływająca z mojego organizmu, osłabiała mnie. Czarne plamy zasłaniały mi coraz bardziej widok. Byłam przegrana. Jednak strażnik i dzieci mieli szansę. Czyżby o tym mówiła Jewa? Ale miałam oddać życie tylko za Nastkę? Może to było niedopwiedzenie? A czy to ważne? W końcu nie mogłam nawet zobaczyć ukochanego.
- Dymitr, weź dzieci i uciekajcie!- krzyknęłam w amoku.
- Nie zostawię cię!- odpowiedział mi aksamitny głos, z rosyjskim akcentem.- Obiecałem!
- Cholera!- krzyknęłam upadają. Poczułam ból w łydce.- Mnie nie uratujesz. A siebie i dzieci tak. Bielikow, choć raz nie bądź tak honorowy i pomyśl o kimś innym niż ja!- wrzeszczałam, natychmiast wstając.
Byłam mocno ranna i nie mogłam się za długo bronić. Spojrzałam na dom i zobaczyłam go na tarasie. Patrzył na mnie z bólem. Uśmiechnęłam się, chcąc przekazać mu, jak bardzo go kocham. Go i całą naszą rodzinkę. Nagle jakiś wampir mnie popchnął i upadłam. Widziałam jak większość biegnie w stronę domu.
- Biegnij do cholery!- krzyknęłam.
Dymitr ostatni raz spojrzał na mnie i zniknął za drzwiami. Potwory odbiły się od szyby. Kuloodporna. Punkt dla nas. Poczułam ugryzienie w nogę, a później rozchodzącą się po moim ciele falę euforii.
Wybacz Lissa.
I zapadłam w ciemność.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)