Po treningu Lili poszła bawić się w domku na drzewie. Teraz to było jej ulubione miejsce. Dzieci zostawiliśmy na kocyku, ogrodzone kojcem z biegającą po całym ogrodzie Banką, a sami kontynuowaliśmy budowanie stajni. Ciekawe było budowanie wszystkiego od podstaw. Uznaliśmy, no dobra, Dymitr uznał, że najlepsza będzie cegła, wnętrze ocieplimy specjalną wełną, a wszystko zakryjemy panelami. Pracowaliśmy do późnego popołudnia. Później mój ukochany poszedł robić obiad, a ja bawiłam się z dziećmi.
- Brum Brum.- Nastka potrząsnęła czerwonym autkiem.
- Tak, autko robi brum brum.- uśmiechnęłam się do córeczki.
Maluchy miały do zabawy jeszcze interaktywne zabawki. Felix przyciskał na piesku różne przyciski, a on wydawał dźwięki, chodził i siadał. Nagle synka podniósł mój mąż.
- Obiad podano.- uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy łaskotał chłopca.
- Lili, obiad!- krzyknęłam biorąc na ręce córeczkę.
Jednak mała zaczęła płakać,wychylając się w stronę koca.
-Co się dzieje kochanie?- spytałam, kucając.
Nastia, gdy tylko znalazła się przy zabawkach, złapała pluszowego lwa. Ale nie umiała go utrzymać i jej wypadł. Nic dziwnego, skoro jest prawie tak duży jak ona. Podniosłam go i się wyprostowałam. Dziewczynka mocno przytuliła maskotkę. Po chwili koło nas zjawiła się Lili. Razem poszliśmy do jadalni. Posadziliśmy dzieci na krzesełkach do karmienia i położyliśmy im kubki niekapki z zagrzanym mlekiem. Zawsze tak robimy w czasie obiadu, żeby nauczyły się chwytać i same pić. Na obiad była lazania.
- Mówiłam już, że Cię Kocham towarzyszu?- uśmiechnęłam się do strażnika, nakładając sobie dużą porcję.
- Kilka razy ci się wymknęło.
Do picia podał lemoniadę. Wszystko bardzo szybko zniknęło z talerzy.
- To co teraz robimy?- spytałam, wkładając naczynia do zmywarki.
- Może pojedziemy na wycieczkę rowerową.- zaproponował Dymitr- Trzeba zrobić użytek z tych sześciu kółek.
- Dobrze.- ucieszyła się dziewczynka.
Lili pobiegła przygotować się, Bielikow po rowery i doczepiany wózek dla niemowląt, a ja podniosłam buteleczki, które wyrzuciły nasze skarby.
- To co maluchy. Zaraz zobaczycie jak mamusia robi z siebie ofermę na rowerze.- kucnęłam przy nich.
- Na pewno nie będzie tak źle Roza.
Po części miał rację. Bo było gorzej.
- Rose, uważaj!- i kolejna gleba.
-Szlag! Nigdy się tego nie nauczę.- narzekałam.
- Spokojnie, kochanie. Dasz sobie radę.
Po godzinie już się nauczyłam i pędziłam między drzewami. To było cudowne uczucie. Ten wiatr we włosach, takie pozytywne zmęczenie. To dziwne, ale czułam się taka wolna. Jakbym mogła latać. To coś fantastycznego. Zatrzymałam się koło męża i siostry.
- I jaki czas?- spytałam.
- Nieźle. Pięć minut dwadzieścia.
- Jest. No skarbie, to teraz twoja kolej.- Uśmiechnęłam się do ukochanego.
Dymitr ruszył, a ja włączyłam mu stoper. Po chwili go Zatrzymałam, równo z hamowaniem Bielikowa.
- Szlag!- z niedowierzaniem patrzyłam na zegar.- Pięć minut siedemnaście.
- Trzy setne różnicy to i tak dobrze jak na początek. Brawo Roza.- pocałował mnie.
- To gdzie jedziemy?- spytałam, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy.
- Możemy tak o pojeździć po drogach, gdzie się maluchy zmieszczą.
Nasze słoneczka patrzyły na nas uśmiechnięte, z zielonego namiociku. Nie padało, wiec zostawiliśmy im górną część otwartą, żeby miały lepszy dostęp powietrza. W środku porzucone miały miękkie zabawki, w tym lewka Nastki, z którym się nie rozdaje na krok. Dymitr przyczepił sobie do roweru przyczepkę i mogliśmy jechać. On prowadził, choć pewnie sam nie wiedział, gdzie. A jednak się myliłam. Po godzinie jazdy, zatrzymaliśmy się przed jeziorkiem z wodospadem. Wszędzie latały świetliki, na krzakach widziałam jakieś niebieskie i purpurowy kwiaty, a w tafli wody odbijał się księżyc. Wokół wodospadu widoczna była mgiełka z kropel, odbijających się od tafli wody. Byłam zachwycona tym miejscem. Lili również. Mój mąż zabrał od dzieci koc i rozłożył na trawie. Ze swojego plecaka wyciągnął kosz z jedzeniem, ręczniki i nasze stroje kąpielowe.
- Widzę, że wszystko przygotowałeś, towarzyszu.- zaśmiałam się.
- Ty nawet nie wiesz jak bardzo, Roza. Chodźcie ze mną.- powiedział strażnik, trzymając już na rękach córeczkę.
Ruszył w stronę wodospadu. Wzięłam Felixa i poszłyśmy z Lili za nim. Po chwili staliśmy pod ścianą całą zarośniętą mchem. Jednak za wodospadem była jaskinia. Między wodą, a kamieniem nie było jakoś tam ślisko, czy wąsko. Droga była wygodna i bezpieczna. W jaskini było bulgocząca zatoczka.
- Są tu wody termalne, a pod spodem minerały, więc mamy naturalne jacuzzi.
- Agga.- Nastka wychyliła się w stronę bąbelków.
- Nie księżniczko. Poczekaj, aż tatuś i mamusia się przebiorą i sobie popływacie.- połaskotał córeczkę.- To może my się przebieżmy tutaj, a ty Lili na kocyku.
- No dobra.- dziewczynka zdziwiona wzruszyła ramionami i poszła.
Położyłam Felixa na ziemi i zaczęłam się przebierać. Maluchy w tym czasie pilnował mój mąż. Później się zamieniliśmy. W czasie, gdy Dymitr się przebierał, ja zajęłam ubranka dzieciom, co chwilę zerkając na niego.
- Myślisz, że nie czuję twojego wzroku?- spytał.
- Miałam właśnie nadzieję, że jesteś go w pełni świadomy. A co? Przeszkadza ci?- na moje pytanie odwrócił się i spojrzał mi w oczy.
- Nie. Możesz patrzeć. Tylko ty.
- I dzieci.- zauważyłam.
- I dzieci.- już w kąpielówkach podszedł i podniósł Felixa.- Gotowi do kąpieli?
Sama podniosłam się z Nastką. Ukochany podszedł i złożył na moich ustach słodki pocałunek.
- Może poczekamy na Lili.
W tej chwili, dampirzyca wbiegła do groty i wskoczyła do wody. Tak szybko jak weszła, tak szybko wyszła.
- Ale gorąca! Nie wiem, jak wy, ale ja wolę się ochłodzić w taki dzień.
Nogą dotknęłam wody. To prawda, była bardzo ciepła.
- Dzieci się nie popatrzą?- zmartwiłam się.
- Nie powinny.- mój mąż już siedział w środku.
Felixowi bardzo się podobało. Dymitr ułożył go na wodzie, brzuchem w dół tak, że główkę miał na powierzchni.
- Ty my z Lili pójdziemy na zewnątrz. Nie chcę, żeby się utopiła.
- Umiem pływać.- oburzyła się dampirzyca.
- Wierzę skarbie,- kucnęłam przed dziewczynką.- ale najlepsi pływać nawet umieją utonąć przez nieuwagę. Po prostu się martwię.
- No dobrze. Kocham was.- przytuliła mnie i cmoknęła w policzek, tak samo jak naszą córeczkę.
- To wszyscy tam pójdziemy.- Bielikow złapał syna i podnieśli się z wody.- A jak się zmęczymy to przyjedziemy tu. W końcu rodzina trzyma się razem.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
czwartek, 6 października 2016
ROZDZIAŁ 279
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)