piątek, 3 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 155

Wróciliśmy o drugiej nad ranem. Dawno tak się nie bawiłam. Ola nieźle się upiła, a plan się udał. Dymitr też trochę wypił, ale nie był pijany. Miał trochę większą odwagę, ale był całkowicie świadomy tego co robił.
- I co towarzyszu, aż tak źle było?- spytałam, wchodząc do naszej sypialni.
Byłam padnięta. Usiadłam w miękkim fotelu, zatapiając się w miękkim odbiciu. Ukochany kleknął przy mnie.
- Było cudownie Roza.- mruknął, całując mnie po nodze, z której ściągał mi szpilki.- Pięknie wyglądasz.
- Nie wiem, czy mam jeszcze na cokolwiek siłę.- droczyłam się z nim.
- Ja myślę, że trochę jeszcze znajdziesz.- pocałunki przeszedł na moją rękę, a jego dłoń wspinała się do brzegu sukienki.
Od razu zrobiło mi się gorąco. Przekrzywiłam głowę, aby ułatwić mu dostęp do szyi. Jęknęłam cicho, gdy lekko przygryzł mi skórę. Poczułam, że uśmiechnął się. W pewnym momencie złapał mnie w talii i przeniósł na łóżko. Zawisł nade mną, już bez koszulki. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Dymitr pochylił się w moją stronę. Oddychaliśmy nierówno. Nasze klatki piersiowe poruszały się w przyspieszonym tempie.
- Jesteś taka piękna.- szepnął w moje usta.
- Nie gadaj, tylko mnie pocałuj.- jęknęłam.
Nie musiałam długo czekać na jego gest. Zatopiłam się w słodyczy jego pocałunków. Po chwili oboje byśmy bez ubrań. Westchnęłam gdy we mnie szedł. Gdy oboje osiągnęliśmy spełnienia, objęci udaliśmy się do krainy Morfeusza.
Obudziły mnie jakieś krzyki.
- Nie obchodzi mnie to! Daj mi w końcu spokój.
- Zrozum za cholerę, że Cię Kocham!
- No. Najbardziej okazałeś swoją miłość trzy dni temu. Na ognisku.
- Ja przynajmniej nie chodzę do toalety z gościem, którego znam pięć minut.
Dymitr też się obudził. Wstał szybko i chciał wyjść, ale go zatrzymałam. Zmierzyłam go wzrokiem.
- Towarzyszu wiem, że to twój dom i masz prawo czuć się swobodnie, ale załóż chociaż bokserki, jeśli nie chcesz, abym się na ciebie rzuciła na dole.-
- Taka propozycja jest do przyjęcia zawsze i wszędzie.- uśmiechnął się, kierując swoje kroki di szafy.
- Przynajmniej ma czym się pochwalić!- następna seria krzyków.
Już ubrani zeszliśmy na dół, sprawdzić co się dzieje. Wincenty stał na środku pokoju, kłócąc się z Olą.
- Co tu się dzieje?- spytał mój mąż. Udawał zdenerwowanie, choć w głębi duszy chciał się roześmiać. Tak samo ja.- A co ten skurwiel tutaj robi.- spojrzał ostro na Mike'a.
- Uważaj na słowa Ruski Barszczu.- syknął moroj.
- Nie obrażaj mojego przyjaciela.- fuknęła czarnowłosa.- Jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to wyjdź i nie marnuj mojego czasu.
- Chciałem jeszcze powiedzieć, że byłaś najlepszą którą miałem i będziesz ostatnia. Nigdy sobie nie odpuszczę. Będziesz moja.- odpowiedział jej były i wybiegł z domu.
Z oczu dziewczyny poleciały łzy. Widząc to oboje ją przytuliliśmy. Nikt nic nie powiedział. Słowa były zbędne.
Przy śniadaniu wszyscy wypytywali nas o przebieg akcji. Radość nie opuszczała żadnego z nas. Ola była usatysfakcjonowana, a ja dumna z niej męża. Ale tylko ja i on wiedzieliśmy z jakiego powodu. Dymitr także miał dobry humor. Cały czas był uśmiechnięty, a przy stole droczył się ze mną. Po jedzeniu dziewczyny, tak jak ustaliły, szykowały się do miasta. Miał je tam zawieźć chłopak Karoliny. Muszę w końcu dowiedzieć się, jak ma na imię. W domu zostanę tylko z ukochanym i dziećmi.
- W szafce na gorze masz kaszki. Jak zacznie płakać, to daj mu smoczek i jakiś samochodzik. I potrzebuje dużo uwagi. Na pewno sobie poradzicie?- upewniała się Sonia przy drzwiach.
- Na pewno. Przecież od półtora tygodnia tu jestem. Umiem się nim zająć.- zapewniałam ją.
- No dobrze.- westchnęła z ulgą. Wiedziałam, że mi ufa.
- Idź już, bo wam najlepsze sklepy zamkną.- ponagliłam Bielikownę.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję.- przytuliła mnie, a później Dymitra i pomachała synkowi.- Papa kochanie.
- Pa pa.- pożegnał się z mamą znad klocków, którymi bawił się z Zoją, Pawką i Lilianą.
Po chwili przytulona do strażnika machałam za odjeżdżającym samochodem, po czym wróciliśmy do środka.
- A gdze mama?- spytał rozkojarzony Łuka.
- Pojechała do miasta, ale spokojnie, wróci. A na razie mamy cały dzień dla siebie.
- Pobawicie sie zi niami?- oczy chłopca zabłysły jak pięciocentówki.
- No dobrze. Kochanie, przyłączysz się do nas?- spytałam męża.
- Ok.- usiadł na dywanie po turecku.- A co będziemy robić?
- Brium brium autkiami.- zaproponował blondyn.
- I weźmy moje rakiety.- zanim ktokolwiek coś powiedział, Pawka zniknął na schodach. Po chwili wrócił ze swoimi statkami kosmicznym.
- Medvezhonok!- zaśmiał się młodsza siostra bruneta.
- Misie są dziewczyńskie.- zaprotestował jej brat.
- Sam jesteś dziewczyński.- oburzyła się Lili.
- No co? Taka prawda.
- To wy się bawcie razem, a my się pobawimy razem.- obrażona dziewczynka złapała za rękę córkę Karoliny i już chciała wychodzić, gdy zatrzymał je głos Dymitra.
- Nie. Będziemy się bawić wszyscy. Znam taką jedną grę...
I tak przez kilka godzin bawiliśmy się razem. Skończyliśmy dopiero przed obiadem.
- Idźcie umyć ręce.- poleciłam nagrywając do stołu.
Obiad był wcześniej naszykowany przez Olenę. Dymitr wziął na kolana Zoję, a ja Łukę. Razem rozmawialiśmy o planach na dalszy dzień. Postanowiliśmy pójść na spacer po Bai.
Z pomocą starszych dzieci posprzątałam po jedzeniu. W tym czasie mój mąż przygotował wózki dla młodszych. Następnie każdy z nas wyszykował się i wyszliśmy.
Pogoda była nawet ładna. Trochę chłodno, w końcu to środek listopada. Na szczęście wszyscy byliśmy ciepło ubrani. Dzieci trochę pobiegły. Zwłaszcza ośmioletnie. Szkraby też się trochę poruszały, ale lepiej było im w wózku.
Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu. Po umyciu rąk, postanowiliśmy, że dzieci mogą wybrać jakaś bajkę. Padło na krainę lodu. Z ukochanym przygotowaliśmy popcorn i napoje. Dzieci siedziały zaopatrzone w laptopa Dymitra, na którym puścił film. Te siostry trochę skojarzyły mi się ze mną i Lissą. Też oddała bym za nią życie. Jeszcze rok temu, była jedynym co mam.
Dziewczynki świetnie się bawiły śpiewając z głównymi bohaterkami "Ulepimy dziś bałwana" i "Mam tę moc". Po filmie wszyscy posnęli. No oprócz mnie i Bielikowa. On zaniósł dzieciaki do pokoi, a ja posprzątałam puste miski i butelki. Gdy wszystko było gotowe, poszłam się myć. Po mnie, pod prysznic ruszył strażnik.
Leżeliśmy w łóżku, podsumowując cały dzień. Bardzo to lubiłam. Mogliśmy omówić, co nam się podobało, co mogliśmy zrobić inaczej i najważniejsze co czuliśmy. Przez ten czas co znam Dymitra, nauczyłam się, że ważne jest mówienie o swoich uczuciach, ale tylko odpowiednim osobą. Takie przyznanie się przed samym sobą, co naprawdę myślimy. I czy powinniśmy się tym kierować.
- Roza będziesz wspaniałą matką, ale boję się, że za bardzo przywiązujesz się do Łukiego.- ukochany ścisnął mnie mocniej.
- A co w tym złego?- zdziwiłam się.
- Kochanie musisz mieć świadomość, że za niedługo wyjedziemy stąd i nie wiadomo, kiedy wrócimy. A wy oboje będziecie cierpieć.
Zastanowiłam się nad jego słowami.
- Może masz rację...- wzruszyłam ramionami. Mąż popatrzył na mnie znacząco.- No dobra, masz rację, ale co poradzić? Miłość.- uśmiechnęłam się do niego.
- Mam się bać?- spytał, ze śmiechem.
- Wszyscy w twojej rodzinie mają w sobie to coś. Chodzi o oczy.
- On ma inne.
- Ale śmieją się tak samo.
- Skoro tak mówisz.
- Bo tak jest.- ziewnęłam mimowolnie.
- To niech teraz tak będzie, że ty pójdziemy spać.- zaproponował
- Dobranoc towarzyszu.
- Dobranoc Roza.
Już odpływałam, gdy rozległ się hałas na dole.