wtorek, 10 stycznia 2017

ROZDZIAŁ 362

Kulig skończył się przed obiadem. Pożegnaliśmy wszystkich znajomych i wróciliśmy do domu. Iwan nie odstępował Oleny na krok, wciąż ją adorując i opowiadając jakieś historie, na które oboje parskają śmiechem. Po obiedzie, zrobiliśmy sobie chwilę odpoczynku i wszyscy usiedliśmy w salonie, a na dywanie bawiły się dzieci. Nagle Felix i Nastka zainteresowali się lalkami Barbie Zoji. Brały je do buzi, lub uderzały nimi o podłogę, a ich kuzynka zaczęła płakać. Szybko podeszłam i zabrałam córeczce lalkę, mówiąc, że nie można, że to fee. W tym samym czasie, mój ukochany wziął na kolana siostrzenicę i zaczął ją uspokajać. Jednak, gdy zabrałam bliźniakom zabawki, też zaczęły płakać. I nie chciały żadnej innej zabawki. W końcu zaczęliśmy z mężem je łaskotać, a ich płacz zmienił się w śmiech. Gdy się uspokoiły, dołączyliśmy z nimi do zabawy. W pewnym momencie wzięłam jedną z lalek i zaczęłam nią poruszać jakby chodziła. Maluchy patrzyły na nią jak zaczarowane. Następnie wzięłam szczotkę i czesałam sztuczne włosy. Prz okazji ciągle mówiłam co robię, że tak powinno się bawić i porównując to do ich życia codziennego. Po chwili oddałam lalkę Nastce i ona zaczęła ją czesać.
- Brawo! Właśnie tak.- zaklaskałam radości.
Mała też się roześmiała, dumna ze swojego postępu. Felix wziął mały samolocik i zaczął się nim bawić. Nagle Dymitr się zerwał, złapał chłopca i zaczął nim robić samolocik. Wszyscy się śmiali, a najbardziej nasz synek. Po tej chwili odpoczynku, znowu ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy z dziećmi na dwór. Od razu przystąpiliśmy do lepienia bałwana. Najpierw toczyliśmy wielkie kule, ale jakiekolwiek by nie były, Zoja chciała większe i większe. W końcu była zadowolona, a ja się zastanawiałam, jak postawić na tym brzuchu tułów. Oczywiście pomogli nam mężczyźni. Nie dlatego, że są silniejsi, bo za wiele od nich nie odstaję, ale z powodu większego wzrostu. Gdy dwie kulki były już na swoim miejscu, Kola i Konrad poszli szukać ozdób dla bałwana, Pawka, Łuka i mój mąż toczyli mu głowę, a ja z dziewczynami kształciłyśmy to co miałyśmy, plus nogi i ręce. Nagle poczułam lekkie uderzenie w plecy. Odwróciłam się, szukając sprawcy. Niby było jak wcześniej, ale Dymitra zdradził jego delikatny uśmiech i chłopcy, zasłaniający buzie rączkami, żeby się nie śmiać. Wzięłam trochę śniegu, ulepiłam śnieżkę i odpłaciłam się ukochanemu. Szybko schowałam się za bałwana, patrząc jak strażnik zdezorientowany rozgląda się dookoła. Jednak gdy nasze spojrzenia się spotkały, byłam skończona. Złapał garść białego puchu i zbił ciasno, po czym rzucił. W ostatnim momencie się uchyliłam, a Sonia, koło której przeleciał pocisk krzyknęła i dołączyła do mnie. Reszta poszła w jej ślady. My chowałyśmy się za bałwanem, a chłopcy za małą kulką.
- Zoja!- zawołała Karolina.- Pomóż mi robić ze śniegu barykadę, ale się nie wychylaj.
Tak też zrobiła i obie zabrały się za budowanie osłon. Nasi przeciwnicy nie byli gorsi. Gdy wróciła pozostała dwójką, ze swoimi łupami, dołączyli do Rosjan. Ale wciąż miałyśmy przewagę liczebną 5: 6. Gorzej, ze zawołali Iwana. Zaczęła się prawdziwa wojna. Nagle z tyłu zauważyłam deski do spalenia i zawołałam Zoję.
- O cio chodzi, cjocju?- spytała słodko.
- Mam dla ciebie arcy ważne zadanie. Musisz iść jak najbliżej ziemi, do tamtej kupki, w linii prostej. Następnie znajdź dla każdej z nas taki kawałek, który mógłby być tarczą. I nie mogą cię trafić.- zaznaczyłam.- Jasne?
- Tiak.- odpowiedziała, jakby od jej zadania zależało bezpieczeństwo całego świata.
Wiki zaczęłam nam robić amunicję na zapas, więc nie traciłyśmy na to czasu i po chwili zasypałyśmy przeciwników ścieżkami. Po kilku minutach wróciła Zoja z drewnem. Reszcie dziewczyn wytłumaczył pomysł, żeby przystąpić do bezpośredniego ataku. Nagle Sonia wyciągnęła chustę trójkątną, a my spojrzałyśmy na nią jak na wariatkę.
- No co? Pracuję w aptece, więc takie wyposażenie to podstawa.- usprawiedliwiła się.
Już bez komentarzy przystąpiliśmy do działania. Mama blondynka wymyśliła, żeby porobić śnieżki i włożyć do chusty. Będziemy miały czym strzelać podczas ataku. Tak więc ona i Karolina rzucały kulkami w chłopców, a my napełniłyśmy materiał amunicją. Potem to atakujące chwyciły tkaninę i wszystkie poprawiłyśmy osłony. Niespodziewanie wyskoczyłyśmy zza barykady, krzycząc, rzucając ścieżkami i chowając się za drewnem.
- To nie sprawiedliwe!- sprzeciwiali się mężczyźni, gdy do nich dobiegłyśmy.
Rak ich atakowałyśmy, że skulili się tyłem do nas, zakrywając rękoma głowę i kark. Zaprzestałyśmy walki, ale oni wciąż byli skuleni. Gdy zaczęli powoli się prostować, wskoczyłam na męża, a dziewczyny poszły w moje ślady. Od razu się przewrócił i mogłam usiąść na nim z triumfalnym uśmiechem.
- Mam cię! I co teraz?- spytałam.
- Terlaź skończimi liepić balwana. Chodź ciocia.- Zoja pociągnęła nas do bialych kul, lekko zniszczonych naszą walką.- O nie!
- Nie martw się kochanie.- mama wzięła ją na rączki.- Da się go jeszcze jakiś uratować. Zobaczysz. Będzie jeszcze najpiękniejszy w całej wiosce. Po ciężkiej pracy bałwan stał w pełnej okazałości, a my poszliśmy ja kolację. Po posiłku wszyscy poszłaś nad miejscowy staw na łyżwy.
- Jak ja dawno nie jeździłam.- byłam bardzo podekscytowana.
- Cieszę się, że ci się podoba.-zachwycała się Olena.
- Zaraz mi kochanie pokażesz, co umiesz na tych dwóch szynach, a czego jeszcze mogę cię nauczyć.- szepnął mój ukochany, pchając wózek z maluchami.
- Żebyś się nie zdziwił, bo w jeździe na łyżwach jestem niezastąpiona. Umiałbyś powiedzieć w czym jeszcze?- poruszyłam brwiami.
- Dla mnie jesteś nie zastąpiona w całości.- objął mnie w pasie ramieniem, całując w skroń. ___________________________________________________________
Ogłoszenie Parafialne:
Rozdziały będą co dwa dni, może z wyjątkami, kiedy mam wenę, a z tą ostatnio krucho. I tak będą często, w porównaniu z innymi blogami i moje są dość długie. Zajmuje mi to dłużej czasu, bo chcę dać wam jak najlepszy rozdział. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.