"Nie zważając na piekący ból, jeszcze raz przedarła się przez płomienie i wepchnęła sztylet głęboko w serce Dymitra. Zrobiła to niezdarnie, zabrakło jej precyzji wyszkolonego strażnika. Ale dokonała tego. Przebiła serce. W tej samej chwili poczułam cudowny przepływ magi przez więź, znajome uczucie, które zawsze towarzyszyło uzdrawianiu. "
***
"Wokół Lissy rozbłysło białe światło, potężniejsze niż płomienie. Jakby ktoś wrzucił słońce do ciemnego pomieszczenia. Krzyknęłam, instynktownie zasłaniając oczy i się cofnęłam. Zorientowałam się po odgłosach wokół mnie, że wszyscy zareagowali podobnie."
***
"To nie był cud. To była bajka.
Lissa i Dymitr upadli na ziemię w popalonych, porwanych ubraniach. Piękną skórę Lissy znaczyły ślady poparzeń. Najgorzej wyglądały jej dłonie i nadgarstki."
***
"Głaskała Dymitra po głowie.
Na pół siedząc, nachylała się nad nim. Dymitr leżał na podłodze z głową opartą na kolanach Lissy, a ona raz po raz głaskała placami jego włosy- uspakajając go, jak uspakaja się dziecko lub zwierzę. Jej twarz, mimo ran zadanych przez ogień, promieniowała pięknem i współczuciem. Dymitr nazwał mnie aniołem zemsty, ona była aniołem łaski. Pochylała się nad nim, szepcząc niezrozumiałe słowa."
***
"Widziałam jego oczy tylko przez krótką chwilę, zanim ukrył twarz w kolanach Lissy, ale byłam pewna, że zobaczyłam brąz, głębię, w którą zapadałam tak wiele razy. Czerwone obwódki wokół źrenic znikły bez śladu.
Dymitr... nie był już strzygą.
Szlochał."
***
"Wokół Lissy rozbłysło białe światło, potężniejsze niż płomienie. Jakby ktoś wrzucił słońce do ciemnego pomieszczenia. Krzyknęłam, instynktownie zasłaniając oczy i się cofnęłam. Zorientowałam się po odgłosach wokół mnie, że wszyscy zareagowali podobnie."
***
"To nie był cud. To była bajka.
Lissa i Dymitr upadli na ziemię w popalonych, porwanych ubraniach. Piękną skórę Lissy znaczyły ślady poparzeń. Najgorzej wyglądały jej dłonie i nadgarstki."
***
"Głaskała Dymitra po głowie.
Na pół siedząc, nachylała się nad nim. Dymitr leżał na podłodze z głową opartą na kolanach Lissy, a ona raz po raz głaskała placami jego włosy- uspakajając go, jak uspakaja się dziecko lub zwierzę. Jej twarz, mimo ran zadanych przez ogień, promieniowała pięknem i współczuciem. Dymitr nazwał mnie aniołem zemsty, ona była aniołem łaski. Pochylała się nad nim, szepcząc niezrozumiałe słowa."
***
"Widziałam jego oczy tylko przez krótką chwilę, zanim ukrył twarz w kolanach Lissy, ale byłam pewna, że zobaczyłam brąz, głębię, w którą zapadałam tak wiele razy. Czerwone obwódki wokół źrenic znikły bez śladu.
Dymitr... nie był już strzygą.
Szlochał."
Wszystko wokół zamarło, jakby czas stanął w miejscu i istniała tylko ta dwójka. Bo dla mnie tak było. Coś jednak mnie pchnęło. Może to widok Dymitra w takim stanie? Albo moja tęsknota za nim. Jego ciepłem, spokojem, bezpiecznymi ramionami, tym wspaniałym uczuciem, gdy mnie dotykał. Powoli podniosłam nogę i wykonałam pierwszy krok. Stąpałam cicho i ostrożnie, jakbym na nowo uczyła się poruszać. Bałam się zaburzyć równowagę tej chwili i wystraszyć Dymitra. Prawie niesłyszalnie znalazłam się za księżniczką, tak, żeby jej nie wystraszyć. Ona nie znacznie odwróciła głowę w moją stronę i porozumiałyśmy się wzrokiem. Kucnęłam obok, co w końcu przykuło uwagę Bielikowa. Spojrzał na mnie przez łzy z bólem, żalem i poczuciem winy. Wtedy poczułam nagły przypływ uczuć. On był tu, cały i zdrowy. Jako dampir. Mój kochany strażnik. Poczułam pieczenie pod powiekami i po chwili po policzku ciekły mi łzy. Uśmiechałam się, wiedząc, że teraz może być tylko lepiej. Nawet nie zauważyłam, kiedy moja przyjaciółka wstała i odsunęła się od nas, wchodząc w ramiona Ozery. Dymitr też tego nie zauważył, patrząc na mnie uważnie. Zajęłam poprzednie miejsce Lissy i z wielką ulgą, przycisnęłam głowę ukochanego go piersi. Na początku się opierał, ale w końcu opadł bez silnie i tylko objął mnie, mocniej się we mnie wtulając. Teraz to płakał jak dziecko, a ja gładziłam go po głowie, szepcząc, że już dobrze i będę zawsze przy nim. Żadne więcej słowa nie były potrzebne. Wystarczyło, że był przy mnie. Czułam się taka lekka, jakbym zaraz miała odlecieć. Żal, smutek i pustka, towarzyszącą mi przez ostatnie miesiące zniknęła bez śladu. Byłam w tym momencie nieszczęśliwszą osobą na świecie. Odzyskałam moją miłość.
- Rose- delikatny głos Lissy zwrócił moją uwagę.- Musimy wracać.
Oboje z Dymitrem spojrzeliśmy na nią, wciąż pozostając w swoich objęciach. Kiwnęłam głową i zaczęłam się podnosić. Ukochany patrzył na mnie zagubiony i przerażony. Wołał pustką w sobie, żebym wróciła. Jeszcze nigdy nie wiedziałam go w takim stanie. Wyglądał tak bezbronnie i niewinnie. Złapałam go za dłonie i lekko pociągnęłam. Ostrożnie wstał, nie przestając patrzeć w moje oczy. Od razu doskoczyło do nas kilku strażników, patrząc czujnie na byłą strzygę. Bez słowa daliśmy się zaprowadzić na zewnątrz do aut. Usiadłam obok Dymitra. Przez cały czas, kurczowo trzymał moją dłoń, jakby bał się, że jeśli ją puści, zgubi się. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Zdrzemnijmy się.- zaproponowałam.- Przed nami długa droga.
On tylko kiwnął głową i odwrócił się w stronę okna. Zrobiło mi się smutno. Przecież jak on się musi czuć. To okropne. Poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Bez sił oparłam głowę o ramie mojego mentora i zamknęłam oczy. Zanim zapadłam w sen, poczułam lekkie muśnięcie ust na czole.
- Przepraszam Roza. Przepraszam za wszystko. - odezwał się pierwszy raz od czasu przemiany, a jego głos drżał z emocji.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń i zasnęłam.
- Rose- delikatny głos Lissy zwrócił moją uwagę.- Musimy wracać.
Oboje z Dymitrem spojrzeliśmy na nią, wciąż pozostając w swoich objęciach. Kiwnęłam głową i zaczęłam się podnosić. Ukochany patrzył na mnie zagubiony i przerażony. Wołał pustką w sobie, żebym wróciła. Jeszcze nigdy nie wiedziałam go w takim stanie. Wyglądał tak bezbronnie i niewinnie. Złapałam go za dłonie i lekko pociągnęłam. Ostrożnie wstał, nie przestając patrzeć w moje oczy. Od razu doskoczyło do nas kilku strażników, patrząc czujnie na byłą strzygę. Bez słowa daliśmy się zaprowadzić na zewnątrz do aut. Usiadłam obok Dymitra. Przez cały czas, kurczowo trzymał moją dłoń, jakby bał się, że jeśli ją puści, zgubi się. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Zdrzemnijmy się.- zaproponowałam.- Przed nami długa droga.
On tylko kiwnął głową i odwrócił się w stronę okna. Zrobiło mi się smutno. Przecież jak on się musi czuć. To okropne. Poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Bez sił oparłam głowę o ramie mojego mentora i zamknęłam oczy. Zanim zapadłam w sen, poczułam lekkie muśnięcie ust na czole.
- Przepraszam Roza. Przepraszam za wszystko. - odezwał się pierwszy raz od czasu przemiany, a jego głos drżał z emocji.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń i zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, wciąż byliśmy w samochodzie. Dymitr musiał zasnąć z głową opartą na mojej i tak został. Spojrzałam na wyświetlacz z przodu, gdzie widniała godzina i szybko policzyłam, że spałam z 4 godziny oraz, że zbliżamy się do celu. Podniosłam się, czym obudziłam Dymitra i zaczęłam się wyciągać. Poczułam na sobie palące spojrzenie ukochanego i uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- Widzisz coś, co ci się podoba, Towarzyszu?
Jakby się otrząsnął, odwrócił wzrok za okno z kamienną miną. To mnie całkowicie zaskoczyło. Rozumiem, że może być przybity i zagubiony, ale żeby odcinał się przede mną swoją maską strażnika? Nie rozumiem.
- Dymitr...co się stało?- spytałam zmartwiona.
Nachylił się do mojego ucha, a jego ciepły oddech połaskotał moją szyję.
- Jestem tylko mężczyzną, więc nie dziw się, że zwracam uwagę na twoje wdzięki.
Zamrugałam szybko. Chwilę zajęło mi zakodowanie tego co powiedział.
- No ja rozumiem i wcale nie mam nic przeciwko. A zwłaszcza, jeśli chodzi o ciebie.- również szepnęłam.
- A powinnaś.- powiedział z bólem.
Wtedy mnie zatkało.
- Co ty pieprzysz?!- krzyknęłam na całe auto.
Zganił mnie spojrzeniem i wskazał na strażników wokół nas
- Porozmawiamy o tym później.- zdecydował.
Dalej byłam w szoku, ale nie miałam jak ciągnąć rozmowy, ponieważ byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy i szybko znalazłam się przy ukochanym, łapiąc go za dłoń. Chciał ją wyrwać, ale ścisnęłam go tam mocno, że bałam się, żeby nie złamać mu ręki. Spiorunował mnie wzrokiem, jednak nie ugięłam się i to ja wygrałam pojedynek na spojrzenia. Choć muszę przyznać, że wiele mnie kosztowało, żeby nie oddać się pod władania czekoladowym tęczówek. Wiem, że coś go bardzo męczy i potrzebuje pomocy, a jeśli chcę mu pomóc, muszę nawet na siłę być blisko niego. Po tym, co się stało, nie mogę go zostawić samego sobie. Przewrócił oczami z rozdrażnieniem, ale nie wyrywał już dłoni. Razem ze strażnikami szliśmy przez Dwór. Na szczęście słońce świeciło już wysoko na niebie, więc oprócz strażników i większych imprezowiczów, nikogo nie było. Dopiero gdy rozpoznałam kilka budynków, domyśliłam się kierunku, w którym idziemy. Wyrwałam się z uścisku dampira, co o dziwo było dość trudne i stanęłam przed orszakiem.
- Chwila! Gdzie wy nas prowadzicie?- spytałam strażników z przodu.
- Dostaliśmy rozkaz z komendy głównej strażników, aby zaprowadzić pana...
- Strażnika- poprawiłam.
- ...strażnika Bielikowa- westchnął, kontynuując. Pewnie nie chciał się kłócić- do aresztu.
- Słucham!- krzyknęłam.
- Rose...- odezwał się ostrzegawczo Dymitr.
- Jakim prawem? Jest takim samym dampirem jak my i nie widzę powodu, żeby zamykać go w cholernych czterech ścianach. Tym bardziej w takich warunkach.
- My tylko wykonujemy obowiązki. Punkt zażaleń jest tam - wskazał na budynek za sobą.
- Oj już ja się zażalę.- mruknęłam, przepychając się na poprzednie miejsce.
Ruszyliśmy na nowo w obranym, już mi znanym, celu. Naburmuszona już nie próbowałam złapać Dymitra za dłoń. Jednak on sam to zrobił, przyciągając mnie bliżej siebie. Jego dotyk i bliskość trochę mnie uspokoiły, jednak były niezrozumiałe.
- Zachowujesz się jak baba w ciąży. - stwierdziłam z uśmiechem.
Niewiarygodne, jak szybko poprawił mi humor jednym, drobnym gestem. Pomyślałam, że może dlatego też złapał mnie za rękę. Może go też to uspakaja. Przecież widać, że jest zagubiony. Tylko czemu jednocześnie tak broni się przede mną? Widzę, że toczy ze sobą walkę i raz jest obojętnym strażnikiem, a raz zagubionym chłopcem, jak teraz. Tylko czemu. Usłyszałam głośne westchnienie z jego ust.
- Po prostu nie cierpię patrzeć jak jesteś smutna lub zła przeze mnie.- odezwał się w końcu.
- Ale to nie było przez ciebie.- zmarszczyłam brwi.
- Teraz nie...- szepnął ledwie słyszalnie.
Czekałam, aż coś jeszcze dopowie, ale on milczał. Ja też się już nie odezwałam, analizując jego słowa, aż do budynku więzienia. Zaczęło mi się wszystko układać w spójną całość no on chyba sobie żartuję. Czyżby obwiniał się o to, co robił jako strzyga? Przecież to nie jego wina. Oj, ja już sobie z nim porozmawiam. Wreszcie znaleźliśmy się na miejscu. Tylko czekałam, aż zajedziemy się z Dymitrem sam na sam. Jednak przed tym musiałam stoczyć kolejną walkę.
- Nie zostawię go samego. Albo zamknięcie nas oboje tutaj, albo puścicie wolno.
- Strażniczko Hathaway.- westchnął ktoś z naszej obstawy.- Na prawdę nie możesz.
- Czemu?- spojrzałam na niego hardo, a on się zawahał.- Jeden powód. Jakbym miała uciec, nie chciałabym, żebyście mnie tu zamknęli. Naprawdę muszę tu być. Mu jest to potrzebne. Pomyślcie o nim, jak o koledze z pracy. Potrzebuje pomocy i wiem, że mogę mu pomóc- spojrzałam z błaganiem na Michaiła.
On za to wpatrywał się w Dymitra. To dawało mi nadzieję, na uratowanie Soni. Po dłuższej wymianie zdań, poddali się i pozwolili mi zostać. Jednak mieliśmy jedną prycz dla siebie.
- Jesteś bardzo uparta, Roza- Dymitr uśmiechnął się lekko.
- Zawsze dostaję to czego chcę- spojrzałam na niego wymownie, po czym usiadłam na prowizorycznym łóżku, klepiąc miejsce obok.- Usiądź. Chcę z Tobą porozmawiać.
Westchnął i zajął miejsce obok mnie. Jednak nie spojrzał na mnie, za to ja nie przypuszczałam z niego wzroku.
- Powiedz mi.- poprosiłam, prawie błagając.- Powiedz, co się tam u ciebie dzieje w głowie?
Przez chwilę panowała cisza. Nie pospieszałam go. Rozumiałam, że sam musi być gotowy mi powiedzieć. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, kiedy w końcu się odezwał.
- Nie wiem.
Znowu zapadła cisza. To będzie trudniejsze niż myślałam.
- Dlaczego nie chcesz mi zaufać?- spytałam z bólem.
- Tu nie chodzi o zaufanie, a twoje dobro- spojrzałam na mnie, łapiąc moje dłonie.- Ja... czuję się tak dziwnie, nie na miejscu. Zagubiony, jak dziecko dopiero poznające świat. I potrzebuję przewodnictwa - uśmiechnęłam się na jego słowa, ale on wciąż wpatrywał się we mnie z bólem.- Ale jest też inna część mnie. Mniej samolubna, mówiąca, że muszę cię trzymać z dala ode mnie. Po tym co ci zrobiłem... byłem potworem.
Odwrócił wzrok, spuszczając głowę. Po jego policzku spłynęła łza.
- Dymitr...
- I myślę, że powinienem się jej słuchać. Nie zasługuję na kogoś tak wspaniałego jak ty. Jesteś naprawdę bardzo wartościową kobietą, niezwykłą, która zasługuje na wspaniałego mężczyznę, który nigdy jej nie zrani.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu mnie zatkało. Nie wiedziałam, że taką mnie widzi.
- Kocham Ciebie i tylko Ciebie- zauważyłam, że chce mi przerwać, ale nie pozwoliłam mu.- Ja ci dałam się wypowiedzieć, teraz moja kolej. Kocham Cię i nie chcę nikogo innego. Jedyne przez co cierpiałam z twojego powodu, to gdy mnie odrzucałeś i sama twoja przemiana. No i jeszcze, jak myślałam, że Cię zabiłam. Bp to tak, jakbym zabiła część siebie. Ale rozumiem, że jesteś zagubiony i nie chcę Cię do niczego zmuszać. Po prostu... pragnę jedynie twojego szczęścia i pomóc ci. Musisz po prostu zrozumieć, że to co robiłeś jako strzyga, nie powinno iść na twój rachunek sumienia. To nie byłeś ty. Nie miałeś nad tym kontroli. Dlatego nikt nie będzie cię o to obwiniał. Ale porozmawiajmy o tym jutro- dodałam, gdy zobaczyłam, jak ucieka mu wstrzymywane ziewnięcie.
- Jak ty zrobimy?- spytał, rozglądając się dookoła.
- Może to nie jest jakieś bardzo wygodne, ale lepsze niż podłoga. Ty powinieneś tu spać- poklepałam łóżko.
- Słucham?- spojrzał ba mnie z uniesioną brwią.- Nie zgadzam się. Ta podłoga jest zimna i twarda.
Spojrzałam na niego znacząco.
- Jestem strażniczką. Poradzę sobie. Do tego byłam szkolona.
- Ja też jestem strażnikiem.
- Dymitr, musisz się wyspać. Przypominam ci, że nie spałeś od kilku miesięcy. Dlatego to miejsce należy ci się bardziej.
- Należy? Za to co robiłem?- powiedział gorzko.
Wypuściła głośno powietrze. Z tym mężczyzną nie da się rozmawiać. Z wdziękiem wstałam ze swojego miejsca i bez słowa podeszłam do kąta pod ścianą równoległą do krat. Położyłam się na boku z rękoma pod głową i ziewnęłam ostentacyjnie. Ostatni raz spojrzałam na ukochanego, który patrzył zdziwiony na moje poczynania, po czym zamknęłam oczy.
- Dobranoc- powiedziałam z uśmiechem satysfakcji.
- Dobranoc Roza
Zdziwiła mnie nuta triumfu w jego głosie. Otworzyłam jedno oko i je zamknęłam. Chciał wstać i również położyć się na podłodze.
- Nawet o tym nie myśl Towarzyszu.
Usłyszałam ciche przeklnięcie, na co się uśmiechnęłam. 2:0 dla mnie. Przed snem postanowiłam jeszcze sprawdzić co u Lissy. Zamknęłam oczy i weszłam do jej głowy. Zaprosiła do siebie Christiana.
- Dziękuję, że mi pomogłeś - złapała go za rękę.
- Jak mógłbym nie- uśmiechnął się lekko. W jego oczach widziałam miłość.
Czułam zdenerwowanie przyjaciółki.
- Christian, ja... Naprawdę przepraszam za to, co zrobiłam...- zaczęła się jąkać, a po policzku pociekła jej łza Ja... ja nie wiem czemu... Nic nie czuję do Aarona... Kocham tylko Ciebie, naprawdę nie chciałam... Przepraszam.
Ukryła twarz w dłoniach, zanosząc się płaczem. Po chwili Ozera zabrał jej i przytulił Lissę.
- Wiem- zapewniał, głaszcząc ją po plecach.- To nie twoja wina. To przez Avery. Już spokojnie. Ja też Cię kocham.
- Czy... czy będzie między nami już dobrze?- czułam jej nadzieję, gdy patrzyła w jego niebieskie oczy.
- Tak kochanie.- uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.- Teraz będzie już dobrze.
Zaczęli się do siebie zbliżyć, po czym ich usta spotkały się w delikatnym pocałunku, który obudził skrywane wewnątrz namiętność. Gdy zaczęli się rozbierać, uznałam, że dobrze będzie się wycofać. I nie zasypiać póki nie skończą się godzić. Czemu Dymitr nie może mnie tak przepraszać?
- Widzisz coś, co ci się podoba, Towarzyszu?
Jakby się otrząsnął, odwrócił wzrok za okno z kamienną miną. To mnie całkowicie zaskoczyło. Rozumiem, że może być przybity i zagubiony, ale żeby odcinał się przede mną swoją maską strażnika? Nie rozumiem.
- Dymitr...co się stało?- spytałam zmartwiona.
Nachylił się do mojego ucha, a jego ciepły oddech połaskotał moją szyję.
- Jestem tylko mężczyzną, więc nie dziw się, że zwracam uwagę na twoje wdzięki.
Zamrugałam szybko. Chwilę zajęło mi zakodowanie tego co powiedział.
- No ja rozumiem i wcale nie mam nic przeciwko. A zwłaszcza, jeśli chodzi o ciebie.- również szepnęłam.
- A powinnaś.- powiedział z bólem.
Wtedy mnie zatkało.
- Co ty pieprzysz?!- krzyknęłam na całe auto.
Zganił mnie spojrzeniem i wskazał na strażników wokół nas
- Porozmawiamy o tym później.- zdecydował.
Dalej byłam w szoku, ale nie miałam jak ciągnąć rozmowy, ponieważ byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy i szybko znalazłam się przy ukochanym, łapiąc go za dłoń. Chciał ją wyrwać, ale ścisnęłam go tam mocno, że bałam się, żeby nie złamać mu ręki. Spiorunował mnie wzrokiem, jednak nie ugięłam się i to ja wygrałam pojedynek na spojrzenia. Choć muszę przyznać, że wiele mnie kosztowało, żeby nie oddać się pod władania czekoladowym tęczówek. Wiem, że coś go bardzo męczy i potrzebuje pomocy, a jeśli chcę mu pomóc, muszę nawet na siłę być blisko niego. Po tym, co się stało, nie mogę go zostawić samego sobie. Przewrócił oczami z rozdrażnieniem, ale nie wyrywał już dłoni. Razem ze strażnikami szliśmy przez Dwór. Na szczęście słońce świeciło już wysoko na niebie, więc oprócz strażników i większych imprezowiczów, nikogo nie było. Dopiero gdy rozpoznałam kilka budynków, domyśliłam się kierunku, w którym idziemy. Wyrwałam się z uścisku dampira, co o dziwo było dość trudne i stanęłam przed orszakiem.
- Chwila! Gdzie wy nas prowadzicie?- spytałam strażników z przodu.
- Dostaliśmy rozkaz z komendy głównej strażników, aby zaprowadzić pana...
- Strażnika- poprawiłam.
- ...strażnika Bielikowa- westchnął, kontynuując. Pewnie nie chciał się kłócić- do aresztu.
- Słucham!- krzyknęłam.
- Rose...- odezwał się ostrzegawczo Dymitr.
- Jakim prawem? Jest takim samym dampirem jak my i nie widzę powodu, żeby zamykać go w cholernych czterech ścianach. Tym bardziej w takich warunkach.
- My tylko wykonujemy obowiązki. Punkt zażaleń jest tam - wskazał na budynek za sobą.
- Oj już ja się zażalę.- mruknęłam, przepychając się na poprzednie miejsce.
Ruszyliśmy na nowo w obranym, już mi znanym, celu. Naburmuszona już nie próbowałam złapać Dymitra za dłoń. Jednak on sam to zrobił, przyciągając mnie bliżej siebie. Jego dotyk i bliskość trochę mnie uspokoiły, jednak były niezrozumiałe.
- Zachowujesz się jak baba w ciąży. - stwierdziłam z uśmiechem.
Niewiarygodne, jak szybko poprawił mi humor jednym, drobnym gestem. Pomyślałam, że może dlatego też złapał mnie za rękę. Może go też to uspakaja. Przecież widać, że jest zagubiony. Tylko czemu jednocześnie tak broni się przede mną? Widzę, że toczy ze sobą walkę i raz jest obojętnym strażnikiem, a raz zagubionym chłopcem, jak teraz. Tylko czemu. Usłyszałam głośne westchnienie z jego ust.
- Po prostu nie cierpię patrzeć jak jesteś smutna lub zła przeze mnie.- odezwał się w końcu.
- Ale to nie było przez ciebie.- zmarszczyłam brwi.
- Teraz nie...- szepnął ledwie słyszalnie.
Czekałam, aż coś jeszcze dopowie, ale on milczał. Ja też się już nie odezwałam, analizując jego słowa, aż do budynku więzienia. Zaczęło mi się wszystko układać w spójną całość no on chyba sobie żartuję. Czyżby obwiniał się o to, co robił jako strzyga? Przecież to nie jego wina. Oj, ja już sobie z nim porozmawiam. Wreszcie znaleźliśmy się na miejscu. Tylko czekałam, aż zajedziemy się z Dymitrem sam na sam. Jednak przed tym musiałam stoczyć kolejną walkę.
- Nie zostawię go samego. Albo zamknięcie nas oboje tutaj, albo puścicie wolno.
- Strażniczko Hathaway.- westchnął ktoś z naszej obstawy.- Na prawdę nie możesz.
- Czemu?- spojrzałam na niego hardo, a on się zawahał.- Jeden powód. Jakbym miała uciec, nie chciałabym, żebyście mnie tu zamknęli. Naprawdę muszę tu być. Mu jest to potrzebne. Pomyślcie o nim, jak o koledze z pracy. Potrzebuje pomocy i wiem, że mogę mu pomóc- spojrzałam z błaganiem na Michaiła.
On za to wpatrywał się w Dymitra. To dawało mi nadzieję, na uratowanie Soni. Po dłuższej wymianie zdań, poddali się i pozwolili mi zostać. Jednak mieliśmy jedną prycz dla siebie.
- Jesteś bardzo uparta, Roza- Dymitr uśmiechnął się lekko.
- Zawsze dostaję to czego chcę- spojrzałam na niego wymownie, po czym usiadłam na prowizorycznym łóżku, klepiąc miejsce obok.- Usiądź. Chcę z Tobą porozmawiać.
Westchnął i zajął miejsce obok mnie. Jednak nie spojrzał na mnie, za to ja nie przypuszczałam z niego wzroku.
- Powiedz mi.- poprosiłam, prawie błagając.- Powiedz, co się tam u ciebie dzieje w głowie?
Przez chwilę panowała cisza. Nie pospieszałam go. Rozumiałam, że sam musi być gotowy mi powiedzieć. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, kiedy w końcu się odezwał.
- Nie wiem.
Znowu zapadła cisza. To będzie trudniejsze niż myślałam.
- Dlaczego nie chcesz mi zaufać?- spytałam z bólem.
- Tu nie chodzi o zaufanie, a twoje dobro- spojrzałam na mnie, łapiąc moje dłonie.- Ja... czuję się tak dziwnie, nie na miejscu. Zagubiony, jak dziecko dopiero poznające świat. I potrzebuję przewodnictwa - uśmiechnęłam się na jego słowa, ale on wciąż wpatrywał się we mnie z bólem.- Ale jest też inna część mnie. Mniej samolubna, mówiąca, że muszę cię trzymać z dala ode mnie. Po tym co ci zrobiłem... byłem potworem.
Odwrócił wzrok, spuszczając głowę. Po jego policzku spłynęła łza.
- Dymitr...
- I myślę, że powinienem się jej słuchać. Nie zasługuję na kogoś tak wspaniałego jak ty. Jesteś naprawdę bardzo wartościową kobietą, niezwykłą, która zasługuje na wspaniałego mężczyznę, który nigdy jej nie zrani.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu mnie zatkało. Nie wiedziałam, że taką mnie widzi.
- Kocham Ciebie i tylko Ciebie- zauważyłam, że chce mi przerwać, ale nie pozwoliłam mu.- Ja ci dałam się wypowiedzieć, teraz moja kolej. Kocham Cię i nie chcę nikogo innego. Jedyne przez co cierpiałam z twojego powodu, to gdy mnie odrzucałeś i sama twoja przemiana. No i jeszcze, jak myślałam, że Cię zabiłam. Bp to tak, jakbym zabiła część siebie. Ale rozumiem, że jesteś zagubiony i nie chcę Cię do niczego zmuszać. Po prostu... pragnę jedynie twojego szczęścia i pomóc ci. Musisz po prostu zrozumieć, że to co robiłeś jako strzyga, nie powinno iść na twój rachunek sumienia. To nie byłeś ty. Nie miałeś nad tym kontroli. Dlatego nikt nie będzie cię o to obwiniał. Ale porozmawiajmy o tym jutro- dodałam, gdy zobaczyłam, jak ucieka mu wstrzymywane ziewnięcie.
- Jak ty zrobimy?- spytał, rozglądając się dookoła.
- Może to nie jest jakieś bardzo wygodne, ale lepsze niż podłoga. Ty powinieneś tu spać- poklepałam łóżko.
- Słucham?- spojrzał ba mnie z uniesioną brwią.- Nie zgadzam się. Ta podłoga jest zimna i twarda.
Spojrzałam na niego znacząco.
- Jestem strażniczką. Poradzę sobie. Do tego byłam szkolona.
- Ja też jestem strażnikiem.
- Dymitr, musisz się wyspać. Przypominam ci, że nie spałeś od kilku miesięcy. Dlatego to miejsce należy ci się bardziej.
- Należy? Za to co robiłem?- powiedział gorzko.
Wypuściła głośno powietrze. Z tym mężczyzną nie da się rozmawiać. Z wdziękiem wstałam ze swojego miejsca i bez słowa podeszłam do kąta pod ścianą równoległą do krat. Położyłam się na boku z rękoma pod głową i ziewnęłam ostentacyjnie. Ostatni raz spojrzałam na ukochanego, który patrzył zdziwiony na moje poczynania, po czym zamknęłam oczy.
- Dobranoc- powiedziałam z uśmiechem satysfakcji.
- Dobranoc Roza
Zdziwiła mnie nuta triumfu w jego głosie. Otworzyłam jedno oko i je zamknęłam. Chciał wstać i również położyć się na podłodze.
- Nawet o tym nie myśl Towarzyszu.
Usłyszałam ciche przeklnięcie, na co się uśmiechnęłam. 2:0 dla mnie. Przed snem postanowiłam jeszcze sprawdzić co u Lissy. Zamknęłam oczy i weszłam do jej głowy. Zaprosiła do siebie Christiana.
- Dziękuję, że mi pomogłeś - złapała go za rękę.
- Jak mógłbym nie- uśmiechnął się lekko. W jego oczach widziałam miłość.
Czułam zdenerwowanie przyjaciółki.
- Christian, ja... Naprawdę przepraszam za to, co zrobiłam...- zaczęła się jąkać, a po policzku pociekła jej łza Ja... ja nie wiem czemu... Nic nie czuję do Aarona... Kocham tylko Ciebie, naprawdę nie chciałam... Przepraszam.
Ukryła twarz w dłoniach, zanosząc się płaczem. Po chwili Ozera zabrał jej i przytulił Lissę.
- Wiem- zapewniał, głaszcząc ją po plecach.- To nie twoja wina. To przez Avery. Już spokojnie. Ja też Cię kocham.
- Czy... czy będzie między nami już dobrze?- czułam jej nadzieję, gdy patrzyła w jego niebieskie oczy.
- Tak kochanie.- uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.- Teraz będzie już dobrze.
Zaczęli się do siebie zbliżyć, po czym ich usta spotkały się w delikatnym pocałunku, który obudził skrywane wewnątrz namiętność. Gdy zaczęli się rozbierać, uznałam, że dobrze będzie się wycofać. I nie zasypiać póki nie skończą się godzić. Czemu Dymitr nie może mnie tak przepraszać?
DYMITR
Nie zrozumiem nigdy kobiet. Chcę dla Rose jak najlepiej, a ona się przed tym broni. Nie powinna spać na ziemi, jeszcze się rozchoruje. Ale co mnie to obchodzi. Powinienem trzymać się z dala od niej i jej życia. Ale czy na pewno? Moje serce tego nie chce. Kiedy mnie przytuliła, czułem się bezpieczny, na miejscu, że nigdy nie powinienem opuszczać tych ramion. Że w nich znajdę swój ratunek. Prowadzę wojnę. Jedna część mnie chce być przy niej, czuć ten prąd, miłe uczucie ciepła, te szczęście co dawnej. To wciąż we mnie żyje. Jej bliskość jest jak kiedyś. Wspomnienie naszego pierwszego razu. Jej dłonie na moich mięśniach, małe, delikatne wargi, rozpalające mnie jak płynąca zapałka podpałkę. Najmniejsze muśnięcie rozgrzewające moją krew. Dziwne uczucia w żołądku, nazywane motylami. Ale... po tym co zrobiłem, nie zasługuję na to. Nawet nie wiem, czy wciąż jestem zdolny do miłości. A Rose i tak kazała mi zająć lepsze miejsce. Co dziwne, Rose ma rację, że potrzebuje snu, więc czemu od kilku minut kręcę się na "łóżku"? Spojrzałem na Rozę, leżącą bez ruchu. Tylko miarowo oddychała. Pewnie zasnęła. Chciałbym z nią porozmawiać jeszcze. A przecież przed chwilą byłem taki zmęczony. Powili wstałam i podszedłem do niej. Wyglądała tak pięknie, jak zawsze. Nie zasługuje na kogoś takiego jak ja. Usiadłem obok i ją obserwowałem. Nagle otworzyła oczy, a ja mogłem dotrzeć znikający ślad po jej wizycie u Wasylisy. Gdy mnie zauważyła, uśmiech na jej promiennej twarzy zmienił się w gromiący wzrok.
- Czemu nie śpisz na łóżku?
W sumie nie ma powodu jej się spowiadać. Ale to urocze, że się o mnie martwi. Odpowiedziałem dopiero po chwili.
- Nie mogę zasnąć- przyznałem.
Poczułem się jak małe dziecko po koszmarze. W sumie to miałam koszmar od 4 miesięcy. Od razu rysy dampirzycy złagodniały. Uniosłam się i oparła o kamienną ścianę, po czym wystawiła ramię w zapraszającym geście. Przez chwilę się wahałem, aż zobaczyłem, jak nadzieja w jej spojrzeniu gaśnie, a ona opuściła rękę, po czym zamknęła oczy. Ten widok ścisnął mi serce. Uświadomił mi, jak to co robię ją bardzo rani. Czy bardziej od tego, co robiłem jako strzyga? Na pewno nie. Tylko wtedy nie pokazywała uczuć. Teraz pokazuje, żeby przekonać mnie do tego, co mówiła wcześniej. Co nie zmienia tego, że nie mogę ma nią taką patrzeć. Przecież jedna noc nic nie znaczy. Podsunąłem się i wtuliłem w pierś Rozy, okrywając nas moim prochowcem. Wysłuchałem się w miarowe bicie jej serca, podczas gdy ona bawiła się moimi włosami.
- Co tam u księżniczki?- spytałem.
- Nic nowego. Godzi się z Ozerą, więc przez najbliższy czas mogę zapomnieć o śnie - skrzywiła się.
- Mi też się nie śpieszy.
- Nie. Ty powinieneś odpocząć. Pewnie jutro będą chcieli cię przesłuchać.
- Dlaczego to robisz?- spytałam po dłuższej chwili. - Przecież mogłaś teraz spać w wygodnym łóżku.
- Wolę spędzić całe życie na kamiennej podłodze przy tobie, niż jedną noc samej w luksusowym pokoju. Nigdy cię nie zostawię, bo cię kocham.
Jej słowa płynęły prosto z serca, wiedziałem to i tym bardziej, nie wiedziałem co zrobić. Ta kobieta miesza mi w głowie. Czyżbym jednak dalej był w niej zakochany.
- Roza..
- Ciii... nic nie mów. śpij.
postanowiłem jej posłuchać. miło być pod czyjąś opieką. Zawsze to ja się o wszystkich troszczyłem. Czemu los zsyła mi tak wspaniałą kobietę, a ja nie czuję się jej godny. Od dawna nikt się o mnie nie troszczył. Zamknąłem oczy, wtulając się w nią bardziej, gdy Rose zsunęła się do pozycji leżącej. Byłem zaskoczony jak szybko zapadłem w sen.
___________________________________________________________________________
Witajcie, po długiej przerwie w pierwszym bonusie. Oczywiście nie zostawię was tak. No przynajmniej nie dłużej niż miesiąc. Następna część tego bonusa 15 października. A jak tam wam leci pierwszy miesiąc roku szkolnego? Patrzcie, już pół zleciało. Nawet nie obejrzycie się, jak będą święta, ferie, drugie święta i wakacje. Szybko minie. Kocham was 💖💖💖💖
- Wolę spędzić całe życie na kamiennej podłodze przy tobie, niż jedną noc samej w luksusowym pokoju. Nigdy cię nie zostawię, bo cię kocham.
Jej słowa płynęły prosto z serca, wiedziałem to i tym bardziej, nie wiedziałem co zrobić. Ta kobieta miesza mi w głowie. Czyżbym jednak dalej był w niej zakochany.
- Roza..
- Ciii... nic nie mów. śpij.
postanowiłem jej posłuchać. miło być pod czyjąś opieką. Zawsze to ja się o wszystkich troszczyłem. Czemu los zsyła mi tak wspaniałą kobietę, a ja nie czuję się jej godny. Od dawna nikt się o mnie nie troszczył. Zamknąłem oczy, wtulając się w nią bardziej, gdy Rose zsunęła się do pozycji leżącej. Byłem zaskoczony jak szybko zapadłem w sen.
___________________________________________________________________________
Witajcie, po długiej przerwie w pierwszym bonusie. Oczywiście nie zostawię was tak. No przynajmniej nie dłużej niż miesiąc. Następna część tego bonusa 15 października. A jak tam wam leci pierwszy miesiąc roku szkolnego? Patrzcie, już pół zleciało. Nawet nie obejrzycie się, jak będą święta, ferie, drugie święta i wakacje. Szybko minie. Kocham was 💖💖💖💖