Kilkanaście metrów od nas stał mój niedoszły zabójca, odziany całkowicie w czerń. Nie wiedziałam co się dzieje. W mojej głowie pojawiały się urywki zdań. "On chciał mnie zabić." "Jack mnie uratował." "Moja miłość umiera." Reszta nie zwlekając ruszyła ma napastnika, który próbował uciec. Nie wiem skąd się wziął tu Felix, Ash, Alice, Oliwia i Rozi, która uklękła koło mnie. Nie interesowało mnie to. Najważniejszy był chłopak, konający na moich kolanach. Szlochałam, nie próbując nawet zatrzymać łez. To wszystko się tak szybko potoczyło.
- Dlaczego?- zawyłam.- Czemu to zrobiłeś, idioto?!
- Ważne... że twój... idiota.- wycharczał, urywanym głosem moroj.
Po chwili zaczął kaszleć i spojrzał na swoje ciało. Ścisnęłam go za drżącą dłoń, a swoją drugą, głaskałam jego jasną czuprynę.
- Nie mogłem...- każde słowo sprawiało mu coraz większą trudność.- Nie mogłem pozwolić ci zginąć...
- A zostawić mnie możesz?- łapałam każdej możliwej deski ratunku.
Ukochany zaczął zamykać oczy, ale poklepałam go po policzkach co pomogło. Rozi siedziała obok i tylko mnie obejmowała. Słona woda leciała już ciurkiem po mojej twarzy. Blondyn z trudem uniósł dłoń i starł mi kilka kropel.
- Kocham cię księżniczko.- szepnął ledwie słyszalne.
Chwilę później zamknął oczy, tracąc całkowitą władzę nad ciałem. Zawyłam z bólu pękającego serca chowając twarz w jego klatce piersiowej. Serce wciąż biło, ale pomału zwalniało swoją pracę. Nie chciałam, nie mogłam... to nie dzieje się na prawdę. Czemu los zabiera mi wszystkich, których kocham. Poczułam wszech ogarniającą mnie nie koc i bezsilność. Nie trwało to jednak długo, gdy zamieniły się w gniew i chęć mordu. Akurat wrócił mały pościg z moim bratem na czele. Za nim szli Ash i Tomas z szarpiącym się chłopakiem.
- Leż psie.- warknął Felix.
Jeszcze nigdy nie słyszałam go tak wkurzonego. Nawet słowo wkurwiony nie opisuje jego stanu. Ale ja nie byłam lepsza.
- Kim on jest?- nie poznałam swojego głosu.
Oliwia bez zbędnych ceregieli zdjęła kominiarkę z twarzy leżącego, a my wstrzymaliśmy oddech.
- O ja pierdole.- wymsknęło się Iwaszkowi.
- Nie wierzę.- po chwili otrząsnęłam się z szoku i rzuciłam na chłopaka.
Podniosłam go za brzegi ubrania i przywaliłam prosto w nos. Upadł, skulając się w pozycji embrionalnej. Kopałam go gdzie popadnie.
- Czemu?! Czemu?!- wrzeszczałam.- Ufałam ci!
- W odwecie za Maddy.- Oliver uniósł głowę.- Wiemy, że to przez ciebie wylądowała w burdelu, gdzie gwałcą ją jakieś zboczone staruchy.
- Wiesz co? Brzydzę się tobą. Powinieneś tam trafić razem z nią.- plunęłam mu pod nogi i wróciłam do ciała ukochanego.
O dziwo wciąż dało się wyczuć puls. I dobrze.
- Co zamierzasz zrobić?- dołączyła do nas Oliwia.
- Ożywić go.- powiedziałam stanowczo.
Obie patrzyły na mnie jak na wariatkę.
- Nigdy tego nie robiłaś.- zauważyła ostrożnie blondyna.
- To jak leczenie...- uśmiechnęłam się krzywo.
- Tylko, że potrzebujesz więcej energii.- zauważyła Alice.- Myślisz, że dasz radę?
- Nie dam go sobie odebrać.- w desperacji złapałam ją za ubranie i potrząsnęłam.- Rozumiesz?! Nie dam!
Po chwili zalałam się na nowo łzami. Rudowłosa przytuliła mnie, głaszcząc moje plecy. Wtuliłam się w nią, znosząc się płaczem.
- Wiem, kochanie. Wszystko będzie dobrze.- mówiła uspokajającym głosem.
- Wiem.- oderwałam się od niej.- Tylko wyczuć odpowiednią chwilę.
Sprawdziłam mu puls i nic nie wyczułam, ale wciąż był ciepły. Postanowiłam działać. Uniosłam ręce nad raną i delikatnie dotknęłam zakrwawionego fragmentu ciała Jacka. Uwolniłam całą swoją moc, a gdy rana zaczęła się zarastać, szybko wyciągnęłam nóż. Był dość duży i mógł zrobić więcej szkód, niż myślałam. Mam nadzieję, że starczy mi sił. Chwilę później na brzuchu nie było nawet śladu po śmiertelnej ranie, tylko małą, jaśniejsza kreska. Ta blizna dodawała mu piękna. Mimo wszystko nie przerywałam przepływu magi, bo wiedziałam, że to nie koniec. Poczułam na dłoni uścisk, więc spojrzałam w stronę właściciela kolejnej pary rąk. Był to mój brat, dodając mi sił. Za drugą rękę złapała mnie Rozi, ją Dominik, go Ash, jego Alice, a ona zamknęła krąg, łącząc dłoń z moim bliźniakiem. Wszyscy mieliśmy wyciągnięte ręce nad jego ciałem. Nagle, tam gdzie była rana, przez skórę zaczął prześwitywać złoty blask i robił się coraz jaśniejszy. Podobny wytworzył się wokół naszych załączonych dłoni. Nagle przez ten mały okrąg, w niebo wystrzelił żółty promień, jakby prosto w księżyc. Następnie zaczął się mienić na niebiesko, a ja usłyszałam dość znany mi głos.
Oddał życie za ciebie, ty chcesz oddać za niego. To prawdziwa miłość, która przetrwa dłużej, niż najpotężniejsze mocarstwa. Reszta was jej pomaga, nie myśląc o konsekwencjach. To przyjąć, za którą każdy z was wskoczy w ogień. Przyjaźń, to rodzina z miłością. Razem te dwie miłości i wy jesteście siłą, mogącą pokonać śmierć. Ale tylko jedno zbudzi ożywione ze snu.
Gdy tylko głos ucichł, wszystko zniknęło. Nachyliłam się nad klatką piersiową Jacka, a z oczu popłynęły mi łzy. Łzy ulgi.
- On żyje.- szepnęłam.- Tylko czemu się nie budzi?
- Co to było?- dopiero teraz dotarło do Oliwii, co się stało.
- Pomogła nam Luna.- uśmiechnął się Felix.
- Tylko do cholery, czemu on się nie budzi.- zaczęłam potrzaskać Zeklosem.- Jack! Jack do cholery, nie drocz się ze mną i otwórz te pieprzone oczy.
- Cii... już spokojnie.- brat odciągnął mnie od niego, a ja się w niego wtuliłam.- Słyszałaś. Coś musi go obudzić.
- A-ale c-coo?
- Boże, Nastka!- Oliwia zaczęła mną potrząsać.- Uspokój się, bo ta panika przytępia ci myślenie. Czytamy tyle romansów, że powinnaś wiedzieć. Jakby to wszystko było książką, to co by najprawdopodobniej zrobić bohaterka, żeby go obudzić?
Patrzyłam niepewnie to na nieprzytomnego, to na przyjaciółkę.
- Nie no. Przecież to prawdziwe życie, a nie jakiś pieprzony śpiący królewicz.
- Co ci szkodzi?- przekonywał mnie Ash.- A nóż się uda.
Chwilę się wahałam, aż w końcu postanowiłam. Przybliżyłam się do ukochanego i nachyliłam nad nim. Ostrożnie uniosłam jego ciało i zbliżyłam wargi do niego. Poczułam jak spokojny, ciepły dech łaskocze moją skórę. Pełna nadziei złożyłam nasze usta. Zaczęłam nimi poruszać, czekając na ruch Jack'a. Ale niczego się nie doczekałam.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
czwartek, 13 kwietnia 2017
ROZDZIAŁ 48
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)