Nagle się zatrzymałem, a ona ze mną.
- Nie możemy poczekać do wschodu słońca?- spojrzałem na nią błagania.
- Ty to byś przedłużał w nieskończoność.- mruknęła i chciała mnie pociągnąć dalej, ale ja ani drgnąłem.
- Proszę.- zacisnąłem palce wokół jej nadgarstka i pociągnąłem tak, że teraz stała centymetr ode mnie.- Chcę ten ostatni raz rozkoszować się jego promieniami, z których nie korzystałem za wiele w życiu. Tak samo jak smakiem twoich ust.- dotknąłem jej pełnych warg.
Przymknęła oczy, a na mój gest, zamruczała.
- No dobrze.- westchnęła.- Zrobimy to o wschodzie słońca.
- Która godzina?- zacząłem się rozglądać, ale nigdzie nie było zegara.- A tak narzekałaś, że u nas nie ma jak sprawdzić godziny.
- Jakbyś nie pamiętał, to strzygi mają intuicyjną zdolność wyczuwalna godzin.- przewróciła oczami.- 3. Za trzy godziny wstanie słońce. A przez ten czas możemy zająć się sobą.
Podeszła do mnie i pocałowała namiętnie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...- zacząłem, ale od razu zmieniłem zdanie, gdy zdjęła bluzkę.- A może nic nie zaszkodzi.
Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie, zanurzając się w słodyczy jej ust.
Trzy godziny później wciąż leżeliśmy na łóżku, przytuleni. Chciałem się nią nacieszyć, bo nie wiedziałem, co będzie dalej. Nagle Roza wstała i podeszła do okna.
- No Towarzyszu. Już czas.
Podążyłem za nią i przytuliłem ją od tyłu, zahaczając o sztylet. To dało mi nadzieję.
- Musimy?- spytałem bez sensu.
- Tak. Chcesz na stojąco, czy na łóżku.
- Chyba wolę patrząc w twoje oczy. Ale najpierw mnie pocałuj.- poprosiłem.
- Z największą przyjemnością.
Zbliżyła się do mnie, a ja złapałem ją w biodrach, blisko broni. Ręce zaczęły mi się pocić, ale zachowałem spokój. Kiedy nasze usta dzieliły milimetry, chwyciłem ostrze i szybko od niej odskoczyłem. Wyglądała na zdezorientowaną, ale zaraz jej oczy zabłysły złością. Rzuciła się na mnie, ale ja odparowałem atak. Walczyliśmy z jakieś dziesięć minut. Atak i obrona. Szala przewagi nie przechylała się na stronę żadnego z nas. Mieliśmy równe szanse.
Aż w końcu strzyga popełniła błąd, a ja go wykorzystałem.
- Kocham Cię Roza.- szepnąłem zanurzając sztylet w jej piersi.
Ciało mojej ukochanej opadło nieprzytomne na ziemię, a ja wypuściłem sztylet, który z brzdękiem upadł na podłogę. Pochyliłem się nad nią z płaczem. Nie uratowałem jej. Nie dałem rady. Teraz muszę uciąć jej głowę lub spalić. Ale nie mogę
- Przepraszam Kochanie.- szepnąłem bezgłośnie.
Przytuliłem ją, mocząc jej twarz, włosy i ubranie, łzami. Opłakiwałem ją tu i teraz, bo później nie będzie jak. Po raz kolejny ją skrzywdziłem, zawiodłem, nie byłem w stanie uchronić. To wszystko moja wina. Nagle moją uwagę przykuło białe światło. Wydobywało się z jej rany. Z serca. Uniosłem Rozę do siadu, nie wiedząc o co chodzi. Blask pulsował coraz mocniej i jaśniej, obejmując jej całe ciało. Nagle całe zniknęło, jakby zostało wchłonięte przez ranę, po czym eksplodowało na cały pokój. Lekko mnie zamroczyło, a gdy odzyskałem wzrok, zobaczyłem najpiękniejszy, a zarazem najsmutniejszy widok na świecie. Moja ukochana płakała, pochylona nad podłogą. MOJA ROZA! Nie strzyga, a dampirzyca. Nie zastanawiałem się, jak to możliwe po prostu ją przytuliłem, również płacząc, ze szczęścia.
- O...odejdź.- wyszlochała.
- Nie Roza. Jestem tu z tobą, dla ciebie.- uniosłem jej podbródek, aby spojrzeć w jej cudne, brązowe oczy. Wydawały się jaśniejsze, niż wcześniej.- I zawsze będę. Nie zostawię cię.
Patrzyłem na nią z miłością, ale ona tego nie odwzajemniła. Jej smutek i poczucie winy wręcz krzyczały z jej wzroku.
- Nie zasługuję na ciebie.- szepnęła.
- Nie mów tak.- głos mi się łamał, kiedy przycisnąłem ją mocno do siebie.- Nigdy tak nie mów Różyczko.- zacząłem głaskać ją po plecach, przerzucając się na Rosyjski.- Kocham cię i nigdy nie przestanę. To nie byłaś ty, to nie twoja wina. Jeśli ty zaczniesz się obwiniać, nie poradzę sobie.
- Dymitr.- szepnęła.- Dymitr, chce mi się spać.
- Ale najpierw musimy stąd się wydostać.- zauważyłem, wciąż nie zwalniając uścisku.
- Na... na balkonie jest guzik. On... otwiera on drabinę na dach. To miał być pokój dla prezydentów i zadbano o ich bezpieczeństwo. Na górze jest lądowisko. Lissa wyślę helikopter.
- Dobrze. A teraz odpocznij. Za niedługo wszystko wróci do normalności.
- Już nic nie będzie takie, jak dawniej.
Ma rację. Będzie lepiej. Już ja o to zadbam. Nie pozwolę jej się zadręczać. Teraz w końcu rozumiem, swoje zachowanie i zirytowanie Rozy. A mimo wszystko była ze mną, nawet jeśli nie chciałem. Gdy ja ją odrzucałem, ona robiła wszystko, aby nikt nie widział we mnie strzygi. I w niej nikt nie zobaczy. Będzie aniołem, moim małym aniołkiem. Zasnęła twardo, tak że nawet nie obudził jej huk wywarzanych drzwi. Strzygi są w salonie i zaraz będą tu. Bez wahania podbiegłem do do balkonu i otworzyłem go na oścież. Jednak wystające słońce nie było tak mocne, aby wypełnić całe pomieszczenie swoim blaskiem. Podniosłem śpiąca ukochaną, w chwili gdy członkowie elity wpadli do sypialni. Ruszyli w naszą stronę, a ja do balkonu. Brodaty mężczyzna już mnie miał, ale w ostatniej chwili wybiegłem na słońce, które poparzyło mu dłoń. Oparłem się o ścianę, zamykając oczy i oddychające głęboko. Jesteśmy bezpieczni. Znalazłem przycisk, a chwilę później już wspinałem się na dach, podtrzymując przerzuconą przez moje ramię żonę. Położyłem ją sobie na kolanach, czekając na transport. Wygląda tak pięknie. Jej policzki jak i reszta skóry odzyskała dawną barwę brązu od treningów na słońcu. Spała spokojnie, oddychające równomiernie. Ja też pierwszej nocy jeszcze nie miałem koszmarów. A później się zaczęło.
- Wyciągnę cię z tego Słoneczko. Jeszcze będziemy się cieszyć naszymi bliźniakami i kolejnymi dziećmi. Obiecuję.
Siedziałem tak kilka godzin i zaczęło się robić zimno. W końcu to początek listopada. Zostawiłem ją i zakradłem się do sypialni. Nikogo w niej nie było. Wziąłem z szafy cieplejsze ubrania i koc, po czym wróciłem do ukochanej. Chwilę później na dachu wylądował helikopter z Dworu
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
niedziela, 12 lutego 2017
ROZDZIAŁ 387
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)