niedziela, 3 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 99

- Rose, widzisz udało mi się.- Lissa mnie uścisnęła. Stałam trochę zdezorientowana, nie wiedząc o co chodzi. Wtedy mnie olśniło. Co się ze mną dzieje?
- To twój sen? Wywołany mocą ducha?- upewniałam się.
Morojka pokiwała głową.
- Gratulacje! W końcu ci się udało.- uścisnęłam przyjaciółkę.
- Tak. Ćwiczyłam to od jakiegoś czasu z Adrianem i Sonią i udało się.
- To super.- obejrzałam się, żeby wiedzieć jak mnie chciała zobaczyć.- O i nie jestem taka gruba.- zaśmiałyśmy się.- A jak się masz przyszła mamo?
- Dobrze, ale może najpierw usiądziemy?- zaproponowała.
Zgodziłam się. Liss na chwilę zamknęła oczy, a zmarszczki na czole świadczyły o wielkim skupieniu morojki. Ale nic się nie stało. Dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się rozczarowana.
- Wybacz, ale jeszcze nie do końca nad tym panuję. To moja pierwsza wizja.
- Nic nie szkodzi. Tylko powiedz mi, czy mam się czuć zaszczycona tym, że tu jestem, czy bardziej wykorzystana?
- Wykorzystany może czuć się Iwaszkow. To on miał nieprzespane noce, po to abym mogła z tobą pogadać.
- Skoro tak stawiasz sprawę, mamy całą noc.- powiedziałam z uśmiechem.
Przeleciałam dłonią powietrze, tak jakbym chciała odepchnąć coś, co lata przy mojej twarzy. Przed nami pojawiły się dwa fotele, stolik do kawy i kubki z herbatą. Przyjaciółka patrzyła na mnie z otworzoną buzią. To już druga osoba zszokowana przeze mnie tej nocy. Teraz mogłam obejrzeć otoczenie. Byliśmy w salonie w domu rodziców Lissy. A teraz jej. Od ich śmierci dom stoi pusty. Dragomirówna chciała tam zamieszkać po szkole, no ale wyszło inaczej.
Lissa w końcu się otrząsnęła z szoku.
- Jak ty to zrobiłaś?
- Nie tylko ty wykorzystywałaś Iwaszkowa.- usiadłyśmy w fotelach.- Ćwiczyłam z nim i Dymitrem na wypadek, gdyby zaatakował nas Robert.
- A właśnie, dał wam już spokój?
- Od śmierci Taszy nie daje znaku życia. Powiedziałaś o niej Christianowi?
- Wie tylko, że nie żyje. Ale nie w jakich okolicznościach został wykonany wyrok.
- Tak będzie lepiej.
Jednak było mi żal młodego Ozery. Najpierw rodzice strzygi, później ciotka morderczyni. Często się droczymy, ale lubię tego chłopaka. Tylko dlatego, że wspiera Lissę i jest dla niej ważny. Żeby nie było. Wiem, że on też mnie toleruje. Pokazał mi to podczas ataku strzyg na akademię. Wtedy musieliśmy współpracować. Postanowiłam zejść na lżejszy temat.
- A powiedziałaś mu w końcu dobrą nowinę, czy tylko załamuje się od złych?
Przyjaciółka zmarszczyła czoło. Po chwili zrozumiała o co mi chodzi. Pogłaskała swój płaski brzuch z uwielbieniem.
- Powiedziałam.- patrzyłam na nią wyczekująco.- Bardzo się ucieszył. Miałaś rację. Dlatego jesteś moim głównym doradcą. Nigdy nie sądziłam, że z nas dwóch, ja będę kochać się po raz pierwszy,  a ty będziesz szybciej w ciąży.- zaśmiałyśmy się.
Miała rację. Żadna z nas tego nie przypuszczała. Jednak po chwili odzyskałam powagę.
- I dlatego nie powiedziałaś mi o wiedźmach?- tak, wciąż miałam do niej o to urazę. Nie tylko, jako przyjaciółka, ale jako strażniczka.
- Wiem, przepraszam, ale nie chciałam cię martwić.
- Nie udało ci się. Martwiłam się jeszcze bardziej. Pomyślałaś co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało?
 - Ale nic mi nie jest.- podniosła głos. Jednak po chwili się uspokoiła. Zmartwił mnie jej wybuch.
- Mrok.-szepnęłam. Popatrzyła na mnie zdziwiona.- Mrok od mocy ducha.- Lissę nagle bardzo zainteresowała zawartość kubka. Nie miała odwagi spojrzeć mi w oczy.- Liss, on znów przejmuje nad tobą kontrolę. Musisz przestać używać mocy.
- Dzięki niej tu jesteśmy.
- No dobra. To ostatni raz. Proszę obiecaj mi to. Od jutra nie będziesz używać ducha.
- Ale...
- Żadnego "Ale". Pomyśl o dziecku. Chcesz żeby miało problemy zdrowotne lub gorzej, psychiczne?!- teraz ja podnosiłam głos.
- O tym nie pomyślałam. A to dziwne, zazwyczaj to ja jestem ta roztropna.
- Odpowiadam za twoje życie. Musiałam kiedyś zmądrzeć.- napięta atmosfera zniknęła z naszym śmiechem. Znowu rozejrzałam się po pomieszczeniu.- Rany jak ja dawno tu nie byłam.
- No, ja też.- Przyjaciółka poszła w moje ślady.
- Myślałaś co z nim zrobić?
- Zastanawiałam się czy nie wynająć komuś. Albo zrobić rodzinny dom dziecka.
Cała Lissa. Najpierw myśli o innych, ale w granicach rozsądku.
- Ciekawa ta druga propozycja. Może to być pierwszy dom dziecka dla dampiriów.- podsunęłam.- tylko na początku ktoś tu musi mieszkać.
- No tak. Kogo byś proponowała?
- Para dampiriów, którzy nie są strażnikami, lubią dzieci i sami nie mogą ich mieć. Dasz radę, przecież jesteś królową.
- Niekiedy chciałabym o tym zapomnieć. A jednak się nie da.
- Dla mnie, jesteś najlepszą królową, jakiej mogłam podlegać.
- I jedyną, której byś nie obrażała i która za wyrażanie własnego zdania nie wtrąciła by cię do więzienia.- zaśmiała się.
- Nie no, czemu od razu do więzienia?- uśmiechnęłam się.
- Bo widziałam cię w akcji za panowania Tatiany.
- Sama się o to prosiła.
- Odnosisz się tak do wszystkich, którzy mają jakiś autorytet. No chyba, że jest dla ciebie ważny. Np. Dymitr. 
- Co do tego ma Dymitr?- nie rozumiałam. 
- To, że do niego zawsze miałaś szacunek i nie podważałaś jego decyzji.
- Robiłam to na okrągło. Nie było Cię na treningach. Co innego, że nie miałam nic do gadania.- uśmiechnęłam się.
Ale miała rację, miałam do niego szacunek.
- Wiesz o czym myślę? Przez ten rok strasznie się od siebie oddaliłyśmy. Przez Twoje treningi i wyjazd do Rosji. Ale wiem, że też jestem winna. Poświęcałam czas Christianowi, a tobą się nie interesowałam. Nawet nie zauważyłam, że moja najlepsza przyjaciółka jest zakochana.
- Liss to nie ma znaczenia. Wiesz, że zawsze będę cię kochać.- podeszłam do morojki i osiadłam koło niej na sofie. Przytuliłam ją.
- Dziękuję Rose, za wszystko. Za to, że mnie broniłaś, znalazłaś informacje o duchu, uratowałaś od Wiktora, zawsze chciałaś dla mnie najlepiej. I kilka miesięcy temu znalazłaś moją siostrę, wsadziłaś na tron i uratowałaś życie.
- To mój obowiązek.- uśmiechnęłam się.
- Rose?- zagadnęła morojka.- Nauczysz mnie takiego manipulowania snem? Bo jeśli dobrze pamiętam to usiadłam na fotelu, a nie sofie.-uśmiechnęłam się.
- Po porodzie.