Z mężem weszliśmy na górę, do naszego pokoju. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że jest przystosowany dla dwójki dzieci. Chyba to u Bieikowów w genach, że są na wszystko przygotowani. Odstawiliśmy walizki na podłogę i wróciliśmy na dół. Akurat dziewczyny nakrywały do stołu. Chcieliśmy pomóc, ale Olena nawet nas do kuchnie nie wpuściła. To znaczy Dymitr jakoś się tam wkręcił. Mimo to nie miałam zamiaru siedzieć bezczynnie i czekać na gotowe. Poszłam do salonu, a tam zauważyłam Łukę, Zoję i nasze dzieci, bawiące się na podłodze. Pilnowała ich Wiktoria. Uklękłam przy gromadce i bawiłam się z nimi. Felix i Nastka od razu polubili ten dom. Może to obecność trójki dzieci, które znały z niedawnej wizyty,a może to ta atmosfera, która sprawiła, że i ja czułam się tu bezpiecznie i kochana. Od samego początku.
- Rose.- koło mnie usiadła niepewnie Wiki.- Dziękuję, że załatwiliście mi ten rok w szkole.
- Nie ma za co.- uśmiechnęłam się do niej.- A jak tam Twoje sprawy miłosne?
Szturchnęłam ją w ramię. Uśmiechnęła się słabo, po czym posmutniała. Cały czas wzrok miała utkwiony w dłoniach. Wyraźnie coś ją gryzło.
- Właśnie o tym chciałam porozmawiać...- zaczęła, ale przeszkodziło jej wołanie mamy.
- Dziewczynki, jedzenie na stole.
Gdy mówiła takim łagodnym i troskliwym głosem, naprawdę czułam się jak mała dziewczynka. Wstałyśmy, biorąc ze sobą dwójkę dzieci, ona Felixa, a ja małego aniołka Soni. Po chwili z pomocą przyszli nam mój ukochany po Zoję i Karolina podnosząc Nastkę.
- Porozmawiamy później.- szepnęłam jej, kiedy nikt nie słyszał.
Usiadłam na moim stałym miejscu, koło strażnika. Każdy sobie nałożył, ile czego chciał i zaczęliśmy jeść. Ja również karmiłam siostrzeńca, tak jak każdy, kto trzymał jakieś małe dziecko. Było to coś dziwnego. Pomarańczowa kapusta z kawałkami kiełbasy. Nie za bardzo przepadam za kapustą kiszoną, ale to było nadzwyczaj dobre. Mój mąż zaśmiał się, widząc jak najpierw ostrożnie próbuję dania, a później wcinam, aż mi się uszy trzęsą.
- Ummm... pycha.- skwitowałam, odsuwając pusty talerz.- Co to jest?
Kuchnia rosyjska zaciekawiła mnie odkąd byłam tu pierwszy raz. W końcu jeśli miałam być z Dymitrem, wypadałoby coś wiedzieć o jego kraju. Potrawy, tradycje, zwyczaje i takie tam. Ale mało kiedy miałam na to czas, więc takiego czegoś jeszcze nie odkryłam.
- Bigos.- odpowiedzi udzieliła mi teściowa.
- Spokojnie Roza, nauczę cię go robić.
Już chciałam odejść, ale Olena mnie zatrzymała.
- Jeszcze ciasto.- na chwilę zniknęła w kuchni.
Miło było, że aż tak się postarała. Jest wspaniałą kobietą, która ma równie wspaniałe dzieci. Cieszę się, że to właśnie ja mogę siedzieć obok jej syna i cieszyć się pozytywną energią, jaką zaraża wszystkich dookoła oraz napełnia cały dom. Bielikowa wróciła z jeszcze ciepłym makowcem. Każdy wziął po kawałku i popijał kompotem z agrestu.
Mam tak jakby wiadomość? Ogłoszenie?- zaczęła mama.- Bez różnicy. Chcemy was zaprosić na wigilię do nas.
- To będzie dla nas czysta przyjemność.- odpowiedział za nas strażnik, po czym uścisnął moją dłoń i spojrzał na mnie, szukając potwierdzenia.
Skinęłam ledwie zauważalnie głową, ale on to zauważył i odprężony utkwił wzrok w starszej kobiety.
- To cudownie.- klasnęła w dłonie.
- Ciocia.- blondynek pociągnął mnie za ubranie.- A ty i Felix i Naśtka pójdźiecie z niami nia Halloween?
- I wuja?- dodała Zoja, zanim zdążyłam choćby otworzyć usta.
- No i Lili.- zawołał Pawka.
W oczach siostry widziałam niemom prośbę.
- Jasne, byłoby super, ale nie mamy przebrań.- zauważyłam, zawiedziona.
- My też nie mieliśmy. Zawsze babcia nam robiła.
- To pewnie ma dużo roboty...- zaczęłam.
- To żaden problem, moja droga.- przerwała mi Olena.- Uszyję co tylko zechcecie.
- W takim razie zgoda.- odpowiedział mój mąż.
Halloween. Dawno się w to nie bawiłam. W sumie to nigdy, bo w Akademii robili nam jakaś zabawę z tańcami, łowieniem jabłek i inne takie, a to nie to samo. I tylko w przedszkolu. W większości ten zwyczaj znałam z filmów i trochę od Nicka. Jako jedyny nie chodził do żadnej Akademii dla morojów, a do zwykłej szkoły.
- To teraz, jeśli pozwolicie, pójdziemy się rozpakować i odpocząć po podróży.- oznajmił mój ukochany.
- Dobrze. Śpijcie dobrze, dzieci.- pożegnała nas najstarsza kobieta.
Łuka pociągnął mnie za ubranie, nakazując, żebym się schyliła.
- Ciociu, a mogie śpać z wami?- spytał szeptem.
- Jeśli mama się zgodzi, nie widzę przeszkód.-odpowiedziałam tak samo.
Chłopiec zaskoczył z moich kolan i pobiegł do Soni. Razem z Bielikowem wstaliśmy od stołu, po czym zabraliśmy kobietą nasze dzieci.
- Nawet nie dadzą się nacieszyć.- poskarżyła się Wiki.
- Będziesz miała jeszcze ich dość.- zapewniłam ją.
- Przecież to istne aniołki.- Karolina była zauroczona dziewczynką.
- Raczej diabełki. Choć do mamusi.- zabrałam małą i po pożegnaniu z innymi, poszliśmy na górę.
Gdy ja nas rozpakowywałam, Rosjanin brał kąpiel. Później się zamieniliśmy.
- Możemy mieć gościa na noc.- powiedzieliśmy jednocześnie, gdy szłam do łazienki i się zaśmialiśmy.
Bez słowa już wyszłam. Czyli Zoja też chętna. Kiedy już byłam czyściutka, na korytarzu ktoś złapał mnie za rękę. Wystraszona chciałam zaatakować, ale powstrzymałam się, widząc, kto to jest.
- Wiktoria, nigdy nie zachodzi strażnika od tyłu.
- Wybacz.- powiedziałam ze skruchą.- Miałabyś czas?
- Ee... jasne, tylko odłożę rzeczy i powiem Dymitrowi, bo inaczej całą wioskę postawi na nogi w moim poszukiwaniu.- zaśmiałam się.
- Okey. To poczekam u siebie.- przytuliła mnie i poszła.
Weszłam do pokoju i położyłam złożone ubrania z kosmetyczką na krześle.
- Jeszcze na chwilę pójdę do Wiki, bo chciała ze mną porozmawiać.- oznajmiłam i chciałam wyjść, ale zatrzymał mnie głos męża.
- Myślałem, że spędzimy trochę czasu razem?- był naprawdę zawiedziony.- Ostatnio tak mało go dla siebie mamy.
- Kochanie, mamy cały tydzień urlopu. A to mi naprawdę długo nie zajmie.
- Zawsze tak mówisz,- podniósł się w łóżku, oparty na łokciach.- a schodzi wam kilka godzin.
No nie. On jest zazdrosny o własną siostrę. Ostatnio go nie poznaję.
- Towarzyszu, nie przesadzaj. Przecież to twoja rodzina w tym domu. Nie ucieknę ci. Nawet nie wiem gdzie, na tej pustyni lodu.
Nie uśmiechnął się na mój żart. Mi też sposępniała mina. - Ja ci nie zabraniam spotykać się ze znajomymi.
- Ale się z nimi nie spotykam.
- No to już nie moja wina.- podniosłam głos, jednak po chwili się uspokoiłam.
- Prawda nie twoja, ale jesteś dla mnie ważniejsza.
- Jednak nie jedyna. Chodzi mi o to, żebyś ty też mi nie zabraniał. Też potrzebuję kontakt z innymi ludźmi i nie dam się więzić. Ja jeśli jego nie rozumiesz to bardzo mi przykro.- wyszłam i oparłam się o zamknięte drzwi, wypuszczając głośno powietrze.
Co tak właściwie przed chwilą się wydarzyło?
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
poniedziałek, 14 listopada 2016
ROZDZIAŁ 320
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)