sobota, 9 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 105

Mógłbym na palcach jednej ręki policzyć ile razy widziałem Rozę we łzach. Ale to i tak za dużo jak na nią w tak krótkim czasie.
Nim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, ukochana rzuciła mi się w ramiona. Wciąż oszołomiony jej urodą, słabo kojarzyłem fakty. Ale moje dłonie objęły ja automatycznie, chcąc podświadomie obronić przed złem tego świata. Królo... Lissa wyszła, mówiąc że zostawi nas samych. Gdy zamknęła z hukiem drzwi oprzytomniałem. Odwzajemniłem uścisk, uwalniając się od wszystkich lęków. Głaskałem ją po aksamitnych, miękkich, pachnących włosach. Poczułem na policzku swoją łzę. I następną. Były spowodowane wielką ulgą. Jej jeden gest stopił cały mój strach. Kocha mnie i potrzebuje.
- Już dobrze. Jestem tu. Cichutko. Wszystko jest w porządku. Nie płacz Roza. Pamiętaj Różyczko, zawsze będę przy tobie i nikomu nie pozwolę cię obrażać. Jesteś wszystkim czego potrzebuję i będę o ciebie walczyć z każdym.-Podniosłem moją żonę i podszedłem do łóżka pod oknem. Usiadłem na nim, a Rozę posadziłem sobie na kolanach. Dziewczyna uspokoiła się trochę i usiadła na mnie w rozkroku. Patrzyła mi głęboko w oczy. Czułem jak przegląda moją duszę. Ma takie piękne, brązowe oczy. Jedyne które mogą mnie przejrzeć.
- To dobrze, że tak mało płaczesz.-powiedziała i wytarła palcami łzy z moich policzków.- A zazwyczaj robisz to ze szczęścia, albo ulgi. Ale proszę, nie wątp więcej w moją miłość.
- Już nigdy Roza nie zwątpię. Ja tiebia liubliu.
- Ja  tiebia toże liubliu.
Pocałowałem ją w czoło. Tak bardzo się bałem. Chciałem odejść i zostawić to wszystko. Całą moją miłość. Co ci strzeliło do tej pustej łepetyny? I niby gdzie byś się podział. Nigdzie nie ma dla ciebie miejsca, tylko w jej ramionach. Dom jest tam, gdzie serce. Swoje serce całkowicie oddałem Rozie. Ona jest moim życiem. Mógłbym mieszkać w największym, najbogatszym pałacu, ale nie dorównałby żadnej najmniejszej chatce w lesie z moją Rozą. Nawet jeśli byśmy mieli ledwo wiązać koniec z końcem. Ona zawsze sprawia, że świat się śmieje. Ale nie wiem czy ona byłaby szczęśliwa, mieszkając w środku lasu. Nudziła by się. Chociaż, znalazłbym jej zajęcie.
Uśmiechnąłem się na tę myśl. Dopiero teraz poczułem, że dotykają mnie jej wargi. A ja, znów podświadomie, odwzajemniłem pocałunek. Odsunęła się i patrzyła na mnie przenikliwie, gdy wciąż się uśmiechałem.
- Co cię tak cieszy, towarzyszu?- spytała.
- Nasza miłość.- odpowiedziałem. Jej spojrzenie podpowiadało mi, że czeka na rozwinięcie tej myśli. Podzieliłem się z nią swoimi przemyśleniami.
- Znalazłbyś mi zajęcie.- uśmiechnęła się kusząco, wkładając mi ręce pod koszulkę. Poczułem ciepłą falę rozchodzącą się po moim ciele. Zadrżałem z przyjemności. Jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Jest taka piękna, kiedy się uśmiecha. Zbliżyłem usta do jej ust. Po długiej chwili pocałowałem ją. Zniecierpliwiona wbiła się mocno w moje wargi. Zaskoczony nie miałem jak się bronić przed upadkiem. Nawet nie chciałem. Polecieliśmy na łóżko. Szybko się obróciłem tak, że Roza wylądowała pode mną. Jeszcze szybciej pozbyłem się jej bluzki i pomogłem jej ściągnąć swoją, tak by mogła dotknąć mojego ciała. Patrzyłem z zachwytem na jej piękne, pół nagie ciało. Czarny stanik i ciemne włosy kontrastowały ze śniadą cerą. Nadawało to jej iście nieziemskiego wyglądu. Mimo, że widziałem ją miliony razy, wciąż zachwyca mnie jej uroda. Iwaszkow nie umiał by jej docenić. Nie wie, jak to jest czuć, że zaraz można stracić najukochańszą osobę na świecie. 
Chyba za długo się jej przyglądałem, bo Roza niecierpliwie przyciągnęła mnie do siebie. Nasze usta na nowo się spotkały. Żarliwy pocałunek sprawił, że zapomniałem o wszystkim. Nic się nie liczyło poza nią. Nie wiem czy jest świadoma tego, jak bardzo na mnie działa. Wpół świadomie gładziłem ją po plecach, chłonąc przyjemność z dotyku jej skóry. Jej bliskości. Ale przeszkadzał mi jej stanik, jednak nie długo. Po chwili oboje byliśmy już bez ubrań. Całowałem całe jej ciało. Każdy centymetr. Ledwo dochodziły do mnie jej jęki. Sam ciągle powtarzałem jej imię. Mojej Rozy. Kiedy doszliśmy, nasz wspólny jęk rozkoszy uciszyliśmy pocałunkiem. Leżeliśmy wtuleni napawając się naszą bliskością.
- Dymitr?- zagadnęła moja ukochana. MOJA! Jak to cudownie brzmi.
- Tak skarbie?
- Co zrobiłeś z Adrianem?-popatrzyła mi w oczy. Była smutna, ale nie wiem czy z powodu tego, co powiedział Iwaszkow, czy martwi się o niego.
- Już nigdy cię nie obrazi.- powiedziałem. Wystraszyła się.-Spokojnie! Żyje. Nie będę zabijać każdego, kto cię urazi, na to nie licz.- uśmiechnęła się.- Po prostu dałem mu do zrozumienia, że nie życzę sobie, aby ktokolwiek ubliżał mojej Rozie. I trochę go nastraszyłem.
- Zgaduję, że brałeś przykład ze staruszka.- roześmiała się, a ja podziękowałem Bogu, że mogę codziennie słuchać jej słodkiego głosu.
- Nie. Na polowaniu nie doszło do rękoczynów. Myślę, że nie byłoby nawet źle, gdyby twoja matka nie zaczęła tematu akademii.- skrzywiłem się na wspomnienie tego spotkania.- Twój ojciec nie był zbyt zadowolony, że zakochałem się w tobie, będąc nauczycielem. W sumie twoja mama też. W końcu złamałem zasady. I możesz mówić co chcesz, ale po tym wyjeździe wiem, że Janine jest bardzo kochająca matką. Przez całe spotkanie nawet nie nawiązała do służby. Chodziło jej tylko o Twoje dobro.
- Nie wierzę.- powiedziała pospiesznie.
- Mówię serio.
- Ona taka nie jest.- bardziej chciała przekonać siebie niż mnie.
- Nie chcę się z Tobą kłócić. Ja tylko mówię jakie są moje odczucia. I bardzo nie chcę, ale chyba muszę się zbierać. Od pół godziny powinienem być na służbie.- zacząłem się podnosić, ale zatrzymała mnie Roza, kładąc się na mnie.
- O nie towarzyszu. Jeszcze musisz trochę się ze mną pomęczyć. A poza tym dostałeś zakaz od królowej pełnienia obowiązków strażnika w dniu dzisiejszym.
- Z powodu Adriana?!- zdziwiłem się.
- Nie głuptasie.- dotknęła palcem wskazującym, mojego nosa.- Ma dla nas ważną informację. Po to wezwała nas z Lilianą.