DYMITR
Nie chciałem go tak mocno uderzyć, ale obraził moją Rozę. Nikomu nie wolno tego robić. Nawet morojowi ze szlacheckiego rodu. Podszedłem do tego śmiecia i podniosłem go za koszulkę, tak by spojrzeć mu w oczy.
- Posłuchaj gnoju.- wycedziłem przez zaciśnięte zęby, przypierając go do ściany budynku.- Nigdy nie wolno obrażać ci Rose, jasne. Kpij sobie ze mnie, mojego pochodzenia, czego chcesz, ale nigdy, przenigdy nie powiesz złego słowa o niej. Bo to tylko pokazuje ile masz szacunku do niej. A ja nie pozwolę nikomu na ubliżanie MOJEJ żonie.- specjalnie zaznaczyłem przedostatnie słowo.
- Przestałem ją szanować, gdy wpakowała ci się do łóżka, będąc ZE MNĄ. I gdybyś nie był taki szlachetny i pomocny, była by MOJĄ żoną.
- Ale nie jest. A jeśli jeszcze raz ją obrazisz, zadbam żeby już żadna dziwka nie dała ci swojej krwi. Będziesz się ukrywał, bo nikt nie będzie chciał patrzeć na twoją wstrętną buźkę. I żadna operacja ci już jej nie naprawi. Zdechniesz gdzieś w ciemnej alejce z pragnienia. Nikt nawet nie zatęskni.
- Grozisz siostrzeńcowi poprzedniej królowej?- spojrzał mi hardo w oczy. Czy on jest na tyle głupi, że myśli, że się wystraszę?
- Posłuchaj!- coraz bardziej traciłem cierpliwość.- Mam gdzieś twoje pochodzenie i waszą gównianą politykę. Tu chodzi o ciebie i o mnie. Umiałem dla bezpieczeństwa Rose zabić przyjaciółkę, więc myślisz, że jak łatwo będzie mi pozbyć się takiego śmiecia, jak ty? Nie obchodzi mnie co mi możesz zrobić, bo mam takie kontakty, że nikt nie dowiedziałby się kto cię zabił.
- Tak, najłatwiej chować się za kołnierzem ojca żony. I jak to jest sypać z dziwką?
Teraz przegiął. Nie puszczając go, poszedłem w las. Zatrzymałem się dopiero nad jeziorem. Wrzuciłem go do wody i nie oglądając się, ruszyłem z powrotem na Dwór. Za plecami słyszałem kaszlenie i groźby. Jednak jednej nie mogłem zignorować.
- Jak możesz patrzeć w lustro strzygo? Chcesz chronić Rose, to chroń ją przed sobą.
Błyskawicznie znalazłem się przy nim. Złapałem go za mokre ubranie.
- Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. Masz tylko trzymać się z dala od nas. Nie chcę Cię więcej widzieć na oczy. Masz coś jeszcze do mnie?
- Ostatnie pytanie. Jak to jest wiedzieć, że twoja "ukochana" urodzi nie twoje dziecko, bo ty nie możesz jej go dać?- cwany uśmieszek nie schodził mu z tej ohydnej gęby.
Przeciągnął strunę. Wziąłem zamach pięścią, a na jej torze znalazł się jego nos. Puściłem go i kopnąłem. Po twarzy spływała mu krew. Podniosłem go za zakrwawioną koszulę i przyparłem do najbliższego drzewa. Patrzył mi hardo w oczy, choć w jego był strach.
- Posłuchaj sukinsynu. Mam swoje własne kontakty. I nie boję się ciebie. Nikt nie będzie ubliżać mojej żonie, nawet jeśli pochodzi z królewskiego rodu. Mogę jednym ruchem złamać ci kark, ale nie zrobię tego ponieważ Rozie by się to nie spodobało. I tylko to cię chroni. Teraz zrobimy tak. Wrócimy na Dwór, nikt nie dowie się o naszej rozmowie. Powiesz, że się upiłeś potknąłeś i wpadłeś do wody. I nic więcej nie pamiętasz jasne?- pokiwał szybko głową. Teraz nie miał zamiaru ukrywać strachu.- Pamiętaj, jeśli wypowiesz mi sprawę w sądzie, raz nikt nie uwierzy pijakowi, z taką opinią, za to każdy poświadczy za prawość i dobroć strażnika takiego jak ja. Dwa, po przegranej rozprawie, znajdę cię, choćbyś ukrył się na Biegunie Północnym i obiecuję ci, że już nigdy nie wbijesz tych swoich brudnych kieł w żadną żyłę. Nie napijesz się żadnego więcej kieliszka koniaku i nigdy nie zobaczysz żadnej dziwki.
Nie zwracając na niego uwagi, ruszyłem w stronę Dworu. Nie był na tyle głupi, żeby zostać. Byłby łatwym celem dla strzyg. Doszliśmy na skraj lasu.
- Zmieniłem zdanie. Jutro, na trzeźwo masz przyjść i przeprosić Rozę. A potem znikasz z naszego życia raz na zawsze. A i jeszcze coś. Ja będę ojcem tego dziecka.
Adrian patrzył na mnie jak na szaleńca. Zamachnąłem się ręką i już go nie było. Uciekał gdzie pieprz rośnie. Po kilku minutach również wróciłem na Dwór. Po drodze wygładziłem ubranie i poprawiłem kucyk. Wszedłem przez drzwi pałacu. Po kilku minutach dotarłem pod salę tronową. Jednak zanim otworzyłem drzwi zatrzymał mnie przechodzący strażnik.
- Królowej tutaj nie ma. Ze strażniczką Hathaway-Bielikow i tą dziewczynką siedzą w pokoju na górnym piętrze. Piąte wejście na lewo.
- Dziękuję strażniku Linars.- kiwnąłem głową. Dampir wyraźnie ucieszył fakt, że wiem kim jest.
Pokierowałem się wskazówkami. Strażniczka Hathaway-Bielikow. Jak to pięknie brzmi. Ale czy takie piękne jest. Trochę mnie poniosło. A jeśli nadal mam coś ze strzygi? Tego potwora, którym byłem. Jeśli naprawdę powinienem chronić ją przed sobą samym? Może teraz boi się mnie. Chce uciec. Zawahałem się przed wejściem. A może lepiej oszczędzić jej bólu i odejść? Tak będzie lepiej. Już odsuwałem się od drzwi, kiedy usłyszałem w głowie głos Rozy.
" Nie lepiej, tylko łatwiej." Przecież obiecałem sobie dość prostych rozwiązań. Dymitr, ogarnij się. Ona cię uratowała. Wybaczyła wszystko. Kochała. Nie wiesz czy dalej cię kocha, ale jak odejdziesz, nigdy się w e dowiesz, a możesz stracić swój najcenniejszy skarb przez jeden głupi wybór. Wahałem się. Uczyłem wszystkich, żeby nigdy się nie wahali przed zaatakowaniem potworów, a sam waham się przed wejściem do ukochanej. Kiepski ze mnie nauczyciel, skoro próbuję innych nauczyć czegoś, czego sam nie stosuję. A zwłaszcza jak uczę kogoś, kto widzi we mnie autorytet. Jak uczyłem Rozę. Bielikow co jest? Właź tam, bo nigdy nie dowiesz się czy jest warto żyć dalej. Nacisnąłem klamkę, a to co tam zobaczyłem złamało mi serce. Roza. Moja kochana Roza płakała przytulna do królo... Lissy.(Nigdy chyba się nie przestawię.) Płacze. Ona rzadko kiedy płacze. Na pewno z mojego powodu. Teraz wie za kogo wyszła za mąż. Boi się mnie. Wiedziałem. Poczułem pieczenie pod powiekami, ale nie mogłem płakać. Chciałem wyjść, ale musiałem jeszcze zobaczyć jej twarz i brązowe oczy. Powiedziałem jedno słowo.
-Roza.
Od razu się odwróciła. Nawet jak płakała była taka piękna. Ale płakała.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
piątek, 8 kwietnia 2016
ROZDZIAŁ 104
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
ROZDZIAŁ 103
Echem... Mam kilka ogłoszeń
Po pierwsze: Tak wiem, wczoraj nie było rozdziału. Ale spokojnie, dzisiaj będzie jeszcze jeden.
Po drugie: Bardzo dziękuję Anicie za jakże długi i motywujący komentarz. Dobrze wiedzieć, że są ludzie którzy dostrzegają i doceniają moją ciężką pracę. Więc jeśli czyta to ktoś oprócz Mańki, Oli i Anity, proszę napiszcie komentarz.
I ostatnia sprawa: Ale wy jesteście ślepi. Czemu nikt mi nie powiedział, że w poprzednim rozdziale nasza kochana Rose się nie ubrała? (Już poprawione). No to nie przedłużając życzę miłej lektury.
____________________________________________
- A jaka jest ta królowa?- spytała Lili, gdy byłyśmy już na korytarzu.
- Pokocha cię jak własną siostrę.- odpowiedziałam z uśmiechem. A raczej już pokochała.
-Czy wszyscy mo..moro..moroje- dukała.- są tak dobre?- spytała jeszcze nie wiedząc jak to odmienić.
- Niestety nie. Ale zadbam o to, żebyś tych wrednych nie poznała.
Już na schodach było czuć zapach zapiekanych owoców. Z salonu do jadalni prowadziły oszklone drzwi, na przeciwko stopni. Przez szkło widziałam Dymitra nakrywającego do stołu. Gdy nas usłyszał, odwrócił się gwałtownie. Patrzył na nas chwilę z zachwytem, a potem wrócił do poprzedniego zadania. Szybko przeszłyśmy przez pokój dzienny. Mój mąż przytrzymał nam drzwi. Weszliśmy do następnego pomieszczenia i odwróciłyśmy się do strażnika.
- Teraz mam dwie swoje królewny.- Cmoknął dziewczynkę w czoło, a mi słodko i czule musnął wargami usta. Pocałunek był krótki, ale pełny miłość.- Zapraszam do stołu.
Zajęłyśmy swoje miejsca i czekałyśmy. Mój ukochany poszedł do kuchni, a zaraz wrócił z naczyniem w dłoniach. Położył je na stole i zaczął nakładać nam na talerze jego zawartość. Po chwili wszyscy rozkoszowali się potrawą. Były to pieczone jajka z kiełbasą i szpinakiem. Na stole stały jeszcze miseczki z różnymi dodatkami, ziołami i jedna z sosem pomidorowym oraz dzbanek herbaty. Nalałam ją sobie i siostrze. Dymitra oczywiście miał swoją kawę, ale trochę się z nią męczył. Na urlopie próbowałam go od niej odzwyczaić i oczywiście z sukcesem. Rano przytrzymałam go w łóżku, a kiedy szliśmy na śniadanie, uznawał, że jest za późno na kofeinę, a poza tym, cytuję, sama jestem jak najlepsza kawa na świecie. Tak więc przez cztery miesiące te ohydztwo pił tylko, gdy nie budził się ze mną.
- Co towarzyszu? Nie podchodzi ci twoja ukochana dawka kofeiny?- spytałam z uśmiechem.
- Spokojnie, przyzwyczaiłem się raz, to przyzwyczaję się drugi.- odwzajemnił uśmiech.
- Nie dopuszczę do tego.- oświadczyłam.
- Zobaczymy.- uśmiechnął się cwanie, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.- A jak wam smakuje? Spełniłem twoje oczekiwania Roza?
- Bardzo dobre.- odpowiedziała moja siostra, pomiędzy kolejnymi porcjami. - Co to jest?
- Frittata z kiełbasą.- powiedział zwyczajnie, choć wiem, że w środku odczuwał dumę.
- Nie powiem towarzyszu. Postarałeś się. Pyszne.- uśmiechnęłam się do niego. Odpowiedział czułym uśmiechem.
Reszta śniadania upłynęła na rozmowach na temat Dworu.
Po posprzątaniu, ubraliśmy kurtki i wyszliśmy na dwór. Chciałam prowadzić, ale Dymitr dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie zmienił zdania na ten temat. No cóż, przynajmniej dostałam jeszcze kilka całusów. Gdy w końcu posadził mnie z tyłu, samochód ruszył. Nie siedziałam koło ukochanego, ponieważ tam była Lili. Trochę się denerwowała i chcieliśmy odciągnąć jej myśli od spotkania. Nieźle nam szło. Strażnik wymyślał zabawy, a ja ją zagadywałam. Nim się obejrzała byliśmy na miejscu. Przed bramą jak zwykle musieliśmy przejść kontrolę. W okno od strony Bielikowa zapukał Michaił.
- Hej Dymitr. Cześć Rose.- przywitał nas dampir. Wtedy zauważył małą.- A co to za śliczna panienka? Rose nie jesteś zazdrosna?
- Nie mam zbyt wiele do gadania.- stwierdziłam.- Mówiłam ci o moim nowym talencie? Okazało się, że jestem niezła w znajdywaniu przybranego rodzeństwa. Poznaj moją siostrę Lili.
- Miło mi cię poznać.- skłonił się delikatnie z uśmiechem.- Witamy na dworze.
- Dziękuję.- odpowiedziała.
Byliśmy strażnikami królewskiej pary, więc nie musieli nas aż tak sprawdzać. Michaił po prostu nas przepuścił. Dziewczynka była oczarowana przepychem siedziby królowej. Czarownice zakończyły już odbudowę. Wszystko wyglądało, jakby nic się tu nie wydarzyło. Ukochany zaparkował w garażu. Moja siostra rozglądała się dookoła. Nie mogła wydobyć głosu.
- Poczekaj aż zobaczysz salę tronową.- powiedziałam ze śmiechem.
Wyszliśmy na zewnątrz. Już mieliśmy wejść do pałacu gdy usłyszałam jego głos.
- Mała dampirzyco. Widzę, że postanowiłaś powiększyć rodzinę.- odwróciłam się na dźwięk kpiny u Adriana. Po sposobie jego chodzenia stwierdziłam, ze nie oszczędzał dzisiejszej nocy. Zatrzymał się nagle i popatrzył na mój brzuch.- No nie! Kto okazał się tym szczęśliwcem i zdradziłaś z nim tego Ruskiego kacapkę? I czemu nie przyszłaś do mnie?- rozłożył ręce, jakbym zaraz miała mu się rzucić w ramiona. W głowie szykowałam odpowiedzieć, ale poczułam jak Dymitr się spiął. Już ruszał do moroja, gdy zatrzymałam go i popatrzyłam znacząco na dziewczynkę. Zrozumiał i został, choć w środku pewnie cały się gotował.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać Iwaszkow. Wróć jak wytrzeźwiejesz. Albo, jeśli bardzo ci zależy, to porozmawiaj z moim, jak to go nazwałeś "Ruskim kacapką". A my pójdziemy do królowej. Co ty na to, kochanie?- zwróciłam się do męża.
- Z wielką przyjemnością, Roza. Od razu wytrzeźwieje.- odpowiedział strażnik.
- Nic mi nie może zrobić. Jesteś bardzo materialna. Roza! Pff... Ja nie mówiłem słodko do ciebie i zostawiłaś mnie. A on tylko jedno słowo powie i już leżysz przy nim naga. Takie dziewczyny mam codziennie w innym klubie. Ale one na tym zyskują. O i Rose, zapomniałem ci powiedzieć, że masz dobrą krew.- uśmiechnął się złośliwie.
Szanowałam go i lubiłam. Wręcz kochałam. Nie jak Dymitra, ale też nie jak Masona. Coś pomiędzy.
Aż do tej chwili. Nazwał mnie dziwką sprzedająca krew. Zranił mnie głęboko.
Bielikow nie wytrzymał. Podszedł do niego i uderzył moroja z całej siły. Ten wylądował pięć metrów dalej. Lili schowała się za mną wystraszona. Zabrałam ją szybko do budynku. Spojrzałam na nią. W oczach miała strach. Rzuciła mi się w ramiona.
- Spokojnie, nie bój się.-głaskałam ją po włosach.- On nic mu nie zrobi. Jest zdenerwowany, ale ma swoje zasady. Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Choć musisz ochłonąć.
Wzięłam ja na ręce i podeszłam do jednego ze strażników.
- Możesz wskazać mi jakiś wolny pokój i przekaż królowej, żeby przyszła do niego.
- Oczywiście, strażniczko Hathaway-Bielikow.-skłonił się i poprowadził nas korytarzem.
strażniczko Hathaway-Bielikow. Jak to pięknie brzmi.
Po pierwsze: Tak wiem, wczoraj nie było rozdziału. Ale spokojnie, dzisiaj będzie jeszcze jeden.
Po drugie: Bardzo dziękuję Anicie za jakże długi i motywujący komentarz. Dobrze wiedzieć, że są ludzie którzy dostrzegają i doceniają moją ciężką pracę. Więc jeśli czyta to ktoś oprócz Mańki, Oli i Anity, proszę napiszcie komentarz.
I ostatnia sprawa: Ale wy jesteście ślepi. Czemu nikt mi nie powiedział, że w poprzednim rozdziale nasza kochana Rose się nie ubrała? (Już poprawione). No to nie przedłużając życzę miłej lektury.
____________________________________________
- A jaka jest ta królowa?- spytała Lili, gdy byłyśmy już na korytarzu.
- Pokocha cię jak własną siostrę.- odpowiedziałam z uśmiechem. A raczej już pokochała.
-Czy wszyscy mo..moro..moroje- dukała.- są tak dobre?- spytała jeszcze nie wiedząc jak to odmienić.
- Niestety nie. Ale zadbam o to, żebyś tych wrednych nie poznała.
Już na schodach było czuć zapach zapiekanych owoców. Z salonu do jadalni prowadziły oszklone drzwi, na przeciwko stopni. Przez szkło widziałam Dymitra nakrywającego do stołu. Gdy nas usłyszał, odwrócił się gwałtownie. Patrzył na nas chwilę z zachwytem, a potem wrócił do poprzedniego zadania. Szybko przeszłyśmy przez pokój dzienny. Mój mąż przytrzymał nam drzwi. Weszliśmy do następnego pomieszczenia i odwróciłyśmy się do strażnika.
- Teraz mam dwie swoje królewny.- Cmoknął dziewczynkę w czoło, a mi słodko i czule musnął wargami usta. Pocałunek był krótki, ale pełny miłość.- Zapraszam do stołu.
Zajęłyśmy swoje miejsca i czekałyśmy. Mój ukochany poszedł do kuchni, a zaraz wrócił z naczyniem w dłoniach. Położył je na stole i zaczął nakładać nam na talerze jego zawartość. Po chwili wszyscy rozkoszowali się potrawą. Były to pieczone jajka z kiełbasą i szpinakiem. Na stole stały jeszcze miseczki z różnymi dodatkami, ziołami i jedna z sosem pomidorowym oraz dzbanek herbaty. Nalałam ją sobie i siostrze. Dymitra oczywiście miał swoją kawę, ale trochę się z nią męczył. Na urlopie próbowałam go od niej odzwyczaić i oczywiście z sukcesem. Rano przytrzymałam go w łóżku, a kiedy szliśmy na śniadanie, uznawał, że jest za późno na kofeinę, a poza tym, cytuję, sama jestem jak najlepsza kawa na świecie. Tak więc przez cztery miesiące te ohydztwo pił tylko, gdy nie budził się ze mną.
- Co towarzyszu? Nie podchodzi ci twoja ukochana dawka kofeiny?- spytałam z uśmiechem.
- Spokojnie, przyzwyczaiłem się raz, to przyzwyczaję się drugi.- odwzajemnił uśmiech.
- Nie dopuszczę do tego.- oświadczyłam.
- Zobaczymy.- uśmiechnął się cwanie, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.- A jak wam smakuje? Spełniłem twoje oczekiwania Roza?
- Bardzo dobre.- odpowiedziała moja siostra, pomiędzy kolejnymi porcjami. - Co to jest?
- Frittata z kiełbasą.- powiedział zwyczajnie, choć wiem, że w środku odczuwał dumę.
- Nie powiem towarzyszu. Postarałeś się. Pyszne.- uśmiechnęłam się do niego. Odpowiedział czułym uśmiechem.
Reszta śniadania upłynęła na rozmowach na temat Dworu.
Po posprzątaniu, ubraliśmy kurtki i wyszliśmy na dwór. Chciałam prowadzić, ale Dymitr dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie zmienił zdania na ten temat. No cóż, przynajmniej dostałam jeszcze kilka całusów. Gdy w końcu posadził mnie z tyłu, samochód ruszył. Nie siedziałam koło ukochanego, ponieważ tam była Lili. Trochę się denerwowała i chcieliśmy odciągnąć jej myśli od spotkania. Nieźle nam szło. Strażnik wymyślał zabawy, a ja ją zagadywałam. Nim się obejrzała byliśmy na miejscu. Przed bramą jak zwykle musieliśmy przejść kontrolę. W okno od strony Bielikowa zapukał Michaił.
- Hej Dymitr. Cześć Rose.- przywitał nas dampir. Wtedy zauważył małą.- A co to za śliczna panienka? Rose nie jesteś zazdrosna?
- Nie mam zbyt wiele do gadania.- stwierdziłam.- Mówiłam ci o moim nowym talencie? Okazało się, że jestem niezła w znajdywaniu przybranego rodzeństwa. Poznaj moją siostrę Lili.
- Miło mi cię poznać.- skłonił się delikatnie z uśmiechem.- Witamy na dworze.
- Dziękuję.- odpowiedziała.
Byliśmy strażnikami królewskiej pary, więc nie musieli nas aż tak sprawdzać. Michaił po prostu nas przepuścił. Dziewczynka była oczarowana przepychem siedziby królowej. Czarownice zakończyły już odbudowę. Wszystko wyglądało, jakby nic się tu nie wydarzyło. Ukochany zaparkował w garażu. Moja siostra rozglądała się dookoła. Nie mogła wydobyć głosu.
- Poczekaj aż zobaczysz salę tronową.- powiedziałam ze śmiechem.
Wyszliśmy na zewnątrz. Już mieliśmy wejść do pałacu gdy usłyszałam jego głos.
- Mała dampirzyco. Widzę, że postanowiłaś powiększyć rodzinę.- odwróciłam się na dźwięk kpiny u Adriana. Po sposobie jego chodzenia stwierdziłam, ze nie oszczędzał dzisiejszej nocy. Zatrzymał się nagle i popatrzył na mój brzuch.- No nie! Kto okazał się tym szczęśliwcem i zdradziłaś z nim tego Ruskiego kacapkę? I czemu nie przyszłaś do mnie?- rozłożył ręce, jakbym zaraz miała mu się rzucić w ramiona. W głowie szykowałam odpowiedzieć, ale poczułam jak Dymitr się spiął. Już ruszał do moroja, gdy zatrzymałam go i popatrzyłam znacząco na dziewczynkę. Zrozumiał i został, choć w środku pewnie cały się gotował.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać Iwaszkow. Wróć jak wytrzeźwiejesz. Albo, jeśli bardzo ci zależy, to porozmawiaj z moim, jak to go nazwałeś "Ruskim kacapką". A my pójdziemy do królowej. Co ty na to, kochanie?- zwróciłam się do męża.
- Z wielką przyjemnością, Roza. Od razu wytrzeźwieje.- odpowiedział strażnik.
- Nic mi nie może zrobić. Jesteś bardzo materialna. Roza! Pff... Ja nie mówiłem słodko do ciebie i zostawiłaś mnie. A on tylko jedno słowo powie i już leżysz przy nim naga. Takie dziewczyny mam codziennie w innym klubie. Ale one na tym zyskują. O i Rose, zapomniałem ci powiedzieć, że masz dobrą krew.- uśmiechnął się złośliwie.
Szanowałam go i lubiłam. Wręcz kochałam. Nie jak Dymitra, ale też nie jak Masona. Coś pomiędzy.
Aż do tej chwili. Nazwał mnie dziwką sprzedająca krew. Zranił mnie głęboko.
Bielikow nie wytrzymał. Podszedł do niego i uderzył moroja z całej siły. Ten wylądował pięć metrów dalej. Lili schowała się za mną wystraszona. Zabrałam ją szybko do budynku. Spojrzałam na nią. W oczach miała strach. Rzuciła mi się w ramiona.
- Spokojnie, nie bój się.-głaskałam ją po włosach.- On nic mu nie zrobi. Jest zdenerwowany, ale ma swoje zasady. Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Choć musisz ochłonąć.
Wzięłam ja na ręce i podeszłam do jednego ze strażników.
- Możesz wskazać mi jakiś wolny pokój i przekaż królowej, żeby przyszła do niego.
- Oczywiście, strażniczko Hathaway-Bielikow.-skłonił się i poprowadził nas korytarzem.
strażniczko Hathaway-Bielikow. Jak to pięknie brzmi.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)