piątek, 18 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 110

- Synku, nawet nie wierz, jak ja za Tobą tęskniłam.- mama rzuciła mi się w objęcia, płacząc.
Przytuliłem ją, chowają twarz w jej ramieniu. I moje oczy się zaszkliły. Spojrzałem na Iwana. Nie dopuszczał z nas wzroku przepełnionego miłością i czułością. Może nie jestem z nim na tak silnych relacjach ojca z synem, ale bardzo go polubiłem. Sprawił, że moja mama była szczęśliwa jak jeszcze nigdy. Po chwili dołączyły do nas moje siostry, ich dzieci i sam ojczym. Czułem, że nasza rodzina nie może być już chyba pełniejsza. Chociaż od razu przed oczami stanął mi obraz ciężarnej Rozy. Nie, do pełnej rodziny jeszce trochę mi brakuje. Odsunęliśmy się, patrząc na siebie z miłością. Nagle Łuka uniósł wzrok i aż otworzył w szoku usta. Odwróciłem się i sam zaniemowiłem. Za schodów schodziły wszystkie dziewczyny, które wcześniej zniknęły na górze. Tylko Roza nie była jeszce przebrana. Ale Anastazja... Teraz to wygląda jak prawdziwa księżniczka. Olśniewająca w każdym calu swojej fioletowej sukni. Na środku była biała z wyróżniającym się nićmiciemniejszej barwy reszty kreacji, układającymi się w zygzaki, a po bokach i z tyłu, tak jak mówiłem cała fiotetowa. Znaczy to był inny fiolet, taki o wiele jaśniejszy od takiego normalnego... Nie wiem, jak to wytłumaczyć, choć pewnie kobiety mają na to nazwę. Wracając. Od bufiastych rękawów szła przezroczysta, tiulowa tkanina w tym samym kolorze, co większość sukni. Na wysokości ud, w równych odległościach przyczepione były białe koraliki, połączone wstążką, na wzór łuków, ale opadających w dół. Brzeg ozdobiony został białą falbanką, a cała suknia miała jeszcze przezroczystą zasłonkę, z tego samego materiału, co rękawy. Do tego założyła fioletowe pantofelki i jaśniejsze rekawiczki do łokci. Miałem wrażenie, jakbyś lśniła w blasku lamp. To było niesamowite. Moja mała księżniczka. Podszedłem do niej i ucałowałem jej czoło. Oczywiście poczułem smak podkładu, ale przyzwyczaiłem się już do tego po licznych randkach z żoną.
- Pięknie wyglądasz, księżniczko.- powiedziałam, walcząc z łzami, pchającymi mi się do oczu..- Pamiętam cię taką malutką, biegająca po podwórku z łopatką i wiaderkiem, a teraz...
- Mówisz, jakby wychodziła za mąż.- zaśmiała się Roza.
Jednak zignorowałem jej uwagę.
-... naprawdę wyglądasz jak moja księżniczka. Wyrosłaś na bardzo mądrą i odważną kobietę, jak twoja mama.
- Dziękuję.- szepnęła i przytuliła mnie.- Kocham Cię tato.
- Ja ciebie też skarbie. Ja ciebie też.- oparłem brodę na jaj głowie.
Po chwili pozwoliłem jej zejść do reszty, a sam podeszłem do ukochanej i objąłem ją ramieniem. Roza z uśmiechem położyła głową na moim ramieniu i tak wtuleni w siebie patrzyliśmy z uśmiechem na nasze dzieci. Diana z oczami jak centówki, biegała wokół starszej siostry i podziwiała jej sukienkę. Po chwili podbiegł do nas.
- Ja też będę tak wyglądać na swoich osiemnastych urodzinach?- popatrzyła na nas błagalnie, ciągnąć mnie za rękaw prochowca.
Wymieniłem spojrzenia z ukochaną i razem ukucnęliśmy przy młodszej córce.
- Oczywiście skarbie. Będziesz wyglądać, jak tylko sama będziesz chciała.- powiedziałam.
- Super. Kocham was.- pocałowała mnie w policzek i dobiegła.
Bardzo zaskoczyło mnie jej zachowanie. Wręcz zamurowało. Kompletnie mnie nie zna, nie było mnie całe jek życie, a ona zachowuje się, jakby znała mnie od zawsze. Niesamowita dziewczynka. Ocknął mnie dopiero śmiech Rozy. Musiałem mieć naprawdę komiczną minę. Podniosłem się i objołem ją ramieniem, przyciągając jeszcze bliżej.
- Widział ktoś może Jack'a?- spytała nagle Anastazja.
Na samo imię moroja zacisnąłem dłonie w pięści, jednak żona z łatwością mnie uspokoiła, głaszcząc moją rękę.
- Powinien...- zaczął Dominic, ale przerwał na dźwięk dzwonka.- To chyba on.
Brunetka pobiegł do drzwi, jakby się paliło. Westchnąłem ciężko. Tracę ją. Co się dziwić? Nie ma mnie całe jej życie i co? Liczyłem, że jak się pojawię, na nowo stanę się centrum jej życia. Ale już nie jest moją małą księżniczką. Westchnąłem ciężko i razem poszliśmy do drzwi. Stanęliśmy w progu, patrząc na blizniaki w pięknej różowej karocy. Od razu na myśl przyszła mi pierwsza rocznica ślubu mojego i Rozy. Ukochana wtuliła się we mnie mocnej, jakby też o tym pomyślała. Objąłem ją ramionami i przyciągnąłem bliżej swojej klatki piersiowej. Po chwili konie ruszyły, popędzane przez Łukę.
- No dobra, chyba czas się szykować.- westchnęła Roza, wyplątując się z moich ramion.
- Ty we wszystkim wyglądasz pięknie, Roza.- powiedziałem, łapią jej dłoń i patrząc głęboko w piękne oczy ukochanej.
- Posłuchaj Bielikow.- stanęła w rozkroku z groźną miną, wytykając mnie palcem.- Od dwunastu lat nie stroiłam się, więc dzisiaj mam zamiar powalić cię na kolana samym wyglądem.
Nie czekając na moją odpowiedź, pognała na górę, łapiąc pod rękę nasze siostry i przyjaciółki.