sobota, 30 grudnia 2017

Spotkanie - cz. 1

Z dedykacją dla mojej kochanej jubilatki z okazji 12 urodzin. Wszystkiego najlepszego skarbie😚😚😚
___________________________________________
Obudziłem się, gdy Roza jeszcze spała. Patrzyłem na nią oczarowany, wyglądała tak pięknie, pogrążona w słodkim śnie. Byłem taki szczęśliwy. Mam w ramionach kobietę swojego życia, po tylu trudnościach i przeciwnościach losu. Nie mogę w to uwierzyć. Tyle kłótni, obwiniania się, łez i bólu, a teraz? Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, poprawiając ją w swoich ramionach i odgarniając z czoła dampirzycy niesforny kosmyk włosów. Zacząłem okręcać go sobie wokół palca, po czym nachyliłem się i złożyłem na jej czole czuły pocałunek. Mruknęła cicho, wtulając się mocniej we mnie. Powtórzyłem gest i zacząłem całować Rozę po całej twarzy, przez policzki, szczękę aż do ust. Wtedy się poddała i oddała pocałunek. Po krótkiej walce oderwałem się od dziewczyny, na co mruknęła niezadowolona.
- Dzień dobry kochanie - z moich ust wydobył się krótki śmiech.
Podciągnęła się i otworzyła oczy.
- Hej - uśmiechnęła się błogo, wtulając we mnie.- Długo nie śpisz?
- Tylko chwilę. Słodko wyglądasz jak śpisz.
- Dziękuję. Może kiedyś ja będę mogła powiedzieć to o tobie.
- Myślę, że będziesz miała kilka okazji. Chciałbym z Tobą jeszcze trochę poleżeć, ale trzeba iść na służbę.
- Eh... Ty to umiesz popsuć chwilę - westchnęła i podniosła się.
- Zażalenia do królowej - zaśmiałem się.- A co moja królowa chcę na śniadanie? - złożyłem na jej ustach soczysty pocałunek.
- Mmm... jak słodko - uśmiechnęła się błogo.- Zaskocz mnie tygrysie.
Musiałem się bardzo powstrzymywać, żeby nie rzucić się na nią. Użyłem całej swojej silnej woli do założenia ubrań i wyjścia z pokoju, rzucając jej ostatnie spojrzenie pełne miłości. Zszedłem na dół i wszedłem do kuchni, przeczesując włosy. Co mogę zrobić? Dawno w sumie nie jedliśmy jajecznicy. Zabrałem się do robienia. Kiedy nakładałem jajka na talerze, w drzwiach pojawiła się Roza.
- Właśnie miałem cię wołać - uśmiechnąłem się.
Usiadła przy wysepce kuchennej, a ja postawiłem przed nią jedzenie i zająłem miejsce obok ukochanej. Niby mieliśmy dużą jadalnię, ale woleliśmy jeść tutaj. Jakoś tak nam lepiej, niż przy dużym, pustym stole. Cały dom dostaliśmy od Wasylisy, choć o niego nie poprosiliśmy. Podobało nam się małe, skromne mieszkanko w pałacu. Ale królową się uparła. Nie mam pojęcia, po co nam on aż tak duży. No dobrze, jak odwiedzają nas rodziny, może się przydać. Ale dla nich wtedy znalazłyby się mieszkania. Jednak Rose nie mogła jej odmówić, a gdy tylko zobaczyła dom, całkowicie odpuściła. A błysk w jej oczach przekonał i mnie.
Po zjedzeniu i sprzątnięciu, wyszliśmy z domu, zamykając dokładnie drzwi na zamek. Idąc w stronę pałacu, trzymaliśmy się za ręce, szeroko uśmiechnięci. Z dumą i wyższością patrzyłem na zazdrosnych mężczyzn, którzy śledzili nasze złączone dłonie i malinki na szyi mojej ukochanej. Zatrzymaliśmy się przed komnatą pary królewskiej. Spojrzałem w oczy Rozy i pocałowałem ją namiętnie. Oddała pocałunek, zarzucając mi ręce na ramiona i zaczęła bawić się moimi włosami. Ugryzłem ją delikatnie w wargę, gdy chciała ściągnąć mi z nich gumkę. Jęknęła cicho, co wywołało mój uśmiech. W końcu odsunąłem się od dampirzycy i złożyłem pocałunek na jej czole.
- Uważaj na siebie, Towarzyszu - poprosiła, głaszcząc z czułością mój policzek.
- Ty też Roza - wtuliłem się w jej dłoń.
Jak zawsze z wielkim trudem się rozdzieliliśmy. Nie spuszczałem jej z oczu, póki nie zniknęła w środku komnaty. Sam ruszyłem do gabinetu lorda Ozery. Bez pukania wkroczyłem do pomieszczenia i stanąłem pod ścianą, wyrzucając z większości myśli Rozę. Ale tylko większości. Nie powiem, że te godziny minęły szybko, ale byłem niezmiernie szczęśliwy, gdy po kilku godzinach mogłem wrócić do domu, do mojej Rozy. Ona pracuje 3 godziny krócej, bo jeszcze nie doszła do siebie po postrzale. Gdyby to ode mnie zależało, wciąż siedziała by w domu, ale nie miałem z nią szans. Uparła się i koniec. Postanowiłem iść na skróty przez park.
- Dimka - odwróciłem się na dobrze znajomy mi głos.
- Tasza? - zdziwiłem się. - Co tu robisz? Myślałem, że po koronacji wyjechałaś.
- Tak było - wzruszyła ramionami.- Ale wróciłam. Ciężko mi tam było.
- Pewnie zabolało cię to, co zrobiła twoja przyjaciółka- spojrzałem na nią ze współczuciem.
- Trochę. Przyprowadzasz taką sobie zwykłą morojkę, a ta ci morduje królową i jeszcze strzela do księżniczki. Ale trzeba przyznać, że Lissa jest o wiele lepszą królową.
- Tak, to prawda - przyznałem w zamyśleniu.
- Ale nie dlatego tu przyjechałam. Z tęsknoty do ciebie.
Wyprostowałem się, skupiając całą uwagę na niej. Podeszła i położyła dłonie na mojej klatce piersiowej. Złapałem ją za nadgarstki i lekko zdezorientowany zrobiłem krok w tył.
- Tasza, ja naprawdę rozumiem, ale...
- Cały czas o tobie myślę - mówiła spokojnie z uśmiechem.- Po prostu nie mogę przestać. Jesteś w mojej głowie na okrągło. I wiem, że ja w twojej też. Ciągle o mnie myślisz, przypominasz sobie mój głos, włosy, oczy, nos, twarz, ciało i budujesz mnie. Trzymasz ten obraz jak w więzieniu, pragniesz mnie znowu ujrzeć, tęsknisz.
Chciałem przetrwać jej, ale zaczynałem się zastanawiać. To prawda, czasami o niej myślę. Jak o każdym przyjacielu, którego dawno nie widziałem. Chociaż jej wspomnienie jest ze mną częściej. Myślę o niej czasami, przynajmniej raz dziennie. W sumie tęsknię za nią najbardziej. Chciałbym ją widzieć codziennie, spędzać z nią godzinny. Nie mogę się od tych wizji uwolnić całe dnie. Wciąż mi mało, nawet jak widzę ją teraz. Oczywiście jest jeszcze Rose... Ta myśl była jak kubeł zimnej wody. Potrząsnąłem głową. Co za głupoty się w mojej głowie tworzą. Przecież ja cały czas myślę tylko i wyłączne o Rozie, mojej kochanej różyczce. To od niej nie mogę się uwolnić na jawie i we śnie. Powinienem już do niej wracać. Zrobiłem jeszcze krok w tył, puszczając ręce morojki.
- Nataszo, ja rozumiem wszystko, ale wybacz mi. Nie czuje do Ciebie tego, co ty do mnie. Ja jestem szczęśliwy z Rose i jeśli naprawdę mnie kochasz, ciesz się moim szczęściem. Ja już muzę wracać, ale jeśli byś chciała się jeszcze spotkać, to zawsze możesz do mnie napisać lub zadzwonić. Żegnaj - uśmiechnąłem się przepraszająco i poszedłem do domu.
Z uśmiechem wszedłem do domu , gdzie na kanapie siedziała Rose, czytając jakieś czasopismo. Chyba mnie nie usłyszała. Po cichu podszedłem do niej i szybko przeskoczyłem oparcie, na co pisnęła krótko, wystraszona. Położyłem się tak, że Roza była zmuszona do leżenia się pode mną. Szybko ją uwięziłem i zacząłem łaskotać.
- Nie! Nie! Proszę, przestań! -  błagała przez śmiech.- Dymitr! Proszę!
Po chwili przestałem, po czym nachyliłem się i pocałowałem ją delikatnie.
- Hej skarbie - uśmiechnąłem się szeroko.
- Cześć kochanie. Jak tam służba?- pogłaskała mnie po policzku.
Zamknąłem oczy, mrucząc z przyjemności.
- Jak zwykle - wzruszyłem ramionami.- Nudno i smutno bez Ciebie.
Złapałem jej dłoń i pocałowałem jej wnętrze, patrząc głęboko w oczy dampirzycy. Uśmiechnęła się z miłością. Zszedłem z niej i usiadłem obok.
- Pójdę zrobić obiad, dobrze?
- Jasne - również usiadła.- Będę w ogrodzie.
Rozeszliśmy się. Pół godziny późnej przeniosłem jezdne do stolika na zewnątrz. Nie musiałem długo czekać, aż zapach przywabi Rozę. Poszła szybko umyć ręce i razem zasiedliśmy do jedzenia.
- A u królowej coś ciekawego? - spytałem, podczas jedzenia.
- Nieee - westchnęła. - Same papiery, dokumenty, jakieś listy... Na serio jej współczuję. Czasami mógłbyś coś tam szepnąć temu swojemu leniowi, bo niedługo będzie musiał swoją dziewczynę łowić wśród tych papierów.
- Zobaczę co da się zrobić - zaśmiałem się.- Ale on i tak mało roboty nie ma. Też i do niego przychodzi część dokumentów. Zapowiedzi wizyt, pokoje, jakie są zajęte i jakie zająć można, zapasy w kuchni czy dla sprzątaczek, ogrodników. I wszystkie inne sprawy organizacyjne Dworu. Więc też ma ręce pełne roboty.
- Cieszę się, że jesteśmy tylko strażnikami- zaśmiała się Rose.
- Tak, to o wiele lepsze - przyznałem jej rację.
Obiad skończyliśmy w ciszy, po czym razem kontynuowaliśmy pracę w ogrodzie. Dom był bardzo piękny, ale nikt go nie chciał kupić przez 2 lata i tył trochę zarósł. W tamtym tygodniu skończyliśmy odnawiać płot i szopę, a teraz zajęliśmy się resztą. Skosiłem już trawę, ściąłem niepotrzebne drzewa i zrobiłem z nich miejsce przy ognisku. Razem zaczęliśmy przekopywać miejsca, gdzieś Roza chciała mieć kwiaty. Dzisiaj przekopaliśmy kolejną część.
- Dobra, skarbie. Wracamy do domu- zarządziłem dwie godziny po wschodzie słońca.
- Już? - jęknęła rozczarowana.- Nie możemy jeszcze chwilę?
- Nie kochanie - przytuliłem ją od tyłu i pocałowałem w czubek głowy, patrząc na to, co zdążyła zdobić.- Jutro też jest dzień. A teraz chodź. Czas szykować się do spania.
Kiwnęła głową i dała się wprowadzić do domu. Pół godziny później leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku.
- Kolejny cudowny dzień za nami - Roza uśmiechnęła się promienie z zamkniętymi oczami.
- I całe życie, pełne takich dni przed nami.
- A nie znudzi nam się? - wdrapała się na mnie, patrząc mi w oczy z błyskiem.
- Nie. Już ja o to zadbam - również się uśmiechem, po czym obróciłem na bok, zarzucając z siebie dampirzycę i przytulając ją na łyżeczkę.- A teraz śpij Roza.
- Nie chcę mi się - odwróciła się do mnie przodem.
- Roza, spróbuj - nalegałem, całując czubek jej nosa.
- Eh, no dobrze. Dobranoc.
- Słodkich snów, skarbie.
Przytuliłem ją i jak zawsze sen przyszedł szybko.
***
Od mojego spotkania z Taszą minął tydzień. Szczerze, to zacząłem tęsknić za moją przyjaciółką. Miałem nadzieję, że może zadzwoni, żebyśmy się spotkali i pogadali, jak za dawnych lat. Byłoby fajnie. Wiem, że Roza nie miałaby nic przeciwko, bo rozmawiałem z nią. Wie, że jej nie zostawię i tylko ją kocham, a Natasza to tylko przyjaciółka. Siedziałem na łóżku i tak myślałem, wbijając wzrok w komórkę.
- No zadzwoń do niej- usłyszałem zniecierpliwiony głos ukochanej.
Szła właśnie do łazienki, a tak właściwie stała w jej progu, gotowa wziąć prysznic i myślałem, czy do niej nie dołączyć. Co z tego, że już jestem po? Higieny nigdy za dużo. Może Roza znajdzie jeszcze kilka brudnych miejsc. Na tę myśl wstałem i zacząłem do niej podchodzić z uśmiechem. 
- Nawet o tym nie myśl - zatrzymała mnie, opierając dłonie na mojej piersi. - Tym razem nie chcę zalać łazienki, bo potem i tak ja to muszę sprzątać.
- Ale Roza...- popatrzyłem na nią miną zbitego psa.
- Nie ma żadnego "Ale". Dzwoń, a ja szybko wezmę prysznic i jestem cała twoja.
Podałem się. Dampirzyca szybko mnie cmoknęła i zniknęła za drzwiami. Westchnął i wziąłem telefon. W kontaktach znalazłem numer Taszy, ale nie zadzwoniłem. Wahałem się. No ale przecież to tylko Tasza. Moja przyjaciółka. Wziąłem się w garść i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Po chwili usłyszałem sygnał połączenia. Już nie ma odwrotu. Gdy tylko rozbrzmiał dźwięk odebrania, wstałem jak poproszony i zacząłem chodzić w kółko.
- Dimka - odezwała się uradowana.- Czym sobie zasłużyłam na ten zaszczyt?- zaśmiał się.
- Wiesz, skoro jesteś na dworze, moglibyśmy się spotkać. Co ty na to? Tak jak za dawnych lat.
- To świetny pomysł - szczerze się ucieszyła.
- To co powiesz na jutro? Kończę zmianę o 16.
-  A Rose nie będzie mieć nic przeciwko? - zmartwiła się.
- Nie, przecież to tylko spotkanie przyjacielskie.
W tym momencie drzwi do łazienki się otworzyły, a ja spojrzałem w tamtym kierunku i zamarłem. Roza stała w progu, w seksownej pozie i takiej samej, czarno-czerwonej bieliźnie. To był a'la gorset, bez ramiączek, z głębokim dekoltem tak, że piersi prawie jej wypływały. Do tego obcisłe stringi i  czarna narzutka, która zsunęła się z jej ramienia, odsłaniając je. Zmierzyłem ją głodnym spojrzeniem od czubka głowy, po stopy, nie skupiając się całkowicie na słowach morojki. Na nogach miała czarne rajstopy i czółenka, co wydłużało je. Przełknąłem gulę w gardle, gdy zaczęła podchodzić wolnym, kocim, krokiem, patrzeć na mnie kusząco i kołysząc biodrami.
- Co ty na to? - spytała entuzjastycznie kobieta po drugiej stronie połączenia.
- C-co? A tak. Jasne.- zgodziłem się, nawet nie wiem na co.
Roza zdążyła już podejść i złapać mnie zza rękę. Jej palce podążyły w górę, aż do karku, nie przestając patrzeć mi w oczy spod przymrużonych powiek. Serce biło mi w szalonym rytmem, a gorącą krew krążyła w żyłach. Jej dotyk zostawiał palącą ścieżkę tam, gdzie pieściła moją skórę. Gdy już jej dłoń spoczęła na moim karku, odwróciła się do mnie tyłem, nie odkrywając się ciałem od mojego i przeciągnęła się, mrucząc cicho. Cały płonąłem, a wszystko we mnie wołało do niej. Nogą "nie chcący" zahaczyła o wypukłość w moich spodniach. Wciągnąłem  gwałtownie powietrze, a ona uśmiechnęła się triumfalnie
- Cudownie to widzimy się jutro pod kafejką.- zdecydowała Tasza, ale to już nie było ważne. Chciałem jak najszybciej skończyć tą rozmowę.
- No dobrze - odchrząknąłem, aby odzyskać głos.- Wiesz, ja już będę kończył, bo mam jeszcze kilka ważnych spraw do... wypełnienia.- spojrzałem na Rozę znacząco, że to ona jest tymi sprawami.
- Dobrze, to ja ci już nie przeszkadzam. Do jutra i pozdrów Rose.
- Też Cię pozdrawiamy. Dobranoc Nataszo.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na łóżko, po czym złapałem Rose w pasie i wręcz rzuciłem się na jej usta.
- Co masz tak ważnego do zdobienia?- szepnęła mi w usta.
- Ujarzmić pewną, nieziemsko seksowną dampirzycę - padłem z nią na łóżko.

piątek, 15 grudnia 2017

Wyjeżdżam- cz.4

Dedykuję to (znowu) Klauduś, sama wie, czemu. Mam nadzieję, że ci się spodoba słońce 💖💖💖💖
_________________________________________

Otworzyłam oczy, czując jego oddech łaskoczący  moją twarz. Wciągnęłam powietrze, kiedy zobaczyłam czekoladowe tęczówki milimetry ode mnie. Nawet nie usłyszałam,  kiedy znalazł się tak blisko mnie. Serce mi przyspieszyło, gdy drugą ręką złapał mnie w talii. Widziałam, co chce zrobić i nie miałam zamiaru się bronić. Zbliżył się jeszcze bardziej i lekko musnął wargami moje usta. Zadrżałam. Zaczęłam powoli poruszać ustami, oddając pocałunek. Delikatne przepychanki szybko zmieniły się w zawziętą walkę o dominację. Dłońmi badałam umięśnione ramiona ukochanego, póki nie złapał mnie za nadgarstki i nie przycisnął do ściany za nami, mocno napierając na moje ciało. Jęknęłam mu cicho w usta, co zagłuszył nasz pocałunek. Całowaliśmy się bez opamiętania. Tak bardzo za nim tęskniłam. Za smakiem jego ust. W nasz pocałunek przelaliśmy cały ból, tęsknotę, MIŁOŚĆ. Po chwili Dymitr odsunął się ode mnie, po czym schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, dysząc ciężko. Mi samej trudno było złapać oddech. W końcu uwolnił mi ręce, swoimi ramionami obejmując mnie w talii i przyciskając bliżej siebie. Usłyszałam stłumiony szloch zza moich włosów, więc złapałam go za głowę, przytulając, żeby poczuł się bezpiecznie.
- Roza, tylko ty mnie umiesz zrozumieć, wiesz jaki byłem, wiesz co przeżyłem. Tylko ty możesz mnie zrozumieć, tylko tobie mogę się zwierzyć. To tak bardzo boli.
Zamknęłam oczy, wsłuchując się w jego umęczony głos. Wciąż mocno go trzymając zaczęłam cofać się w stronę łóżka. Pociągnęłam go na materac, gdzie się położyliśmy i on się we mnie wtulił, wciąż cicho pochlipując. Pozwoliłam mu uwolnić wszystkie uczucia, jakie tyle chował w sobie. Wypłakać, aż do ukojenia. Nie trwało to długo, jak leżał tylko we mnie wtulony, już nie płacząc, pogrążony w swoich myślach. Głaskałam go po włosach, gdy podniósł głowę i spojrzał na mnie wystraszony.
- Roza, co ja ma zrobić?
- Ciii... Spokojnie, wszystko się ułoży.- cmoknęłam go w głowę.- Musisz sam uwierzyć, że nie jesteś już strzygą, że to co było, się nie liczy.
- Ale jak?
Zastanowiłam się chwilę.
- Co dla strzygi jest ładne?- spytałam w końcu.
- Nic. One nie widzą piękna.- spuścił głowę.
Złapałam go za podbródek i zmusiłam, by spojrzał mi w oczy.
- A ty? Widzisz piękno? Udowodnij, nie mi, strażnikom, moroją, a sobie. Pokaż, że ten potwór w tobie już nie żyje. Znajdź jedną jedyną piękna rzecz. I ciesz się jej pięknem. Rozejrzyj się dookoła. Co jest dla ciebie piękne?
Uniósł się lekko i omiótł spojrzeniem pokój. Następnie znów zatrzymał go na mnie. Zrobiło mi się przyjemnie pod palącym dotykiem jego oczu.
- Widzę piękno. Ty jesteś piękna. Nie tylko ciałem, ale i charakterem. Tyle wycierpiałaś, tyle przeżyłaś, a wciąż jesteś silna, lepsza z każdą chwilą. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj. Mimo wszystkich rzeczy, jakie ci robiłem, nie zostawiłaś mnie, nie uciekłaś, mało tego, walczyłaś jak lew o moje dobro. Byłaś przy mnie. Mimo tego, że Cię odrzucałem, nigdy się nie poddałaś. Jesteś najpiękniejszym co mi się przytrafiło. I nie chce cię nigdy stracić.
Jego słowa bardzo mnie wzruszyły. Podniosłam się lekko, zarzucając mu ręce na ramiona.
- Nie stracisz. Powiedz tylko słowo, a będę twoja na zawsze.- szepnęłam z łzami szczęścia.
- Kocham cię Roza.
Nim doszły do mojej świadomości jego słowa, już trwaliśmy w namiętnym pocałunki. Ten był inny, jedyny w swoim rodzaju. Opadliśmy na łóżko, napawając się tą chwilą. Chciałam wziąć z ukochanego jak najwięcej, na wypadek, jakby się chciał rozmyślić. Jednak nie zapowiadało się na to. Podczas gdy nasze języki złączył się w gorącym tańcu, na brzuchu poczułam ciepłe, smukłe dłonie. Nie trwało długo, jak oboje pozbyliśmy się naszych ubrań. To było cudowne kochać się z nim po tak długim czasie. Na nowo czuć jedność naszych ciał, to jak się dopełniamy, wiedzieć, że znów mam go tylko dla siebie. Leżeliśmy błogo zmęczeni, w swoich mocnych uściskach. Dymitr bawił się moimi włosami, a ja czułam się tak wspaniale w jego ramionach.
- Każda chwila z Tobą Roza jest dla mnie jak błogosławieństwo. Nie da się wyrazić, tego, jak bardzo jestem szczęśliwy. Roza... Jesteś sensem mojego życia. Czym ja jestem bez ciebie?
- Ja jestem pustką.- szepnęłam. - Tak bardzo za Tobą tęskniłam. Ale teraz... teraz jestem pełna. Z Tobą. Na prawdę mnie kochasz?
- Kocham. Sam w to nie wierzyłem, ale dwa dni....Tyle ci wystarczyło, abym na nowo uwierzył w swoje uczucia. Uratowałaś mnie.
- Jeszcze nie - posmutniałam.- Wiesz, że nie jesteś strzygą, kochasz mnie. Ale nie wierzysz w swoją niewinność.
- Roza...
- Nie. Nie mogę na to pozwolić. Będę blisko, ale jeśli sobie nie wybaczysz, nie będę mogła być z Tobą.
Przez chwilę trwała cisza.
- To nie jest takie proste...
- Nie powiedziałam, że jest. Od dawna wiem, że życie nie jest proste.
- Tak- zamyślił się.- Ale obiecuję ci Roza, że zrobię wszystko, żebyś była moja.

Jak obiecał, tak się stało. Jest dampirem już od tygodnia. Wybaczał sobie, powoli, stopniowo, aż był całkowicie wolny. Dostał się do straży królewskiej, za to ja dostałam pod ochronę Lissę. Zamieszkaliśmy nieoficjalnie razem, bo oficjalnie mieliśmy po prostu pokoje obok siebie. Ale każdy wiedział, że jeśli któregoś z nas nie ma w jego pokoju, musi go szukać w drugim. Chyba że nie ma nas nigdzie. To znaczy, że jesteśmy na randce. A ich mało nie jest. Prawie codziennie mnie zaskakuje licznymi wyjściami, kolacjami, atrakcjami. O dziwo Hans dość łaskawie na to patrzy. W sumie Lissa stara się przekonać Tatianę do związków dampirów i dobrze jej idzie. Jednak nie jestem pewna, czy to aktualne, bo Croft zaprosił Dymitra do biura. Strasznie się denerwowałam. Skąd wiem, że w naszej sprawie? Bo powiedział to Dymitrowi, a on mi, gdy tylko tu wpadł. Nie ma go już z dwie godziny i zaczynam się bardzo martwić. Nie! Dość! Wstałam i już chciałam wyjść, gdy do mieszkania wpadła mój ukochany.
- Roza!- złapał mnie w objęcia i mocno przytulił.
Czułam jak jego mieście się rozluźniają. Zaczęłam go głaskać po ramionach.
- Co się stało, kochanie?- spytałam łagodnie.
- Roza- spojrzał na mnie z żalem i tęsknotą.- Ja nie chcę, ale oni mi każą. Nie mam innego wyboru. Muszę wyjechać.
- Co? Gdzie? Czemu?
- Hans uznał, że za bardzo odnosimy się z naszym związkiem, co może zagrozić wprowadzeniu dekretu. Jutro lecę do Akademii św. Władimira.
- Już jutro?- jęknęłam, wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Nie martw się Roza, wszystko będzie dobrze- cmoknął mnie w czubek głowy, lekko kołysząc.
- Jak? Znowu cię tracę.
- Obiecuję... nie! Ja przyrzekam, że jak tylko królowa zatwierdzi dekret o związkach dampirów, pobierzemy się i już nigdy się mnie nie pozbędziesz.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
- Czy mam to uznać, za oświadczyny?
Na moje słowa klęknął i wyciągnął pudełko z pięknym pierścionkiem. Musiał być bardzo drogi, bo błyszczał na kilometr. Zakryłam usta dłońmi, otwierając szeroko oczy.
- A zgodzisz się?- spytał z wyzywającym uśmiechem.
Na chwilę odebrało mi głos.
- Tak- odpowiedziałam w końcu.-TAK! TAK! TAK!
Rzuciłam się na niego, tak, że się przewróciliśmy. On zaczął się śmiać, ale nie długo, bo uciszyłam go pocałunkiem. Przez długie minuty nie potrafiliśmy się od siebie odsunąć.
- Kocham cię Roza. Obiecuję ci, że nigdy więcej cię nie zostawię. Zawsze możesz do mnie zadzwonić, a jedno twoje słowo i przyjadę do ciebie. Zawsze- mówiąc to, założył mi na palec serdeczne pierścionek.- I od dzisiaj już oficjalnie jesteś tylko moja.
- Zawsze byłam. Ślub to już będzie tylko formalność- zapewniłam.
Dopiero wypowiadając to, zrozumiałam, co to wszystko znaczy. Ślub. Będę czyjąś żoną. I to mojego ukochanego. Czy dam sobie radę? A czy to coś zmieni? Nie, na pewno nie. Jednak do tego czasu będziemy oddzielnie. Pomyśleć, że znowu będę spędzać noce w pustym łóżku, bez jego ciepłych ramion, wspaniałego zapachu, poczucia bezpieczeństwa. Bez wspólnych wieczorów przy filmach, gdy obrzucamy się popcornem i kończymy łaskocząc się na podłodze. Tego nie będziemy, bo on wyjedzie, znajdzie się kilometry ode mnie. Prawie po drugiej stronie stanu. Nawet nie zauważyłam kiedy po pomocy policzkach zaczęły lecieć łzy.
- Coś się stało Roza? Nie podoba ci się pierścionek?- zmartwił się mój narzeczony.
- Nie! Jest piękny, tylko...- szloch wstrząsnął moim ciałem.
- Tylko?
- Nie chcę ci znów stracić. Nie chcę żebyś wyjechał.
Zaniosłam się wielkim płaczem. Dymitr przyciągnął mnie do swojej piersi i kołysał uspakajająco. Doskonale wiedział, jak mnie pocieszyć.
- Roza, ja też chętnie bym został. Cholera, wszystko próbowałem zrobić, ale nie mogę. Jestem bezradny. Tak bardzo chciałbym zostać. Przy tobie, zawsze. Ale nie mogę- głos mu się łamał.
Podniosłam głowę i spojrzałam w oczy strażnika. Były zaszklone. Złapałam go za policzki i pocałowałam czułe. Oddał pocałunek z podwójną siłą, jakby chciał chłonąć mnie jak najwięcej. Ta rozłąka będzie ciężką próba dla nas obojga.
- Roza, chcesz iść na ostatni spacer że mną, zanim odjadę?- spytał Rosjanin, głaszcząc mnie po policzku.
Przymknęłam na chwile oczy.
- Nie - złapałam jego dłoń, patrząc mu prosto w oczy.- chcę tej ostatniej nocy mieć cię tu. Tylko dla siebie. Wykorzystać każdą naszą wspólną chwilę, póki tu jesteś.
- A gdzie dokładnie Roza?- wymruczał mi do ucha, całując moją szyję.
-Mrrr... ty już dobrze wiesz, gdzie.
Ścisnęłam go za rękę i pociągnęłam do sypialni.
***
Dymitr

Od dwóch tygodni uczę w akademii. Bardzo ciężko mi bez Rozy. Bez jej uśmiechu, miękkości skóry i pięknego zapachu. Codziennie rozmawiamy, co trochę łagodzi ból w sercu, ale nie do końca. Czegoś wciąż brakuje. Wszedłem na salę treningową i czekając na swoją grupę, wyciszyłem jedną komórkę. Miałem jeszcze drugą, która zawsze była naładowana i miała wyłączony dźwięk. Tak jak Roza. To nasze telefony awaryjne. Używamy je tylko w nagłych wypadkach. Jak do tej pory żadne  z nas nie musiało tego robić. Zacząłem się rozciągać, aż do sali weszli uczniowie. Była to miła grupa z podstawówki. Uwielbiam te dzieciaki. I nawet nieźle im idzie, więc nie dałem im za dużych forów. Świetnie sobie radzili. Kazałem im się rozciągać, a później pokazałem kilka nowych technik walki. Patrzyłem jak w dwójkach ćwiczą, wspominając treningi z Rozą. To były piękne czasy. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Zdziwiony spojrzałem na wyciszoną komórkę i wtedy zrozumiałem, że to alarmowy. Szybko podszedłem do niego i odebrałem.
- Roza, coś się stało?- zacząłem, bez ogródek, zmartwiony.
- Dymitr...- wyszeptała przez szloch.
- Ty płaczesz? Coś się stało?- spytałem już wystraszony nie ma żarty.
- T-t - przełknęła łzy.- to nie rozmowa na komórkę. Możesz jutro przelecieć?
- Oczywiście kochanie. Zaraz wszystko załatwię...
- Nie musisz się spieszyć. To... nie ucieknie, a ja muszę pozbierać myśli.
- Roza...
- Dokończ swój dzisiejszy plan dnia, a jutro przyjedziesz.
- Jeszcze dzisiaj będę przy tobie Roza- oznajmił i rozłączyłem się, nie dając jej szansy na zaprzeczenie.
- Coś się stało strażnik?- spytał czternastoletni dampir.
Zauważyłem, że wszyscy przerwali ćwiczenia i patrzyli na mnie zmartwieni i zaniepokojeni.
- Nie, nie - uspokoiłam ich. - Wracajcie do ćwiczeń. A od jutra, nie wiem jak długo, będziecie mieli zastępstwo.
- Nieee...- dzieciaki zaczęły jęczeć
- Ale wróci strażnik do nas?- spytała mała brunetka o dużych oczach.
Często jak na nią patrzyłem, kojarzyła mi się z Rozą. Byłem pewny, że jakbyśmy mógł mieć dzieci, nasza córeczka tak by wyglądała. Spytałam na resztę dzieciaków. Nie chciałem ich oszukiwać.
- Nie wiem, na prawdę nie wiem.
Nie wiedziałem czego się spodziewać. Najchętniej już bym wyszedł i poleciał do Rose, ale jak mówi, że potrzebuje czasu, dam jej go.
- No ale co to za obijanie się. Już do ćwiczeń!
- Tak jest!- zasalutowały mi i na nowo zaczeli walczyć.
Po treningu od razu udałem się do dyrektorki. Zapukałem do drzwi.
- Proszę!- usłyszałem z drugiej strony i wszedłem.- O! Strażnik Bielikow. Właśnie miałam kogoś po strażnika posłać.
- Coś się stało?- spytałem.
- Dostaliśmy wiadomość z Dworu, żeby strażnik jak najszybciej tam dotarł. Samolot już czeka.
Zaskoczyło mnie to. Czyli, że to bardzo ważne.
- Tak jest - skinąłem głową i odwróciłem się do wyjścia.
Wróciłem do pokoju i spakowałem się. Coraz bardziej martwiłem się o Rozę. Jednocześnie chciałem jak najszybciej znaleźć się w jej ramionach. Wziąłem swoją torbę i wyszedłem z pokoju, mając cichą nadzieję, że więcej tu nie wrócę. W samolocie siedziałem jak na szpilkach, czekając na lądowanie. Gdy tylko opuściłem pokład, chciałem biec do Rozy. Jednak zatrzymał mnie orszak powitalny. Na czele stała księżniczka z Lordem Ozerą, a przy nich Eddy. Dampir podszedł i wziął ode mnie torbę.
- W parku - oznajmił.
Kiwnąłem mu z wdzięcznością głową. Schyliłem ją jeszcze przed Wasylisą, ale ona machnęła ręką i kazała mi iść. Czym szybciej popędziłem do naszego ulubionego parku. Tam zobaczyłem na ławce zamyśloną moją narzeczoną. Natychmiastowo znalazłem się przy niej.
- Roza, nic ci nie jest? - zacząłem ją dokładnie oglądać.
Gdy upewniłem się, że jest cała i zdrowa, zamknąłem ją w ramionach.
- Kochanie, tak bardzo tęskniłem. Co się stało?- spojrzałam na nią z troską i czułością.
- Dymitr, bo j-ja... to j-jest... ni-nie mam po-pojęcia ja-jak... no-no bo przecież... to nie-nie możliwe... a je-jednak się sta-stało... ja nieeeee wieeeeeem!- strasznie się denerwowała.
Złapałam ją za trzęsące się dłonie i zacząłem pocierać ich knykcie.
- Roza, spokojnie, powiedz po prostu co się stało.
- Ale jeśli nie będziesz mi przerywać- spojrzałam na mnie prosząco.
Kiwnąłem głową.
- Je-jestem w ciąży...
Na chwilę odebrało mi mowę. Pierwsza myśl: czy Roza mnie zdradziła? Na pewno. Innej możliwości nie ma. Ale chciałem ja wysłuchać. W sumie i tak kontynuowała, zanim dobrze to przemyślałem.
- ....Ale jestem na sto procent pewna, że z Tobą. Naprawdę ani cię nie zdradziłam, nikt mnie nie zgwałcił, nic. Jesteś jedyną osobą z którą współżyłam. Nie ma innej możliwości. Nie wiem jak, ale to ty jesteś ojcem. Wierzysz mi?
Spojrzałem jej w oczy i widziałem bezgraniczną miłość, nadzieję, zaufanie, ale i strach. Przecież ona nie mogłaby mnie zdradzić. Przyciągnął ją do siebie i pocałowałam.
- Wierzę ci Roza- zapewniłem i dopiero teraz do mnie dotarło.- Roza, będę ojcem! Będziemy rodzicami!
Wstałem z nią na rękach i zacząłem nas kręcić.
Śmiała się w moich ramionach przez łzy. W końcu ją postawiłem i spojrzałem głęboko w oczy dampirzycy, kładąc dłonie na jej talii.
- Tak bardzo Cię kocham Roza. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i jeszcze założymy razem rodzinę. Jeszcze tylko ślub i już nic nas nie rozdzieli- klęknąłem do jej brzucha i dotknęłam go z czcią oraz miłością.- Ciebie kruszynko też kocham i już nie mogę się doczekać, aż będziesz przy nas.
- Dymitr, a nie chciałbyś że mną iść do ginekologa - spytała z promienny uśmiechem.
- Zobaczyć nasz promyczek?- wstałem na równe nogi i złapałem ja za rękę.- Zawsze.
- I już nas nie zostawisz?
- Nigdy Roza. Zostanę z wami na zawsze.

piątek, 1 grudnia 2017

Pijana

Choć słońce widniało na samym środku nieboskłonu, Akademia św. Władimira od dawna pogrążona była we śnie. Nigdzie nie było widać najmniejszego śladu życia. Jednak jeśli ktoś się przyjrzy, zauważy ukryte w cieniu postacie, pilnujące porządku na terenie placówki, cienie szybko przemieszczające się przez oświetlony plac. To jedyne oznaki społeczność, żyjącej w zabytkowym zamku.
Przez gęstwiny koron drzew lasu, otaczającego uczelnię, przedzierały się wąskie promienie słońca, oświetlając ściółkę. W ciszy dnia i akompaniamencie dźwięków życia leśnego, między drzewami żwawo wkroczył młody mężczyzna, a jego długi płaszcz lekko muskał pokrytą liśćmi i igłami ziemię. Doskonale wiedział, dokąd zmierza. Szedł po śladach swojej uczennicy już trochę zasłonięte świeżą warstwą śniegu. Nie miał pojęcie, czemu to zrobiła, czemu tam poszła. Przecież sama mu mówiła, że chce stać się dorosła, odpowiedzialna. Przecież jakby ktoś inny ją nakrył, nie miałaby już szans na dalszą naukę. A czemu on na nią nie naskarży? Sam nie wie. Często nad tym myślał i zawsze używał tych samych argumentów. Jest mądra, trochę uparta, ale ma szczytny cel, do którego dąży. Dla księżniczki jest w stanie zrobić wszystko. Potrzebuje tylko, żeby ktoś ją naprowadził na dobrą drogę, wskazał kierunek w którym powinna iść. I jako jej mentor, podjął się tego zadania. Już z daleka usłyszał śmiechy i  hałas ze starej stróżówki. Nie zwlekając, otworzył szybko drzwi, a wszyscy zamilkli, patrząc na niego ze strachem. Nic dziennego, skoro patrzył na nich karcąco. Odnalazł też swoją uczennicę, kompletnie pijaną na kolanach młodego Zeklosa. Aż tak nie kontaktowała, że nawet nie spojrzała na strażnika. To tylko stworzyło jego gniew
- Od trzech godzin, chyba trwa cisza nocna - zauważył obojętnym tonem.
Cisza. Nikt nic nie powiedział, za to co poniektórzy spuszczali wzrok.
- Po za tym - kontynuował Dymitr.- Picie alkoholu na terenie akademii jest surowo zakazane. Macie szczęście, że nie nakryła was strażniczka Pietrowa, bo już wszyscy byście wylecieli. Ja nie powiem tego pani dyrektor, ale każdy z was dostanie solidną karę. A teraz wszyscy wracać do dormitorium.
Wszyscy wyszli, na łóżku została tylko jego uczennica.
- Rose - powiedział jej imię, może trochę za ostro.
Dampirzyca spróbowała wstać, ale już po pierwszym kroku zachwiała się i gdyby nie szybki refleks strażnika, wylądowałaby na podłodze. Dość mocno szepnął ja za ramię i wprowadził.
- Jesteś na mnie zły?- spytała po pewnym czasie.
- Zawiedziony - przyznał. - I zły trochę też. Co ci w ogóle odbiło, żeby tam iść? I do tego jesteś najbardziej pijana. Nie chcesz być strażniczką księżniczki?
- Chcę!- zatrzymała się naburmuszona.
- Choć i nie zachowuj się jak dziecko - warknął.
- To przestań mnie tak traktować - ruszyła za nim.
- Traktuję cię tak, jak na to zasługujesz. A dzisiejsze zachowanie wcale nie pokazało twojej dojrzałości.
- Jestem kobietą. Popełniłam czasem błędy, ale umiem w sytuacji zagrożenie zachować się dojrzale.
- Jakoś tego nie pokazujesz.
- Udowodnić ci to?- znowu się zatrzymała.
- Ciekawe w jaki sposób chcesz to zrobić?- również się zatrzymał, zakładając ręce na piersi.
Podeszła do niego i... pocałowała go. Zrobiła to tak szybko, że on się nawet tego nie spodziewał. Nie wiedział czemu, ale oddał pocałunek. Może dlatego, że się tego nie spodziewał? Coś mu kazało to zrobić. Stracił kontrolę nad swoim ciałem na jedną chwilę, w której przelał wszystko swoje emocje, w jeden pocałunek. Chciał tego. Poczuć jej usta, ich smak, to jak były miękkie. Jednak szybko się opamiętał o odsunął Rose od siebie. Oboje dyszeli ciężko.
- Nigdy więcej tego nie rób - spojrzał na nią groźnie.
Jednak dampirzyca nie zwracała na to uwagi, dotykając swoich ust.
- Co tym chciałaś udowodnić?- spytał.
- Co udowodnić? Że umiem jak każdą dojrzała kobieta wybierać dojrzałych mężczyzn. Że umiem na nich działać. Ale... ty odwzajemniłeś pocałunek. Czemu?
Bił się z myślami, czy jej powiedzieć. W sumie i tak nic nie będzie pamiętać, a mu będzie lżej, jak komuś powie.
- Bo mi się podobał- wzruszył ramionami udając obojętność.
- Podobam ci się? - była wyraźnie zaskoczona.
Westchnął. Co miał jej powiedzieć, jak sam nie wiedział co się u niego dzieje?
- Nie wiem Rose, ale to nie ma znaczenia.
- Jak to nie ma?
- Po prostu. Jestem twoim nauczycielem i nie mogę być nikim więcej. A ty i tak nie będziesz tego pamiętać.
- A jak będę?
- To wtedy porozmawiamy. A teraz oprowadzę cię do pokoju.
Dalej szli w ciszy, ale nie długo trwało, gdy Rose się odezwała.
- Będę miała karę?- bardziej stwierdziła niż  spytała.
- Myślę że kac na treningu będzie dostateczną karą.
- Co? Jutro też chcesz mi zrobić trening?- jęknęła.
- Dzień jak każdy inny. Nie widzę powodu, żeby nie było naszego treningu.
Nic więcej nie powiedziała, tylko coś tam burczała pod nosem. Strażnik zaprowadził ja do pokoju i napisał jej na kartce "Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie dzisiaj swoją obecnością na treningu. Dymitr". Pożegnał się jeszcze z uczennicą i wrócił do swojego pokoju. Przez długi czas nie mógł zasnąć, ale w końcu zapał w sen.
Z samego rana, o samej kawie, podszedł na salę treningową. Czekał na swoją uczennice, myśląc, jak się czuje. Wpadła na salę spóźniona i wściekła jak osa. Jednak na treningu zachowywała się normalnie. Albo nie pamiętała, albo udawała. W końcu spojrzała na niego, już trochę spokojniejsza.
- Dymitr? Co się wczoraj wydarzyło? Słyszałam od znajomych że nas nakryłeś, ale nic nie pamiętam. Przepraszam, jeśli zrobiłam lub powiedziałam coś głupiego. I w ogóle za to, że tam poszłam. Miałam gorszy dzień i potrzebowałam tego, choć wiem, że to mnie nie usprawiedliwia.
- Nie zrobiłaś nic głupiego. Po prostu odprowadziłem cię do pokoju. To prawda, nie było to najmądrzejsze - przyznał
- Wiem i dlatego jestem gotowa wziąć za to odpowiedzialność - wypuściła ciężkie powietrze.
Chyba jednak źle ja ocenił. Na prawdę gdy trzeba, umie być dojrzała.
- Od kiedy to tak dojrzałe decyzje podejmujesz?- zaśmiał się, choć tak na prawdę był z niej bardzo dumny.- Myślę, że dzisiejszy trening i twój kac, to wystarczająca kara.
- I nie dasz mi nic więcej, żadnego pouczenia, lekcji zen?
- Rozumiesz swoją winę, więc nie widzę sensu w dołowaniu cię jeszcze bardziej. - wzruszył ramionami.
Z jednej strony to dobrze, że niczego nie pamięta, ale jednak Dymitr chciałby... On sam nie wie, czego chce. Jednak wie, że Rose w jakiś sposób jest dla niego ważna. Nie wie jak i czemu, ale wie, że to staje się niebezpieczne.