piątek, 15 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 111

W obuwniczym Dymitr trochę się uspokoił. Kupił trzy pary butów i jedną kapci, żeby nie chodził po domu w samych skarpetkach.
- Rose. Uważaj, bo twoja matka powie, że robię z ciebie kurę domową.- zaśmiał się Bielikow wkładając zakupy do bagażnika.
- Bez przesady. Poza tym nie obchodzi mnie, co ona powie. Jak zawsze wiele mówi, ale żeby mnie wychowywać, nie było chętnych.- usiadłam naburmuszona.
- Roza nie chciałem cię zdenerwować. Dzięki temu mam taką cudowną i samodzielną żonę.- powiedział z uśmiechem, siadając koło mnie i odpalił silnik.
-Której nie dajesz się tym ostatnim wykazać.- odwróciłam się do małej bawiącej się z tyłu swoim tygryskiem.- Lili zapnij pasy.
Dziewczynka wykonała moje polecenie.
- Niekiedy trzeba przyjąć pomoc innych.- strażnik zaczął wycofywać patrząc w tylną szybę.
- Wiem, ciągle się tego uczę. I w cale nie jestem kurą domową.
- Och nie o to chodzi. Po prostu od pewnego czasu nie mogę poznać w tobie tej nastolatki, do której złapania potrzeba było dwudziestu strażników.
- Było was dwunastu.-poprawiłam go.
- To bez znaczenia. Teraz zachowujesz się, jakby nasze małżeństwo miało z pięć lat stażu.- uśmiechnęłam się na wspomnienie ostatnich godzin.
- Przesadzasz. My tylko o ciebie dbamy, prawda siostra?- odwróciła się, szukając wsparcia u małej.
Ale widać było, że myślami jest daleko stąd. Mój głos sprowadził ją na ziemię.
- Naprawdę trzeba było dwudziestu strażników, żeby cię złapać?- widać było, że nurtuje ją ten temat.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tamtych dwóch lat.
- Ja i Lissa trzy lata temu uciekłyśmy ze szkoły.- zaczęłam.- A moja przyjaciółka już wtedy była bardzo ważna, ponieważ uchodziła za jedyną dziedziczkę rodu Dragomir. Dzisiaj poznałaś jeszcze Jill, która jest jej przyszywaną siostrą, od strony ojca. Tak jak my.- Lili uśmiechnęła się na to porównanie.- Znalazłam ja pięć miesięcy temu. Tak więc, wracając, morojka była bardzo ważna.
- Na początku nie docenili jej strażniczki i wysyłali nowicjuszy.- wtrącił się mój mąż.- Okazało się to błędem. Obie dziewczyny wymykały się im z rąk i przenosiły do innego miasta. Z czasem zaczęto wysyłać bardziej doświadczone dampiry, ale i to odnosiło marny skutek.- popatrzyłam na niego podejrzliwie. Skąd on aż tyle wie? Nie opowiadałam mu tego tak dokładnie. Zauważył moją minę i zaśmiał się cicho.- Wszystko było w raportach, które mi dali. Znałem waszą technikę.
- I co było dalej?- dziewczynka patrzyła na nas wyczekująco.
- Ponad rok temu, zostałyśmy znalezione przez następnych strażników.- nie dałam ukochanemu, odebrać sobie tej przyjemności.- Im też uciekłybyśmy, gdyby nie Kowboj z Syberii skutej lodem, w skórzanym prochowcu.- za to stwierdzenie zasłużyłam na ostre spojrzenie mojego Kowboja. Ale i on nie umiał powstrzymać uśmiechu.
- Rose, mówiłem Ci, że Syberia to nie Biegun Północny.
- Może być Południowy jak wolisz.- powiedziałam szybko i wróciłam do najwspanialszego dnia mojego życia. Dymitr ze zrezygnowaniem pokręcił głową. Ale na ustach zaigrał drobny uśmieszek.- Walczyłam dzielnie, ale niestety był lepszy.
Mój mąż parsknął śmiechem.
- Wybacz kochanie, ale walczyłaś dzielnie?!- wciąż się śmiał.- Ja pamiętam to zupełnie inaczej. Ty wprost wpadłaś mi w ramiona.
- Dziś bym tak zrobiła, ale wtedy byłeś dla mnie zagrożeniem.
-Czemu?- spytała Lili.
No to dobre pytanie.
- Ponieważ chciał nas odnieść do Akademii. A uciekłyśmy z niej, przez dziwne rzeczy, które tam się działy. Nie pytaj jakie.- uprzedziłam jej pytanie.- To nie czas i miejsce na taką rozmowę. Opowiemy ci ją kiedy indziej.
Uświadomiłam sobie, że są rzeczy, których nie mówiłam Dymitrowi. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym. Dowie się kilku ciekawych informacji.
- Dobrze.- zgodziła się.
Po półtora godzinach byliśmy pod domem. Jechalibyśmy dłużej, ale z nudów zaczęłam przeglądać mapę i znalazłam skrót. Dymitr chwilę się upierał, ale w końcu pojechał nim. Od wejścia do sklepu ciągle się mi stawia. W domu sobie pogadamy.
Z Lili wzięłyśmy parę toreb, ale większość zabrał mój mąż. Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Bielikow z Lili na górę odnieść ubrania, a ja do kuchni zapełnić lodówkę. Po chwili na dół zszedł mój Rosjanin i się wymieniliśmy. On układał produkty spożywcze po swojemu, a ja poszłam schować swoje nowe ubrania. Miałam całą garderobę rzeczy od Lissy, ale nikt nie przewidział, że możemy mieć dzieci i nie mam ubrań ciążowych. No, nie miałam. Zrobiłam zakupy.
Kiedy już schowałam swoje zdobycze, zaglądnęłam do siostry. Nie do końca sobie radziła. Pomogłam jej. Trochę tego było, ale razem dałyśmy radę. Po ogarnięciu jej zakupów zeszłyśmy do salonu. Mój ukochany zawołał małą do pomocy. Pewnie chciał z nią porozmawiać o pogrzebie. Sama też miałam sprawę do załatwienia. Poszłam do gabinetu męża, wzięłam telefon i wybrałam numer. Po trzech sygnałach usłyszałam głos ojca.
- Podjęliście decyzję?-spytał na wstępie.
- Ciebie też miło słyszeć.- powiedziałam z sarkazmem.- Tak, chcemy jechać.
- Dobrze. Nie spodoba wam się to, ale uroczystość jest dzisiaj o 12:00 czasu ludzkiego. My też jedziemy, więc podjedziemy po was o dziesiątej.
- Dzisiaj?!- nie dowierzałam. Przecież dopiero co wróciliśmy z zakupów. O dziesiątej. Jest szósta. Może jeszcze zdążymy się zdrzemnąć.- No trudno. No to widzimy się za cztery godziny. Pa staruszku. I pozdrów mamę.
- Pa różyczko. Ty tez pozdrów rodzinkę.
Rozłączył się. Odkładałam telefon, gdy poczułam na brzuchu ciepłe dłonie. Oparłam się o tors ich właściciela.
- Mamy pozdrowienia. Jak rozmowa?- spytałam.
- Ciężko. Już chyba wolałbym rozmawiać z Abem.
- Chyba nie.- uśmiechnęła się słabo. Ukochany to zauważył
- Roza źle się czujesz?- spytał. W jego głosie było słychać troskę
- Nie. Jestem tylko troche zmęczona. Wiele się dzisiaj wydarzyło.
Mój mąż niewiele myśląc, wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Chciałam protestować, ale nie miałam siły.
- Roza nie powinnaś się tak przemęczać. Chodź. Czas spać.
- Nie mamy wiele czasu.- ziewnęłam.- O dziesiątej przyjadą moi rodzice. Dzisiaj jest pogrzeb.
- Nie obchodzi mnie to. Masz się wyspać.- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Nie opierałam się, kiedy niósł mnie do sypialni. Tam położył mnie do łóżka i rozebrał. Nie miałam siły iść się myć. Nie wiem, co dalej robił Dymitr, bo zasnęłam.