wtorek, 3 maja 2016

ROZDZIAŁ 129

Lot był cholernie długi. Jeszcze nigdy mi się tak nie dłużył, a lecę z tego samego miejsca, z tą samą prędkością i w takim samym czasie już trzeci raz. Pewnie to dlatego, że za pierwszym razem nie spieszyło mi się na spotkanie z Dymitrem, a za drugim spałam, gdy mój ukochany czuwał. Od razu moje myśli przeniosły się do strażnika. Czy dotarli bezpiecznie, może mieli awaryjne lądowanie, albo musieli polecieć na inne lotnisko? A może bezpiecznie wylądowali i zmierzają czarnymi furgonetkami do bazy docelowej? Nie wiem, ale nie chciałam o tym myśleć. Przecież jakie są szanse, że coś źle pójdzie podczas lotu i to w dzień? A tylko niepotrzebnie się martwię.
Z lotniska wyszliśmy w środku nocy. Gdzieś tak o trzeciej rano. Nie wiem, bo mój zegarek działał według czasu w Ameryce. Abe powiedział, że pomoże nam ktoś od niego. Tak jak się spodziewałam, zza starego auta pomachała Sydney.
- Rose.- przytuliła mnie.- Słyszałam, że udajesz się na mały urlop.
- Można tak powiedzieć.- nie chciałam każdego wtajemniczać w motywy mojego wyjazdu. Nagle poczułam szarpanie z tyłu kurtki.- A! To jest moja siostra Lili.
Sydney przyklękła.
- Hej mała.
- Dzień dobry.- odpowiedziała nieśmiało.
Wsiadłyśmy do auta i alchemiczka ruszyła w drogę. Już po kilku minutach dziewczynka już spała. Pokręciłam zrezygnowana głową. Przecież cały lot spędziła skulona na fotelu. A teraz znowu odpłynęła. Sydney spojrzała na nią z uśmiechem, już nią oczarowana.
- Urocza. Trochę przypomina mi moją siostrę, gdy była mała.
- Ty masz siostrę?!- zdziwiłam się. Nigdy mi o niej nie mówiła.
- Tak. Dokładnie dwie. Jedna już studiuje, a druga jest młodsza. I robię wszystko, aby nie została zmuszona iść w moje ślady. A ta zero wdzięczności, tyło się na mnie rzuca.
- Ja mojej nie odsunę od służby. Podjęła decyzję i tak zostaje.
- Tak tylko wy możecie podjąć decyzję, a my nie.
- Ale popatrz na to pozytywnie. Gdyby nie to, nie poznała byś takiego "złego stwora ciemności" jak ja.- zaśmiałam się cicho. Dziewczyna też nie umiała powstrzymać uśmiechu.
- I Adriana.- westchnęła rozmarzona, chyba nie do końca świadoma, że powiedziała to na głos.
- Czy ja dobrze usłyszałam?!- spytałam z cwanym uśmieszkiem. Alchemiczka lekko się zarumieniła.
- Nie wiem, o co ci chodzi?- starała się ukryć zawstydzenie.
- Doskonale wiesz. Co łączy ciebie i Adriana?- nie odpuszczałam.
- A nic szczególnego. A jak się czujesz, przyszła mamusiu?
- Dobrze, ale nie zmieniaj tematu. Chcę to usłyszeć. I nie, nie dam ci spokoju.
- Jak Dymitr z tobą wytrzymuje?- alchemiczka westchnęła zrezygnowana.-Podoba mi się.- powiedziała to tak szybko i cicho, że ledwo usłyszałam.
- Powtórzysz proszę?- spytałam z niewinnym uśmieszkiem.
- Kocham Adriana. Zadowolona?- była wyraźnie zażenowana.
- Bardzo. Tylko nie wiem, czemu robisz z tego taką aferę. Przecież miłość to piękne uczucie.- pomyślałam o Dymitrze. To wspaniałe uczucie.
- Ponieważ jako człowiek, a tym bardziej alchemiczka, nie powinnam zbliżać się do wampira, a co dopiero kochać go. Jeśli moi przełożeni się o tym dowiedzą, wyślą mnie do ośrodka redukcyjnego i zrobią ze mnie bezmyślne zombie.
- Aaaa rozumiem.- zmrużyłam oczy.- Zakazana miłość. Też przez to przechodziłam.
- Tak, ale u was to jest już dozwolone. U nas to nie przejdzie z tymi zaściankowymi poglądami, że moroje to zło. Bo nikt z nich nie rozumie uczucia jakim jest miłość.- Sydney zacisnęła ręce na kierownicy tak mocno, że aż odpłynęła z nich krew. Jej zażenowanie przemieniło się w złość. Postanowiłam zmienić temat.
- To może opowiesz mi jak zbliżyłaś się do Iwaszkowa.- zaproponowała.
- No cóż... przez tą całą sprawę z czarownica często bywałam na Dworze i los chciał, że raz czy dwa wpadłam na niego, a później sam się przy mnie kręcił i pomagał. Jest bardzo miły i uprzejmy. Słyszałam o nim różne rzeczy, ale jak się go pozna bliżej, to nie jest taki zły. I tak się stało, że pewnego dnia musiałam zrobić przegląd w parku w pobliskim mieście. On zaoferował mi pomoc. Gdy byliśmy sami nagle, ni stąd ni zowąd, pocałował mnie. No a potem wyznał miłość. Ja oczywiście głupia na niego nakrzyczałam. Później nie widziałam go i uświadomiłam sobie, że brakuje mi jego towarzystwa. A nadszedł czas mojego wyjazdu. Zostałam wywieziona do Rio. Kiedyś go zobaczyłam w jednym z barów kompletnie znanego. Nie zdziwiło mnie to. Mówił mi, że ciągle gdzieś jeździ po Ameryce. Chciałam przejść obojętnie obok niego, ale chwycił mnie i powiedział, że to jego miłość do mnie tak go urządziła. A wyglądał okropnie. Ledwo chodził. Zrobiło mi się go żal i poczułam coś jeszcze. Nie umiem tego wyjaśnić. Po prostu musiałam go stamtąd wyciągnąć. Wsadziłam go do auta i zabrałam do mieszkania, które wynajmowałam. Tam walnął się na kanapę i spał. Przemyślałam całą tą sytuację i doszłam do wniosku, że go kocham. On rano oczywiście miał jednego wielkiego kaca. Zaopiekowałam się nim, a gdy spytał, dlaczego to robię, powiedziałam mu prawdę. Kilka dni później mieszkaliśmy w mieszkaniu dwupokojowym, które wynajął.
Wzruszyła mnie ta historia. Ale chwila. To się nie trzyma kupy. Przecież jeszcze wczoraj Adrian był u nas.
- Kiedy to było?- spytałam.
- Dwa tygodnie temu. Pewnie dziwi cię, że jestem teraz w Rosji.- przytaknełam.- Dostałam tu zlecenie w miniony weekend. I teraz tu siedzę.
- To muszę przyznać, Adrian rozpacza po tobie.- powiedziałam zdenerwowana, na wspomnienie naszego spotkania na Dworze.
- Znowu w coś się wpakował?- zadrwila.
- Nie będzie ci do śmiechu. Nazwał mnie dziwką, za co oberwał od Bielikowa.
Nie chciałam go oczerniać przed przyjaciółką, ale ona nie odpuszczała. W skrócie opowiedziałam jego zachowanie i wizytę kolejnego dnia. Trochę bałam się jej reakcji. W końcu go kocha. Zdziwiłam się gdy Sydney wybuchła śmiechem.
- Mówił mi o tym.- wytłumaczyła widząc moją minę.- Widzę, że jego wersja była dość okrojona. Oj pogadam z nim sobie.
- Teraz wolałam nie być w jego skórze.- zaśmiałam się, a alchemiczka mi zawturowała.
- No ja też nie.