Pierwsze dwie rundy były dla naszych przeciwników. Pierwszą flagę zdobył Dymitr, a drugą, Łuka w zespole z Abem, osłaniany przez Dave'a i Larego. Jednak to było planowane. Dużo ryzykowałyśmy, mając nadzieję, że będą z byt pewni siebie. Ja niestety musiałam dać z siebie wszystko, aby Dymitr nie nabrał podejrzeń. Więc jakie było ich zdziwienie, gdy w następnych rundach, flagi zabrały Janine oraz Zoja z moją pomocą. Tak więc jest remis, dwa do dwóch. Od następnej rundy, zależy kto wygra. Poszliśmy na siebie. Wiki walczyła z Hansem. Jest chyba jakimś początkujący, bo go szybko pokonała. Karolina i Sonia wspólnie powaliły Kaya. Jednak nie miały szans z Larym i Davem. Abe wolał trzymać się zdala od walki i nie zauważonym przejść pod bazę, ale moja matka mu na to nie pozwoliła. Olena po dłuższej chwili pokonała Pawkę, a mój ukochany starł się z Wiktorią. Oczywiście to on wygrał. Zauważyłam biegnącego na mnie Łukę. Złapałam go i zaczęłam łaskotać. Niby dzieci, to trzeba dać szansę, ale to już jest grą o zwycięstwo. Tak samo uważał Dave, który bez skrępowania powalił małą Zoję. Dymitr pokonał Lili, co nie było zaskoczeniem, a później zaatakował moją matkę. Na mnie za to natarli dwaj pozostali strażnicy ojca. Po dłuższej wymianie ciosów, leżeli na ziemi. W drużynie przeciwnej został tylko Bielikow, a u nas.... ja?!
- To teraz się zabawimy Roza.
No to będzie ciekawie. Ode mnie zależy, czy wygramy dzień życzeń, czy przegramy cztery godziny patrzenia jak jedenaście ludzików biega za piłką, a i tak nie dadzą radę. Przypomniałam sobie wszystko, czego mnie nauczył, jego styl, nasze każde starcie na treningach, a przede wszystkim walkę podczas zajęć polowych, gdy pierwszy raz go pokonałam. I miałam zamiar to teraz powtórzyć. Staliśmy mierząc się wzrokiem. Najpierw zaczęliśmy się okrążać, ale w porę zrozumiałam, że chce mnie wyminąć i biec po flagę. Nie pozwoliłam mu i zaczęłam być jego lustrzanym odbiciem. Sama mogłam zrobić to samo, ale nie miejmy złudzeń, nie pokonam go tak. Zostało mi bezpośrednie starcie. Ukochany natarł na mnie. Uniknęłam ciosu i sama zaatakowałam. Jednak on też się obronił. Wymieniliśmy się ciosami. Dymitr był szybki, bardzo szybki. Raz to atakowałam, a raz przechodziłam do ataku. Zdawało się, że strażnik umie przewidzieć każdy mój ruch. Ale ja również go znałam. Próbowałam to wykorzystać. Powtarzałam sobie "już raz go pokonałam". Oboje dawaliśmy z siebie wszystko. Puls mi przyspieszył z wysiłku, a na czole skroplił się pot. Mąż natarł na mnie całym ciałem, a ja jakimś cudem odparłam jego atak, ale się zachwiałam. Poczułam się, jakbyśmy znowu byli na dziedzińcu. I postanowiłam go pokonać tak samo. Tylko, że nie mogłam upaść na ziemię. Bielikow pociągnął mnie na dół, ale ja zawisłam na jego ręce i kucnęłam. Jednak on też pamiętał tę walkę. Gdy chciałam uderzyć go łokciem obronił się. Ale zobaczyłam inną możliwość. Wyprostowałam się błyskawicznie i podcięłam mu nogi. Tego się nie spodziewał. Zachwiał się, a ja go przytuliłam i razem upadliśmy. Usiadłam na nim i patrzyłam z wyższością. Wszyscy klaskali, a Dzieciaki piszczały uradowane i przybiegły mnie przytulić. W oczach Abe'a widziałam dumę i sama byłam zdziwiona, jak bardzo mi na tym zależało. Zawsze chciałam poznać swojego ojca i poczuć się jak córka, z której może być dumny.
- Brawo ciocia.- wolały malce, rzucając się na mnie i przywracając na trawę.
- To było niesamowite.- zachwycała się Lili.
Wstałam i pomogłam wstać ukochanemu. Wtedy on mnie powalił i teraz to ja leżałam pod nim.
- Wieczorem ci się odpłacę.- mruknął seksownym głosem, prosto do mojego ucha.
Przejechałam palcem po jego szyi i zobaczyłam gęsią skórkę. Popatrzyłam mu w oczy, w których zapłonęło pożądanie. Do mnie również dotarły emocje z walki. Tak samo jak rok temu, na dziedzińcu, zapragnęłam być z nim sam na sam. Ale tak samo nie mogłam.
- Już nie mogę się doczekać.- mruknęłam obejmując mu jedną ręką szyję i przyciągając go do siebie.
Pocałowałam Rosjanina delikatnie, ale on pogłębił pocałunek.
- Dobra dzieciaki.- przerwał nam Abe.- Kończcie te Amory, bo musimy za pół godziny wyjechać, jeśli nie chcemy spóźnić się na samolot.
Oboje spojrzeliśmy na mojego ojca, a później wróciliśmy do siebie, pełni pragnienia i pożądania.
- Gdyby nie oni wszyscy, wziął bym cię tu i teraz.- szepnął i podniósł się ciągnąć mnie za sobą.
Te słowa całą mnie rozpaliły. W dodatku uświadomiłam sobie, że nie miałabym nic przeciwko. Wciąż przytulona do boku mojego mężczyzny, próbowałam unormować oddech.
- To kiedy się znowu spotykamy, na nasz dzień?- spytała zaczepnie Sonia.
- Ale ci dała lanie braciszku.- zaśmiała się Karolina.
- Po prostu woli silniejsze kobiety.- zawtórowała jej Wiktoria.
- Dosyć już.- przerwał im Dymitr.- Abe ma rację trzeba się szykować.
- WOW! Skarbie, przyznałeś staruszkowi rację. Trzeba to gdzieś zapisać.- dołączyłam do jego sióstr.
- Bardzo śmieszne Roza. A teraz chodź. Trzeba się odświeżyć po walce.
Nie wiem, czy mi się wydawało, czy w tym zdaniu usłyszałam obietnicę?
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
wtorek, 27 września 2016
ROZDZIAŁ 268
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)