Przez następne dwie godziny rozmawialiśmy z gośćmi o naszych światach i ewentualnej współpracy. W prawdzie nie znam się na polityce, ale Lissa zawsze mogła liczyć na moją radę.
- Bardzo dziękujemy za ciepłe powitanie i jeszcze raz przepraszamy za zamieszanie.- zaczęły żegnać się czarownice.- O wschodzie słońca prześlemy tu pierwszy oddział do naprawy. Jeśli będziemy pracować codziennie, za trzy dni nie będzie śladu po walce.
- To my dziękujemy za chęć pomocy. Może przygotować paniom pokoje?- moja przyjaciółka jest idealną królową.
- Nie trzeba. Musimy jeszcze wrócić i przygotować inne członkinie naszego zbioru.
- W takim razie, życzymy szczęśliwej podróży.- kobiety zaczęły kierować się do wyjścia.
- Moment.- może nie znam się na polityce, ale dzięki Abe poznałam podstawy dobrych interesów.- Jaką mamy gwarancję, że panie dotrzymają słowa?
- Nie ufasz nam?
- Nie ufam własnemu ojcu, a co dopiero kobietą, które znam dwie godziny. A mój ojciec to Ibrahim Mazur, nie wiem czy panie słyszały.
- Abe Mazur?!- nie ukrywały zdziwienia.
- Znają go panie?!- zdziwił się mój ukochany.
- Oczywiście.- potwierdziła kobieta w różowej sukni. Prawdopodobnie jest ona jakaś ich przywódczynią, ponieważ najczęściej się odzywała.- Prawdziwy człowiek interesu. I pani jest jego córką, tak? Ciekawe. Ale widać, że ma pani smykałkę do interesów. To jasne, że nie każdemu można ufać. Jednak czarownice dotrzymują obietnic. Ale dla pewności zostawimy zastaw.
Z torby wyjęła małe pudełko. Po chwili z szyi ściągnęła medalik, który miała ukryty pod ubraniem i włożyła go do pudełka.
- Jest to bardzo ważny element ubioru czarownicy. To on daje nam magię. Bez niego jesteśmy zwykłymi ludźmi. Poproszę o niego, gdy odbudowa zostanie zakończona. I dbaj o swoją strażniczkę. Nie jeden będzie ci jej zazdrościć, a wielu będzie chciało się jej pozbyć, ponieważ stoi im na drodze do ciebie.
- Dziękuję za radę. Będę o nią dbać.
Wszyscy pożegnaliśmy się z kobietami. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, a Lissa upewniła się, że medalk został bezpiecznie schowany, moja przyjaciółka opadła zmęczona na sofę.
- Czarownice. Kto by pomyślał?- westchnęła, lekko zszokowana.
- Myślę, że teraz to mało istotne.- stanęłam nad nią z rękoma założonymi na piersi i czekam na wyjaśnienia.
- Masz rację.- spojrzała na Bielikowa z wyrzutem.- Dymitr. Miałeś jej tu nie przywozić.
- Nie miałem wyboru.- bronił się strażnik.- Inaczej sama by przyjechała.
- Liss. Czemu mi nie powiedziałaś?- nie ukrywałam żalu do przyjaciółki.
- Nie chciałam cię martwić. Nie wolno ci się denerwować.
- Bałam się o ciebie.- usiadłam obok niej. Po chwili przyłączył się do nas mój ukochany.- Pomyślałaś co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało.
- Wiem, ale nic mi nie jest, a ty masz urlop. Nie możesz być przy mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Są jeszcze inni strażnicy.
- Do tego byłam szkolna. Zawsze być czują i odpowiedzialną za ciebie.
- Rose, kocham Cię jak siostrę, za to, że zawsze można na ciebie liczyć. Ale dlatego wprowadziłam dekret dotyczący dampirów, żebyście też mieli prawo do prywatnego życia.
- Ale nie kosztem bezpieczeństwa morojów.- nie ustępowałam. Ona jednak tylko mnie przytuliła.
- Rose, dziękuję.
- Kocham cię blondyno.- uśmiechnęłam się.
- Hej, bo zacznę być zazdrosny.- w drzwiach stanął Christian.
- A co? Lissa nie poświęca ci tyle czasu ci kiedyś?
- Na pewno więcej niż tobie.
- Ale ja nie czuję się samotna.
- Ja też nie!
- Aha... Już ci wierzę. Liss,- zwróciłam się do przyjaciółki.- musisz zmienić grafik, bo twój zwierzaczek czuje się zaniedbany.
- Możecie przestać.- królowa przerwała naszą sprzeczkę.-Mamy ważniejsze rzeczy na głowie, niż wasze dziecinne kłótnie.
- Już dobrze. Uspokój się moja królewno.- Christian przytulił swoją dziewczynę.
- To my będziemy się zbierać.- powiedziałam, gdy zaczęli się delikatnie całować.- Jakbyś coś potrzebowała to dzwoń, nawet w środku nocy.
- Dobrze.- usłyszałam, pomiędzy cmokaniem coraz bardziej namiętnych pocałunków pary.
- I może przenieście się do sypialni. Tam będzie wam wygodniej.- zamknęłam za nami drzwi.