sobota, 26 listopada 2016

ROZDZIAŁ 330

- To będzie genialne.-  zaśmiałam się, gdy miałam pewność, że nas nie słyszą.- Zobaczymy czy nieulękłego strażnika Bielikowa jednak da się wystraszyć.
- Oj mówię ci, spać po nocach nie będą mogli.- powiedziała Wiki i wybuchłyśmy śmiechem.
Spotkałyśmy ją po drodze i razem szłyśmy ciemnym korytarzem. Na końcu weszłyśmy przez metalowe drzwi. Kiedyś było to pomieszczenie gospodarcze, ale teraz jest wypełnione kablami, komputerami i innymi maszynami. Przy nich siedział dampir, ciągle coś klikając. Był po studiach informatycznych i według mnie umiał zrobić wszystko z blachy i kilku kabelków. Na jednym z ekranów były obrazy ze wszystkich kamer w domu, zamontowanych dzisiaj. Tak jak wszystko, czego potrzebowaliśmy na ten wieczór.
- Jak tam idzie, Dawid?- zagadnęłam.
- A dobrze.- powiedział odwracając się.- WOW! Nie chciałbym być na ich miejscu. Wyglądacie zajebiście. A wracając, wszystko jest gotowe, choć trochę mało czasu nam dałaś. Właśnie weszli do pierwszego pokoju.- wskazał na jeden z kwadratowych obrazów, na którym widziałam ukochanego z towarzyszami, wchodzących przez pierwsze drzwi. Wokół nich migały światła i byłam pewna, że leci muzyka, ale my jej nie mogliśmy usłyszeć.- A teraz patrzcie na magię intelektu.
Poklikał trochę na klawiaturze laptopa i się zaczęło. Jednocześnie zamknęły się za nimi drzwi, zapaliło się czerwone światło i ze specjalnej maszyny zaczął lecieć dym. Wystraszeni zaczęli rozglądać się do około, tylko Dymitr był w pewnym opanowany i czujny. Dawid wcisnął jakiś guzik na swoim mini panelu sterowania, mówiąc do mikrofonu, a jego zmodyfikowany przez urządzenie głos dało się słyszeć w każdym zakamarku gmachu.
- STĄD NIE MA UCIECZKI!! JESTEŚCIE ZGUBIENI!- mi samej ciarki przeszły po plecach.
Nagle w ich pomieszczeniu zrobiło się jasno, a gdy mgła się przerzedziła, na twarzach mężczyzn dało się zauważyć przerażenie.

DYMITR

- Hej.- krzyknąłem za chłopakiem przed nami.
On aż podskoczył i się odwrócił.
- To wy.- odetchnął z ulgą i ruszyliśmy razem w trójkę.
- A kogo się spodziewałeś? Ducha?- zakpił Konrad, ale mnie to nie śmieszyło.
- Lepiej się nie śmiej. Wiki mówiła, że tu straszy, a później weszła do jakiegoś pomieszczenia, drzwi się zamknęły i nie mogła wyjść.
- Na pewno tylko się zacięły. W takim domu to możliwe. A duchy nie istnieją.
- Oj, żebyś się nie zdziwił.- uśmiechnąłem się pod nosem.-  Rose i Mark, mając pocałunek cienia, widzą dusze zmarłych, którzy nie przeszli na drugą stronę. Co prawda nie może ich słyszeć, ale je widzi.
- WOW!- tylko tyle był w stanie powiedzieć Konrad.
- Ekstra. Takim to zawsze fajnie.- Kola kopnął jakiś kamień, który odbił się od drewnianej posadzki.- Też bym tak chciał.
- Nie sądzę. Rose przeżywała katusze, gdy nie była na nie przygotowana.
Nigdy nie zapomnę tego bólu na jej twarzy, gdy samolot kołował. Tak bardzo się wtedy martwiłem i czułem bezradny, że nie mogę jej pomóc, bo sam nie wiedziałem co się dzieje. A później było jeszcze gorzej. Gdy zrozumiałem, przed czym mam ją bronić, zdałem sobie sprawę, że to nie wykonalne. Bo jak bronić kogoś przed niewidzialnymi, nienamacalnymi duchami, które mu rozrywają głowę od środka. Mogłem tylko dać jej swoją siłę i liczyć na to, że sobie poradzi.
Szliśmy nadal i Kola już chciał się odezwać, ale powstrzymałem go ręką. Coś słyszałem. Jakby ciche dudnienie. Oni też to słyszeli. Ostrożnie ruszyliśmy do przodu. Za zakrętem, zrozumieliśmy co to za dźwięk. Teraz wyraźnie było słychać muzykę, a z otworzonych, daleko po lewej stronie drzwi, wylewały się migoczące światła.
- Impreza. Trzeba powiedzieć dziewczyną.- Kola już się zerwał.
- Czekaj.- pociągnąłem go z powrotem na dół, bo kucaliśmy za ścianą.- nawet nie wiemy, gdzie są, A ty zostawiłeś moją siostrę samą zamkniętą w jakimś kantorku.
- Wcale, że nie. Powiedziała, że widzi inne drzwi na korytarz i żebym szedł dalej, a ona znajdzie wyjście i do mnie dołączy.
- To nic nie zmienia. A tamto miejsce jest dziwnie podejrzane.- stwierdziłem po dłuższej analizie.
- Jak to?- zdziwili się.
- Jakie mieliście wyniki na egzaminie?- popatrzyłem na nich ze zniecierpliwieniem.- Kiepscy z was strażnicy, skoro tylko ja zauważyłem, że na imprezie powinno być słychać jeszcze bawiących się ludzi.
Zawstydzeni zaczęli nasłuchiwać i przekonali się o prawdziwości moich słów.
- To co robimy?- spytał chłopak Wiki.
- Zostaje nam tylko wejść i się przekonać.- Konrad wyszedł zza rogu, zanim zdążyłem go złapać.
Pokręciłem zrezygnowany głową i my także się ujawniliśmy. Pokój, do którego weszliśmy był pusty. Tylko nie wiadomo skąd grała muzyka i migdały światła. Zanim dobrze weszliśmy i rozglądnęliśmy się po pomieszczeniu, usłyszeliśmy hałas. Drzwi zamknęły się z wielkim hukiem, a muzyka ucichła. Próbowałem je otworzyć, ale były zablokowane. W tym momencie zaczął pojawiać się dym, a całą przestrzeń wypełnił krwisto czerwony blask. Chłopcy zaczęli panikować, a ja wyciągnąłem sztylet i rozglądałem się uważnie dookoła. Jednak szybko zdałem sobie sprawę z tego, że moja broń nie jest autentyczna. Ale jestem pewien, że Rose dała mi prawdziwą. Chociaż nie przykładałem wtedy do tego szczególnej uwagi, to po co miałaby dawać mi sztuczną. Co się dzieje? Przecież to nie jest normalne. Czyżby naprawdę tu straszyło? "Bielikow ogarnij się. Popadasz w taką samą paranoję jak tych dwóch."- zganiła mnie podświadomość. Jednak pojawiła się straszniejsza myśl. Roza. Co z moją Różyczką? Na pewno da sobie radę. Może mają więcej szczęścia i same znalazły imprezę? A jakby znalazła się w pułapce takiej jak ta, to i tak na niewiele bym się zdał. Nagle usłyszałem głos. Brzmiał jak z najgłębszych otchłani piekieł. Aż ciarki mi przeszły po plecach.
- STĄD NIE MA UCIECZKI!! JESTEŚCIE ZGUBIENI!!
Moi towarzysze wydali się byś jeszcze bardziej oszołomieni. Wraz z umilknięciem echa, czerwone światło znikło, zastąpione zwykłym, a dym zaczął się przerzedzać. Pomieszczenie stawało się coraz bardziej widoczne, a ja szykowałem się na atak potencjalnego przeciwnika. Jednak on okazał się być wrogiem mojej psychiki. Poczułem krew odpływającą mi z twarzy i oblewający mnie zimny pot. Automatycznie poprawiłem w dłoni bezużyteczny kawałek żelaza, zaciskając na nim palce. To co zobaczyliśmy, potwierdziło nasze obawy.

ROZDZIAŁ 329

- Gdzie tak właściwie idziemy?- spytał Konrad.
On i Karolina byli upiorami z głowami dyni, a Wiki z Mikołajem- duchami. W szóstkę szliśmy lasem, do opuszczonego domu w jego środku.
- Na imprezę. Myślałam, że to już ustaliliśmy.- westchnęła Najstarsza Bielikówna.
- Ale w środku lasu?- zdziwił się mój ukochany.
- Bo jest Halloween. O tym też rozmawialiśmy.- popatrzyłam na dziewczyny, zniecierpliwionym wzrokiem, a one mi przytaknęły.
- No dobra.- oboje się poddali.
- A ty co taki małomówny?- młodsza dampirzyca spojrzała na swojego chłopaka.
- Ufam ci. I wciąż nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś.
Dziewczyna popatrzyła na niego wzruszona i pocałowała go w usta. Ja i Karolina uśmiechnęłyśmy się szeroko, ale oczywiście niektórym to przeszkadza.
- Eghem...- odchrząknął Bielikow.- Możesz przestać pożerać twarz mojej siostry?
Dałam mu kuksańca w bok, a on spojrzał na mnie wzrokiem: "No co?!". Przewróciłam tylko oczami, ale po chwili mąż złapał mnie za dłoń i zaczął lekko szturchać. Nie mogłam się nie uśmiechnąć i mu nie oddać. Następnie sama się na niego rzuciłam. Nie spodziewał się tego, ale złap mnie. Oplotłam go nogami i popatrzyłam w pełne miłości oczy. Sekundę później nasze usta się połączyły. Zadziwiało mnie z jaką łatwością oddaje pocałunki, idąc wciąż przed siebie.
- I kto tu kogo pożera?!- prychnęła Wiki, jednak oboje ją zignorowaliśmy.
Nagle poczułam na plecach coś twardego, a reszta wybuchła śmiechem. Z trudem oderwałam się od ust strażnika. Był równie zdziwiony co ja. Odwróciłam się i zauważyłam, że to coś, co nas zatrzymało, to drzewo. Sami się roześmialiśmy. Wtuliłam się w pierś Rosjanina, próbując się uspokoić. On położył głowę na moim ramieniu i wyminąwszy przeszkodę, szedł dalej.
- Wracając do twojej uwagi, Wiktorio,- odezwał się rzeczowym głosem.- ja mogę, bo to moja żona.
- Jeszcze nie słyszałam, żeby całowanie przed ślubem było zakazane.- zauważyła jego młodsza siostra.
- Możecie się całować, ale po za zasięgiem mojego wzroku.
- Do ślubu? Widzisz Kola, musimy się pobrać.
Jej chłopak lekko się zmieszał, a ja zaczęłam chichotać
- Towarzyszu, postawisz mnie?- poprosiłam, żeby zmienić temat.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Nagroda mistrza świata w argumentacji już należy do ciebie.- westchnęłam, ze śmiechem. Reszta mi zawtórowała.- A tak na serio?
- Serio, serio.
- Na pewno ci nie wygodnie.- ciągnęłam dalej.
- Nigdy nie będziesz dla mnie niewygodna. Bardzo lubię nosić cię na rękach.
- Ale ja się dziwnie czuję, gdy wy tak idziecie, a ja nie.- popatrzyłam na niego maślanymi oczkami.
- Ehh... niech ci będzie.- z niechęcią postawił mnie na ziemi.- Ale odpłacisz mi się za to.
- Jeśli to ci do szczęścia potrzebne.- stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam jego usta.
- O patrzcie!- naszą uwagę zwróciła Karolina.- Jesteśmy.
Miała rację. Staliśmy przed przynajmniej trzy piętrowym, drewnianym domem. Poszarzałe ze starości deski, opadające od dachu i ścian. Okna bez szyb, pozabijane deskami. Był tak tak straszny, że aż piękny. Idealne miejsce. Mężczyźni nie byli zbyt przekonani.
- To na pewno tu?- Konrad nieufnie patrzył na budynek.- Przecież to w każdej chwili może się zawalić.
- Daj spokój, jest stabilniejszy, niż ci się wydaje.- odpowiedziała mu młodsza szwagierka.
- A ty skąd wiesz?- Dymitr spojrzał na nią podejrzliwie.
- Eee... przeczucie.- odparła pospiesznie.
- Tylko?- naciskał na nią.
- Tak. To my idziemy.- pociągnęła Mikołaja w stronę drzwi, zanim brat zadał kolejne pytanie.
- I tak z nią porozmawiam.- mój ukochany zmrużył oczy.
- Tak. Ja też.- dodała Karolina.
W tej pozie byli do siebie bardzo podobni. Nie zwlekając dłużej, również udaliśmy się do wejścia. W środku było cicho i ciemno. Jedyne światło to wpadające przez drzwi i szpary w oknach promienie księżyca. Wszędzie wisiały pajęczyny, a w blasku widać było unoszące się drobinki kurzu.
- Gdzie oni się podziali.- zaniepokoił mój mąż.
- Pewnie już poszli do przodu.
- To gdzie ta impreza?
- W piwnicy.
- Na strychu.
Z Karoliną spojrzałyśmy na siebie. Ups!
- Ja słyszałam, że w piwnicy.- rzuciłam szwagierce porozumiewawcze spojrzenie.
- A Wiki nie mówiła, że na strychu?- załapała.
- Najlepiej przeszukać cały dom. Może być zabawnie.- podsunął chłopak Dampirzycy.
- Nie wiem...- wahał się Bielikow.
- Po pierwsze skarbie, wyluzuj.- oparłam dłonie na  klatce piersiowej strażnika i musnęłam mu kącik ust.- A po drugie i tak musimy znaleźć tamtą dwójkę. No dobra. Najlepiej byłoby się rozdzielić.- zarządziłam.
- To my pójdziemy na dół...- siostra Dymitra wzięła swojego chłopaka pod ramię.
- Nie.- zaprotestowałam.- Lepiej, abyśmy my poszły razem.
Wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni. Oczywiście Karolina grała według planu. Tak nie wzbudzałyśmy podejrzeń.
- Czemu?- mój Rosjanin zmarszczył brwi.
- Jesteśmy najlepszymi strażnikami. Tak będzie bezpieczniej. Chyba że mam iść z tym przystojnym dampirem.- wskazałam Konrada.
Nie kłamałam. Był przystojny. Oliwkowe oczy i krótkie ciemno brązowe włosy. Ale mam już swój ideał, a po za tym jest pięć lat starszy od Dymitra. To już jest przesada. Na moje słowa, Bielikow zmrużył oczy.
- Dobra. Niech ci będzie. Masz nasze sztylety?
Z torebki wyjęłam imitację broni i wyciągnęłam ją w stronę strażnika. Odebrał ją, przyciągając mnie za rękę i całując namiętnie, trochę zaborczo.
- Jeszcze raz powiesz, że jakiś inny mężczyzna oprócz mnie jest przystojny, a będziesz chodziła z opaską na oczach.- warknął seksownie mi do ucha, tak, że tylko ja to usłyszałam i zaczął odchodzić.
Jeszcze zdążyłam klepnąć go w tyłek, a gdy się odwrócił, zaśmiałam się, posyłając mu seksowne spojrzenie. Następnie Karolina pociągnęła mnie w korytarz do piwnicy, a nasi panowie weszli po schodach na górę.