sobota, 6 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 214

Obudziłam się bardzo wyspana i odprężenia. Chciałam się przeciągnąć, ale zauważyłam, że jest to niemożliwe, bowiem zostałam uwięziona w silnych ramionach. Chwila! Leżę mocno wtulona w Dymitr, naga, bez kołdry. Gdyby weszła tu Lili, miałaby niezłe widoki. I szok do końca życia. Ale ona też kiedyś się zakocha. Pamięcią wróciłam do wczorajszego wieczoru. To było niezwykłe i ekscytujące. Ale mam wrażenie, że coś się zmieniło. Bielikow zachowywał się tak, jak przed akcją. Może naprawdę sobie przypomniał? Może już będzie jak dawniej?
Nagle poczułam, że mój mąż się budzi. Ziewnął przeciągle, jednak nie wypuścił mnie z uścisku. Nawet go wzmocnił, całując mnie w czoło.
- Dzień dobry Roza.- mruknął chowając twarz w moje włosy.
- Dzień dobry towarzyszu. Jak się spało?- spytałam troskliwie.
Po przemianie mówił mi, że dręczyły go koszmary senne, z przeszłości strzygi. Nie chciałam, żeby nadal go to męczyło.
- Cudownie. Mógł bym budzić się tak codziennie.- popatrzył mi w oczy.
Wzrok miał lekko zamglony i nieobecny. 
- Czyli, że do pobudek nie będziesz miał trudności się przyzwyczaić. Gorzej z zasypianiem.- zachichotałam.
- Przy takiej kobiecie i po takim wieczorze, aż nie chce się spać. Pociesza mnie fakt, że jeśli zasnę odurzony twoją bliskością, wciąż będę cię widział.- wtulił się mocniej we mnie.- Spokojnie spałem tak dawno, że już nie pamiętam.- zaśmiał się z tego bezsensowne zdania, w obecnej sytuacji.- W Akademii była służba, a do tego często śniłaś mi się ty. Później miałem zły dzień, że to tylko sen. Zawsze budziłem się w środku nocy, a później myślałem o tobie, o mnie, o nas. Co by było, gdybyśmy mogli być razem, jakby wyglądała nasza przyszłość. Jaka jesteś w łóżku.
- I jak?- spytałam zalotnie.- Spełniam twoje oczekiwania?
- To jest lepsze niż myślałem. Ty jesteś lepsza, niż myślałem. Twój dotyk sprawia, że o wszystkim zapominam. Liczysz się tylko ty. Zawsze.
Wzruszył mnie jego słowa. Nic nie odpowiedziałam. Zamiast tego, podsunęłam się wyżej i cmoknęłam go w usta. On mi oddał, a później pocałowaliśmy się długo i namiętnie. Podczas czułości znalazłam się na nim. Leżałam, patrząc w jego piękne tęczówki.
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwałam.
- Dymitr?
- Hymm...
- Pamiętasz coś? To znaczy coś więcej. Bo zachowywałeś się tak...
- Po obiedzie sobie przypomniałem trochę.- przyznał.- Gdy Lili poszła pobawić się w pokoju, coś mnie pokusiło, żeby Cię przytulić. Nie wiedziałem, jak zareagujesz, ale po wczoraj czułem pustkę, tęsknotę za twoim dotykiem. Gdy Cię objąłem, przypomniałem sobie nasze miesiąc miodowy, niektóre rozmowy i zajęcia w wolnym czasie.- uśmiechnął się znacząco.- Może to mała część tego co powinienem pamiętać, ale pozwoliło mi się to otworzyć.
- To cudownie.- ucieszyłam się.- Może niedługo sobie wszystko przypomnisz i będzie tak jak dawniej.
Jednak mój ukochany nie wydawał się z byt radosny. Cieszył się, ale coś go jeszcze gryzło. Uniosłam się na łokciach, wciąż leżąc na nim.
- Co się dzieje, towarzyszu?- spytałam zaniepokojona.
- Nic.- skłamał.
- Przecież widzę. Coś cię meczy? Wiesz, że mi możesz powiedzieć.
Dymitr nie odpowiedział, tylko zsunął mnie na bok i usiadł na brzegu łóżka, chowając twarz w dłoni.
- Wiem, ale... Roza jak ty ze mną wytrzymujesz? Jak możesz żyć z kimś takim, jak ja? Kimś, kto tak bardzo Cię skrzywdził?
Wychyliłam się po kołdrę, która leżała koło łóżka po mojej stronie. Okryłam się nią i usiadłam przy mężu.
- Słońce dawno zaszło?- spytałam po dłuższej chwili ciszy.
- Jakiś czas temu. A co?- spojrzał na mnie zdziwiony.
- Gwiazdy pewnie dawno się pojawiły. Zawsze chciałam je z tobą pooglądać.
- Przecież oglądaliśmy.- zmarszczył brwi.
- Ale ty tego nie pamiętasz.- powiedziałam smutne.
- To akurat pamiętam bardzo dobrze.- od razu posmutniał.
- Nie oglądaliśmy nocnego nieba przed moją rozprawą.
- Jak nie?! A w domu Galiny?!- patrzył na mnie, jak na wariatkę.
Pokręciłam głową, z uśmiechem.
- To nie byłeś ty.
- Znowu zaczynasz.- westchnął.
- Bo to prawda!- krzyknęłam.- Czy choć raz dałam ci odczuć, że to była twoja wina? Czy choć raz powiedziałam, że jestem na ciebie zła i co najważniejsze, że Cię nie kocham?- pokręcił przecząco głową.- To zrozum w końcu, że zawsze mówię, co myślę, a skoro czegoś nie mówię, to tak nie myślę.
- Roza, to nie takie proste. Chcę sobie wybaczyć...-zaczął, ale mu przerwałam.
- Gdybyś chciał, to byś sobie wybaczył. Ale to nie wszystko. Dymitr, czy ty wierzysz, że mógłbyś sobie wybaczyć?- nie odpowiedział.- Ale ty jesteś ciężkim przypadkiem.- westchnęłam zrezygnowana.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
- W jakim sensie?- spytał.
- Jesteś najbardziej honorowym mężczyzną, jakiego znam. Chciałbyś być takim szeryfem, jak z twoich książek. I udaje ci się. Ale na przeszkodzie staje ci jedna rzecz. Sumienie. Nie skrzywdził byś nikogo, kto na to nie zasługuje. Tylko moje pytanie brzmi: Czemu to robisz?
- Roza, przepraszam.
- Nie mnie. Siebie. Chcesz odpokutować coś czego nie zrobiłeś.
- Wciąż zaskakujące jest to, jak mocno wierzysz w moją niewinność. Ja zabijałem ludzi.
- Nie planowałeś nad tym, to nie byłeś ty!- moje hormony nie wytrzymały i zalałam się łzami.
- Roza...- szepnął po długim czasie.
- Nic więcej nie mów, tylko mnie przytul.- poprosiłam, szlochając.
Szybko znalazłam się na jego kolanach, uwięziona w silnych ramionach. Powoli zaczęłam się uspokajać.
- Dymitr, obiecał mi, że nigdy mnie nie zostawisz, że wybaczysz to wszystko sobie i będziemy szczęśliwie żyć.
- Obiecuję Roza. Obiecam ci wszystko, co zechcesz, tylko nie płacz. Wiem, że wiele rzeczy źle zrobiłem, ale nie płacz.- jego głos lekko się załamywał.
- To wszystko przez hormony.- powiedziałam, wycierając oczy i pociągając nosem.
Dłonie męża zeszły na mój brzuch. Wtedy nastąpiło kopnięcie. Ukochany aż podskoczył. Sama przeniosłam tak ręce, patrząc czule na moją ciążę.
- Roza...- nie był w stanie wydobyć z siebie słowa.
- To nasze dzieci.
- Będę ojcem.- wyszeptał. Oczy mu się błyszczały, gdy w szoku i radości, spojrzał na mnie.- Będziemy rodzicami. Rzem.
Nagle się poderwał i zaczął kręcić w miejscu, ze mną w ramionach.
- Roza będziemy rodzicami. Opiekować się małymi istotami, które będę nas kochać. Zobaczymy każdy ich pierwszy krok, słowo, jak dorastają. Dla nich muszę sobie wybaczyć, dla was.
- Dla naszej piątki.- zauważyłam.
- Piątki?!- postawił mnie na ziemi.
- Tak.- potwierdziłam i znowu spojrzałam w dół.- My, ty i Lili. Dymitr, czy... czy pamiętasz jakaś rozmowę z Jewą?- spytałam niepewnie.
- Nie, a co?- spytał niepewnie.
- Kiedyś coś ci mówiła, ale obiecałeś mi powiedzieć po porodzie, żebym się nie denerwował.- na czole strażnika pojawiła się zmarszczka.- Nie ważne, skoro nie pamiętasz. Będziesz mógł się zapytać przy okazji naszego pobytu tam. A teraz chodźmy się ubrać i coś zjeść, bo dzieci zaczną zjadać mnie od środka- zażartowałam.
- A na co by moja księżniczka miała ochotę?- spytał, gdy szliśmy do garderoby.
- Księżniczka? Na księcia.- ja moje słowa, oczy Bielikowa się zaświeciły.- A głodna strażniczka może na te dobre placki z Polski.
Zanim cokolwiek zdążyłam zrobić, Dymitr wziął mnie w ramiona i położył na łóżku.
- W takim razie,- mówił między pocałunkami.- strażniczka musi poczekać, bo księżniczka ma pierwszeństwo.