Wróciłam, tak jak obiecałam. Mam nadzieję, że w wielkim stylu. Dziękuję za cierpliwość.
________________________________________________
Wszędzie walały się kamienie i kawałki drzew. Dostrzegałam kilka posągów wielkich władców, a raczej to co z nich zostało. Naliczyłam osiem kamiennych głów z dumnymi minami. Co tu się długo rozpisywać? Cały Dwór wyglądał jak pobojowisko. Jednak ucierpiały tylko niektóre budynki gospodarcze. Połowa spa, zniszczone biuro. Ale mieszkania stały nietknięte.
- Dymitr.- powiedziałam, kiedy odzyskałam głos. Jednak szybko zaczęłam go podnosić.- Co tu się, do jasnej cholery, stało?!
- Rose. Uspokój się. Nie wolno ci się denerwować.
- Jak mam się uspokoić, jeśli najbezpieczniejsza i najlepiej chroniona siedziba królowej wygląda jak po bombardowaniu?!
- Najważniejsze, że nic się nikomu nie stało.- skąd on ma tyle spokoju. Ja aż się trzęsłam ze złości. Ale na kogo? Na Lissę, że mi nie powiedziała? Na Dymitra? A może na siebie, że zostawiłam królową jak widać, bez odpowiedniej opieki. Chociaż, czy ja umiałabym ją przed tym uchronić?
Mój mąż zaparkował w garażu, a ja szybko wyskoczyłam z auta i pognałam do sali tronowej. Słyszałam krzyki ukochanego, ale nie zatrzymałam się. Nic do mnie nie docierało, a w głowie dudniła mi jedna myśl. "Oni są najważniejsi". Teraz najważniejsza była moja przyjaciółka.
Wparowałam do sali tronowej. Jako główna strażniczka królowej, mogłam wchodzić do wszystkich pomieszczeń w pałacu, bez zbędnego tłumaczenia się innym dampirom na służbie. Jednak tron był pusty. Już trochę spokojniejsza weszłam do pomieszczenia obok. To tutaj władcy zazwyczaj prowadzili rozmowy z osobami prywatnymi lub delegatami z innych krajów. Odetchnęłam z ulgą, kiedy ją zobaczyłam. Za mną, do pomieszczenia wpadł Dymitr.
- Przepraszam Waszą Wysokość, że przeszkadzamy.- ukłonił się nisko. Poszłam w jego ślady.
- Nic nie szkodzi strażniku Bielikow.- odpowiedziała królowa. Miała na sobie długą zieloną suknię, tą samą co na koronacji. W czasie, gdy przyjmowała gości, nie zwracała uwagi Dymitrowi, że ma do niej mówić po imieniu. A teraz miała gości. Były to trzy kobiety w krótkich, kręconych włosach i długich, jaskrawych sukniach. Zajęły miejsce na sofie, naprzeciwko Lissy. Ta która siedziała po lewej stronie, była ubrana na różowo, ta po prawej na niebiesko, a na środku siedziała kobieta w zielonej sukni. Wyglądały na jakieś 30 lat.
- Jesteśmy o wiele starsze niż myślisz, Rosemarie.- odezwała się kobieta po środku.
- Jak... skąd pani wie..?- w końcu wydobyłam z siebie głos, ale za wiele nie powiedziałam. Od samego początku czułam dziwną moc, bijącą od nich.
- Spokojnie Rose.- powiedziała morojka. Następnie zwróciła się do gości.- Nie będzie wam przeszkadzać jeśli oni zostaną. Rose jest moją najlepszą przyjaciółką, a Dymitr też jest ważną częścią naszej rodziny.
- Oczywiście, że nie.- uśmiechnęły się przyjaźnie. Razem z ukochanym zajęliśmy miejsca obok królowej.- Tak jak mówiłam, jest nam bardzo przykro za ten bałagan.- kobieta z lewej wskazała na okno. "A więc to one były odpowiedzialne za wszystkie zniszczenia!" pomyślałam. Kiedyś pewnie już bym wrzeszczała na o co chodzi. Ale zmieniłam się.
- Nie wiedziałyśmy, że tu coś jest.- dodała nieznajoma w zielonej sukni.- W prawdzie walka miała się odbyć daleko stąd, ale czarownice z drugiej strony gór poniosło i znaleźliśmy się tutaj.
- Chwila.- tym razem nie umiałam się opanować.- Powiedziała pani "Czarownice"?
- Tak. My też jesteśmy czarownicami.
- Nie wiedziałem o istnieniu czarownic.- odezwał się mój mąż.
- My też dopiero teraz dowiedziałyśmy się o wampirach.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
poniedziałek, 14 marca 2016
ROZDZIAŁ 76
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)