Jechaliśmy jakieś pół godziny. W końcu się zatrzymaliśmy. Dymitr wyszedł pierwszy i pomógł mi wyjść. Nawet upity, umie być dżentelmenem. Kiedy w końcu rozejrzałam się, gdzie jesteśmy oniemiałam.
Staliśmy przed drewnianym domkiem na tle gór. Prowadziła do niego kamienna dróżka. Na trawniku, po obu stronach drzwi, posadzone były różne kwiaty i krzaki. To było zachwycające.
Rzuciłam się ukochanemu na szyję, a że nie był do końca trzeźwy, zachwiał się i polecieliśmy na ziemię.
- Dziękuję. Jest wspaniały. Taki jak sobie wyobrażałam. Kocham Cię.- pocałowałam go namiętnie.
- Poczekaj, aż wejdziemy do środka.- powiedział z cwanym uśmiechem.
Zaciekawiona, wstałam i pomogłam podnieść się strażnikowi. Gdy tylko stanął stabilnie na ziemi, wziął mnie w ramiona i przeniósł przez próg. Jednak nie był tak pijany, jak mi się wydawało, albo szybko mu przechodzi. Nie zastanawiałam się nad tym, podziwiając wnętrze domu. Było identyczne, jak w naszych spotkaniach w snach. Prosto umeblowane, w dość staromodnym stylu. Ukochany wniósł mnie po schodach i postawił przed rozsuwanymi drzwiami. Następnie otworzył je. Pierwsze co mnie uderzyło, to zapach czekolady. Wszędzie były płatki róż. Na środku stało łóżko z zieloną narzutką. Nie widziałam koloru ścian ponieważ okna były zasłonięte, a jedyne światło dawały płonące świece.
Klimat był taki romantyczny, idealnie na noc poślubną. Odwróciłam się do mojego ukochanego. W jego oczach widziałam miłość.
- Masz jakieś propozycje, jak można spędzić tą piękną noc, Towarzyszu?- spytałam, kładąc ręce na jego klatce piersiowej.
- Mogę mieć taką jedną.- mruknął z pożądaniem w oczach.
Przysunął się bliżej mnie i nachylił. Mimo ciemności nasze usta odnalazły się. On złapał mnie w tali, a ja zaczęłam ściągać z niego garnitur. Po chwili Dymitr też zajął się moim ubraniem, jednak zdjęcie sukienki jest łatwiejsze. Kiedy obydwoje byliśmy w samej bieliźnie, strażnik chwycił mnie w ramiona i nie przestając całować, zaniósł do łóżka. Nie wiem czemu przypomniała mi się noc, kiedy przebiegłam do strażnika, pod wpływem zaklęcia Daszkowa. Teraz też w jego oczach jest pożądanie, ale takie naturalne, na fundamencie wspólnych doświadczeń. Napawałam się dotykiem jego toru, kiedy usłyszałam śmiech, wibrujący pod moimi palcami.
- Co cię tak śmieszy, Towarzyszu?
- To jak na mnie patrzysz. Mimo, że tyle razy widziałaś moją pierś, zawsze w oczach masz podziw i zachwyt.
- Najwidoczniej mam się czym zachwycać.- uśmiechnęłam się kusząco.
Rosjanin wrócił do pieszczot i w końcu nasze wszystkie ubrania znalazły się po za łóżkiem. Wbiłam się mocno w jego usta. Płonęliśmy od żaru, między nami. Pocałunki były długie i namiętne. Nasze ciała, jak zawsze, współgrały ze sobą idealnie. Przepełniała nas miłość, napędzana wspomnieniami dzisiejszego dnia. Ja i mój mąż. To takie zwyczajne, a jakie niezwykłe. Zostałam żoną mężczyzny, z którym zawsze chciałam spędzić swoje życie. Kocham go. Dlatego wybraliśmy taki napis na obrączki:"Zawsze będę cię kochać, choćbym nie wiem co się stało". Niby oczywiste, a jednak obydwoje mieliśmy momenty, w których o tym zapomnieliśmy. Dymitr po odmienieniu ze strzygi, był pewny, że go nie Kocham, przez to, co było na Syberii. Ja myślałam, że to on przestał mnie kochać. A jednak oboje byliśmy w błędzie. Nasza miłość jest wieczna.
Leżeliśmy, wtuleni w siebie.
- Kocham Cię Roza.
- Ja ciebie też.
- I jak się czujesz, jako moja żona?
- Dziwnie. Daj mi czas. To wszystko musi do mnie dotrzeć. Jestem bardzo szczęśliwa. Musisz przyznać, że Lissa się postarała.
- To prawda.
- Ładnie ci w garniturze.
- A ty, wyglądałaś dzisiaj zniewalająco. Jesteś bardzo piękna, kiedy się uśmiechasz.
- Efekt sukienki.- zażartowałam, przywołują wspomnienia z domu rodziców Jill, chwili z przed wejściem strażników.- Dymitr. Myślisz, że jakby nikt nam ciągle nie przeszkadzał, nasza miłość była by łatwiejsza? Np: gdy kłóciliśmy się na parkingu przed hotelem, zanim odbiliśmy Jill Wiktorowi i Robertowi, albo wtedy u Mastranów?
- Nie wiem Roza. Nie ważne co by było. Liczy się to co jest. A ze mną jest moja żona.- pocałował mnie w czoło.- A teraz idź spać. Rano wyjeżdżamy, a musimy się jeszcze spakować.
- Są tu nasze wszystkie rzeczy?
- Tak i jeszcze więcej.
- Od jak dawna to planowałeś?
- Odkąd byłem pewny, że nic nam nie stanie na przeszkodzie. Czyli od kiedy sobie wybaczyłem.
- Ale nie widziałam, żeby z mieszkania znikały nasze rzeczy.
- Te przywiozłem dzisiaj z pomocą innych strażników. Myślisz, że dlaczego tak szybko wygoniłem cię z domu?
- Chyba coś ci się pomyliło. Sama uciekam, bo nie chciałeś wypuścić mnie z łóż...- przerwałam.
Wszystko do mnie dotarło. Szlag! Dałam się nabrać. Wiedział, że inaczej nie wyjdę szybko z domu. A tak pozbył się mnie i mógł w spokoju przygotować niespodziankę.
- To było podstępne, Towarzyszu.
- Uczę się od najlepszych.- uśmiechnął się.
- Coś sugerujesz?
- Tak, w spiskach jesteś najlepsza i masz to po ojcu. Nic dziwnego, że chce tobie przepisać interes.
- Po pierwsze, jakich spiskach? Ja nie używam postępów, tak jak ty, skarbie. Po drugie, a komu innemu mógłby przekazać interes Abe?
- Po pierwsze, przez dwa lata uciekałaś przed strażnikami, z ostatnią dziedziczką najbardziej szanownego i jednego z królewskich rodów. A nie ukończyłaś w tedy szkolenia. Zimą udało ci się uciec z ośrodka, a następnie strzygą. Wtedy użyłaś podstępu. A po drugie, chyba nie myślisz, że twój ojciec przez osiemnaście lat dotrzymywał wierności twojej matce. Tacy moroje to rzadkość, jeśli chodzi o dampirzyce. Możliwe, że masz tam gdzieś rodzeństwo, które wie o ojcu tylko tyle, że pochodzi z Turcji i ma niesamowite włosy.
- Kto wie, może mają też pod opieką swoich przyjaciół i zakochali się w swoich mentorach?
- Nie sądzę. Tylko ty jesteś taka wyjątkowa.- pocałował mnie, muskając dłonią mój brzuch.
Jeszcze trochę, a jego ręką przyklei się do niego. Ale nie przeszkadza mi to. Nawet przyjemne uczucie. I świadomość, że dam mu to o czym zawsze marzył.
- Teraz idź spać, Roza. Jutro czeka nas długa podróż.
- Dobranoc Dymitr
- Dobranoc Kochanie.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
niedziela, 14 lutego 2016
ROZDZIAŁ 53
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
NIESPODZIANKA!!!
A teraz niespodzianka z okazji Walentynek. :-* Wszystkiego najlepszego Romitri, Dragozera i wszystkim zakochanym w AW
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
ROZDZIAŁ 52
Wszystko kiedyś się kończy. No może nie wszystko. Romitri trwa wiecznie, ale ferie nie :'(. Wracamy do normalnego trybu życia. Nie wiem czy pamiętacie, ale na początku było po jednym rozdziale. Dzisiaj będą jeszcze dwa i mała niespodzianka, ale od jutra po jednym. No nie przedłużając, kto chciałby wesele? Myślę, że wszyscy. Oto ono. A i Wesołego Walentego. :-* ♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥.
_________________________________________________
Wesele trwało cały dzień i pół nocy. Na początku wszyscy zajadali się potrawami zrobionymi przez najlepszych kucharzy. Gdy puszczono muzykę, niektórzy goście poszli na parkiet. W tym czasie poznałam swoją rodzinę. Od strony mamy, było kilka ciotek i wujków z moim kuzynostwem. Kilkoro było w moim wieku, inni byli młodsi, a jeszcze inni starsi nawet od mojego świeżo upieczonego męża.
Gorzej było z rodziną Abe'a. Babcia, prababcia, druga prababcia, wujek, wujek, wujek, wujek, i wujek, tyle samo ciotek, przy kuzynach straciłam rachubę po szóstym. Dobra wiadomość: kobiety w naszym rodzie odzywają nawet stu dziesięciu lat, jeśli wcześniej, ktoś ich nie zabije.
Pogadałam też trochę z babcią Careną. Bardzo sympatyczna kobieta. I dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o moim ojcu. Zaprosiła nas na kiedyś do siebie. Pomyślałam, że zanim urodzi się dziecko, będziemy mieli trochę czasu. Wtedy sobie o czymś przypomniałam.
- Dymitr.
- Tak moja Różyczko?- uśmiechnął się tak czule, że prawie zapomniałam, co chciałam powiedzieć.
- Trzeba twojej rodzinie przekazać dobre wieści. - przyłożyłam jego dłoń do swojego brzucha.
- To po weselu, Roza. Chyba że chcesz to ogłosić całemu światu.
- No dobra, poczekamy. A ty może przestaniesz czekać i weźmiesz mnie do tańca.- zaproponowałam.
Ukochany ostawił kieliszek, który miał w ręce i zaprowadził mnie na parkiet. Kołysaliśmy się wtuleni w rytm piosenki. Nagle mąż złapał mnie za jedną rękę, a drugą położył sobie na ramieniu. MĄŻ! Boże, jak to pięknie brzmi. Mój i tylko mój. Jego druga dłoń znalazła się na mojej tali. Zaczął mnie prowadzić do walca. Nie wiedziałam, że on umie tańczyć, ale mogłam się tego spodziewać.
- Towarzyszu, chyba nie ma takiej rzeczy, której byś nie umiał.- powiedziałam w tańcu.
- Na pewno jakaś jest.
- Czym bardzie cię znam, tym bardziej w to wątpię.- on w odpowiedzi nachylił się i mnie pocałował.
Tańczyliśmy tak całą piosenkę. I kolejną. I jeszcze następną. I w ogóle całe wesele, robiąc sobie przerwy na odpoczynek. Goście świetnie się bawili. Alkohol się lał. Nawet Dymitr trochę się upił. No tego jeszcze nie było. Ja dzisiaj darowałam sobie szaleństwa. Za to Mia przechodziła samą siebie. Po weselu, kiedy chcieliśmy już wracać, zatrzymała nas Lissa. Była upita, ale zachowała na tyle trzeźwość umysłu, żeby dać nam prezenty. Inni dali je na początku imprezy. W większości była to zastawa do stołu czy inne takie drobiazgi do domu.Mówiłam jej, że już i tak za dużo dla nas zrobiła, ale ona się uparła. Otworzyłam swoje pudełko i znalazłam w nim bransoletkę z połową serduszka. Zauważyłam, że morojka miała na sobie taką samą. Założyłam swoją i złączyłyśmy połówki serca. Razem utworzyły napis "BFF". Niby nic, mała bransoletka, ale tak mnie ucieszyła. Tyle dla mnie znaczy, ponieważ pokazuje, że są ludzie, którym na nas zależy i którzy liczą na nasze wsparcie.
Strażnik dostał zegarek z licznikiem kilometrów, o jakim kiedyś tam wspominał. Lissa musiała to wychwycić. Uścisnęłam przyjaciółkę, a Dymitr tyłka podziękował i udaliśmy się do wyjścia. Przed pałacem złapali nas jeszcze moi rodzice. Oni też mieli prezent. Dostałam własny samochód! Oczywiście Sydney wychwalała jaki to nie jest świetny. Ona i te jej zamiłowanie do motoryzacji. W sumie nie wiem, skąd się tam wzięła. Myślałam, że gdzieś już poszła, odstraszona zachowaniem Adriana. Nie dość, że i tak była w towarzystwie "strasznych stworzeń nocy", to jeszcze jakiś Iwaszkow się do niej zaleca. Mój mąż nie był zbyt zadowolony z prezentu, znając mój styl jazdy. Była to zielona skoda. Tylko tyle wiem. Mój mąż próbował mi co nieco o niej powiedzieć, ale lekko płakał mu się język. Wtedy podbiegł do nas Michael i powiedział coś na ucho Bielikowi. Ciekawe, o co chodzi? Świeżo upieczony pan młody coś odpowiedział i otworzył tylne drzwi.
- Zapraszam panią.- zwrócił się do mnie.
Gdzie on chce teraz jechać?
- Dymitr, jesteś pijany.
- Spokojnie kochanie moje. Zaufaj mi.
No dobra. Nie zdawałam więcej pytań i wsiadłam do auta. On zajął miejsce obok mnie, a kierowała Sydney. Ona jako jedyna nie piła.
_________________________________________________
Wesele trwało cały dzień i pół nocy. Na początku wszyscy zajadali się potrawami zrobionymi przez najlepszych kucharzy. Gdy puszczono muzykę, niektórzy goście poszli na parkiet. W tym czasie poznałam swoją rodzinę. Od strony mamy, było kilka ciotek i wujków z moim kuzynostwem. Kilkoro było w moim wieku, inni byli młodsi, a jeszcze inni starsi nawet od mojego świeżo upieczonego męża.
Gorzej było z rodziną Abe'a. Babcia, prababcia, druga prababcia, wujek, wujek, wujek, wujek, i wujek, tyle samo ciotek, przy kuzynach straciłam rachubę po szóstym. Dobra wiadomość: kobiety w naszym rodzie odzywają nawet stu dziesięciu lat, jeśli wcześniej, ktoś ich nie zabije.
Pogadałam też trochę z babcią Careną. Bardzo sympatyczna kobieta. I dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o moim ojcu. Zaprosiła nas na kiedyś do siebie. Pomyślałam, że zanim urodzi się dziecko, będziemy mieli trochę czasu. Wtedy sobie o czymś przypomniałam.
- Dymitr.
- Tak moja Różyczko?- uśmiechnął się tak czule, że prawie zapomniałam, co chciałam powiedzieć.
- Trzeba twojej rodzinie przekazać dobre wieści. - przyłożyłam jego dłoń do swojego brzucha.
- To po weselu, Roza. Chyba że chcesz to ogłosić całemu światu.
- No dobra, poczekamy. A ty może przestaniesz czekać i weźmiesz mnie do tańca.- zaproponowałam.
Ukochany ostawił kieliszek, który miał w ręce i zaprowadził mnie na parkiet. Kołysaliśmy się wtuleni w rytm piosenki. Nagle mąż złapał mnie za jedną rękę, a drugą położył sobie na ramieniu. MĄŻ! Boże, jak to pięknie brzmi. Mój i tylko mój. Jego druga dłoń znalazła się na mojej tali. Zaczął mnie prowadzić do walca. Nie wiedziałam, że on umie tańczyć, ale mogłam się tego spodziewać.
- Towarzyszu, chyba nie ma takiej rzeczy, której byś nie umiał.- powiedziałam w tańcu.
- Na pewno jakaś jest.
- Czym bardzie cię znam, tym bardziej w to wątpię.- on w odpowiedzi nachylił się i mnie pocałował.
Tańczyliśmy tak całą piosenkę. I kolejną. I jeszcze następną. I w ogóle całe wesele, robiąc sobie przerwy na odpoczynek. Goście świetnie się bawili. Alkohol się lał. Nawet Dymitr trochę się upił. No tego jeszcze nie było. Ja dzisiaj darowałam sobie szaleństwa. Za to Mia przechodziła samą siebie. Po weselu, kiedy chcieliśmy już wracać, zatrzymała nas Lissa. Była upita, ale zachowała na tyle trzeźwość umysłu, żeby dać nam prezenty. Inni dali je na początku imprezy. W większości była to zastawa do stołu czy inne takie drobiazgi do domu.Mówiłam jej, że już i tak za dużo dla nas zrobiła, ale ona się uparła. Otworzyłam swoje pudełko i znalazłam w nim bransoletkę z połową serduszka. Zauważyłam, że morojka miała na sobie taką samą. Założyłam swoją i złączyłyśmy połówki serca. Razem utworzyły napis "BFF". Niby nic, mała bransoletka, ale tak mnie ucieszyła. Tyle dla mnie znaczy, ponieważ pokazuje, że są ludzie, którym na nas zależy i którzy liczą na nasze wsparcie.
Strażnik dostał zegarek z licznikiem kilometrów, o jakim kiedyś tam wspominał. Lissa musiała to wychwycić. Uścisnęłam przyjaciółkę, a Dymitr tyłka podziękował i udaliśmy się do wyjścia. Przed pałacem złapali nas jeszcze moi rodzice. Oni też mieli prezent. Dostałam własny samochód! Oczywiście Sydney wychwalała jaki to nie jest świetny. Ona i te jej zamiłowanie do motoryzacji. W sumie nie wiem, skąd się tam wzięła. Myślałam, że gdzieś już poszła, odstraszona zachowaniem Adriana. Nie dość, że i tak była w towarzystwie "strasznych stworzeń nocy", to jeszcze jakiś Iwaszkow się do niej zaleca. Mój mąż nie był zbyt zadowolony z prezentu, znając mój styl jazdy. Była to zielona skoda. Tylko tyle wiem. Mój mąż próbował mi co nieco o niej powiedzieć, ale lekko płakał mu się język. Wtedy podbiegł do nas Michael i powiedział coś na ucho Bielikowi. Ciekawe, o co chodzi? Świeżo upieczony pan młody coś odpowiedział i otworzył tylne drzwi.
- Zapraszam panią.- zwrócił się do mnie.
Gdzie on chce teraz jechać?
- Dymitr, jesteś pijany.
- Spokojnie kochanie moje. Zaufaj mi.
No dobra. Nie zdawałam więcej pytań i wsiadłam do auta. On zajął miejsce obok mnie, a kierowała Sydney. Ona jako jedyna nie piła.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)