poniedziałek, 30 stycznia 2017

ROZDZIAŁ 372

Lissa zablokowała więź, co mnie dodatkowo zmartwiło. I tym samym zmusiło do samodzielnych poszukiwań. W sali tronowej nikogo nie było, ani w pokoju delegacyjnym, więc poszliśmy do ich komnaty. Przy drzwiach stali wszyscy jej dzisiejsi strażnicy, czyli, że żaden nie jest w środku. Już kilka metrów od pokoju było słychać krzyki. Chciałam już otworzyć drzwi, ale drogę zagroził mi Zack.
- Lord Ozera prosił, aby nie wchodził.- spojrzał na mnie przepraszająco.
- Właśnie dlatego tam wejdę.- już bez problemów pchnęłam drewno, wpadając do środka.
Przeraziłam się. Lissa siedziała wystraszona na łóżku, a Christian krzyczał na nią, rzucając różnymi przedmiotami. Dookoła leżały kawałki szkła, porcelany zdeptane kwiaty, zbite doniczki. Gdy tylko weszłam, oboje spojrzeli na mnie, Ozera ze złością, a królowa z nadzieją. Szybko przygwoździłam moroja do ściany.
- Puść mnie!- szarpał się.
- Nie, dopóki się nie uspokoisz.
- Jak mam być spokojny, do kurwy nędzy! Czy ty wiesz, co ona przede mną ukryta?- wychylił się przez moje ramię, rzucając mordercze spojrzenie na wystraszoną żonę. Poczułam fale strachu od przyjaciółki.
- Ale krzyk nic nie pomoże. Nie widzisz, że ona się ciebie boi?
- Ty nic nie rozumie...- nagle zesztywniał.- Czekaj. Ty wiesz?! Kto jeszcze? Proszę! Kurwa, ale ja jestem naiwny.
Obok nas pojawił się mój mąż. Złapał go i lekko mnie odsunął.
- Chodźmy się przewietrzyć.- powiedział spokojnie, ciągnąc go za ramię.
- Dobra.- wyrwał mu się i sam ruszył do drzwi.
Usiadłam koło przyjaciółki. W progu chłopak jeszcze się odwrócił, patrząc na Lissę z gniewem i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie machnął ręką i wyszedł. Gdy tylko drzwi się zamknęły za naszymi panami, morojka wybuchła płaczem.
- Już, ciii... spokojnie, przejdzie mu.- zapewniłam, tuląc ją do siebie.
Do pokoju wpadło dwóch strażników, ale pokazałam dłonią, żeby nie przeszkadzali. Wyszli cicho.
- On mi tego nigdy nie wybaczy.- szlochała.
- Na pewno wybaczy. Uwierz mi, jeszcze wszystko będzie dobrze.
- Skąd...- pociągnęła nosem.- skąd wiesz?
- Ja z Dymitrem też się często kłócimy.
- Ale....ale nig...nigdy nie ukryłaś przed...przed nim faktu..., że jego ciocia żyyyyjjjjeee...- zaniosła się większym płaczem.
- Ale zataiłam kilka rzeczy, zagrażających mojemu życiu, a nawet dzieci, gdy byłam w ciąży. A on mi to wybaczył, bo mnie kocha. I Christian też Cię Kocha. Dlatego się pogodzicie.
- Myślisz?- spojrzała na mnie z nadzieją, przełykając łzy.
- No pewnie. Przecież nie zostawi cię za taką błachostkę.
- A jeśli zażąda rozwodu? I stracę go przez taką głupotę?- zaczęła histeryzować.
- Uspokój się. Nic takiego nie będzie miało miejsca. Dymitr z nim pogada, ochłonie, może będzie trochę zły, ale mu przejdzie. Nie zostawi ani ciebie, ani waszej kruszynki.
- Już nie takiej kruszynki.- wymusiła uśmiech.
- No widzisz, o wiele lepiej. A teraz idź się ogarnij, zajmij czymś myśli i nie martw się.- uścisnęłam jej dłonie, z pocieszającym uśmiechem.
- Masz rację. Jesteś najlepszą siostrę, jaką mogę mieć. Kocham Cię.
- Ja ciebie też. To teraz idę, jakby wrócił mój mąż, powiedz, że jestem w naszym parku.
- Dobrze. To do zobaczenia jutro na warcie.- przytuliła mnie.
- Pa.
Wyszłam z komnaty i zabrałam dzieci strażnikom.
- Dzięki.- zaczęłam się rozglądać.- A gdzie Lili?
- Poszła do Bielikowów.-oznajmił Leo.
No dobra. Wzruszyłam ramionami i poszłam do parku Anastazji wielkiej. Usiadłam na ławce i patrzyłam jak dzieciaki biegają dookoła, ciekawe świata.
- Tylko uważajcie!- ostrzegam, gdy zbliżyły się do strumyka.

DYMITR
Wyprowadziłem młodego Ozerę na zewnątrz. Przez chwilę szliśmy w ciszy, zbierając myśli.
- Od jak dawna wiecie?- odezwał się w końcu Christian.
- To dość skomplikowane.- podrapałem się po karku.- Zacznijmy od początku. Myśleliśmy, że Tasza nie żyje, ale zaatakowała Rose w śnie. To wtedy powiedziałem wam o zaręczynach i jej ciąży.
- Ale jak?- zdziwił się moroj.
- Sprzymierzyła się z Doru, bo była zazdrosna o Rose. Zrobili to wchodząc do jej snu. Jeszcze podczas pobytu w Bai chcieli mnie zabić.
Chłopak wystraszył się.
- Nie wierzę, że ona jest zdolna do tego. Myślałem, że choć w niej znajdę porządnego członka rodziny.- mruknął ze zwieszoną głową, kopiąc pobliski kamyk.
Nie powiem, współczuję mu. Patrząc na nich wszystkich... Ja miałem normalną rodzinę... no może nie normalną, ale szczęśliwą. Niczego nigdy mi nie brakowało, ani nie odczułem w dzieciństwie krzywdy, czy świadomości, kim kiedyś będę. Żyłem szczęśliwie i beztrosko. A inni? Większość dzieci strażników nie miała takiego szczęścia. Wychowywali się jak Roza. To dampiry. Moroje mieli lepsze życie, ale Christian nie. Najpierw jego rodzice są strzygami, a później ciotka królobójczynią i niedoszłą morderczynią.
- Co było dalej?- spytał bez przekonania.
- Zabiłem ją trzy dni przed ślubem. Kiedy Rose ze mną "Zerwała" opracowaliśmy na nią zasadzkę.
- I tak po prostu ją zabiłeś?- patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Uwierz mi, to nie było takie proste. Ale byłem zły, że ciągle krzywdzi Rozę. Gdyby ktoś chciał zabić Lissę, sam byś tego kogoś zabił.
Moroj przyznał mi rację.
- Kontynuując. W lutym tamtego roku dostaliśmy tajemnicze zaproszenie. Okazało się, że Robert ożywił Taszę i byli połączeni pocałunkiem cienia. Jednak jego szaleństwo było dla niej nie do wytrzymania i chciała pomóc nam go zabić. Później słuch po niej zaginął. Ale jak dobrze ją znasz, nie na długo.
Chłopak uśmiechnął się.
- We wrześniu przyjechała do nad ze swoim obecnym narzeczonym.
- Nawet nie wiedziałem, że ma chłopaka i syna. Mi nie przyjechała się pochwalić.
- Nie miała się czym chwalić.- rzuciłem gorzko.- To nie dziecko Paula. Została zgwałcona.
Ozera przystanął w pół kroku.
- Ja...jak to?- ze zdziwienia otworzył usta i oczy.
- Tak to.- wzruszyłem ramionami ze złością.- Mozna nawet powiedzieć, że to dziecko łączy nasze rodziny.- jednak szyki dodałem, wiedząc, że mógł to opacznie zrozumieć.- Twój kuzyn jest moim bratem.
- Randall! Zabiję gnoja.- po chwili się opamiętał.- Wybacz stary.
- Nie szkodzi.- machnąłem ręką.- Od dawna nie jest moim ojcem i mam zamiar własnoręcznie go udusić. Ale nigdzie nie można go znaleźć.
- Kolejny Doru?- chłopak przewrócił oczami, na co się uśmiechnąłem.
- Miejmy nadzieję, że nie. A teraz wracajmy do pań. I nie bądź zły na Lissę. Chciała dobrze.- położyłem mu dłoń na ramieniu.
- Wiem.- moroj przetarł twarz dłońmi.-I nawet już nie jestem. Nie umiem się na nią długo gniewać.- uśmiechnął się.
- Wiem, co czujesz.- pomyślałem o Rozie.
I właśnie wtedy zauważyłem ją siedząca na ławce i nasze dzieci obok strumyka.
- To ja lecę.- pomachałem do niego.
- Pa.- odpowiedział i tyle go widzieli.
Podszedłem do mojej żony od tyłu i zakryłem jej oczy. Od razu się uśmiechnęła, więc i ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- Woda kolońska.- oznajmiła, na co zakląłem.
Uśmiechnęła się szerzej. Niech ma tą satysfakcję. Usiadłem obok niej i ją objąłem ramieniem. Przelotne się pocałowaliśmy w usta.
- Jak tam rozmowa?- spytała.
- Dobrze, a twoja?
- Też dobrze.
- To wracamy?- teraz to ja przerwałem ciszę.
- Okey. Tylko pożegnamy się z twoją rodziną i możemy ruszać.
A no, dzisiaj wyjeżdżają. Dlatego i tak i tak chcieliśmy jechać na Dwór.