Podjechaliśmy pod bramę.
- Hej, Hathaway.- uśmiechnął się przyjaźnie strażnik, gdy otworzyłam okno.- A gdzie rodzinka?
- Hej Harry. Oni jeszcze zostali, a ja postanowiłam zaopiekować się pewnym uciekinierem.- wskazałam tylne siedzenie, gdzie chrapał Zeklos.
- Pewnie nawet nikt nie zauważył, że zniknął.- od razu się zmartwił, ale gdy spojrzał na mnie, znów się uśmiechnął.- Będziesz później do nich wracać?
- Nie. Jak na dziś wystarczy mi atrakcji.
- To daj mi je, a ktoś po nich przyjedzie tak po północy.- zaproponował.
- Mógłbyś?- spojrzałam na niego zadowolona.- To super. Dzięki.
Odjechałam samochodem za bramę i zaparkowałam przy samym murze. Wyszłam z pojazdu i zaczęłam budzić mojego pasażera. Gdy w końcu jako, taki się rozbudził, wyciągnęłam go z pojazdu, a kluczyki oddałam strażnikowi. Po drodze do dormitorium, chłopak zdążył się z cztery razy zhaftować. Ledwo weszliśmy do pokoju, a moroj zaczął się rozbierać. Najpierw patrzyłam na niego zszokowana, ale gdy został w samych bokserkach, odwróciłam się. Szlag! I teraz będzie mnie nawiedzał w snach. Usłyszałam cichy śmiech.
- Już możesz się odwrócić, księżniczko.
Ostrożnie na niego spojrzałam i odetchnęłam z ulgą. Miał na sobie granatową bluzkę z Rosyjskim napisem. Zaczęłam chichotać. Znam ojczysty język taty od zawsze. Czytać, pisać, mówić.
- Co cie tak śmieszy?- chłopak zmarszczył brwi.
- Wiesz, co to znaczy?- spytałam, wskazując na materiał.
- A co to ma niby znaczyć? Normalny napis po hebrajsku, czy arabsku.
- To jest Rosyjski cymbale.- wciąż się śmiałam.- I znaczy "Będę kiedyś taki jak tatuś".
Dopiero teraz, gdy powiedziałam to na głos, wybuchłam głośnym śmiechem. Zeklos wydawał się być zdezorientowany, po czym zdjął koszulkę i rzucił do śmieci. Od razu przestałam się śmiać. O matko! Ale klata. Jeszcze nie widziałam, żeby jakikolwiek moroj był aż tak, umięśniony. Zazwyczaj to dotyczyło dampirów, przez treningi, ale jak widać, on sobie nie szczędził na siłowni. Oczywiście rzuciły mi się wcześniej jego mięśnie w rękach, ale tego się nie spodziewałam. Idealnie ukształtowany kaloryfer i brzuch, że nie można oderwać oczu.
- Zrób zdjęcie. Będzie na dłużej.- uśmiechnął się do mnie zalotnie.
Wyciągnęłam telefon i po chwili, po pokoju rozniósł się dźwięk aparatu. Zdziwił się, nie powiem.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się jak on i wysłałam mu całusa.
Szybko odzyskał rezon i podszedł do mnie.
- A może chcesz też dotknąć?- poruszył brwiami.
- Tak daleko, to ja z trzeźwymi nie zachodzę, a tym bardziej pijanymi.- wzięłam pierwszą lepszą bluzkę z szafy niedaleko i mu rzuciłam.- A teraz kładzie się spać.
- A jeśli ja nie chcę.- zaczął marudzić jak małe dziecko, ale mimo wszystko założył koszulkę. Jednak nie poszedł do łóżka.- Ładnie się śmiejesz. W ogóle jesteś ładna.
- Pewnie mówisz to każdej.- westchnęłam pchając go w stronę spania.
Ale i tak zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Wcale, że nie. Z resztą to tylko szybki sex i pa. Ale ty jesteś inna. Mam dość tych wszystkich dziwek, pchających mi się tylko do łóżka lub portfela. Chcę znaleźć prawdziwą kobietę na resztę życia. Ej, skarbie, już tak szybko?- skończył, kiedy kazałam mu paść na pościel.
- To życzę powodzenia.- przykryłam go kołdrą i skierowałam się do drzwi.
- Anastazja.- odwróciłam się na całe moje imię.- Możesz zostać. Proszę. Chcę pogadać.
- Wiesz...- chciałam odmówić, ale jednak jego błagalne spojrzenie mi nie pozwoliło.- I tak od jutro będę musiała być przy tobie, więc w te czy we wte nie zrobi różnicy. Tylko pójdę do domu po rzeczy, okey?
Uśmiechnął się, ale nie tak chamsko, zwycięsko, a z wdzięcznością.
- W porządku. Poczekam.
Wyszłam i ruszyłam na dwór. Pakując się na cały tydzień, myślałam, co mnie opętało. Czemu tak łatwo się zgodziłam? Przecież my się nie cierpimy. Ale to co powiedział... mimo, że był pijany, jakaś część mnie wierzyła, że się zmieni, że naprawdę zacznie szukać miłości. A jeszcze większym policzkiem dla mnie było uświadomienie sobie, że widzę się w tej roli. Przecież ja go nienawidzę. A jednak mi się podoba. Zaczynam być jak te wszystkie laski, które latają za nim, a on je olewa. Nie. Nie mogę go do siebie dopuścić. Z tym postanowieniem, weszłam po cichu do pokoju podopiecznego. Zdenerwowałam się, bo on już spał. Po co tu przyszłam? Zaczęła się wycofywać, ale zdradziło mnie skrzypnięcie drzwi.
- Anastazja?- spytał, otwierając oczy.
Pewniej weszłam i zamknęłam drzwi. Położyłam torbę na podłodze, po czym zaczęłam zbierać koce i układać przy oknem. Cały czas czułam na sobie uważne spojrzenie Jack'a, ale się tym nie przejmowałam. Po drodze do łazienki, wyciągnęłam zieloną piżama i kosmetyczkę. Szybko się wykąpałam i usiadłam na prowizorycznym posłaniu. W końcu spojrzałam na łóżko. Blondyn nie spuszczające ze mnie wzroku wstał i usadowił się po turecku, na przeciwko mnie na kocach.
- Dlaczego to zrobiłaś?- spytał.
- Co?- zmarszczyłam brwi.
Lekko dekoncentrowała mnie jego bliskość, ale starałam się zachować obojętność.
- Uratowałaś mnie. I tym razem nie byłem jako twój podopieczny.
- A co? Miałam patrzeć, jak strzyga wysysa z ciebie krew. Przecież jestem strażniczką, moim obowiązkiem jest zabijanie strzyg, w obronie morojów. Do tego jestem szkolona od urodzenia.
- Ja myślę, co innego.
- To przestań.- przerwałam mu, kończąc temat.- Czemu tak nagle wrzuciłeś tą koszulkę?
Mimowolnie oboje spojrzeliśmy na mały śmietnik pod biurkiem
- Nie chcę być jak mój ojczulek od siedmiu boleści.- powiedział jadowicie.
Chciałam powiedzieć, że już taki jest, ale ugryzłam się w ostatniej chwili w język. Nie pozwolił mi na to ból w jego oczach. Sprawiał, że i ja cierpiałam, a za to stwierdzenie miałam ochotę strzelić sobie w twarz. On nie zasługuje na empatię.
- Wiem. Myślisz, że już taki jestem, ale mylisz się. Ty go nie znasz. Nikogo nie szanuje, ciągle się wywyższa i mnie poniża. Gdyby nie mama, pewnie bym dawno od nich uciekł. Nienawidzę go. Ja chcę być inny. Teraz jest ostatnia szansa. Chcę się zmienić. Zrozumiałem to dzięki tobie. Chcę się zmienić i chcę, żebyś mi pomogła.
- Wiesz,- spojrzałam na niego przenikliwie z uśmiechem.- Jesteś nawet fajny, gdy nie jesteś takim idiotą i dupkiem.
- To może zaczniemy od początku?- spytał, wyciągając do mnie dłoń.
Pokręciłam przecząco głową, na co jego uśmiech zgasł.
- Nie możemy. Jutro nic nie będziesz pamiętał. Szczerze mówiąc, wolę ciebie upitego.
- Mogę się częściej upijać.- poruszył brwiami, przesuwając się bliżej mnie.
- I urok zgasł.- westchnęłam, udając zawiedzenie, po czym zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
- Ale mylisz się. Będę pamiętał każde nasze słowo.- podszedł do swoich spodni i wyciągnął małe urządzenie z kieszeni.
- Co to jest?- zmarszczyłam czoło.
- Dyktafon. To jak będzie?
- Ty wszystko nagrywasz?!- nie mogłam uwierzyć.
- Tak.- uśmiechnął się dumnie.- Więc?
- Pogadamy o tym, jak będziesz trzeźwy.
- Ale ja chcę teraz.- tupnął nogą, jak obrażone dziecko.
- Pomyśl, że czym prędzej zaśniesz, tym szybciej porozmawiamy.
Nie trzeba było mu powtarzać. Po chwili leżał pod kołdrą. Sama położyłam się na kocach i zasnęłam.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
poniedziałek, 6 marca 2017
ROZDZIAŁ 12
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)