- Hej Kochanieeee.- przywitałem żonę ze słodkim uśmiechem i pocałowałem ją słodko w usta, a ta odwzajemniła pocałunek.
Gdy się od siebie odkleiliśmy, ściągnąłem jej prochowiec, który dostała ode mnie na urodziny i powiesiłem na haczyku. Roza męczyła się z butami, więc posądziłem ją na szafce i zdałem obuwie.
- A co ty taki milusi?- spytała z uśmiechem.
Czyżby zapomniała. Błagam tak!
- A to już nie mogę być miły dla mojej ukochanej, najpiękniejszej, najmądrzejsze, najlepszej i najbardziej odpowiedzialnej żony?- spytałem przytulając ją.
- Możesz.- zawiesiła mi na ramieniu torbę, całując mnie przelotne w usta.
Wyrwała się z moich objęć i poszła do kuchni. Ja skierowałem się na górę z jej torbą, zanim sobie przypomni.
- I tak nie unikniesz rozmowy.- krzyknęła gdy byłem w połowie schodów.
- Cholera!- ona pamiętała.
- Słyszałam.- dobiegł mnie jej śmiech i sam nie mogłem się nie uśmiechnąć.
Zostawiłem torbę w gabinecie i dołączyłem do ukochanej.
- A gdzie nasi goście?- spytała Roza, rozglądając się dookoła.
- Poszli zwiedzać wodospad. Ale zaraz wrócą.- zapewniłem
- Nie byłabym tego taka pewna.- powiedziała, z cwanym uśmieszkiem.
Ona wie coś, czego ja nie wiem.
ROSE
- Czemu?- Dymitr wydawał się być zdezorientowany.
Westchnęłam zrezygnowana. Dlaczego mężczyźni są tacy niedomyślni?
- A pomyśl, Towarzyszu. Wczoraj Pablo zwierzał ci się ze swoich uczuć do Taszy, a ona umiała cię podrywać nawet w największym tłumie.- aż się wzdrygnęłam na wspomnienie.- To co dopiero nad wodospadem, przy świetle księżyca w środku lasu.
- A o to chodzi!- zrozumiał.- Ale on jej się podoba?
- Tak.- pokiwałam głową, nakładając sobie i Lili obiad.
Zawołałam młoda na kotlety mielone, a mój mąż zajął się maluchami.
- Lili,- spojrzałam na siostrę znad posiłku.- zaopiekujesz się maluchami? Później nasi goście ci pomogą.
- Dobrze.- zgodziła się.- A gdzieś idziecie?
- Musimy z Dymitrem załatwić ważną sprawę.- spojrzałam na niego znacząco.
Jak powiedziałam, tak się stało. Poszłam na górę ubrać coś wygodniejszego, a ukochany szedł za mną krok w krok. wybrałam jeansowe rurki i beżowy t-shirt. Później wzięłam klucze i krzyknęłam, że wychodzimy. Słyszałam, że Pablo zdziwił się, ale Tasza go zatrzymała. Musieli już wrócić. Rosjanin grzecznie wyszedł na dwór, a ja za nim.
- Roza, może powinniśmy zostać. Co jeśli strzygi...- zaczął strażnik, ale przerwałam mu.
- Nic im nie będzie, a ty się już nie wywiniesz. Naważyłeś sobie piwa, to teraz je wypij. A raczej wódki.- zaśmiałam się pod nosem.
Ten tylko westchnął zrezygnowany i poszedł za moją osobą. Po chwili zrównał się ze mną, a ja zauważyłam, że idzie spokojnie z wysoko uniesioną głową. Albo nie jestem, aż tak przerażająca, albo szedłby dumnie nawet na ścięcie. Szliśmy tak pięć minut, a ja starałam się uspokoić. Przecież nie mogę od razu n niego naskoczyć. On by spokojnie zaczął mnie pytać o przyczynę. Tak jak na zajęciach polowych. W końcu zatrzymaliśmy się pod rozłożystą sosna. Odwróciłam się do męża, krzyżując ręce na piersi.
- Dlaczego?- spytałam, opanowana.
Spojrzał na mnie zdziwiony. Najpewniej spodziewał się krzyku i ataku z mojej strony. Ale ja jestem spokojna. Jestem spokojna? Nie wiem, ale chyba chcę zapewnić o tym samą siebie.
- Co dlaczego?- on również miał kamienną twarz.
- Oj ty dobrze wiesz, kochany, co.
Westchnął ciężko i usiadł opierając się plecami o pień drzewa.
- Nie wiem.- mruknął, zakrywając twarz dłońmi.- Może trochę mnie to przerosło.
- Ciebie przerosło?!- no i moje opanowanie szlag trafił.- A co ma powiedzieć Tasza. To ona została... to ona nosi dziecko, którego nie chciała. A jakoś się nie upiła, a przejechała pół świata, szukając wsparcia u przyjaciela. A on co? Upił się! I jeszcze zrobił syf we własnym domu. Wszystko zostawiłeś mi! Mam nadzieję, że chociaż zrobiłeś to o co poprosiłam.- no i wykrzyczałam to z siebie.
Spodziewałam się reakcji takiej, jaka miała miejsce u mojego ojca, albo choć trochę skruchy. Ale na jego twarzy była obojętność. Nic nie rozumiałam.
- Skończyłaś?- to pytanie sprawiło, że aż się we mnie zagotowało.
Denerwowało mnie to. Ja na niego krzyczę, a ten nic sobie z tego nie robi.
- Czy ty w ogóle rozumiesz co do ciebie mówię?! Tym razem to nie ja zawiniłam i dobrze o tym wiesz. Zdajesz sobie sprawę ze swojego postępowania?! Czy nie możesz choć raz pokazać swoich uczuć? Następnym razem pomyśl dwa razy, zanim coś zrobisz. Nawet wyraźnie pokazałam ci co o tym myślę. A ty brnąłeś dalej. Czemu?
- Teraz skończyłaś? To chodź w końcu do mnie.- wyciągnął w moją stronę ramiona.
I co? Myśli, że mnie przytuli i po kłopocie? Nie ma mowy! Nagle poczułam pchnięcie od tyłu i upadłam na Dymitra, który od razu zamknął mnie w mocnym uścisku i zaczął się kołysać. Gdy spojrzałam do tylu, nikogo nie było. Luna. Na początku się opierałam, ale w końcu oparłam głowę mu na piersi i zaciągnęłam się zapachem jego wody kolońskiej. On ciągle się kołysał, głaszcząc mnie po plecach i bawiąc się moimi włosami.
- Roza, doskonale zdaje sobie sprawę, ze swojego błędu. Nie wiem czemu, ale to mnie przerosło. Byłem przerażony tym, do czego zdolni są ludzi. To okropne, że mogą skrzywdzić nie znaną, samotną kobietę. W Rosji jest jeszcze gorzej. Alkohol był dla mnie odruchem obronnym. Ty byłaś w Rosji. Sama, piękna, pociągająca. Miałaś szczęście, że nikt ciebie nie skrzywdził. Ale gdy pomyślałem, że ty mogłabyś być na miejscu Taszy... coś we mnie pękło i poszedłem do barku.
Między nami zapadła chwilowa cisza, którą przerwał mój ukochany.
- Roza, czy Lissa używa mocy Ducha?
- Czasami. Ale to bardzo rzadko, zwykle ćwiczy na jakichś roślinach, lekkich ranach i takie tam.- odpowiedziałam wciąż wtulona w ciepłe ciało Bielikowa.- A co?
- Boję się o ciebie.- szepnął szczerze.- Dalej przejmujesz na siebie jej szaleństwo. Dzisiaj dałaś tego dowód. Zauważyłem, że na początku chciałaś być spokojna, ale mrok ci nie pozwolił.
Odsunęłam się od niego i zapatrzyłam w przepiękne oczy, ale wciąż byłam w jego ramionach.
- Od dawna mówiłam ci, że chcę tego. Chcę chronić Lissę. Myślisz, że będzie ze mną źle, tak jak z Anną?
- Tak.- pokiwałam głową, nakładając sobie i Lili obiad.
Zawołałam młoda na kotlety mielone, a mój mąż zajął się maluchami.
- Lili,- spojrzałam na siostrę znad posiłku.- zaopiekujesz się maluchami? Później nasi goście ci pomogą.
- Dobrze.- zgodziła się.- A gdzieś idziecie?
- Musimy z Dymitrem załatwić ważną sprawę.- spojrzałam na niego znacząco.
Jak powiedziałam, tak się stało. Poszłam na górę ubrać coś wygodniejszego, a ukochany szedł za mną krok w krok. wybrałam jeansowe rurki i beżowy t-shirt. Później wzięłam klucze i krzyknęłam, że wychodzimy. Słyszałam, że Pablo zdziwił się, ale Tasza go zatrzymała. Musieli już wrócić. Rosjanin grzecznie wyszedł na dwór, a ja za nim.
- Roza, może powinniśmy zostać. Co jeśli strzygi...- zaczął strażnik, ale przerwałam mu.
- Nic im nie będzie, a ty się już nie wywiniesz. Naważyłeś sobie piwa, to teraz je wypij. A raczej wódki.- zaśmiałam się pod nosem.
Ten tylko westchnął zrezygnowany i poszedł za moją osobą. Po chwili zrównał się ze mną, a ja zauważyłam, że idzie spokojnie z wysoko uniesioną głową. Albo nie jestem, aż tak przerażająca, albo szedłby dumnie nawet na ścięcie. Szliśmy tak pięć minut, a ja starałam się uspokoić. Przecież nie mogę od razu n niego naskoczyć. On by spokojnie zaczął mnie pytać o przyczynę. Tak jak na zajęciach polowych. W końcu zatrzymaliśmy się pod rozłożystą sosna. Odwróciłam się do męża, krzyżując ręce na piersi.
- Dlaczego?- spytałam, opanowana.
Spojrzał na mnie zdziwiony. Najpewniej spodziewał się krzyku i ataku z mojej strony. Ale ja jestem spokojna. Jestem spokojna? Nie wiem, ale chyba chcę zapewnić o tym samą siebie.
- Co dlaczego?- on również miał kamienną twarz.
- Oj ty dobrze wiesz, kochany, co.
Westchnął ciężko i usiadł opierając się plecami o pień drzewa.
- Nie wiem.- mruknął, zakrywając twarz dłońmi.- Może trochę mnie to przerosło.
- Ciebie przerosło?!- no i moje opanowanie szlag trafił.- A co ma powiedzieć Tasza. To ona została... to ona nosi dziecko, którego nie chciała. A jakoś się nie upiła, a przejechała pół świata, szukając wsparcia u przyjaciela. A on co? Upił się! I jeszcze zrobił syf we własnym domu. Wszystko zostawiłeś mi! Mam nadzieję, że chociaż zrobiłeś to o co poprosiłam.- no i wykrzyczałam to z siebie.
Spodziewałam się reakcji takiej, jaka miała miejsce u mojego ojca, albo choć trochę skruchy. Ale na jego twarzy była obojętność. Nic nie rozumiałam.
- Skończyłaś?- to pytanie sprawiło, że aż się we mnie zagotowało.
Denerwowało mnie to. Ja na niego krzyczę, a ten nic sobie z tego nie robi.
- Czy ty w ogóle rozumiesz co do ciebie mówię?! Tym razem to nie ja zawiniłam i dobrze o tym wiesz. Zdajesz sobie sprawę ze swojego postępowania?! Czy nie możesz choć raz pokazać swoich uczuć? Następnym razem pomyśl dwa razy, zanim coś zrobisz. Nawet wyraźnie pokazałam ci co o tym myślę. A ty brnąłeś dalej. Czemu?
- Teraz skończyłaś? To chodź w końcu do mnie.- wyciągnął w moją stronę ramiona.
I co? Myśli, że mnie przytuli i po kłopocie? Nie ma mowy! Nagle poczułam pchnięcie od tyłu i upadłam na Dymitra, który od razu zamknął mnie w mocnym uścisku i zaczął się kołysać. Gdy spojrzałam do tylu, nikogo nie było. Luna. Na początku się opierałam, ale w końcu oparłam głowę mu na piersi i zaciągnęłam się zapachem jego wody kolońskiej. On ciągle się kołysał, głaszcząc mnie po plecach i bawiąc się moimi włosami.
- Roza, doskonale zdaje sobie sprawę, ze swojego błędu. Nie wiem czemu, ale to mnie przerosło. Byłem przerażony tym, do czego zdolni są ludzi. To okropne, że mogą skrzywdzić nie znaną, samotną kobietę. W Rosji jest jeszcze gorzej. Alkohol był dla mnie odruchem obronnym. Ty byłaś w Rosji. Sama, piękna, pociągająca. Miałaś szczęście, że nikt ciebie nie skrzywdził. Ale gdy pomyślałem, że ty mogłabyś być na miejscu Taszy... coś we mnie pękło i poszedłem do barku.
Między nami zapadła chwilowa cisza, którą przerwał mój ukochany.
- Roza, czy Lissa używa mocy Ducha?
- Czasami. Ale to bardzo rzadko, zwykle ćwiczy na jakichś roślinach, lekkich ranach i takie tam.- odpowiedziałam wciąż wtulona w ciepłe ciało Bielikowa.- A co?
- Boję się o ciebie.- szepnął szczerze.- Dalej przejmujesz na siebie jej szaleństwo. Dzisiaj dałaś tego dowód. Zauważyłem, że na początku chciałaś być spokojna, ale mrok ci nie pozwolił.
Odsunęłam się od niego i zapatrzyłam w przepiękne oczy, ale wciąż byłam w jego ramionach.
- Od dawna mówiłam ci, że chcę tego. Chcę chronić Lissę. Myślisz, że będzie ze mną źle, tak jak z Anną?