Następnego dnia zaczęły się przygotowania do pogrzebu. Olenie ciężko było się skupić, więc trochę jej pomagałam. Było to podobne do pogrzebu Dymitra, co od razu obudziło złe wspomnienia. Jednak gdy mój mąż tylko to zauważył, robił wszystko, aby poprawić mi humor, co nie było dla niego trudne. Zazwyczaj wtedy dawał mi klapsa i uśmiechał się zadziornie, a ja zabijałam go wzrokiem. Olena uśmiechała się delikatnie, mówiąc coś w stylu "Eh, te dzieciaki.", na co obie się śmiałyśmy. Przynajmniej na chwilę odsuwaliśmy jej myśli, od smutnego tematu. Jednak mimo tych kilku chwil, w domu panowała przygnębiająca atmosfera. Wszyscy snuli się jak cienie i tylko dzieci niekiedy się śmiały. Z mężem byliśmy po testament, bo Olena zbyt przeżywała śmierć mamy. Każdy coś odziedziczył. Olena cały dom, Wiki sztylet z czasów jej służby, Dymitr jakieś stare westerny z jej półek, Sonia i Karolina jej biżuterię, a dzieci, zwłaszcza chłopcy, pieniądze na łatwiejszy start w życiu. Mi dała amulet, chroniący przed złem, ale nie do końca w to wierzę. Pochowano ją, tak jak prosiła, koło Rafaela Bielikowa. Dowiedziałam się, że był to moroj, którego była strażniczką, dopóki nie urodziła Olena. Później oboje zajęli się opieką nad, wtedy małą córką. To po nim wszyscy mają nazwisko.
Na ognisku nie szaleliśmy, bo trzeba było się naszymi skarbami zająć. A gdy oboje poszły spać, to my też byliśmy tak padnięci całym dniem i ogólnie tygodniowym przygotowaniami, że zasnęliśmy w ubraniach, nawet się nie kąpiąc. Tej nocy dzieci były dość spokojne, co nie oznacza, że dały nam przespać całą noc. Tak dobrze nie ma. Ale wstaliśmy tylko raz, do karmienia. Dni mijały nam na opiece nad dziećmi, gdy Sonia i Karolina poszły do pracy, spacerach z dziećmi i opiece nad dziećmi. Mówiłam już o opiece nad dziećmi? Zajmują nam dwadzieścia godzin na dobę. Ale równie dużo dają radości. I coraz szybciej zbliżały się urodziny Wiktorii. W sumie to wypadają dzisiaj. Pobyt mieliśmy zaplanowany na miesiąc. Zostały dwa tygodnie.
- Wszystkiego najlepszego.- wykrzyknęliśmy gdy weszła do ogrodu.
Wszędzie były balony z osiemnastką, a Olena trzymała tort w tym samym kształcie. Zaproszeni byli wszyscy jej znajomi i przyjaciele. Zorganizowaliśmy DJ-a. Postanowiliśmy, że do wieczora będzie to taka spokojne, tradycyjne przyjęcie, a o dwudziestej sobie pójdziemy i damy się wyszaleć towarzystwu. Sama bym została, w końcu dopiero rok temu uzyskałam dorosłość. Ale przez ten rok dużo się zmieniło. Czuję się bardziej dorosła i odpowiedzialna. Po za tym nasze dzieci mnie wykończą. Ciągłe wrzaski i nie przespane noce dają w kość. Przyszedł czas na prezenty. W większości były to zabawki dla dorosłych, albo pieniądze. Przyszedł czas na nas.
- Proszę, to pierwsza część prezentu.- Dymitr podał solenizantce torebkę, w której była z dużą czekolada i pięćset dolarów.
- WOW! Nie mogę tego przyjąć.
- Możesz. Osiemnastkę ma się raz w życiu.
- Dziękuję.- uścisnęła nas.
- To jeszcze nie koniec.- zrobiłam pauzę, dla podtrzymania napięcia.- Dostałam zgodę od Dyrektor Kirowej na twoją naukę. Od wakacji możesz uczyć się w Akademii św. Władimira, a później podejść do testu na strażniczkę.
Dziewczyna zaczęła piszczeć ze szczęścia i rzuciła się nam na szyje, obcałowując nas po policzkach.
Gdy wybiła ósma, wszyscy poszliśmy do domu, a Wiki ze swoim towarzystwem zostali na zewnątrz. Zabawa trwała chyba do drugiej w nocy. A mimo to dzieci nawet nie obudziła ta muzyka.
- Dymitr, one chyba mają sen po tobie.- stwierdziłam.
Nie mogłam zasnąć przy tym hałasie, więc wyszliśmy na spacer. Tak. W środku nocy. Co w tym dziwnego.
- To dzieci. Jak zasną to obudzić je dopiero głód lub mokry pampers.
- Albo nudzący się tatuś.- zaśmiałam się.
- Nasza księżniczka jakoś nie protestowała, gdy ją podnosiłem i opuszczałem. Nawet słyszałem śmiech.
- Ciekawe, czym jeszcze nas te maluchy zaskoczą? Nie powinny tak szybko zacząć się śmiać. Założę się, że za niedługo będziemy je ganiać po całym domu.- zaśmialiśmy się.
- Już sobie to wyobrażam. Moja piękna żona, biegnąca za małym nagim Felixem, który uciekł podczas zmieniania pieluchy.
- O nie! W takim razie to ty od dzisiaj je przewijasz.
- Czemu ja?- oburzył się.
- Bo ja sobie takiej sceny nie wyobrażam, a chętnie bym zobaczyła.
- Och Roza, Roza.- pokręcił zrezygnowany głową.- Co ja z tobą mam.- uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem.
- Przynajmniej się nie nudzisz.
- O tak. To ostatnie co mogę przy was robić. Szaleję. Z wami, za wami. Szaleje moja dusza i serce, gdy tylko cię widzę.- zatrzymał mnie, odwrócił do siebie i zaczął całować po szyi.
- Skarbie, przyznaj się, ile wypiłeś?- spytałam, czując od niego miętę z alkoholem.
- A nie będziesz krzyczała?- popatrzył na mnie maślanymi oczami.
Prawie mu uległam i utonęłam w ich brązie, jednak ostatkiem sił zachowałam powagę.
- Pytam się ile?!- skrzyżowałam ręce na piersi,wciąż trzymając wózek.
- Tylko trochę.- pokazał na palcach z trzy centymetry. Popatrzyłam na niego z pod brwi.- No może trochę więcej. Ale nie dużo.
- I ty jeszcze z dziećmi się bawiłeś?!- nie dowierzałam. Przecież on zawsze jest taki odpowiedzialny.
- Ale nie upiłem się mocno. Wiem co się wokół dzieje.- zaprzeczył.
- Tylko masz przytępione zmysły. Pomyślałeś co by było, gdyby zaatakowały nas strzygi?!- podniosłam głos.- Po za tym dzieci pewnie się nawdychały alkoholu przez ciebie. Wracamy do domu.
Dymitr skulił się pod moim tonem i spojrzeniem. Może to da mu do myślenia. Odwróciłam wózek i zdenerwowana ruszyłam w drogę powrotną. Mąż szedł za mną, jak zbity pies. Gdy już przeszła mi złość, zwolniłam i poczekałam na niego. Dalej szliśmy w ciszy.
- Roza... ja przepraszam.- zaczął, kiedy położyliśmy dzieci spać.- Powinienem bardziej myśleć. W końcu jestem ojcem. Ale to tak mną wstrząsnęło. Ja nigdy nie wyobrażałem sobie siebie w tej roli. Boję się, że nie podołam.
- Ty nie podołasz? Masz dwie młodsze siostry, a wiem, że zawsze chciałeś mieć dzieci. Jesteś i będziesz Najlepszym ojcem na świecie. To ja przepraszam. Przecież każdy ma prawo czasem sobie popić. Nie powinnam się wściekać.
- Nie Roza. Kiedyś najważniejsza była służba, a nie zakładanie rodziny. Ty zmieniłaś moje życie.
- Co nie znaczy, że jesteśmy tylko ludźmi. Każdy popełnia błędy.
Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Po umyciu się, padłam zmęczona na łóżku i wtuliłam się w nagi tors męża. On objął mnie i ucałował w czoło.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
poniedziałek, 5 września 2016
ROZDZIAŁ 240
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)