Tyle, że to nie jest sen Iwaszkowa. Przede mną stała Tasza. Nigdzie nie ma nawet śladu po Robercie. Ale to on za tym stał.
- O co ci chodzi? Czemu nie dasz nam spokoju?- Spojrzałam hardo w oczy morojki.
- Doskonale wiesz, czego chcę. Oddaj mi Dymitra a nic ci się nie stanie.
- On nie jest jakąś rzeczą, którą można oddać. To jego decyzja. Czemu nie możesz jej uszanować.
- Ciekawe jak ty byś się czuła na moim miejscu.
- Byłam na twoim miejscu rok temu w święta. I uszanowałam jego wybór.
- Uważaj dziewucho. Znam twoją tajemnicę- wskazała na mój brzuch- jesteś dla niego za młoda smarkulo. Albo go zostawisz albo temu maluszkowi coś się stanie. Zrozumiano.
- Myślisz, że mnie wystraszysz? Nie boję się ciebie.- W mojej ręce pojawił się sztylet. W jednej chwili znalazłam się przy niej i przyłożyłam jej go do gardła Tym razem mój głos był wypełniony złością i grożą. Aż sama go nie poznałam.- A tknij tylko naszego dziecka, a odnajdę cię i zabiję. Mam nadzieję, że jesteś bardziej rozsądną i rozumiesz. W innym wypadku zrobię to teraz. Podobno rany odniesione w śnie przekładają się na świat realny. Sprawdzimy?
Tasza próbowała się wyrwać, ale wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Wzmocniłam uchwyt i przejechałam jej ostrzem po policzku
- To za Dymitra. - następnie krew popłynęła z ręki.- A to za rujnowanie mi życia.
Nagle niewidzialna siła odepchnęła mnie daleko w tył. Szlag! Zapomniałam o Robercie. Jak mogłam być tak nie ostrożna. To mogło kosztować mnie życie. Znów siedziałam na krześle. Doru dalej się nie pokazywał.
- Masz rację, co do ran.- nade mną pochylała się Tasza. - przejechała mi sztyletem po ręce. Krew zaczęła ze mnie uciekać. Ale nie to mnie bolało. O wiele bardziej skupiła się na pieczeniu. Na moich nogach tańczyły płomienie. Chciałam się uspokoić, wyrwać ze snu, ale nie miałam energii. Czułam jak siły życiowe mnie opuszczają. Przed oczami biegły mi białe plamki. Już nie czułam bólu. Ostatnie co zobaczyłam, to uśmiech Taszy. Opadłam w ciemność. Dotarł do mnie, jeszcze krzyk Dymitra:
- Roza!!!
I zapadłam w ciemność.
________________________________
Od jutra zaczynają mi się ferie więc, możliwe, że będą 2 rozdziały dziennie. Ale niczego nie obiecuję. Pozdrawiam, zachęcam do udziału w obu konkursach( przypominam: PISZCIE ADRESY E - MAIL, żebym miała jak wysłać nagrody) i komentarzy. To bardzo motywuje. Jeśli chodzi o konkursy, to zasypujecie mnie propozycjami z czego bardzo się cieszę :-D♡. Wybór będzie trudny. :-*
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
niedziela, 31 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 24
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
sobota, 30 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 23
Bardzo się cieszę, że bierzecie udział w konkursach tylko taka mała uwaga: proszę o adresy e-mail. Od teraz propozycje piszcie pod postem " konkursy". A oto następny rozdział. :-*
_______________________________
- Czyż ta noc nie jest przepiękna?- przerwałam ciszę. Szliśmy do naszego ulubionego miejsce. Dymitr objął mnie ramieniem.
- Roza, każda noc jest cudowna, jeśli jesteś przy mnie.- Odpowiedział, a ja się uśmiechnęłam.
W końcu doszliśmy na miejsce.
Było to przy fontannie w parku Anastazji Wielkiej. Była ona królową z rodu Dragomirów. Wszyscy władcy z linii mojej przyjaciółki, byli szanowani i pamiętani. Nie wątpię, że Lissa dostanie się do ich grona. Ale ma na to jeszcze dużo czasu. Jest młoda i chce się uczyć. Na wielkie czyny przyjdzie pora, ale nie teraz. Ciekawi mnie co ta Anastazja zrobiła, że dostała swój park.
W parku, jak na całym Dworze, jest wiele posągów i pomników upamiętniających różnych ludzi. Większość to władcy, ale zdarzają się uczeni, czy średniowieczni muzycy. Na środku znajduje się fontanna ukazująca Anastazję z gołębiem w dłoni i łasicą na szyi, niczym szalik. Wokół rośnie mnóstwo kwiatów. Oczywiście ich widok i kompozycyjna mieszanina barw wprawiają w zachwyt w dzień kiedy są otworzone. Ale w nocy też wyglądają pięknie. Oczywiście nie mogło zabraknąć róż, bo inaczej nie byłoby to nasze ulubione miejsce. Wszystko musiało mieć róże. Dymitr trochę przesadza z nimi, ale nie mogę go winić. Wcześniej najważniejsze dla niego była służba. A tu pojawia się taka Rose i wywraca jego system wartości do góry nogami. A gdzie jest Roza, tam są róże. Założę się, że jakby spytać go, jakie są jego ulubione kwiaty rok temu, powiedziałby, że to nie jest ważne. Wtedy liczyła się tylko służba. A teraz? Rose, Roza, róże. Ale w sumie, to mi się podoba. Chodź nie powinien zapominać o naszym obowiązku.
Usiedliśmy na naszej ławce i wpatrywaliśmy się w księżyc i gwiazdy. Trwaliśmy przytuleni w ciszy i napawaliśmy się swoim towarzystwem. To on ją przerwał.
- Chciałabyś mieszkać w takim domku jak z naszego snu?- Zdziwiło mnie to pytanie.
- To zależy. Jeśli gdzieś nie daleko Lissy i z tobą, to może,ale nie wiem. Sam kiedyś mówiłeś, że bym się tam nudziła.
- Znalazła byś sobie jakieś zajęcie.
- A co? Coś planujesz?
- Nie wiem. Na razie myślę, bo wątpię czy pomieścimy się w naszym mieszkaniu z dzieckiem.
- Ciekawe jakie ono będzie?
- Może mieć charakter po mamusi. Ale żeby nie za dużo.
- Czyżby coś ci się nie podobało w moim charakterze?- spytam z uśmiechem, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś wspaniała, ale musisz przyznać, że zmieniłaś się od naszego pierwszego spotkania.
- Nie aż tak bardzo. Wciąż działam bez zastanowienia.
- Może będzie miała takie piękne włosy jak ty?- zawsze miał do nich słabość.
- Albo będzie tak przystojny jak ty?- Odparowałam wskazując na drugą płeć.
- Ja przystojny?
- Tak, kochanie. Zawsze wszystkie dziewczyny się za tobą oglądały. W szkole wszyscy nazywali cię bogiem, jeśli dalej cię tak nie nazywają.
- Przesadzali.
- Wiesz, że przesadna skromność u mężczyzn, świadczy o ich niskim poczuciu wartości? A ty powinieneś wierzyć w siebie.
- Przy tobie, nie grozi mi niska samoocena. Za bardzo mnie idealizujesz. Poza tym, skoro mam ciebie, to znaczy, że jestem czegoś wart. Ale i tak nic mi nie trzeba, jeśli jesteś u mojego boku.
- Zawsze będę.- pocałowałam go.
- A przesadna skromność u kobiet? O czym świadczy?
- U nas? O uprzejmości. - parsknęłam śmiechem na widok jego miny. Po chwili uśmiechnął się cwanie i zaczął mnie łaskotać.
- Przestań... - krzyczałam między napadami śmiechu- Dymitr! Możesz przestać?
Ale on nie słuchał. Moja cierpliwość skoczyła się. Sama zaczęłam go łaskotać. Tyle, że on nie ma łaskotek.
- Ej, to nie sprawiedliwe.
- A to?- pocałował mnie długo i namiętnie.
- Może trochę. Ale to nic nie zmienia. - udałam obrażoną.
- A co, to moja wina?
- Może.
- Kocham cię, Roza.
- A za co?
- Za wszystko.- Teraz to ja zaczęłam pocałunek.
Objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę o jego ramię.
- Myślisz, że to dobrze? Z dziećmi. Wiesz jestem młoda, nawet nie zaczęłam służby.
- A co? Nie chcesz ich?
- Chcę, ale nie wiem czy poradzę sobie. Nie miałam jeszcze jak nauczyć się czynnej służby, a teraz będę musiała pogodzić to z wychowywaniem dziecka. Bo nie oddam go, tak jak moja matka.
- Damy radę. Przecież nie jesteś sama. Masz mnie, a na Dworze znajdzie się jakaś opiekunka w razie czego. A co do ciebie. Myślę, że gdyby cię nie oddała, nie byłabyś taka samodzielna i zawzięta. No, może nie w takim stopniu jak teraz.
Dymitr mimowolnie ziewnął. Był zmęczony po służbie i wiadomościach.
- Wracamy do domu?- spytałam.
- Chętnie.
Po drodze nie rozmawialiśmy, myśląc nad dzisiejszym dniem.
W domu odgrzałam obiad, który wczoraj ugotował mój ukochany. On w tym czasie poszedł się umyć. Przy jedzeniu opowiadał o służbie, a mówiłam co dziś robiłam. Gdy posprzątałam po kolacji, poszłam się wykąpać. Dymitr zdążył już zasnąć. Położyłam się obok, a on objął mnie przez sen. Musiał być bardzo zmęczony. Zazwyczaj śpi bardzo czujnie. Po chwili dołączyłam do niego w śnie Adriana.
_______________________________
- Czyż ta noc nie jest przepiękna?- przerwałam ciszę. Szliśmy do naszego ulubionego miejsce. Dymitr objął mnie ramieniem.
- Roza, każda noc jest cudowna, jeśli jesteś przy mnie.- Odpowiedział, a ja się uśmiechnęłam.
W końcu doszliśmy na miejsce.
Było to przy fontannie w parku Anastazji Wielkiej. Była ona królową z rodu Dragomirów. Wszyscy władcy z linii mojej przyjaciółki, byli szanowani i pamiętani. Nie wątpię, że Lissa dostanie się do ich grona. Ale ma na to jeszcze dużo czasu. Jest młoda i chce się uczyć. Na wielkie czyny przyjdzie pora, ale nie teraz. Ciekawi mnie co ta Anastazja zrobiła, że dostała swój park.
W parku, jak na całym Dworze, jest wiele posągów i pomników upamiętniających różnych ludzi. Większość to władcy, ale zdarzają się uczeni, czy średniowieczni muzycy. Na środku znajduje się fontanna ukazująca Anastazję z gołębiem w dłoni i łasicą na szyi, niczym szalik. Wokół rośnie mnóstwo kwiatów. Oczywiście ich widok i kompozycyjna mieszanina barw wprawiają w zachwyt w dzień kiedy są otworzone. Ale w nocy też wyglądają pięknie. Oczywiście nie mogło zabraknąć róż, bo inaczej nie byłoby to nasze ulubione miejsce. Wszystko musiało mieć róże. Dymitr trochę przesadza z nimi, ale nie mogę go winić. Wcześniej najważniejsze dla niego była służba. A tu pojawia się taka Rose i wywraca jego system wartości do góry nogami. A gdzie jest Roza, tam są róże. Założę się, że jakby spytać go, jakie są jego ulubione kwiaty rok temu, powiedziałby, że to nie jest ważne. Wtedy liczyła się tylko służba. A teraz? Rose, Roza, róże. Ale w sumie, to mi się podoba. Chodź nie powinien zapominać o naszym obowiązku.
Usiedliśmy na naszej ławce i wpatrywaliśmy się w księżyc i gwiazdy. Trwaliśmy przytuleni w ciszy i napawaliśmy się swoim towarzystwem. To on ją przerwał.
- Chciałabyś mieszkać w takim domku jak z naszego snu?- Zdziwiło mnie to pytanie.
- To zależy. Jeśli gdzieś nie daleko Lissy i z tobą, to może,ale nie wiem. Sam kiedyś mówiłeś, że bym się tam nudziła.
- Znalazła byś sobie jakieś zajęcie.
- A co? Coś planujesz?
- Nie wiem. Na razie myślę, bo wątpię czy pomieścimy się w naszym mieszkaniu z dzieckiem.
- Ciekawe jakie ono będzie?
- Może mieć charakter po mamusi. Ale żeby nie za dużo.
- Czyżby coś ci się nie podobało w moim charakterze?- spytam z uśmiechem, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś wspaniała, ale musisz przyznać, że zmieniłaś się od naszego pierwszego spotkania.
- Nie aż tak bardzo. Wciąż działam bez zastanowienia.
- Może będzie miała takie piękne włosy jak ty?- zawsze miał do nich słabość.
- Albo będzie tak przystojny jak ty?- Odparowałam wskazując na drugą płeć.
- Ja przystojny?
- Tak, kochanie. Zawsze wszystkie dziewczyny się za tobą oglądały. W szkole wszyscy nazywali cię bogiem, jeśli dalej cię tak nie nazywają.
- Przesadzali.
- Wiesz, że przesadna skromność u mężczyzn, świadczy o ich niskim poczuciu wartości? A ty powinieneś wierzyć w siebie.
- Przy tobie, nie grozi mi niska samoocena. Za bardzo mnie idealizujesz. Poza tym, skoro mam ciebie, to znaczy, że jestem czegoś wart. Ale i tak nic mi nie trzeba, jeśli jesteś u mojego boku.
- Zawsze będę.- pocałowałam go.
- A przesadna skromność u kobiet? O czym świadczy?
- U nas? O uprzejmości. - parsknęłam śmiechem na widok jego miny. Po chwili uśmiechnął się cwanie i zaczął mnie łaskotać.
- Przestań... - krzyczałam między napadami śmiechu- Dymitr! Możesz przestać?
Ale on nie słuchał. Moja cierpliwość skoczyła się. Sama zaczęłam go łaskotać. Tyle, że on nie ma łaskotek.
- Ej, to nie sprawiedliwe.
- A to?- pocałował mnie długo i namiętnie.
- Może trochę. Ale to nic nie zmienia. - udałam obrażoną.
- A co, to moja wina?
- Może.
- Kocham cię, Roza.
- A za co?
- Za wszystko.- Teraz to ja zaczęłam pocałunek.
Objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę o jego ramię.
- Myślisz, że to dobrze? Z dziećmi. Wiesz jestem młoda, nawet nie zaczęłam służby.
- A co? Nie chcesz ich?
- Chcę, ale nie wiem czy poradzę sobie. Nie miałam jeszcze jak nauczyć się czynnej służby, a teraz będę musiała pogodzić to z wychowywaniem dziecka. Bo nie oddam go, tak jak moja matka.
- Damy radę. Przecież nie jesteś sama. Masz mnie, a na Dworze znajdzie się jakaś opiekunka w razie czego. A co do ciebie. Myślę, że gdyby cię nie oddała, nie byłabyś taka samodzielna i zawzięta. No, może nie w takim stopniu jak teraz.
Dymitr mimowolnie ziewnął. Był zmęczony po służbie i wiadomościach.
- Wracamy do domu?- spytałam.
- Chętnie.
Po drodze nie rozmawialiśmy, myśląc nad dzisiejszym dniem.
W domu odgrzałam obiad, który wczoraj ugotował mój ukochany. On w tym czasie poszedł się umyć. Przy jedzeniu opowiadał o służbie, a mówiłam co dziś robiłam. Gdy posprzątałam po kolacji, poszłam się wykąpać. Dymitr zdążył już zasnąć. Położyłam się obok, a on objął mnie przez sen. Musiał być bardzo zmęczony. Zazwyczaj śpi bardzo czujnie. Po chwili dołączyłam do niego w śnie Adriana.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
piątek, 29 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 22
Po powrocie na Dwór, od razu poszłam do Lissy. Okazało się, że Tasza zdołała zbiec, przed wykonaniem wyroku. A jeśli chodzi o Iwaszkowa, Dymitr się zgodził, ale pod warunkiem, że będzie to w jego towarzystwie i gdy pracę do pełnego zdrowia. Mam odpoczywać jeszcze 3 tygodnie. Ale chyba, jednak nie wrócę do służby tak szybko jak bym chciała. Już wiem, co dało nam to błogosławieństwo. Sprawdziłam to dziś rano. Tylko jak ja to powiem Dymitrowi? Czy uwierzy mi?
Rozmyślałam tak od samego rana. Mój narzeczony zaraz wróci do domu. Okey, muszę jeszcze raz to przemyśleć. Nie jestem zbyt dobra w delikatnych sprawach, ale postaram się. To dość poważna wiadomość.
Usłyszałam dźwięk klucza w zamku.
- Hej, jak tam dzień.
- Dobrze- uśmiechnęłam się słabo.
- Co się stało? I nie mów, że nic, bo widzę. Coś cię martwi?
-Muszę ci o czymś powiedzieć. Ale lepiej, żebyś usiadł.- Opadł na sofę obok mnie, patrząc mi w oczy i złapał mnie za rękę. - Wiesz, że bardzo Cię kocham. I nie zrobiła bym nic, co mogło by sprawić ci przykrość. Mam być twoją żoną i nie chcę cię stracić. Mój urlop musi trochę się przedłużyć. Przypuszcza, bo nie ma innej możliwości, na czym polega to błogosławieństwo. - Teraz najtrudniejsze.- Ja... jestem w ciąży.- wyrzuciłam z siebie. Patrzyłam w te cudowne brązowe oczy, ale nie wiem co wyrażały. Uwierzył mi? A może zaraz oskarży mnie o zdradę i wyjdzie? On jednak zrobił coś całkiem innego.
Pocałował mnie, tuląc mocno do siebie.
- Roza. Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. Jesteś jedyną, z którą chcę żyć, a na dodatek możesz dać mi dziecko. Jewa miała rację. Dasz mi więcej niż oczekiwałem. Ja nie... nie wiem co powiedzieć. Kocham Cię. Roza. Chciałbym wykrzyczeć to całemu światu.
-Spokojnie, towarzyszu.- Ulżyło mi.- Z takimi nowinami lepiej zaczekać. To może być nie bezpieczne. Dla nas, dla dziecka, no i dla Luny, bo to jej sprawka. Trzeba to wszystko przemyśleć. Jak już wspomniałam, mój urlop musi się przedłużyć. I to o dziewięć miesięcy.
- Wiadomo. Nie pozwolę ci służyć w takim stanie. I oczywiście zostaję z tobą.
- Chyba żartujesz. Nie po to szkoliłeś się na strażnika ,żeby siedzieć w domu.
- Dla ciebie wszystko.
- To dobrze. Zrób coś dla mnie i nie rezygnuj ze służby. Dziękuję.
- Roza, a co jeśli coś się stanie, a mnie nie będzie w pobliżu. Christian ma wielu innych strażników, a ty jesteś sama.
- Kochanie, chyba zapominasz z kim rozmawiasz. Nikt nie ma na koncie tyle strzyg co my, sam mnie uczyłeś walki. Na dodatek umiem obronić się w śnie. Nie tak łatwo pokonać Rose Hathaway. Nie potrzebuję obrony, tylko mam ją zapewnić. Jaka byłaby ze mnie strażniczka królowej, jeśli nie umiałabym zapewnić bezpieczeństwa samej sobie. Ja dam sobie radę. Nie musisz mnie pilnować.
- Tak wiem. Martwię się o ciebie, kochanie. -Pocałował mnie.- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.- Wziął mnie na ręce i zaczął się kręcić, nie przestając się śmiać. Jeszcze nigdy się tak nie zachowywał. Ostatnio miał dużo powodów do radości. Uśmiech wprost nie schodził mu z twarzy. A gdy on jest szczęśliwy, to ja też. Nigdy bym nie pomyślała, że taka rozmowa miała by mieć miejsce. Dzieci dwójki dampirów to coś niemożliwego. Choć z drugiej strony, ja tak już mam. Odkryłam piąty żywioł, znalazłam sposób na odmienienie strzygi, znalazłam siostrę ostatniej członkini rodu Dragomirów, no a teraz jestem w ciąży z innym dampirem. O i zapomniałam wspomnieć, że dwa razy wróciłam z krainy zmarłych. Ale żeby nie było z byt kolorowo, każdemu "niemożliwe" towarzyszy niebezpieczeństwo. Oto mój świat. Może będziesz świadkiem czegoś wielkiego, a może zginiesz. Wchodzisz na własne ryzyko.
Dymitr wyrwał mnie z zamyślenia kolejnym pocałunkiem, po którym posadził mnie z powrotem na sofę.
- Dalej w to nie wierzę. Mam wrażenie, że zaraz się obudzę w swoim pokoju, w akademii. Ale nie. To prawda. Jestem z kobietą, którą kocham i nie musiałem z nią uciekać. Na dodatek zgodziła się wyjść za mnie i da mi dzieci.
- Ja wiem, że to nie sen. Moja głowa nie umiała by wymyślić tak idealnego marzenia.
- Myślę, że dała by radę. Wiem, że moja na pewno, po tym co pokazywała mi w akademii.
- Często śniłeś o nas?
- Każdej nocy po porwaniu Lissy nawiedzał mnie obraz półnagiej ciebie pode mną. Prześladował mnie, aż do naszego pierwszego razu w stróżówce. Często zastanawiałem się, jaka byłaby nasza relacja, gdybym nie domyślił się, że to magia nami kieruje. Albo, gdybyśmy nie musieli tego przerywać.
- Nie wiem, ale jednego jestem pewna. Wszystko co się zdarzyło, doprowadziło do powstania naszej więzi. To dzięki tym wydarzeniom, dobrym i złym, tak doskonale się znamy, oboje doceniamy życie i to co mamy oraz pragniemy obronić siebie nawzajem, przed następnymi niebezpieczeństwami.
- To prawda. Kocham Cię Roza. I dlatego wezmę urlop.
- Dymitr! Nie kłóć się ze mną. Teraz jakoś jestem sama w domu i nic mi nie jest.
- Ale w ciąży trudno będzie ci się bronić.
- To weźmiesz urlop, gdy nie będę miał jak się bronić.
- No dobra.- Odpuścił.
- No towarzyszu teraz trzeba powiadomić Lissę, Christiana i moich rodziców o zaręczynach i ciąży.
- O nie. Twoi rodzice mnie zabiją.
- Spokojnie. Wstawię się za ciebie. Bardziej ja jestem narażona na komentarze matki. To może jutro zaprosimy ich na kolację. I nie obrazisz się, jeśli zaproszę Masona i Mię?
- To twoi przyjaciele. Jeśli chcesz to ich zaproś. Jutro akurat ma poranną zmianę. Po powrocie zrobię kolację.
- Tylko wiesz, że musimy im to jakoś wytłumaczyć? Powiemy im o Lunie?
- O tym nie pomyślałem. Ale chyba nie mamy wyjścia. Poza tym, to nasi przyjaciele.
Wszystkie obawy mnie opuściły. Teraz, kiedy nie muszę się martwić reakcją Dymitra, dotarło do mnie co się stało. Jestem w ciąży. Z mężczyzną, którego kocham. Dam mu to, o czym zawsze marzył. Przecież to był powód moich obaw z czasów akademii. Czy nie zostawi mnie dla morojki, która będzie mogła dać mu dziecko? Ale on został ze mną. I to ja je mu dam.
- Dalej w to nie wierzę. Boję się, że zaraz obudzi mnie budzik, że to tylko sen. Będę mamą. Myślisz, że dam sobie radę? Jestem jeszcze taka młoda. A jeśli nie będę umiała się nim opiekować.- Nakręciłam się. To dopadło mnie tak nagle. Nie wiem skąd.
- Spokojnie Roza.- Jak zawsze opanowany Dymitr, przytulił mnie.- Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie. Pomogę Ci, ale myślę, że poradzisz sobie. Jesteś jedną z najbardziej odpowiedzialnych strażniczek. Po za tym, jest wiele książek o dzieciach. Damy radę. Przecież nikt nie rodzi się wiedząc wszystko o wszystkim. Też się martwię, czy będę dobrym ojcem, ale postaram się cię nie zawieść.
Jak zawsze wiedział, jak mnie pocieszyć. Pocałowałam go.
- Ty nigdy mnie nie zawiedziesz. Nie umiał byś. Będziesz wspaniałym ojcem.
- A ty matką. Myślałaś już o imionach?
- Dymitr!- parsknęłam śmiechem.- To dopiero drugi tydzień, a ty już chcesz imię wybierać?
- Racja. Jestem taki szczęśliwy, że przestaję racjonalnie myśleć.
- Myślę, że zmęczenie też ma w tym swój wkład. To co robimy.
- Może przejdziemy się na spacer? - Zaproponował.
- A z przyjemnością. Tylko daj mi się wyszykować.
Rozmyślałam tak od samego rana. Mój narzeczony zaraz wróci do domu. Okey, muszę jeszcze raz to przemyśleć. Nie jestem zbyt dobra w delikatnych sprawach, ale postaram się. To dość poważna wiadomość.
Usłyszałam dźwięk klucza w zamku.
- Hej, jak tam dzień.
- Dobrze- uśmiechnęłam się słabo.
- Co się stało? I nie mów, że nic, bo widzę. Coś cię martwi?
-Muszę ci o czymś powiedzieć. Ale lepiej, żebyś usiadł.- Opadł na sofę obok mnie, patrząc mi w oczy i złapał mnie za rękę. - Wiesz, że bardzo Cię kocham. I nie zrobiła bym nic, co mogło by sprawić ci przykrość. Mam być twoją żoną i nie chcę cię stracić. Mój urlop musi trochę się przedłużyć. Przypuszcza, bo nie ma innej możliwości, na czym polega to błogosławieństwo. - Teraz najtrudniejsze.- Ja... jestem w ciąży.- wyrzuciłam z siebie. Patrzyłam w te cudowne brązowe oczy, ale nie wiem co wyrażały. Uwierzył mi? A może zaraz oskarży mnie o zdradę i wyjdzie? On jednak zrobił coś całkiem innego.
Pocałował mnie, tuląc mocno do siebie.
- Roza. Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. Jesteś jedyną, z którą chcę żyć, a na dodatek możesz dać mi dziecko. Jewa miała rację. Dasz mi więcej niż oczekiwałem. Ja nie... nie wiem co powiedzieć. Kocham Cię. Roza. Chciałbym wykrzyczeć to całemu światu.
-Spokojnie, towarzyszu.- Ulżyło mi.- Z takimi nowinami lepiej zaczekać. To może być nie bezpieczne. Dla nas, dla dziecka, no i dla Luny, bo to jej sprawka. Trzeba to wszystko przemyśleć. Jak już wspomniałam, mój urlop musi się przedłużyć. I to o dziewięć miesięcy.
- Wiadomo. Nie pozwolę ci służyć w takim stanie. I oczywiście zostaję z tobą.
- Chyba żartujesz. Nie po to szkoliłeś się na strażnika ,żeby siedzieć w domu.
- Dla ciebie wszystko.
- To dobrze. Zrób coś dla mnie i nie rezygnuj ze służby. Dziękuję.
- Roza, a co jeśli coś się stanie, a mnie nie będzie w pobliżu. Christian ma wielu innych strażników, a ty jesteś sama.
- Kochanie, chyba zapominasz z kim rozmawiasz. Nikt nie ma na koncie tyle strzyg co my, sam mnie uczyłeś walki. Na dodatek umiem obronić się w śnie. Nie tak łatwo pokonać Rose Hathaway. Nie potrzebuję obrony, tylko mam ją zapewnić. Jaka byłaby ze mnie strażniczka królowej, jeśli nie umiałabym zapewnić bezpieczeństwa samej sobie. Ja dam sobie radę. Nie musisz mnie pilnować.
- Tak wiem. Martwię się o ciebie, kochanie. -Pocałował mnie.- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.- Wziął mnie na ręce i zaczął się kręcić, nie przestając się śmiać. Jeszcze nigdy się tak nie zachowywał. Ostatnio miał dużo powodów do radości. Uśmiech wprost nie schodził mu z twarzy. A gdy on jest szczęśliwy, to ja też. Nigdy bym nie pomyślała, że taka rozmowa miała by mieć miejsce. Dzieci dwójki dampirów to coś niemożliwego. Choć z drugiej strony, ja tak już mam. Odkryłam piąty żywioł, znalazłam sposób na odmienienie strzygi, znalazłam siostrę ostatniej członkini rodu Dragomirów, no a teraz jestem w ciąży z innym dampirem. O i zapomniałam wspomnieć, że dwa razy wróciłam z krainy zmarłych. Ale żeby nie było z byt kolorowo, każdemu "niemożliwe" towarzyszy niebezpieczeństwo. Oto mój świat. Może będziesz świadkiem czegoś wielkiego, a może zginiesz. Wchodzisz na własne ryzyko.
Dymitr wyrwał mnie z zamyślenia kolejnym pocałunkiem, po którym posadził mnie z powrotem na sofę.
- Dalej w to nie wierzę. Mam wrażenie, że zaraz się obudzę w swoim pokoju, w akademii. Ale nie. To prawda. Jestem z kobietą, którą kocham i nie musiałem z nią uciekać. Na dodatek zgodziła się wyjść za mnie i da mi dzieci.
- Ja wiem, że to nie sen. Moja głowa nie umiała by wymyślić tak idealnego marzenia.
- Myślę, że dała by radę. Wiem, że moja na pewno, po tym co pokazywała mi w akademii.
- Często śniłeś o nas?
- Każdej nocy po porwaniu Lissy nawiedzał mnie obraz półnagiej ciebie pode mną. Prześladował mnie, aż do naszego pierwszego razu w stróżówce. Często zastanawiałem się, jaka byłaby nasza relacja, gdybym nie domyślił się, że to magia nami kieruje. Albo, gdybyśmy nie musieli tego przerywać.
- Nie wiem, ale jednego jestem pewna. Wszystko co się zdarzyło, doprowadziło do powstania naszej więzi. To dzięki tym wydarzeniom, dobrym i złym, tak doskonale się znamy, oboje doceniamy życie i to co mamy oraz pragniemy obronić siebie nawzajem, przed następnymi niebezpieczeństwami.
- To prawda. Kocham Cię Roza. I dlatego wezmę urlop.
- Dymitr! Nie kłóć się ze mną. Teraz jakoś jestem sama w domu i nic mi nie jest.
- Ale w ciąży trudno będzie ci się bronić.
- To weźmiesz urlop, gdy nie będę miał jak się bronić.
- No dobra.- Odpuścił.
- No towarzyszu teraz trzeba powiadomić Lissę, Christiana i moich rodziców o zaręczynach i ciąży.
- O nie. Twoi rodzice mnie zabiją.
- Spokojnie. Wstawię się za ciebie. Bardziej ja jestem narażona na komentarze matki. To może jutro zaprosimy ich na kolację. I nie obrazisz się, jeśli zaproszę Masona i Mię?
- To twoi przyjaciele. Jeśli chcesz to ich zaproś. Jutro akurat ma poranną zmianę. Po powrocie zrobię kolację.
- Tylko wiesz, że musimy im to jakoś wytłumaczyć? Powiemy im o Lunie?
- O tym nie pomyślałem. Ale chyba nie mamy wyjścia. Poza tym, to nasi przyjaciele.
Wszystkie obawy mnie opuściły. Teraz, kiedy nie muszę się martwić reakcją Dymitra, dotarło do mnie co się stało. Jestem w ciąży. Z mężczyzną, którego kocham. Dam mu to, o czym zawsze marzył. Przecież to był powód moich obaw z czasów akademii. Czy nie zostawi mnie dla morojki, która będzie mogła dać mu dziecko? Ale on został ze mną. I to ja je mu dam.
- Dalej w to nie wierzę. Boję się, że zaraz obudzi mnie budzik, że to tylko sen. Będę mamą. Myślisz, że dam sobie radę? Jestem jeszcze taka młoda. A jeśli nie będę umiała się nim opiekować.- Nakręciłam się. To dopadło mnie tak nagle. Nie wiem skąd.
- Spokojnie Roza.- Jak zawsze opanowany Dymitr, przytulił mnie.- Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie. Pomogę Ci, ale myślę, że poradzisz sobie. Jesteś jedną z najbardziej odpowiedzialnych strażniczek. Po za tym, jest wiele książek o dzieciach. Damy radę. Przecież nikt nie rodzi się wiedząc wszystko o wszystkim. Też się martwię, czy będę dobrym ojcem, ale postaram się cię nie zawieść.
Jak zawsze wiedział, jak mnie pocieszyć. Pocałowałam go.
- Ty nigdy mnie nie zawiedziesz. Nie umiał byś. Będziesz wspaniałym ojcem.
- A ty matką. Myślałaś już o imionach?
- Dymitr!- parsknęłam śmiechem.- To dopiero drugi tydzień, a ty już chcesz imię wybierać?
- Racja. Jestem taki szczęśliwy, że przestaję racjonalnie myśleć.
- Myślę, że zmęczenie też ma w tym swój wkład. To co robimy.
- Może przejdziemy się na spacer? - Zaproponował.
- A z przyjemnością. Tylko daj mi się wyszykować.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
czwartek, 28 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 21
Oto następny rozdział. Dziękuję za komentarz. Konkurs dalej aktualny. Co do propozycji, wole żeby były bardziej romantyczne, i słodkie, ale oryginalne i pasujące do ich przeszłości. Czekam na dalsze zgłoszenia. A teraz nie przedłużając....
__________________________________
- Roza! Roza, obudź się!- zaniepokojony głos wyrwał mnie ze snu. Chwila. Przecież Dymitr jest z nami. Obudziłam się i zobaczyłam wpatrujące się we mnie cudowne brązowe oczy.
-Co się stało? Czemu opuściłeś wizję?- rozejrzałam się wokół siebie.- I co, do cholery, robię na podłodze?!
- Nie wiem. Obudził mnie trzask okna. Był przeciąg. Wstałem, żaby je zamknąć, a gdy wracałem zaczęłaś rzucać się po całym łóżku. W ostatniej chwili cię złapałem, a uderzyła byś głową o podłogę.
- Co ja bym zrobiła bez ciebie. Ale będę musiała pogadać o tym z Iwaszkowem.-Powtórzyłam mu co moroj powiedział mi poprzednim razem. - Niepokoi mnie, też ilość mroku w jego umyśle.
-Wiem. Mnie też to martwi.
- Myślisz, że możemy coś z tym zrobić?
- Roza. Rozumiem, że chcesz pomagać przyjaciołom, ale są rzeczy, na które nie mamy wpływu.
- A jakbym brała go na siebię? Tak jak z Lissą.
- Za to cię kocham. Zawsze stawiasz szczęście innych ponad swoje życie. Ale nie chcę znowu cię stracić. A pamiętasz co się działo ostatnio.
Miał rację. Mrok jest niebezpieczny. Ale to kolejny argument za moim pomysłem.
- Wiesz- powiedziałam kusząco, patrząc mu w oczy i dotykając jego nagiego torsu- zawsze możesz mi pomóc z uporaniem się z tym. Tak jak za pierwszym razem. Albo walcząc na sali.
- Pomyślę nad tym. A teraz szykuj się. Trzeba przekazać rodzinie dobrą wiadomość. - Wskazał na mój palec z pierścionkiem.
- Co to znaczy "Pomyślę nad tym"? Pamiętaj, że to nadal moje życie.
- Po prostu martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś narażała swoje zdrowie zwłaszcza, że ten mrok nie szkodzi Adrianowi.
- Jeszcze. Pamiętasz co było ze mną. Mi też nie groził, dopóki nie został sprowokowany. Adrian pomaga nam pomimo tego, co mu zrobiłam. Jesteśmy mu to winni. - Ciekawe jak to podważy.
- Jako dampiry ratujemy mu życie. To moroje nas nie doceniają. Oczywiście, oni są nam potrzebni do przeżycia, a ja jestem gotów bronić ich bezinteresowne i wiem, że ty też. Ale do niedawna nie mieliśmy prawa czuć nic innego niż nienawiść do strzyg. To oni są nam coś winni.
- Dymitr. Wiesz, że on jest inny. Nigdy nie traktowałby nas jak maszyny do zabijania.
- Wiem, ale i tak nie podoba mi się ten pomysł. Dobra. Zastanowię się i powiem Ci, co o tym myślę wieczorem, przed ćwiczeniami.- Zauważyłam, że mój ukochany nie chętnie mówi na nasze spotkania z Iwaszkowem "treningi". Może dlatego, że to były nasze chwile, które spędziliśmy w akademii. To na nich rozwijały się nasze uczucia. Czyżby nasz strażnik był zazdrosny?- A ty zrobisz z tym co chcesz.
Nie chciałam robić czegoś, bez jego aprobaty, ale chcę pomoc Adrianowi. Nie my jesteśmy mu to winni, tylko ja sama. Mimo, że mi wybaczył, wciąż źle się czuje z tym jak go potraktowałam. - Dobrze. A teraz się zbierajmy. Jewa pewnie o wszystkim wie, ale lepiej jak my im powiemy o zaręczynach.- Zmieniłam temat, bo ciągnięcie tego nic by nie dało.
Tak, jak przypuszczałam Jewa wiedziała o naszych zaręczynach. Reszta była zaskoczona, ale i szczęśliwa. Od razu zaczęły gadać o ślubie. Uznaliśmy, że zrobimy go na Dworze. Mimo, że jestem słabo wierząca, ma być kościelny. Ale nie przeszkadza mi to. Nie ważne jaki, tylko aby połączył na zawsze w sposób formalny naszą miłość. Jewa przez cały czas milczała i obserwowała przenikliwym wzrokiem, to mnie, to mojego narzeczonego.
- Oni dostali błogosławieństwo Chorsu.- odezwała się w końcu.
Zapadła głucha cisza, a ja jak zwykle nie wiedziałam o co chodzi. Na szczęście nie byłam jedyna.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- Spytała Olena.
- Ich przedramienia.
Wszystkie pary oczu zwróciły się w naszym kierunku. Pokazaliśmy nasze znamiona. Nawet o nich zapomniałam
- Pojawiły się wczoraj, przy spotkaniu z Luną.- Dymitr streścił im swoje odkrycia związane z jeleniami księżycowymi i skąd wzięły się znaki.
- Mają błogosławieństwo Chorsu. Dostaną to, co chcą mieć mimo, że jest to niemożliwe.
Dalej nic nie rozumiałam. Czy ona zawsze musi mówić zagadkami?
- Co to jest "błogosławieństwo Chorsu"? Co ono nam da?
-Chors to słowiański bóg księżyca.- Wytłumaczył mi mój ukochany.
- A co wam da, to się okaże. Nawet ja tego nie wiem. Ale będzie to coś niezwykłego i niemożliwego.
__________________________________
- Roza! Roza, obudź się!- zaniepokojony głos wyrwał mnie ze snu. Chwila. Przecież Dymitr jest z nami. Obudziłam się i zobaczyłam wpatrujące się we mnie cudowne brązowe oczy.
-Co się stało? Czemu opuściłeś wizję?- rozejrzałam się wokół siebie.- I co, do cholery, robię na podłodze?!
- Nie wiem. Obudził mnie trzask okna. Był przeciąg. Wstałem, żaby je zamknąć, a gdy wracałem zaczęłaś rzucać się po całym łóżku. W ostatniej chwili cię złapałem, a uderzyła byś głową o podłogę.
- Co ja bym zrobiła bez ciebie. Ale będę musiała pogadać o tym z Iwaszkowem.-Powtórzyłam mu co moroj powiedział mi poprzednim razem. - Niepokoi mnie, też ilość mroku w jego umyśle.
-Wiem. Mnie też to martwi.
- Myślisz, że możemy coś z tym zrobić?
- Roza. Rozumiem, że chcesz pomagać przyjaciołom, ale są rzeczy, na które nie mamy wpływu.
- A jakbym brała go na siebię? Tak jak z Lissą.
- Za to cię kocham. Zawsze stawiasz szczęście innych ponad swoje życie. Ale nie chcę znowu cię stracić. A pamiętasz co się działo ostatnio.
Miał rację. Mrok jest niebezpieczny. Ale to kolejny argument za moim pomysłem.
- Wiesz- powiedziałam kusząco, patrząc mu w oczy i dotykając jego nagiego torsu- zawsze możesz mi pomóc z uporaniem się z tym. Tak jak za pierwszym razem. Albo walcząc na sali.
- Pomyślę nad tym. A teraz szykuj się. Trzeba przekazać rodzinie dobrą wiadomość. - Wskazał na mój palec z pierścionkiem.
- Co to znaczy "Pomyślę nad tym"? Pamiętaj, że to nadal moje życie.
- Po prostu martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś narażała swoje zdrowie zwłaszcza, że ten mrok nie szkodzi Adrianowi.
- Jeszcze. Pamiętasz co było ze mną. Mi też nie groził, dopóki nie został sprowokowany. Adrian pomaga nam pomimo tego, co mu zrobiłam. Jesteśmy mu to winni. - Ciekawe jak to podważy.
- Jako dampiry ratujemy mu życie. To moroje nas nie doceniają. Oczywiście, oni są nam potrzebni do przeżycia, a ja jestem gotów bronić ich bezinteresowne i wiem, że ty też. Ale do niedawna nie mieliśmy prawa czuć nic innego niż nienawiść do strzyg. To oni są nam coś winni.
- Dymitr. Wiesz, że on jest inny. Nigdy nie traktowałby nas jak maszyny do zabijania.
- Wiem, ale i tak nie podoba mi się ten pomysł. Dobra. Zastanowię się i powiem Ci, co o tym myślę wieczorem, przed ćwiczeniami.- Zauważyłam, że mój ukochany nie chętnie mówi na nasze spotkania z Iwaszkowem "treningi". Może dlatego, że to były nasze chwile, które spędziliśmy w akademii. To na nich rozwijały się nasze uczucia. Czyżby nasz strażnik był zazdrosny?- A ty zrobisz z tym co chcesz.
Nie chciałam robić czegoś, bez jego aprobaty, ale chcę pomoc Adrianowi. Nie my jesteśmy mu to winni, tylko ja sama. Mimo, że mi wybaczył, wciąż źle się czuje z tym jak go potraktowałam. - Dobrze. A teraz się zbierajmy. Jewa pewnie o wszystkim wie, ale lepiej jak my im powiemy o zaręczynach.- Zmieniłam temat, bo ciągnięcie tego nic by nie dało.
Tak, jak przypuszczałam Jewa wiedziała o naszych zaręczynach. Reszta była zaskoczona, ale i szczęśliwa. Od razu zaczęły gadać o ślubie. Uznaliśmy, że zrobimy go na Dworze. Mimo, że jestem słabo wierząca, ma być kościelny. Ale nie przeszkadza mi to. Nie ważne jaki, tylko aby połączył na zawsze w sposób formalny naszą miłość. Jewa przez cały czas milczała i obserwowała przenikliwym wzrokiem, to mnie, to mojego narzeczonego.
- Oni dostali błogosławieństwo Chorsu.- odezwała się w końcu.
Zapadła głucha cisza, a ja jak zwykle nie wiedziałam o co chodzi. Na szczęście nie byłam jedyna.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- Spytała Olena.
- Ich przedramienia.
Wszystkie pary oczu zwróciły się w naszym kierunku. Pokazaliśmy nasze znamiona. Nawet o nich zapomniałam
- Pojawiły się wczoraj, przy spotkaniu z Luną.- Dymitr streścił im swoje odkrycia związane z jeleniami księżycowymi i skąd wzięły się znaki.
- Mają błogosławieństwo Chorsu. Dostaną to, co chcą mieć mimo, że jest to niemożliwe.
Dalej nic nie rozumiałam. Czy ona zawsze musi mówić zagadkami?
- Co to jest "błogosławieństwo Chorsu"? Co ono nam da?
-Chors to słowiański bóg księżyca.- Wytłumaczył mi mój ukochany.
- A co wam da, to się okaże. Nawet ja tego nie wiem. Ale będzie to coś niezwykłego i niemożliwego.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
środa, 27 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 20
Przez całą drogę do domu, mój narzeczony nie wypuszczał mnie z objęć. Dosłownie. Niósł mnie na rękach przez całą wioskę, a tyle już tutaj byłam, że nie umknął mi fakt wybrania przez niego najdłuższej drogi. Co jakiś czas obdarowywał mnie pocałunek.
- Dymitr.- powiedziałam po kolejnym takim podarunku.- Mam swoje nogi. Widzisz, działają.- lekko zamachałam kończynami.- Możesz mnie postawić?
- Nie ma mowy, kochanie.- wyszeptał mi do ucha.- Jesteś moją narzeczoną, a o takie skarby się dba. Puszczę cię dopiero w domu. Lubie nosić cię na rękach. W tedy czuję, że mogę zapewnić Ci bezpieczeństwo. Daje mi to też pewność, że to nie jest kolejny sen, który przypomni mi się na treningu, gdzie będę mógł tylko na ciebie patrzeć. A tego bym nie zniósł. - zasmucił się.
- Dymitr.- powiedziałam po kolejnym takim podarunku.- Mam swoje nogi. Widzisz, działają.- lekko zamachałam kończynami.- Możesz mnie postawić?
- Nie ma mowy, kochanie.- wyszeptał mi do ucha.- Jesteś moją narzeczoną, a o takie skarby się dba. Puszczę cię dopiero w domu. Lubie nosić cię na rękach. W tedy czuję, że mogę zapewnić Ci bezpieczeństwo. Daje mi to też pewność, że to nie jest kolejny sen, który przypomni mi się na treningu, gdzie będę mógł tylko na ciebie patrzeć. A tego bym nie zniósł. - zasmucił się.
Pocałowałam go a potem oglądałam pierścionek, tak żeby go zobaczył. Był srebrny z rubinowym sercem na środku. Po bokach miał małe różyczki. Musiał być bardzo drogi.( zdjęcie pod rozdziałem) mojemu ukochanemu od razu poprawił się humor. Znowu mnie pocałował. Już więcej nie narzekałam. Przez całą drogę miałam wrażenie, że zaraz wyrosną mu skrzydła i odleci ze mną w objęciach. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Był bardzo szczęśliwy. Ja zresztą też. Pół roku temu nawet nie przypuszczałam, że ujawnienie naszej miłości będzie możliwe. A tu mój osobisty mentor, niesie mnie do w objęciach do swojego rodzinnego domu. I nie dlatego, że złamałam nogę, ale z powodu zaręczyn.
- Roza, nawet nie wiesz, jak jestem szczęśliwy.
- Niesiesz mnie na rękach najdłuższą drogą, a od 5 minut chodzisz w koło kościoła, jakbyś już chciał zaprowadzić mnie do ołtarza.- w uszach zawdzięczał mi jego cudowny śmiech.
- Roza, nawet nie wiesz, jak jestem szczęśliwy.
- Niesiesz mnie na rękach najdłuższą drogą, a od 5 minut chodzisz w koło kościoła, jakbyś już chciał zaprowadzić mnie do ołtarza.- w uszach zawdzięczał mi jego cudowny śmiech.
Wtuliłam się w niego mocniej.
- Nic ci nie umknie. Tylko ty mnie rozumiesz. Jak ty to robisz?
- Po prostu, dobrze cię znam. Ty też wiesz, kiedy kłamię. Sam tak mówiłeś.
Właśnie weszliśmy do domu.
- Możesz mnie już postawić.
- Nie.
- Dymitr!
- Tak skarbie?
Poddałam się. Zaniósł mnie do pokoju, gdzie położył na łóżku. Zaczął mnie całować ściągając moją sukienkę. Odwzajemniłam pocałunek i po chwili jego koszula leżała na podłodze. Już się na niego nie gniewałam. Po prostu nie umiałam. Gdy byłam w samej bieliźnie, odsunął się, aby napawać się moim widokiem. Nigdy nie miał go dosyć. Ja w tym czasie podziwiałam jego nagi tors. Spojrzałam w jego cudownie brązowe oczy. Wpatrywały się we mnie z pożądaniem, ale i z miłością.
- Widzisz coś co ci się podoba?
- Wiele. Ale przede wszystkim najcudowniejszą kobietę na świecie.
Nie dałam mu dłużej podziwiać mnie. Przyciągnęłam go do siebie. Oboje chcieliśmy czegoś więcej, niż patrzeć na siebie. Choć to też było przyjemne. Po chwili wszystkie nasze ubrania były poza łóżkiem, a my zaczęliśmy naszą grę.
________________________________________________
- Nic ci nie umknie. Tylko ty mnie rozumiesz. Jak ty to robisz?
- Po prostu, dobrze cię znam. Ty też wiesz, kiedy kłamię. Sam tak mówiłeś.
Właśnie weszliśmy do domu.
- Możesz mnie już postawić.
- Nie.
- Dymitr!
- Tak skarbie?
Poddałam się. Zaniósł mnie do pokoju, gdzie położył na łóżku. Zaczął mnie całować ściągając moją sukienkę. Odwzajemniłam pocałunek i po chwili jego koszula leżała na podłodze. Już się na niego nie gniewałam. Po prostu nie umiałam. Gdy byłam w samej bieliźnie, odsunął się, aby napawać się moim widokiem. Nigdy nie miał go dosyć. Ja w tym czasie podziwiałam jego nagi tors. Spojrzałam w jego cudownie brązowe oczy. Wpatrywały się we mnie z pożądaniem, ale i z miłością.
- Widzisz coś co ci się podoba?
- Wiele. Ale przede wszystkim najcudowniejszą kobietę na świecie.
Nie dałam mu dłużej podziwiać mnie. Przyciągnęłam go do siebie. Oboje chcieliśmy czegoś więcej, niż patrzeć na siebie. Choć to też było przyjemne. Po chwili wszystkie nasze ubrania były poza łóżkiem, a my zaczęliśmy naszą grę.
________________________________________________
I co myślicie mam nadzieję, że pierścionek się podoba. Długo go wybierałam, w końcu to dla naszej Rozy. Dziękuję za komentarze. :-*
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
wtorek, 26 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 19
- Oczywiście Roza.
Chwilę nad czymś się zastanawiał. Wyglądał na zdenerwowanego. Po chwili przerwał ciszę.
- Chciałbym Ci coś wyznać. Od kiedy cię zobaczyłem, zakochałem się w tobie bez powrotnie. Z każdym dniem stawałaś się moim życiem. Próbowałem zgasić to uczucie, lecz to jeszcze bardziej zbliżało mnie do ciebie. Wtedy zrozumiałem, że ono przetrwa, że jesteśmy sobie przeznaczeni. A potem był atak na akademię. Kiedy zostałem przemieniony,- zasmucił się, a w jego głosie był ból.- ty, mimo rozpaczy, miałaś siłę odnaleźć mnie. Zawsze najbardziej podziwiałem, nie twoją urodę, choć jesteś najpiękniejszą i najbardziej pociągającą kobietą jaką znam. To właśnie ta siła, twój charakter, zawziętość, były tym, co mnie urzekło w tobie. Nie spotkałem nigdy wcześniej kogoś takiego jak ty. I wiem, że nie ma go. Jesteś jedyna i nie powtarzalna. Nie odpuszczasz, póki nie dostaniesz tego co chcesz. To ty mnie uratowałaś. Wiele robiłaś i narażałaś, żeby mnie ocalić. Zaprzeczałem temu,obo myślałem, że tak będzie łatwiej przestać cię kochać. Ale nie udało się, bo nigdy nie zapomnę o tobie i zawsze będziesz w moim sercu. Przebywając w twoim towarzystwie zacząłem żyć. Wiedziałaś co mi powiedzieć, jak poradzić. Kiedyś to ja zawsze byłem przy tobie, wspierałem cię. Wiem, że nie lubisz moich lekcji typu Zen, ale i tak brałaś je sobie do serca i stosowałaś w życiu. W tamtym, trudnym dla nas okresie, odwdzięczyłaś mi się. Teraz wiem, że nie mogę bez ciebie żyć. Jesteś moim oparciem, a ja zawsze będę twoim, jeśli tylko mi pozwolisz.- z kieszeni wyciągnął małe pudełeczko, klęknął przede mną i je otworzył, a mi objęło mowę.- Rosemarie Hathaway. Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz ze mną na zawsze? Wyjdziesz za mnie?
Zaniemówiłam. We wspomnienia przeleciałam wszystkie nasze chwile. Ja też nie widzę swojego życia bez niego. Kocham go i nie chcę znowu go stracić. Wiedziałam, że się stara, ale żadne słowa nigdy nie opiszą naszej miłości, tego jak się rozumiemy. Ja darowałam sobie przemowę i pocałowałam go. Ten pocałunek był wszystkim. Naszymi chwilami sam na sam, treningami, smutkami, śmiechem, ukradkowymi spojrzeniami, wsparciem na jakie możemy liczyć ze swoich stron. Przelałam w niego wszystkie moje uczucia.
- To znaczy, że się zgadzasz?- spytał mój ukochany z nadzieją, kiedy się odsunęłam.
- Innej odpowiedzi nawet nie biorę pod uwagę.
Włożył mi pierścionek na palec serdeczny. W tym momencie, Luna dotknęła naszych dłoni, które ciągle się stykały. Poczułam lekkie ciepło w brzuchu i okolicach serca, a na przed ramieniu pojawiło się znamię w kształcie półksiężyca. Dymitr też takie miał, ale w kształcie słońca. Patrzyliśmy na to zdziwieni, próbując zrozumieć, co się stało. Po chwili jednak darowaliśmy sobie. Nie rozumiemy mocy ducha morojów, a chcemy pojąć magię zwierząt. Nagle Luna przewróciła mojego narzeczonego, rżąc radośnie. Ten zawtórował jej. Ale zanim zdążył się podnieść, sarna popchnęła mnie i wylądowałam w jego objęciach. Kiedy się obejrzałam, przyjaciółki Dymitra nie było.
- Masz rację. Ona jest inteligentna. Z całą pewnością coś sugeruje.
- Pewnie to, że do siebie pasujemy i nie powinniśmy o tym zapominać.- mówił coraz ciszej, dotykając mojej nogi pod sukienką. Poczułam jak po całym moim ciele rozlewa się fala ciepła.- Kocham Cię Roza.- szepnął.
- Chciałbym Ci coś wyznać. Od kiedy cię zobaczyłem, zakochałem się w tobie bez powrotnie. Z każdym dniem stawałaś się moim życiem. Próbowałem zgasić to uczucie, lecz to jeszcze bardziej zbliżało mnie do ciebie. Wtedy zrozumiałem, że ono przetrwa, że jesteśmy sobie przeznaczeni. A potem był atak na akademię. Kiedy zostałem przemieniony,- zasmucił się, a w jego głosie był ból.- ty, mimo rozpaczy, miałaś siłę odnaleźć mnie. Zawsze najbardziej podziwiałem, nie twoją urodę, choć jesteś najpiękniejszą i najbardziej pociągającą kobietą jaką znam. To właśnie ta siła, twój charakter, zawziętość, były tym, co mnie urzekło w tobie. Nie spotkałem nigdy wcześniej kogoś takiego jak ty. I wiem, że nie ma go. Jesteś jedyna i nie powtarzalna. Nie odpuszczasz, póki nie dostaniesz tego co chcesz. To ty mnie uratowałaś. Wiele robiłaś i narażałaś, żeby mnie ocalić. Zaprzeczałem temu,obo myślałem, że tak będzie łatwiej przestać cię kochać. Ale nie udało się, bo nigdy nie zapomnę o tobie i zawsze będziesz w moim sercu. Przebywając w twoim towarzystwie zacząłem żyć. Wiedziałaś co mi powiedzieć, jak poradzić. Kiedyś to ja zawsze byłem przy tobie, wspierałem cię. Wiem, że nie lubisz moich lekcji typu Zen, ale i tak brałaś je sobie do serca i stosowałaś w życiu. W tamtym, trudnym dla nas okresie, odwdzięczyłaś mi się. Teraz wiem, że nie mogę bez ciebie żyć. Jesteś moim oparciem, a ja zawsze będę twoim, jeśli tylko mi pozwolisz.- z kieszeni wyciągnął małe pudełeczko, klęknął przede mną i je otworzył, a mi objęło mowę.- Rosemarie Hathaway. Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz ze mną na zawsze? Wyjdziesz za mnie?
Zaniemówiłam. We wspomnienia przeleciałam wszystkie nasze chwile. Ja też nie widzę swojego życia bez niego. Kocham go i nie chcę znowu go stracić. Wiedziałam, że się stara, ale żadne słowa nigdy nie opiszą naszej miłości, tego jak się rozumiemy. Ja darowałam sobie przemowę i pocałowałam go. Ten pocałunek był wszystkim. Naszymi chwilami sam na sam, treningami, smutkami, śmiechem, ukradkowymi spojrzeniami, wsparciem na jakie możemy liczyć ze swoich stron. Przelałam w niego wszystkie moje uczucia.
- To znaczy, że się zgadzasz?- spytał mój ukochany z nadzieją, kiedy się odsunęłam.
- Innej odpowiedzi nawet nie biorę pod uwagę.
Włożył mi pierścionek na palec serdeczny. W tym momencie, Luna dotknęła naszych dłoni, które ciągle się stykały. Poczułam lekkie ciepło w brzuchu i okolicach serca, a na przed ramieniu pojawiło się znamię w kształcie półksiężyca. Dymitr też takie miał, ale w kształcie słońca. Patrzyliśmy na to zdziwieni, próbując zrozumieć, co się stało. Po chwili jednak darowaliśmy sobie. Nie rozumiemy mocy ducha morojów, a chcemy pojąć magię zwierząt. Nagle Luna przewróciła mojego narzeczonego, rżąc radośnie. Ten zawtórował jej. Ale zanim zdążył się podnieść, sarna popchnęła mnie i wylądowałam w jego objęciach. Kiedy się obejrzałam, przyjaciółki Dymitra nie było.
- Masz rację. Ona jest inteligentna. Z całą pewnością coś sugeruje.
- Pewnie to, że do siebie pasujemy i nie powinniśmy o tym zapominać.- mówił coraz ciszej, dotykając mojej nogi pod sukienką. Poczułam jak po całym moim ciele rozlewa się fala ciepła.- Kocham Cię Roza.- szepnął.
Potem jego usta miały lepsze zajęcie. Nasze ręce też się nie nudziły.
Po chwili nasze ciała muskała wysoka trawa, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Przenieśliśmy się do innego miejsca, gdzie jesteśmy tylko my i nasza miłość.
_____________________________________
I jak podobał się? Mi bardzo. Możecie próbować zgadnąć o co chodzi z tymi znakami. Jestem bardzo ciekaw waszych propozycji. Pozdrawiam i dziękuję za komentarze. :-*
Po chwili nasze ciała muskała wysoka trawa, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Przenieśliśmy się do innego miejsca, gdzie jesteśmy tylko my i nasza miłość.
_____________________________________
I jak podobał się? Mi bardzo. Możecie próbować zgadnąć o co chodzi z tymi znakami. Jestem bardzo ciekaw waszych propozycji. Pozdrawiam i dziękuję za komentarze. :-*
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
poniedziałek, 25 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 18
Wystąpiła mała pomyłka. Nie dołączyłam się w rozdziałach. Ten który ma być fajniejszy jutro. Ten jest odrobinę nudny, ale mam nadzieję, że nie jest zły. Czekam na komentarze. Dziękuję za motywację od Mańki, tylko pytam się gdzie jest Ola. Mam nadzieję, że wróci do mnie. Pozdrawiam :-*
_________________________
Dymitr.- Powiedziałam dążącym głosem.- Co TO jest?!
- Jelenie księżycowe.- szepnął mi do ucha.
_________________________
Dymitr.- Powiedziałam dążącym głosem.- Co TO jest?!
- Jelenie księżycowe.- szepnął mi do ucha.
Wciąż opierałam się o niego plecami. Przytulił mnie mocniej.
- Nie bój się, nie zrobią nam krzywdy.
Nagle jeden z nich zarżał radośnie, stając dęba i podbiegł do nas. Kiedy się zbliżył, Dymitr rozluźnił uścisk i powoli się podniósł. Zauważyłam, że to sarna.
- Luna?!- spytał z niedowierzaniem mój ukochany.
Nagle jeden z nich zarżał radośnie, stając dęba i podbiegł do nas. Kiedy się zbliżył, Dymitr rozluźnił uścisk i powoli się podniósł. Zauważyłam, że to sarna.
- Luna?!- spytał z niedowierzaniem mój ukochany.
Ona znów zarżała, na potwierdzenie. Dymitr nie pewnie zbliżał rękę do jej główki.
- Nigdy się nie wahaj.- przypomniałam cicho, uśmiechając się.
- Nigdy się nie wahaj.- przypomniałam cicho, uśmiechając się.
W końcu jego ręka opadła między uszy łani. Powoli wstałam i dałam jej do powąchania dłoń. Chwilę później Luna przesunęła się i moja ręką wylądowała na jej grzbiecie.
- WOW! Jest niesamowita.- powiedziałam głaszcząc jej świecącą sierść.
- Polubiła cię.- oznajmił strażnik.- Jesteś pierwszą osobą, która o nich wie?
- Naprawdę?! To wiele dla mnie znaczy. Opowiedz mi, jak znalazłeś to miejsce?
- To była jesień. Miałem wtedy 15 lat. Pokłóciłem się z moim przyjacielem, Alanem. Wędrowałem zdenerwowany przez las,- no to będę wiedziała, gdzie go szukać jeśli się wkurzy.- gdy usłyszałem beczenie. Podążyłem za dźwiękiem i zobaczyłem małą sarenkę. Zauważyłem, że noga zaplątała się jej w linę. Była sama, głodna i zmarznięta. Nie mogłem jej tak zostawić. Zabrałem ją ze sobą. Całą rodziną się nią opiekowaliśmy. Gdy podrosła odprowadziłem ją tam, skąd zabrałem. To ona mnie tu przeprowadziła.
- Mój dzielny, nieustraszony strażnik niosący małą sarenkę. Nie umiem sobie tego wyobrazić. Ale dlaczego tak świecą?
- Tak było. A świecą, ponieważ odbijają światło księżyca. Szukałem czegoś o nich, ale na nic nie trafiłem. Zostały mi własne obserwacje i domysły. Świecą się tylko w czasie pełni księżyca. Zazwyczaj w inne noce chowają się w lesie, ale jak chcą to mogą zostać. Ich poroża mają magiczne właściwości. Są równie inteligentne co ludzie, jeśli nie bardziej. Umieją wyczuć czy człowiek jest dobry. Mają też swoje upodobania. Np. Luna polubiła moją rodzinę, ale tylko mi pozwalała się karmić z butelki i zasypiała tylko w moim łóżku. Codziennie ją odwiedziłem. A potem wyjechałem do stanów.- za smucił się. Lecz przeszło mu, kiedy Luna dotknęła go nosem.
-Hej! Pocieszanie go to moja działka - uśmiechnęłam się.
- WOW! Jest niesamowita.- powiedziałam głaszcząc jej świecącą sierść.
- Polubiła cię.- oznajmił strażnik.- Jesteś pierwszą osobą, która o nich wie?
- Naprawdę?! To wiele dla mnie znaczy. Opowiedz mi, jak znalazłeś to miejsce?
- To była jesień. Miałem wtedy 15 lat. Pokłóciłem się z moim przyjacielem, Alanem. Wędrowałem zdenerwowany przez las,- no to będę wiedziała, gdzie go szukać jeśli się wkurzy.- gdy usłyszałem beczenie. Podążyłem za dźwiękiem i zobaczyłem małą sarenkę. Zauważyłem, że noga zaplątała się jej w linę. Była sama, głodna i zmarznięta. Nie mogłem jej tak zostawić. Zabrałem ją ze sobą. Całą rodziną się nią opiekowaliśmy. Gdy podrosła odprowadziłem ją tam, skąd zabrałem. To ona mnie tu przeprowadziła.
- Mój dzielny, nieustraszony strażnik niosący małą sarenkę. Nie umiem sobie tego wyobrazić. Ale dlaczego tak świecą?
- Tak było. A świecą, ponieważ odbijają światło księżyca. Szukałem czegoś o nich, ale na nic nie trafiłem. Zostały mi własne obserwacje i domysły. Świecą się tylko w czasie pełni księżyca. Zazwyczaj w inne noce chowają się w lesie, ale jak chcą to mogą zostać. Ich poroża mają magiczne właściwości. Są równie inteligentne co ludzie, jeśli nie bardziej. Umieją wyczuć czy człowiek jest dobry. Mają też swoje upodobania. Np. Luna polubiła moją rodzinę, ale tylko mi pozwalała się karmić z butelki i zasypiała tylko w moim łóżku. Codziennie ją odwiedziłem. A potem wyjechałem do stanów.- za smucił się. Lecz przeszło mu, kiedy Luna dotknęła go nosem.
-Hej! Pocieszanie go to moja działka - uśmiechnęłam się.
Dymitr odwzajemnił mój uśmiech i pocałował mnie.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
niedziela, 24 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 17
Tak wiem, że powinien być wcześniej i czekaliście cały dzień, ale lepiej późno niż wcale. A jutro następny rozdział, który wam się spodoba i postaram się dać go wcześniej. Ale niczego nie obiecuję. Mam nadzieję, że dzisiejszy wam się podoba. Życzę miłego czytania. :-*
______________________________________________
Obudziłam się w silnych ramionach. Ich właściciel mruczał mi przyjemnie do ucha:
- Roza, moja Roza.- od czasu do czasu obdarzając moją szyję pocałunkami.
- Hej, kochanie. Już nie śpisz?
- Kochanie, obudziliśmy się w tym samym momencie. Kiedy Adrian wypuścił nas ze snu.
- Racja.- zachichotałam.
Ćwiczyliśmy z Adrianem już trzecią noc. W ciągu dnia pomagaliśmy w domu lub chodziliśmy na spacery. Poznałam wielu jego znajomych i wysłuchałam wiele ciekawych historii z dzieciństwa mojego ukochanego. Za to w nocy trenowaliśmy z Iwaszkowem. Dzisiejszej mieliśmy coś typu: Adrian to zły Doru, który mnie porwała i uwięził. Moim zadaniem było uwolnić się z pod jego mocy, wejść do snu Dymitra i wciągnąć go do swojego. Następnie stoczyliśmy pojedynek, łącząc nasze umysły przeciw Adrianowi. Wygraliśmy, ale zaniepokoiła mnie ilość mroku u niego.
Dzisiaj dzień spędziliśmy na rozmowach z przyjaciółmi i dalszą rodziną Bielików.
Po kolacji mieliśmy pójść na spacer. Dymitr polecił mi, żebym się ładnie ubrała. Założyłam czarną, obcisłą sukienkę do połowy ud. Nałożyłam też delikatny makijaż. Włosy upięłam w jego ulubiony sposób. Gdy byłam już gotowa, zeszłam do salonu. Dziewczyny opowiadały o czymś Dymitrowi, lecz kiedy mnie zauważyły zamilkły. Dampir odwrócił się i zamarł. Jego oczy lustrowały mnie od góry do dołu. Powiedział coś po Rosyjsku, na co Olena klepnęła go w brzuch.
- Wyrażaj się przy damie.- po jej słowach wywnioskowałam, że mój ukochany zaklął.
- Ta dama zna gorsze słowa. -podszedł i pocałował mnie.- Wyglądasz przepiękne.
-Ty też niczego sobie.- miał na sobie błękitną koszulę, granatowe spodnie i czarne buty.
-To co idziemy?- zgodziłam się kiwnięciem głowy.
Kto by pomyślał? Taka mała miejscowość, a ma więcej zagadek i tajemnych przejść, niż nie jedno średniej wielkości miasto. Jednak dzisiaj poszliśmy do lasu. Dymitr prowadził mnie główną drogą, kiedy nagle skręcił i zaczął biec, ciągnąć mnie za rękę i śmiejąc się głośno. Zawtórowałam mu. Biegliśmy tak, jak szaleni. Zatrzymaliśmy się dopiero na polanie. Była bardzo duża, a na jej środku błyszczało jeziorko. Usiedliśmy nad jego brzegiem. Na niebie nie było nawet chmurki więc, nad nami świeciły gwiazdy. Wokół latały świetliki. W tej atmosferze poczułam się samotnie i zapragnęłam dotyku. Przysunęłam się bliżej ukochanego i oparłam plecami o jego pierś. Od razu mnie zrozumiał i po chwili poczułam na brzuchu jego ręce. W milczeniu patrzyliśmy w gwiazdy, napawając się swoim towarzystwem. Nagle kątem oka, przy lesie dostrzegłam ruch. Chciałam się zerwać, ale Dymitr wzmocnił uścisk i przyciągnął mnie bardziej do siebie.
- Nie ruszaj się, a zobaczysz coś niesamowitego.- szepnął mi do ucha.
______________________________________________
Obudziłam się w silnych ramionach. Ich właściciel mruczał mi przyjemnie do ucha:
- Roza, moja Roza.- od czasu do czasu obdarzając moją szyję pocałunkami.
- Hej, kochanie. Już nie śpisz?
- Kochanie, obudziliśmy się w tym samym momencie. Kiedy Adrian wypuścił nas ze snu.
- Racja.- zachichotałam.
Ćwiczyliśmy z Adrianem już trzecią noc. W ciągu dnia pomagaliśmy w domu lub chodziliśmy na spacery. Poznałam wielu jego znajomych i wysłuchałam wiele ciekawych historii z dzieciństwa mojego ukochanego. Za to w nocy trenowaliśmy z Iwaszkowem. Dzisiejszej mieliśmy coś typu: Adrian to zły Doru, który mnie porwała i uwięził. Moim zadaniem było uwolnić się z pod jego mocy, wejść do snu Dymitra i wciągnąć go do swojego. Następnie stoczyliśmy pojedynek, łącząc nasze umysły przeciw Adrianowi. Wygraliśmy, ale zaniepokoiła mnie ilość mroku u niego.
Dzisiaj dzień spędziliśmy na rozmowach z przyjaciółmi i dalszą rodziną Bielików.
Po kolacji mieliśmy pójść na spacer. Dymitr polecił mi, żebym się ładnie ubrała. Założyłam czarną, obcisłą sukienkę do połowy ud. Nałożyłam też delikatny makijaż. Włosy upięłam w jego ulubiony sposób. Gdy byłam już gotowa, zeszłam do salonu. Dziewczyny opowiadały o czymś Dymitrowi, lecz kiedy mnie zauważyły zamilkły. Dampir odwrócił się i zamarł. Jego oczy lustrowały mnie od góry do dołu. Powiedział coś po Rosyjsku, na co Olena klepnęła go w brzuch.
- Wyrażaj się przy damie.- po jej słowach wywnioskowałam, że mój ukochany zaklął.
- Ta dama zna gorsze słowa. -podszedł i pocałował mnie.- Wyglądasz przepiękne.
-Ty też niczego sobie.- miał na sobie błękitną koszulę, granatowe spodnie i czarne buty.
-To co idziemy?- zgodziłam się kiwnięciem głowy.
Kto by pomyślał? Taka mała miejscowość, a ma więcej zagadek i tajemnych przejść, niż nie jedno średniej wielkości miasto. Jednak dzisiaj poszliśmy do lasu. Dymitr prowadził mnie główną drogą, kiedy nagle skręcił i zaczął biec, ciągnąć mnie za rękę i śmiejąc się głośno. Zawtórowałam mu. Biegliśmy tak, jak szaleni. Zatrzymaliśmy się dopiero na polanie. Była bardzo duża, a na jej środku błyszczało jeziorko. Usiedliśmy nad jego brzegiem. Na niebie nie było nawet chmurki więc, nad nami świeciły gwiazdy. Wokół latały świetliki. W tej atmosferze poczułam się samotnie i zapragnęłam dotyku. Przysunęłam się bliżej ukochanego i oparłam plecami o jego pierś. Od razu mnie zrozumiał i po chwili poczułam na brzuchu jego ręce. W milczeniu patrzyliśmy w gwiazdy, napawając się swoim towarzystwem. Nagle kątem oka, przy lesie dostrzegłam ruch. Chciałam się zerwać, ale Dymitr wzmocnił uścisk i przyciągnął mnie bardziej do siebie.
- Nie ruszaj się, a zobaczysz coś niesamowitego.- szepnął mi do ucha.
Zostałam. Zaufałam mu i po chwili to "coś" wyszło na polanę. Miałam wyostrzony wzrok, ale i bez niego dostrzegłabym... jelenie. Świecące na biało jelenie.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
sobota, 23 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 16
Wybaczcie, że tak późno, ale miałam problemy z internetem. mam nadzieję, że się podoba. Wiem trochę krótki, ale postaram się poprawić. :-D. Dziękuję za komentarze pod poprzednimi rozdziałami i proszę o kolejne. Z góry dziękuję.
_______________________________________
Adrian wytłumaczył strażnikowi, jak ma kontrolować różne rzeczy i zostawił go, żeby ćwiczył.O dziwo nie chcieli się nawzajem zabić od kąd tu jesteśmy. Najwidoczniej Adriana zrozumiał, że Dymitr nie jest niczego winny. Tak już musiało być. Mojemu ukochanemu wychodziło trochę gorzej niż mi, ale Iwaszkow powiedział, że pewnie ja mam lepiej opanowaną pracę umysłem dzięki więzi. Wnikanie do głowy Lissy i wychodzenie z niej, kiedy chcę, wzywanie duchów. Kontrolowanie tego było jak ćwiczenia, które teraz robił mój chłopak. A my zajęliśmy się tym co ostatnio. Używanie umysłu w zagrożeniu życia. Adrian dusił mnie mentalnie, a ja musiałam zachować spokój i mu to przeszkodzić. Dymitrowi zabroniłam na to patrzeć. Chodź wiedział, że Adrian mnie nie skrzywdzi, nie zaniósł by tego widoku. Kochał mnie i nie mógł patrzeć jak cierpię. Jednak przy moim krzyku spojrzał w naszą stronę. Stanął jak wryty. "Rose, skup się!" pomyślałam. Zebrałam się w końcu i siłą woli powaliłam Iwaszkowa. Upadłam na podłogę z trudem łapiąc powietrze. Mój ukochany odbiegł do mnie.
- Roza, nic ci nie jest?- w jego głosie usłyszałam strach i troskę.
- Nie.- powiedziałam z trudem.- Wszystko w porządku. Okey, Iwaszkow. Teraz ściana. Muszę trochę odpocząć.
-Roza,- wtrącił się Dymitr- nie wiem czy to dobry pomysł.
-Spokojnie kochanie.- pocałowałam go przelotne.- Nic mi nie jest. Wiem, że ciężko ci mnie oglądać w takim stanie, ale Robert nie będzie miał litości. Musimy być przygotowani. A ty musisz być silny. Tu chodzi o życie nasze, no i naszych podopiecznych. Jak myślisz kto będzie jego kolejnym celem? Będzie chciał kontynuować plany brata.
-Tak wiem.- spuścił wzrok.- Po prostu boję się o ciebie. Kocham Cię.
- Wiem Dimi.- przypomniał mi się skrót od jego imienia, który wymyśliłam przed świętami Bożego Narodzenia w tamtym roku. On uśmiechnął się słabo na to samo wspomnienie. - Ale ja dam sobie radę.
- Ona jest silniejsza niż myślisz.-wtrącił się Adrian.
- Tak wiem. A kiedy ja będę miał takie ćwiczenia?- zmienił temat.
- Jak opanujesz tworzenie i poruszanie przedmiotów. Z twoim tempem to będzie jutro. Rose lepiej nad tym panuje dzięki wcześniejszej pracy z więzią. To co mała dampirzyco, gotowa?
-Tylko na to czekam.
I wróciliśmy do ćwiczeń.
_______________________________________
Adrian wytłumaczył strażnikowi, jak ma kontrolować różne rzeczy i zostawił go, żeby ćwiczył.O dziwo nie chcieli się nawzajem zabić od kąd tu jesteśmy. Najwidoczniej Adriana zrozumiał, że Dymitr nie jest niczego winny. Tak już musiało być. Mojemu ukochanemu wychodziło trochę gorzej niż mi, ale Iwaszkow powiedział, że pewnie ja mam lepiej opanowaną pracę umysłem dzięki więzi. Wnikanie do głowy Lissy i wychodzenie z niej, kiedy chcę, wzywanie duchów. Kontrolowanie tego było jak ćwiczenia, które teraz robił mój chłopak. A my zajęliśmy się tym co ostatnio. Używanie umysłu w zagrożeniu życia. Adrian dusił mnie mentalnie, a ja musiałam zachować spokój i mu to przeszkodzić. Dymitrowi zabroniłam na to patrzeć. Chodź wiedział, że Adrian mnie nie skrzywdzi, nie zaniósł by tego widoku. Kochał mnie i nie mógł patrzeć jak cierpię. Jednak przy moim krzyku spojrzał w naszą stronę. Stanął jak wryty. "Rose, skup się!" pomyślałam. Zebrałam się w końcu i siłą woli powaliłam Iwaszkowa. Upadłam na podłogę z trudem łapiąc powietrze. Mój ukochany odbiegł do mnie.
- Roza, nic ci nie jest?- w jego głosie usłyszałam strach i troskę.
- Nie.- powiedziałam z trudem.- Wszystko w porządku. Okey, Iwaszkow. Teraz ściana. Muszę trochę odpocząć.
-Roza,- wtrącił się Dymitr- nie wiem czy to dobry pomysł.
-Spokojnie kochanie.- pocałowałam go przelotne.- Nic mi nie jest. Wiem, że ciężko ci mnie oglądać w takim stanie, ale Robert nie będzie miał litości. Musimy być przygotowani. A ty musisz być silny. Tu chodzi o życie nasze, no i naszych podopiecznych. Jak myślisz kto będzie jego kolejnym celem? Będzie chciał kontynuować plany brata.
-Tak wiem.- spuścił wzrok.- Po prostu boję się o ciebie. Kocham Cię.
- Wiem Dimi.- przypomniał mi się skrót od jego imienia, który wymyśliłam przed świętami Bożego Narodzenia w tamtym roku. On uśmiechnął się słabo na to samo wspomnienie. - Ale ja dam sobie radę.
- Ona jest silniejsza niż myślisz.-wtrącił się Adrian.
- Tak wiem. A kiedy ja będę miał takie ćwiczenia?- zmienił temat.
- Jak opanujesz tworzenie i poruszanie przedmiotów. Z twoim tempem to będzie jutro. Rose lepiej nad tym panuje dzięki wcześniejszej pracy z więzią. To co mała dampirzyco, gotowa?
-Tylko na to czekam.
I wróciliśmy do ćwiczeń.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
piątek, 22 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 15
Adrian uzdrowił mojego chłopaka. To dlatego nie mogliśmy się obudzić. Na miejscu nie miałby kto go uzdrowić, tak żeby rodzina Dymitra się nie dowiedziała, a z bólu by nie zasnął. On jak tylko wstał rzucił się na mnie. Nasze usta złączyły się w pocałunku. O dziwo Adrian wyrozumiale czekał, aż się sobą nacieszymy.
-Tak się bałam.- powiedziałam, gdy odsunęliśmy się od siebie.
-Ja też. Co tak właściwie się stało?
No tak. Gdy my toczyliśmy wojnę na szaleństwo, Dymitr widział jak tylko się w siebie wpatrujemy.
- Później ci wyjaśnię. Po prostu okazało się, że Iwaszkow jest bardziej szalony od Roberta. A jak tam pierwszy pobyt w śnie wywołanym mocą Ducha?
- Nie zaczęło się zbyt dobrze, ale może teraz będzie lepiej. Hej, jesteśmy w ogrodzie Soni w Paryżu.
- To Rose go wybrała. W ogóle twoja dziewczyna ma gust i talent.- wtrącił się Adrian.
- Poczekajcie chwilę. Zamknijcie oczy. - zrobili jak kazałam.
Skupiłam się i połączyłam dwa wspomnienia. Jedno to jak z Dymitrem pojechałam na zlot strażników. Na stacji benzynowej rozmawialiśmy o domku w górach. Drugie, to jak z pomocą Oksany, walczyłam w głowie Lissy z Avery. Ta suka, wytworzyła wtedy wizję mojego szczęśliwego życia. Byłam w domu, w którym mieszkałam niby z Dymitrem. Postanowiłam stworzyć obraz domu z obu wspomnień. Jak zawsze wyszło idealnie.
- Możecie otworzyć oczy.
- Gdzie jesteśmy?- zapytali rozglądając się
-To jest połączenie moich dwóch wspomnień. - powiedziałam podając im kubki z czekoladą.
Dymitr patrzył zdziwiony, to na mnie, to na napój. Nie pewnie upił łyk.
-Smakuje jak wtedy na werandzie?!- zdziwił się.
- To prawda.- Potwierdziłam.
- Co to za wspomnienia?-wyrwał go z zamyślenia Adrian.
- Jedno to wizja utworzona mocą ducha podczas walki z Avery, a...
- Kto to Avery?- przerwał mi mój ukochany. No tak, on nic nie wie. Znowu.
- Przyszła do szkoły, kiedy Rose cię szukała.- wytłumaczył Adrian.- Prawie zabiła Lissę, ale z Rose ją powstrzymaliśmy. A tak właściwie, to jak to zrobiłaś?
-Tak się bałam.- powiedziałam, gdy odsunęliśmy się od siebie.
-Ja też. Co tak właściwie się stało?
No tak. Gdy my toczyliśmy wojnę na szaleństwo, Dymitr widział jak tylko się w siebie wpatrujemy.
- Później ci wyjaśnię. Po prostu okazało się, że Iwaszkow jest bardziej szalony od Roberta. A jak tam pierwszy pobyt w śnie wywołanym mocą Ducha?
- Nie zaczęło się zbyt dobrze, ale może teraz będzie lepiej. Hej, jesteśmy w ogrodzie Soni w Paryżu.
- To Rose go wybrała. W ogóle twoja dziewczyna ma gust i talent.- wtrącił się Adrian.
- Poczekajcie chwilę. Zamknijcie oczy. - zrobili jak kazałam.
Skupiłam się i połączyłam dwa wspomnienia. Jedno to jak z Dymitrem pojechałam na zlot strażników. Na stacji benzynowej rozmawialiśmy o domku w górach. Drugie, to jak z pomocą Oksany, walczyłam w głowie Lissy z Avery. Ta suka, wytworzyła wtedy wizję mojego szczęśliwego życia. Byłam w domu, w którym mieszkałam niby z Dymitrem. Postanowiłam stworzyć obraz domu z obu wspomnień. Jak zawsze wyszło idealnie.
- Możecie otworzyć oczy.
- Gdzie jesteśmy?- zapytali rozglądając się
-To jest połączenie moich dwóch wspomnień. - powiedziałam podając im kubki z czekoladą.
Dymitr patrzył zdziwiony, to na mnie, to na napój. Nie pewnie upił łyk.
-Smakuje jak wtedy na werandzie?!- zdziwił się.
- To prawda.- Potwierdziłam.
- Co to za wspomnienia?-wyrwał go z zamyślenia Adrian.
- Jedno to wizja utworzona mocą ducha podczas walki z Avery, a...
- Kto to Avery?- przerwał mi mój ukochany. No tak, on nic nie wie. Znowu.
- Przyszła do szkoły, kiedy Rose cię szukała.- wytłumaczył Adrian.- Prawie zabiła Lissę, ale z Rose ją powstrzymaliśmy. A tak właściwie, to jak to zrobiłaś?
- Weszłam do głowy Liss, gdy w mojej była Oksana. Mówiłam ci o niej. W trzy walczyłyśmy z Avery w umyśle Lissy. - W tej chwili myślami rozpaliłam ogień w kominku. Dymitr się wystraszył. Spojrzał na mnie z góry, a ja uśmiechnęłam się. Pogromca strzyg boi się mentalnego zapalenia ognia.
- Nie rób tak!
- Spokojnie Towarzyszu, też się tego nauczysz.
-No pewnie. Możliwe, że uda nam się jeszcze dzisiaj poćwiczyć. Jeśli masz taki talent jak Rose, to może za tydzień będziecie mogli się pojedynkować.
- Ale jak to tydzień?!
-Bezpieczniej będzie jeśli będziemy się tu spotykać co noc.- wytłumaczyłam.
-Robert nie uwięzi żadnego z was u siebie, a wy będziecie uczyć się panować nad snem.- dokończył Adrian.
- A jakby nas porwał będziemy umieli się obronić i wyrwać.
- Okey, to zaczynamy?- niecierpliwił się Dymitr.
- Nie rób tak!
- Spokojnie Towarzyszu, też się tego nauczysz.
-No pewnie. Możliwe, że uda nam się jeszcze dzisiaj poćwiczyć. Jeśli masz taki talent jak Rose, to może za tydzień będziecie mogli się pojedynkować.
- Ale jak to tydzień?!
-Bezpieczniej będzie jeśli będziemy się tu spotykać co noc.- wytłumaczyłam.
-Robert nie uwięzi żadnego z was u siebie, a wy będziecie uczyć się panować nad snem.- dokończył Adrian.
- A jakby nas porwał będziemy umieli się obronić i wyrwać.
- Okey, to zaczynamy?- niecierpliwił się Dymitr.
Tak jak ja, nie nawiedził czekania. Musiał działać.
- Jasne Bielikow, ale ciekawi mnie, jakie jest to drugie wspomnienie.
Kiedy podeszłam do okna, w mojej ręce pojawiła się lornetka. Mogłabym się nie budzić z takimi zdolnościami. Podałam ją mojemu chłopakowi i wskazałam na pobliską stację benzynową z restauracją. Otworzył szeroko oczy z niedowierzaniem. Szybko sięgnął po lornetkę, ale i bez niej było widać dwa aniołki w śniegu.
- Kiedyś Dymitr zabrał mnie na zjazd strażników.- wytłumaczyłam, widząc pytający wzrok Iwaszkowa.- Po drodze zatrzymaliśmy się na tamtej stacji i zrobiliśmy w śniegu aniołki. Rozmawialiśmy wtedy o domku w górach.
-Takim jak ten.- zgadł Adrian.
-Tak.
- Jasne Bielikow, ale ciekawi mnie, jakie jest to drugie wspomnienie.
Kiedy podeszłam do okna, w mojej ręce pojawiła się lornetka. Mogłabym się nie budzić z takimi zdolnościami. Podałam ją mojemu chłopakowi i wskazałam na pobliską stację benzynową z restauracją. Otworzył szeroko oczy z niedowierzaniem. Szybko sięgnął po lornetkę, ale i bez niej było widać dwa aniołki w śniegu.
- Kiedyś Dymitr zabrał mnie na zjazd strażników.- wytłumaczyłam, widząc pytający wzrok Iwaszkowa.- Po drodze zatrzymaliśmy się na tamtej stacji i zrobiliśmy w śniegu aniołki. Rozmawialiśmy wtedy o domku w górach.
-Takim jak ten.- zgadł Adrian.
-Tak.
Westchnęła równocześnie z Dymitrem na wspomnienie tamtych dni.Takich bezpiecznych i spokojnych. Bez mściwego Robert i jego znajomych. Nagle coś mi się przypomniało.
- Dymitr, wiesz może kto z tobą walczył w poprzednim śnie?
-Tak. To była Tasza.
- Co?! -krzyknęłam razem z Adrianem.
- A to.- uśmiechnął się smutno.- Próbowała mnie zabić moja była przyjaciółka.
- Nie wieże.- powiedziałam.- Ona by nigdy tego nie chciała. Mnie to jeszcze rozumiem, ale ciebie. Przecież cię kocha.
- A jednak.- zapadła niezręczna cisza.
-To co, zaczynamy?- w końcu przerwałam milczenie.
-Tak, im szybciej tym lepiej- zgodził się Dymitr.
- Co?! -krzyknęłam razem z Adrianem.
- A to.- uśmiechnął się smutno.- Próbowała mnie zabić moja była przyjaciółka.
- Nie wieże.- powiedziałam.- Ona by nigdy tego nie chciała. Mnie to jeszcze rozumiem, ale ciebie. Przecież cię kocha.
- A jednak.- zapadła niezręczna cisza.
-To co, zaczynamy?- w końcu przerwałam milczenie.
-Tak, im szybciej tym lepiej- zgodził się Dymitr.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
czwartek, 21 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 14
ROSE
Robert mnie nie zauważył. Oglądał scenę rozgrywającą się przed nami. Okey. Efekt zaskoczenia jest. Tylko, że to co zobaczyłam mnie zaszokowało. Nad Dymitrem leżącym na podłodze, pochylała się postać ze sztyletem, gotowym do zadania śmiertelnego ciosu. A ta osoba to... JA. Szybko się otrząsnęłam.
- Adrian!
Robert mnie nie zauważył. Oglądał scenę rozgrywającą się przed nami. Okey. Efekt zaskoczenia jest. Tylko, że to co zobaczyłam mnie zaszokowało. Nad Dymitrem leżącym na podłodze, pochylała się postać ze sztyletem, gotowym do zadania śmiertelnego ciosu. A ta osoba to... JA. Szybko się otrząsnęłam.
- Adrian!
Poszukałam naszej więzi, która powstała na czas tego co robię . A mianowicie chodzi o to, że weszłam w sen Dymitra, aby zabrać go do mojego snu. W takim wypadku musiałam mieć połączenie z Iwaszkowem, który został w moim śnie.
- Co się dzieje mała dampirzyco? usłyszałam jego głos w głowie
- Najpierw potrzebuję twojego szaleństwa, a potem mocy. Odpowiedziałam w ten sam sposób.
- A co? Twoje szaleństwo nie wystarczy?- zaśmiał się.
- Boję się czy przeciw szaleństwu Roberta, starczy nasze razem wzięte.
- Miejmy nadzieje, że tak. To jaki mamy plan?
- Dam ci znać kiedy się przydasz.- powiedziałam i skoczyłam na Doru'a.
DYMITR
To była Rose. Ale czy moja czy kolejna wizja? Na pomoc morojowi poszła Tasza. Po chwili Chyba-Rose siedziała przywiązana do krzesła.
- No proszę. Kogo my tu mamy?
-To koniec Robert. Masz mnie, więc wypuść Dymitra.- to na pewno moja Roza.
-Chyba żartujesz. Teraz pooglądam waszą wspólną śmierć.
-Mam lepszy pomysł- co ona kombinuje?- Pooglądaj sobie to.
Roza i Robert patrzyli na siebie długo. Nic z tego nie rozumiałem. Skąd ona się tu wzięła. I czemu tylko na niego patrzy. powinna z nim walczyć. Tasza też była zdezorientowana. Miała na szczęście już swoją dawną postać. nie wierzę, w to, co się przed chwila stało. Ona chciała mnie zabić. bardzo się zmieniła
- Co się dzieje mała dampirzyco? usłyszałam jego głos w głowie
- Najpierw potrzebuję twojego szaleństwa, a potem mocy. Odpowiedziałam w ten sam sposób.
- A co? Twoje szaleństwo nie wystarczy?- zaśmiał się.
- Boję się czy przeciw szaleństwu Roberta, starczy nasze razem wzięte.
- Miejmy nadzieje, że tak. To jaki mamy plan?
- Dam ci znać kiedy się przydasz.- powiedziałam i skoczyłam na Doru'a.
DYMITR
To była Rose. Ale czy moja czy kolejna wizja? Na pomoc morojowi poszła Tasza. Po chwili Chyba-Rose siedziała przywiązana do krzesła.
- No proszę. Kogo my tu mamy?
-To koniec Robert. Masz mnie, więc wypuść Dymitra.- to na pewno moja Roza.
-Chyba żartujesz. Teraz pooglądam waszą wspólną śmierć.
-Mam lepszy pomysł- co ona kombinuje?- Pooglądaj sobie to.
Roza i Robert patrzyli na siebie długo. Nic z tego nie rozumiałem. Skąd ona się tu wzięła. I czemu tylko na niego patrzy. powinna z nim walczyć. Tasza też była zdezorientowana. Miała na szczęście już swoją dawną postać. nie wierzę, w to, co się przed chwila stało. Ona chciała mnie zabić. bardzo się zmieniła
ROSE
-Adrian, teraz! - pomyślałam.
-Adrian, teraz! - pomyślałam.
Nagle przez moją głowę przepłyną strumień wspomnień Iwaszkowa, w których ujawniło się jego szaleństwo. Było ono większe niż przypuszczaliśmy. Nakierowałam je w stronę myśli brata Daszkowa, dodając moje wybuchy nieokrzesanej, impulsywnej Rose. Efekt ducha naszego przeciwnika był potężny, ale nie mógł się równać z Adrianem. Chłopak rzadko się wkurza, więc mrok w nim nie ma ujścia. Do tego faszeruje się alkoholem i papierosami, co maskuje, ale i potęguje jego produkcję.
W końcu wygraliśmy. Robert padł na ziemię nieprzytomny. Ale to nie koniec. Zaraz cały sen się rozmyje, a my jeszcze musimy wrócić do mojego. Podbiegłam szybko do ukochanego. Ciężko oddychał. Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Nie teraz. - Skupiłam się na obrazie ogrodu Soni i czekającego tam Iwaszkowa.
W końcu wygraliśmy. Robert padł na ziemię nieprzytomny. Ale to nie koniec. Zaraz cały sen się rozmyje, a my jeszcze musimy wrócić do mojego. Podbiegłam szybko do ukochanego. Ciężko oddychał. Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Nie teraz. - Skupiłam się na obrazie ogrodu Soni i czekającego tam Iwaszkowa.
- Adrian!
Po chwili czułam jak napełnia mnie moc. I obraz wokół nas się zmienił.
Po chwili czułam jak napełnia mnie moc. I obraz wokół nas się zmienił.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
środa, 20 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 13
Oto rozdział, na który tak długo czekaliście z odpowiedzią na pytanie: Co zobaczyła Rose? Wybaczcie mi tamto zakończenie, ale co to by była za opowieść, bez tak dramatycznego końca. dzięki temu zostaliście ze mną. Mam nadziej, ze ten rozdział też wam się spodoba. :-*
____________________________________
Dymitr
Roza szybko zasnęła. Czuwałem przy niej chwilę na wypadek, gdyby zechciał ją odwiedzić Robert. Gdyby nie wyjazd, znalazłbym go i udusił gołymi rękami. Nikt nie będzie krzywdził mojej Rozy. Ciągle mnie to dręczy. Jak tylko pomyślę, że mogłem ją stracić... Co ja bym zrobił bez niej, bez mojego życia. Tyle razy nasz związek był zagrożony. A najgorsze, że w większości to była moja wina. Od początku wiedziałem, że to nie jest zwykłe zauroczenie, które można przeczekać, zastąpić. A jednak starałem się w to uwierzyć. Ale z drugiej strony, dzięki temu, że tyle razem przeszliśmy, nasza miłość jest silniejsza. Łączy nas więź, ale nie taka jak Rose i królową. Nasza jest zbudowana na zrozumieniu i poznaniu naszych dusz. Moja kochana miała rację, mówiąc, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Poczułem się dziwne. Nie umiem tego wyjaśnić. Nagle przede mną stanął Doru.
- Witam Strażnik Bielikow. Co za miłe spotkanie- Powiedział z chytrym uśmiechem na twarzy. Chciałem się na niego rzucić, ale byłem przywiązany do krzesła.
- Czego chcesz ode mnie i Rose.- warknąłem.
- Naprawdę pytasz. Myślałem, że jesteś inteligentniejszy i sam się do myślisz, ale chyba się pomyliłem. Oczywiście ,że zemsty. Najlepiej byłoby znęcać się nad morderczynią.
-Nie nazywaj jej tak...- Chciałem jeszcze dorzucić, jakim jest kurwy synem, ale nie wiem skąd, w moich ustach pojawił się knebel.
- Po pierwsze, nie przerywaj mi. Po drugie, nazywajmy czyny po imieniu. Jak już wspomniałem, lepiej byłoby znęcać się nad naszą strażniczką, ale ten głupi Iwaszkow ciągle psuje mi plany. Jednak z drugiej strony, miło byłoby oglądać jej rozpacz, po utracie bliskiej osoby. Królowa jest zbyt dobrze chroniona, ale ty... no cóż w walce wręcz może jesteś silniejszy, lecz z umysłem władającego duchem nie masz szans. Ale najpierw po oglądam sobie coś innego.
Po tych słowach zostałem uwolniony i od razu rzuciłem się na Roberta. Jednak w połowie drogi wpadłem na niewidzialną ścianę.
-Nie będzie tak łatwo.- zaśmiał się na moją reakcję, po czym wskazał na coś za mną- Poznaj swojego przeciwnika. - odwróciłem się i zobaczyłem Taszę- daję ci wolną rękę, tylko zostaw go przy życiu.
-Oczywiście- odpowiedziała i zaatakowała mnie
-Dlaczego?- spytałem, odparowując każdy jej cios.
-Jeszcze się pytasz. Dla tego, że wybrałeś tą krwawą dziwkę zamiast mnie.
- Nie nazywaj tak Rose!- Warknąłem. Już nie chciałem być delikatny.
Powaliłem ją na ziemię, ale ona podniosła się szybko i kopnęła mnie w brzuch.
-Ja mogłam dać ci miłość, dom, dzieci. A ty wolałeś jakąś chamską małolatę. Mój plan był idealny. Ta suka została by stracona, a my bylibyśmy teraz razem. Ale nie. Jej ojczulek i nasza mała księżniczka musieli wszystko zepsuć.
Uderzałem coraz mocniej. Przede mną nie stała już moja przyjaciółka, ale królobójczyni, która prawie dwa razy naraziła moją Rozę na śmierć i jeszcze ją obraża. Tego było za wiele.
-Nigdy bym się z tobą nie związał. Nie kocham cię. Kocham Rose.
-Co ona ma, czego nie mam ja?
- Ona jest w stanie oddać życie za przyjaciół, pozwoliłaby mi odejść z tobą, nie zważając na swoje uczucia. Żebym tylko był szczęśliwy. Ale ja nie mogłem.
- Nie byłbyś ze mną szczęśliwy?- zatrzymała się patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
- Tasza, jesteś moją przyjaciółką i nigdy nie będę traktował cię inaczej. Kocham Rose. Nic tego nie zmieni, wiesz to. Nasza relacja jest, jak ta pomiędzy Rose, a Adrianem Iwaszkowem. On ją kocha, ale ona wybrała mnie. Mimo to pomaga jej bo chce, żeby była szczęśliwa i bezpieczna. Robertem kieruje chcę zemsty i szaleństwo Ducha. A nami miłość do bliskich. Zdecyduj, którą drogą chcesz iść.
- Ja... Nie wiem. Przecież prawie zniszczyłam ci życie. Umiesz wybaczyć mi to co wam zrobiłam?
- Tak, bo robiłaś to z miłości. Ona popycha ludzi do wielu rzeczy, a tym bardziej nieszczęśliwa.
-Dość.- Oboje spojrzeliśmy na Roberta.- Jeśli nie jesteś ze mną, to zginiesz w cierpieniu razem z nimi.
- Nie boimy się ciebie. Nie skrzywdzisz już nikogo więcej. To kon...- nagle poczułem pieczenie w ręce. Miałem ranę, z której ciekła świeża krew. Tasza trzymała sztylet ze ściskającą czerwoną cieczą. Zanim się obejrzałem, leżałem na ziemi. Nie zdążyłem się podnieść, zanim mnie kopnęła. Poczułem przeszywający ból w klatce piersiowej. Z trudem łapałem powietrze. Leżałem nie zdolny się podnieść. Nade mną stanęła Tasza i pociągnęła mi sztyletem po policzku. Jęknąłem z bólu. Powtórzyła tę czynność kilka razy na całym moim ciele. Wszędzie była krew z moich ran. Ból był nie do zniesienia. Nie mogłem racjonalnie myśleć
- Jak to jest umierać z ręki osoby, którą się kocha?- spytała i w tym momencie zmieniła się. Przede mną stała moja Roza z ostrzem skierowanym w moją pierś. Już nic nie mogłem zrobić. Byłem bezbronny. Za chwilę zabije mnie moja dawna przyjaciółka o wyglądzie mojej ukochanej. Najgorsza śmierć świata zwłaszcza, że nie mogę pożegnać się z moją Rozą. Pozostało mi tylko czekać na śmierć. Ostrze zaczęło opadać kiedy usłyszeliśmy krzyk Doru'a.
____________________________________
Dymitr
Roza szybko zasnęła. Czuwałem przy niej chwilę na wypadek, gdyby zechciał ją odwiedzić Robert. Gdyby nie wyjazd, znalazłbym go i udusił gołymi rękami. Nikt nie będzie krzywdził mojej Rozy. Ciągle mnie to dręczy. Jak tylko pomyślę, że mogłem ją stracić... Co ja bym zrobił bez niej, bez mojego życia. Tyle razy nasz związek był zagrożony. A najgorsze, że w większości to była moja wina. Od początku wiedziałem, że to nie jest zwykłe zauroczenie, które można przeczekać, zastąpić. A jednak starałem się w to uwierzyć. Ale z drugiej strony, dzięki temu, że tyle razem przeszliśmy, nasza miłość jest silniejsza. Łączy nas więź, ale nie taka jak Rose i królową. Nasza jest zbudowana na zrozumieniu i poznaniu naszych dusz. Moja kochana miała rację, mówiąc, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Poczułem się dziwne. Nie umiem tego wyjaśnić. Nagle przede mną stanął Doru.
- Witam Strażnik Bielikow. Co za miłe spotkanie- Powiedział z chytrym uśmiechem na twarzy. Chciałem się na niego rzucić, ale byłem przywiązany do krzesła.
- Czego chcesz ode mnie i Rose.- warknąłem.
- Naprawdę pytasz. Myślałem, że jesteś inteligentniejszy i sam się do myślisz, ale chyba się pomyliłem. Oczywiście ,że zemsty. Najlepiej byłoby znęcać się nad morderczynią.
-Nie nazywaj jej tak...- Chciałem jeszcze dorzucić, jakim jest kurwy synem, ale nie wiem skąd, w moich ustach pojawił się knebel.
- Po pierwsze, nie przerywaj mi. Po drugie, nazywajmy czyny po imieniu. Jak już wspomniałem, lepiej byłoby znęcać się nad naszą strażniczką, ale ten głupi Iwaszkow ciągle psuje mi plany. Jednak z drugiej strony, miło byłoby oglądać jej rozpacz, po utracie bliskiej osoby. Królowa jest zbyt dobrze chroniona, ale ty... no cóż w walce wręcz może jesteś silniejszy, lecz z umysłem władającego duchem nie masz szans. Ale najpierw po oglądam sobie coś innego.
Po tych słowach zostałem uwolniony i od razu rzuciłem się na Roberta. Jednak w połowie drogi wpadłem na niewidzialną ścianę.
-Nie będzie tak łatwo.- zaśmiał się na moją reakcję, po czym wskazał na coś za mną- Poznaj swojego przeciwnika. - odwróciłem się i zobaczyłem Taszę- daję ci wolną rękę, tylko zostaw go przy życiu.
-Oczywiście- odpowiedziała i zaatakowała mnie
-Dlaczego?- spytałem, odparowując każdy jej cios.
-Jeszcze się pytasz. Dla tego, że wybrałeś tą krwawą dziwkę zamiast mnie.
- Nie nazywaj tak Rose!- Warknąłem. Już nie chciałem być delikatny.
Powaliłem ją na ziemię, ale ona podniosła się szybko i kopnęła mnie w brzuch.
-Ja mogłam dać ci miłość, dom, dzieci. A ty wolałeś jakąś chamską małolatę. Mój plan był idealny. Ta suka została by stracona, a my bylibyśmy teraz razem. Ale nie. Jej ojczulek i nasza mała księżniczka musieli wszystko zepsuć.
Uderzałem coraz mocniej. Przede mną nie stała już moja przyjaciółka, ale królobójczyni, która prawie dwa razy naraziła moją Rozę na śmierć i jeszcze ją obraża. Tego było za wiele.
-Nigdy bym się z tobą nie związał. Nie kocham cię. Kocham Rose.
-Co ona ma, czego nie mam ja?
- Ona jest w stanie oddać życie za przyjaciół, pozwoliłaby mi odejść z tobą, nie zważając na swoje uczucia. Żebym tylko był szczęśliwy. Ale ja nie mogłem.
- Nie byłbyś ze mną szczęśliwy?- zatrzymała się patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
- Tasza, jesteś moją przyjaciółką i nigdy nie będę traktował cię inaczej. Kocham Rose. Nic tego nie zmieni, wiesz to. Nasza relacja jest, jak ta pomiędzy Rose, a Adrianem Iwaszkowem. On ją kocha, ale ona wybrała mnie. Mimo to pomaga jej bo chce, żeby była szczęśliwa i bezpieczna. Robertem kieruje chcę zemsty i szaleństwo Ducha. A nami miłość do bliskich. Zdecyduj, którą drogą chcesz iść.
- Ja... Nie wiem. Przecież prawie zniszczyłam ci życie. Umiesz wybaczyć mi to co wam zrobiłam?
- Tak, bo robiłaś to z miłości. Ona popycha ludzi do wielu rzeczy, a tym bardziej nieszczęśliwa.
-Dość.- Oboje spojrzeliśmy na Roberta.- Jeśli nie jesteś ze mną, to zginiesz w cierpieniu razem z nimi.
- Nie boimy się ciebie. Nie skrzywdzisz już nikogo więcej. To kon...- nagle poczułem pieczenie w ręce. Miałem ranę, z której ciekła świeża krew. Tasza trzymała sztylet ze ściskającą czerwoną cieczą. Zanim się obejrzałem, leżałem na ziemi. Nie zdążyłem się podnieść, zanim mnie kopnęła. Poczułem przeszywający ból w klatce piersiowej. Z trudem łapałem powietrze. Leżałem nie zdolny się podnieść. Nade mną stanęła Tasza i pociągnęła mi sztyletem po policzku. Jęknąłem z bólu. Powtórzyła tę czynność kilka razy na całym moim ciele. Wszędzie była krew z moich ran. Ból był nie do zniesienia. Nie mogłem racjonalnie myśleć
- Jak to jest umierać z ręki osoby, którą się kocha?- spytała i w tym momencie zmieniła się. Przede mną stała moja Roza z ostrzem skierowanym w moją pierś. Już nic nie mogłem zrobić. Byłem bezbronny. Za chwilę zabije mnie moja dawna przyjaciółka o wyglądzie mojej ukochanej. Najgorsza śmierć świata zwłaszcza, że nie mogę pożegnać się z moją Rozą. Pozostało mi tylko czekać na śmierć. Ostrze zaczęło opadać kiedy usłyszeliśmy krzyk Doru'a.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)