W końcu weszłam do swojego pokoju, wykąpałam się i przebrałam. Wczoraj nie myślałam o tym, ale teraz wyraźnie czułam się brudna. Do tego, wciąż miałam na sobie ubrania w których walczyłam. Mam nadzieję, że ta krew się zmyje. Po godzinie wyszłam z budynku z weteranem i ubraniami dla Dymitra. Cudem wybłagałam od akademii pudło z jego rzeczami "aby oddać jego rodzinie". Ale tak na prawdę chciałam mieć choć cząstkę jego dla siebie. Słońce już świeciło. Ponieważ przyjechaliśmy tu w środku ludzkiego dnia, przespaliśmy całą noc. Zatrzymałam się widząc zbiorowisko nie daleko kościoła. Przyspieszyłam kroku, czując, że tam jest Lissa i po chwili przepchnęłam się przez tłum. W środku, na ławce siedziała księżniczka, Hans, a pomiędzy nimi Dymitr. Wyglądał na opanowanego, choć z jego oczu wyczytałam zagubienie, lekki strach i zrozumiałam że chce wrócić do celi. Nie dziwiłam mu się. Wszyscy obserwowali go jak tygrysa w cyrku. Gdy tylko mnie zauważył, wręcz krzyczał wzrokiem. Ale i bez tego bym podeszła. Tak bardzo pragnęłam przytulić go i uspokoić, jednak jedyne, co mogłam zrobić to usiąść między nim, a Hansem i dyskretnie chwycić go za dłoń. Czując to, ścisnął ją tak mocno, że aż poczułam ból. Ale nie ukazałam tego, żeby ani on, ani inni nie wystraszyli się. Czułam jego strach i panikę, mimo że nie pokazywał tego nikomu. Kciukiem potarłam delikatnie jego dłoń, na co lekką się odprężył.
- Co się dzieje?- spytałam Hansa.
On odchrząknął i podniósł się. Stanął na przeciwko nas z trójką morojów. Zrozumiałam, że czas na przesłuchanie. Pytali o to, czy światło ma na niego wpływ, o oczy, czy zmieniają kolor i inne brednie. Serio, te pytania były tak nie dorzeczne, że niektórzy ze strażników powstrzymywali śmiech, nawet Dymitr. Boże, co to było? Musiał nawet obiecać, że przyjdzie na jutrzejsze nabożeństwo. Następnie pytali go i Lissę o wczorajszą noc. Od razu zauważyłam, że Bielikowa wciąż gryzą wyrzuty sumienia za to co robił jako strzyga. Starałam się go uspakajać, gdy dłoń mu za bardzo drżała. To była jedyną część cięła, no i oczy, które pozwalały mi i tylko mi poczuć jego zdenerwowanie. Uspokoił się znacznie, gdy Lissa mówiła o walce w magazynie. Czułam między nimi tą nić porozumienia. On ja wprost ubóstwiał, za to co zrobiła. Gdyby nie ufam mi tak, jak ufa, mogłabym być zazdrosna. Ale nie jestem. Cieszę się, że przy nas czuje się bezpieczny. Były też pytania o jego przemianę i próba ze sztyletem. Udowodniono tylko, że jest... dampirem. Brawa dla nich.
- Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania?- spytał Hans.
- Ja.- wstałam puszczając dłoń Dymitra i odwracając się w jego stronę.
Dampir posłał mi zdziwione spojrzenie, ale wzrokiem pokazałam mu, żeby mi zaufał.
- Kiedy byłeś jedną ze strzyg- świadomie użyłam czasu przeszłego- miałeś kontakt z nimi wszystkimi. Wiedziałeś, gdzie przebywają strzygi w Rosji i Stanach, tak?
- Tak.
- Czy teraz także wiesz, gdzie są?
Lissa zmarszczyła czoło. Przestraszyła się, iż zamierzam dowieść, iż Dymitr nadal kontaktuje się za strzygami.
- Tak – przyznał. – O ile jeszcze się nie przeniosły. – Tym razem odpowiedział szybciej. Nie byłam pewna, czy zorientował się, do czego zmierzam, czy po prostu mi zaufał.
- Podzielisz się tymi informacjami ze strażnikami? – ciągnęłam. – Wskażesz nam kryjówki strzyg, żebyśmy mogli je zaatakować?
Dopięłam swego. Przejście do ofensywy w walce ze strzygami było gorąco dyskutowane i miało wielu zwolenników, podobnie jak przeciwników. Słuchałam reakcji w tłumie. Jedni twierdzili, że nawołuje do samobójczej walki, inni sądzili, że zyskalibyśmy cenną przewagę.
-Tak – oparł głośno i wyraźnie. – Powiem wam wszystko, co wiem o planach strzyg i ich kryjówkach. Będę walczył przeciwko nim razem z wami albo zostanę z tyłu, jeśli tego zażądacie.
Hans pochylił się do przodu. Był podekscytowany.
-To bezcenne informacje.
Przyznałam mu kolejny punkt.
Drugi moroj spurpurowiał z niezadowolenia. A może był to efekt promieni słonecznych? Moroje zamierzali sprawdzić, czy Dymitr spłonie w świetle dnia, lecz teraz słońce zaczynało im również doskwierać.
-Chwileczkę! – ten sam usiłował zapanować nad emocjonalnymi gapiami. – Nie prowadzimy takiej strategii. Poza tym on może kłamać…
Jego słowa zagłuszył krzyk kobiety. Mały chłopiec, moroj, najwyżej sześcioletni, wyrwał się z tłumu i biegł w naszą stronę. Wrzeszczała jego matka. Zagrodziłam mu drogę i złapałam za rękę. Nie bałam się, że Dymitr zrobi mu krzywdę, ale ona mogła dostać ataku serca ze strachu. Podeszła do mnie z wdzięcznością.
-Mam pytanie – zaczął dzielnie malec.
Matka zamierzała go zabrać, ale powstrzymałam ją ruchem ręki.
-Chwileczkę. – Uśmiechnęłam się do chłopca. – O co chcesz zapytać? Śmiało. – Matka zerkała z przestrachem na Dymitra. – Nie pozwolę, by coś mu się stało – zapewniłam ją szeptem, lecz nie wydawała się przekonana. W każdym razie została na miejscu.
Pierwszy moroj przewrócił oczami.
-To śmieszne…
-Skoro jesteś strzygą… - tym razem chłopiec przemówił głośniej – to dlaczego nie masz rogów? Mój kolega Jeffrey mówił, że strzygi są rogowate.
Dymitr znów popatrzył na mnie. Rozumieliśmy się. Odpowiedział chłopcu z łagodną, poważną miną.
-Strzygi nie mają rogów. A nawet gdyby tak było, to bez znaczenia, bo ja nie jestem strzygą.
-Strzygi mają czerwone oczy – wyjaśniłam. – Czy jego oczy są czerwone?
Chłopiec nachylił się bardziej.
-Nie. Są brązowe.
-Co jeszcze wiesz o strzygach? – ciągnęłam.
-Mają kły, jak my – odpowiedział rezolutnie.
-Masz kły? – spytałam radośnie Dymitra.
Dymitr uśmiechnął się – szerokim, cudownym uśmiechem, który całkowicie mnie zaskoczył. Tak rzadko to robił. Nawet gdy był rozbawiony albo szczęśliwy, uśmiechał się półgębkiem. Teraz pokazał wszystkie zęby, normalne jak u ludzi i dampirów. Nie miał kłów.
Mały był pod wrażeniem.
-No, Jonathanie – odezwała się niespokojnie jego matka. – Zadałeś pytanie, więc możemy już iść.
-Strzygi są supersilne. – Jonathan zapewne zamierzał kiedyś zostać prawnikiem. – Nic nie może ich zranić.
Tym razem nie odezwałam się w obawie, że zażąda, by serce Dymitra zostało przebite sztyletem. Właściwie byłam zdziwiona, że nikt z zebranych nie wpadł na ten pomysł. Chłopiec wbił wzrok w Dymitra.
-Jesteś supersilny? Można cię zranić?
-Oczywiście, że można – odparł pytany. – Jestem silny, ale odczuwam ból.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zaproponowała malcowi czegoś, czego nie powinnam.
-Powinieneś go uderzyć i przekonać się na własne oczy.
Jego matka znów krzyknęła, ale Johnatan był szybszy i wyrwał się jej. Podbiegł do Dymitra, zanim ktokolwiek zdążył go złapać – no, ja zdążyłabym – i uderzył małą piąstką w kolano.
Dymitr zareagował błyskawicznie, jak wtedy, gdy unikał ciosów przeciwnika. Udał, że leci do tyłu, jakby Jonathan go znokautował. Chwycił się przy tym za kolano i jęknął z bólu.
Kilka osób się roześmiało i wtedy jeden ze strażników chwycił chłopca i oddał go matce, która nieomal wpadła w histerię. Odciągany zerknął jeszcze przez ramię na Dymitra.
-On chyba nie jest taki silny. Nie jest strzygą.
Wywołał tą uwagą jeszcze większe rozbawienie. Trzeci moroj biorący udział w przesłuchaniu nie odzywał się do tej pory, ale teraz wstał.
-Widziałem już wystarczająco dużo. Uważam, że nadal trzeba go pilnować, lecz nie jest strzygą. Przydzielcie mu mieszkanie i miejcie na oku. Zanim zapadną dalsze decyzje.
Pierwszy moroj zerwał się z miejsca.
-Ależ…
Tamten machnął ręką.
-Nie będziemy tracić czasu. Jest gorąco i chcę pójść do łóżka. Nie twierdzę, że rozumiem, co się stało, lecz to nasz najmniejszy problem. Członkowie Rady skaczą sobie do gardeł z powodu nowego dekretu. To, co dziś widzieliśmy, jest pozytywnym zjawiskiem, nawet cudownym. Może odmienić nasze życie. Założę się stosowny raport Jej Wysokości
Wszyscy zaczęli się rozchodzić, po za naszą trójką i strażnikami Dymitra. Bielikow posłał mi wdzięczny uśmiech. Dopiero teraz zauważył zrywkę, którą trzymałam. Zaciekawiony chciał mi ją zabrać, ale mu nie pozwoliłam.
- A, a, a- odsunęłam się z uśmiechem.- Dam ci to dopiero w łazience.
- Czyżbyś coś mi sugerowała?- spytał, unosząc jedną brew do góry.
Ale i tak poszliśmy razem ze strażnikami do budynku aresztu. To tam były łaźnie dla więźniów. Lissa pomachała nam, wiedząc, że zostawia go w dobrych rękach.
- Na przykład to, że wciąż masz na sobie ubrania z wczorajszej walki?- zauważyłam.
- Nie mam nic na zmianę.
Nic nie odpowiedziałam, powstrzymując śmiech. Dalej w ciszy szliśmy do łazienek. Przy prysznicach wcisnęłam Dymitrowi w ręce worek i wepchnęłam go do środka. Po chwili usłyszałam szelest.
- Rose, skąd ty masz moje ubrania?- spytał przez drzwi.
- W Akademii zostawiłeś i bardzo za Tobą tęskniły.
- Ale skąd ty je...
- Dymitr, pogadamy jak się wykąpiesz. Nie będę gadać z drzwiami.
Westchnął, ale nic więcej nie powiedział. Zaczęła lać się woda, a ja podeszłam do jego strażników.
- Niech później wróci do celi. Powiedzcie mu, że zaraz wrócę.
Kiwnęli mi głowami, a ja ruszyłam biegiem. Do pokoju. Wzięłam pieniądze jakie miałam i poszłam do baru niedaleko.
- Dzień dobry- usłyszałam gdy doszłam do lady.
- Dzień dobry. Poproszę dwa razy obiad dnia, na wynos.
Zapłaciłam, a po dziesięciu minutach dostałam zrywkę z dwoma styropianowymi pudłkami. Wróciłam z nią do Dymitra.
- Proszę- podałam mu jego porcję i sztućce.
Otworzyłam swoje pudełko i uderzył mnie piękny zapach. Mmm... ryba z frytkami. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo głodna jestem. Jednak Dymitr patrzył na to niepewnie. No tak. Przecież od kilku miesięcy nie jadł normalnego jedzenia.
- Spokojnie Towarzyszu, nie otrujesz się.- posłałam mu uśmiech.
Odwzajemnił go i pomału wziął jedną frytkę do ust. To był uroczy widok. Skojarzył mi się z dzieckiem, które uczy się nowych smaków i rzeczy. Po chwili oboje zajadaliśmy się obiadem.
- Umm... pycha!- westchnęłam z przyjemności.- Lepsze to chyba tylko w Bai jadłam. A właśnie!- spojrzałam na Rosjanina.- Nigdy nie mówiłeś, że gotujesz.
- Nie gotuje.
- Od twojej mamy słyszałam co innego.
- No może trochę- spojrzałam na niego znacząco.- No dobra, często jej pomagałem i gotowałem osobno dla siebie. Jestem strasznym głodomorem- zaśmiał się - Karolina zawsze mówiła, że w związku to ja będę kurą domową.
- Ja nie mam za dobrych kontaktów z kuchenką. Wiesz, różnice poglądów. Z mikrofalą jeszcze, ale kuchenka? Nigdy w życiu.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Jak wszystko się ułoży, mogę zaprosić cię na obiad.- powiedział, wybierając usta serwetką.
- Jeśli gotujesz tak dobrze jak reszta twojej rodziny, będę częstym gościem.
Dostrzegłam tęskne spojrzenia, jakie rzucał książce leżącej na prowizorycznym łóżku. Uśmiechnęłam się lekko.
- No już, czytaj- na jego niezrozumiały wzrok kiwnęłam na książkę.- Ja sobie popatrzę.
Niepewnie wstał i wziął książkę. Patrząc na mnie, jakby pytał, czy na pewno, otworzył na pierwszej stronie. Jednak nie musiałam czekać długo, aż lektura całkiem go wciągnęła. Oparł się o ścianę i czytał, przerzucając co chwilę strony. Nie sądziłam jak wciągające będzie patrzenie na niego. To jak w skupieniu jego oczy smagały tekst, jak czasami się uśmiechał, a innym razem przygryzał wargę w zastanowieniu. W tym wydaniu był jeszcze bardziej seksowny, niż zazwyczaj.
- Widzisz Coś, co ci się podoba, Roza?- spytał z uśmiechem, podnosząc na mnie wzrok.
- Oj dużo rzeczy.- ostentacyjnie przyjechałam wzrokiem po jego sylwetce od góry do dołu, zwilżając wargi.
- Wyglądasz, jakbyś zaraz miała się na mnie rzucić. - zaśmiał się, choć w jego oczach widziałam błysk fascynacji.
Oj nawet nie wiesz, jak chętnie bym to zrobiła. Jedno twoje słowo. Ale wiedziałam, że nie mogę tego powiedzieć. W sumie, nie wiedziałam, co powiedzieć. Od tego uratowały mnie kroki na korytarzu. Dymitr zaciekawiony wyprostował się i stanął na przeciwko krat w tej samej chwili, co nasz gość po przeciwnej stronie. Była to Tasza.
- Dimka!- uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj Nataszo.- Rosjanin odpowiedział wesoło, aż mogłam sobie wyobrazić jego uśmiech.
Zabolało mnie to, co wiem, że będę musiała mu potem powiedzieć. Ale to będzie dla niego najlepsze, nawet jakbym miała go stracić na zawsze.
- Przyszłabym wcześniej, ale nie chcieli mnie wpuścić. Powtarzali w kółko, że wstęp mają tylko Lissa i Rose. A tak swoją drogą, ciekawe, gdzie ona jest? Od wczoraj młody Iwaszkow jej szuka- odwróciła głowę, jakby się nad czymś zastanawiała.
Musiała mnie nie zauważyć. Bielikow doszedł do tego samego wniosku. Odwrócił głowę w moją stronę, a ja zaczęłam mu pokazywać, że nie. Wolę żeby nie wiedziała, że tu jestem.
- No nieważne- podniosła głowę w chwili, kiedy Dymitr odwrócił wzrok znowu na nią.- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie jest źle.
- Mój ty biedaku.- pogłaskała go po policzku.
Widziałam jak ona patrzy na niego z czułością i miłością. Jestem pewna, że dampir czuję się dobrze w jej towarzystwie i nie mam zamiaru wyobrażać sobie co jeszcze. I tak to, że muszę na nich patrzeć, boli.
- Wiesz...- zaczęła, zabierając rękę.- pomyślałam sobie, że skoro już nie musisz uczyć w akademii, to może przemyślałbyś jeszcze raz moją propozycję z zimy? Żebyś był moi strażnikiem- dokończyła z uroczym uśmiechem.
I to niby ja chcę się na niego rzucić? Ona by się go nawet nie pytała.
- Nie wiem, Nataszo. Na razie jestem zagubiony, wiele rzeczy muszę sobie przemyśleć. Ale na pewno dam ci znać.
- Dobrze. Ja muszę już iść, bo jestem w trakcie przywracania godności mojej i Chrisa. I nie chwaląc się, dobrze mi idzie.
- To życzę ci powodzenia.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. A ty pomyśl o mojej propozycji.- pocałowała go w policzek, na co odwróciłam wzrok, po czym usłyszałam oddalający się stukot jej obcasów na kamiennej posadzce.
- Co się dzieje?- spytałam Hansa.
On odchrząknął i podniósł się. Stanął na przeciwko nas z trójką morojów. Zrozumiałam, że czas na przesłuchanie. Pytali o to, czy światło ma na niego wpływ, o oczy, czy zmieniają kolor i inne brednie. Serio, te pytania były tak nie dorzeczne, że niektórzy ze strażników powstrzymywali śmiech, nawet Dymitr. Boże, co to było? Musiał nawet obiecać, że przyjdzie na jutrzejsze nabożeństwo. Następnie pytali go i Lissę o wczorajszą noc. Od razu zauważyłam, że Bielikowa wciąż gryzą wyrzuty sumienia za to co robił jako strzyga. Starałam się go uspakajać, gdy dłoń mu za bardzo drżała. To była jedyną część cięła, no i oczy, które pozwalały mi i tylko mi poczuć jego zdenerwowanie. Uspokoił się znacznie, gdy Lissa mówiła o walce w magazynie. Czułam między nimi tą nić porozumienia. On ja wprost ubóstwiał, za to co zrobiła. Gdyby nie ufam mi tak, jak ufa, mogłabym być zazdrosna. Ale nie jestem. Cieszę się, że przy nas czuje się bezpieczny. Były też pytania o jego przemianę i próba ze sztyletem. Udowodniono tylko, że jest... dampirem. Brawa dla nich.
- Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania?- spytał Hans.
- Ja.- wstałam puszczając dłoń Dymitra i odwracając się w jego stronę.
Dampir posłał mi zdziwione spojrzenie, ale wzrokiem pokazałam mu, żeby mi zaufał.
- Kiedy byłeś jedną ze strzyg- świadomie użyłam czasu przeszłego- miałeś kontakt z nimi wszystkimi. Wiedziałeś, gdzie przebywają strzygi w Rosji i Stanach, tak?
- Tak.
- Czy teraz także wiesz, gdzie są?
Lissa zmarszczyła czoło. Przestraszyła się, iż zamierzam dowieść, iż Dymitr nadal kontaktuje się za strzygami.
- Tak – przyznał. – O ile jeszcze się nie przeniosły. – Tym razem odpowiedział szybciej. Nie byłam pewna, czy zorientował się, do czego zmierzam, czy po prostu mi zaufał.
- Podzielisz się tymi informacjami ze strażnikami? – ciągnęłam. – Wskażesz nam kryjówki strzyg, żebyśmy mogli je zaatakować?
Dopięłam swego. Przejście do ofensywy w walce ze strzygami było gorąco dyskutowane i miało wielu zwolenników, podobnie jak przeciwników. Słuchałam reakcji w tłumie. Jedni twierdzili, że nawołuje do samobójczej walki, inni sądzili, że zyskalibyśmy cenną przewagę.
-Tak – oparł głośno i wyraźnie. – Powiem wam wszystko, co wiem o planach strzyg i ich kryjówkach. Będę walczył przeciwko nim razem z wami albo zostanę z tyłu, jeśli tego zażądacie.
Hans pochylił się do przodu. Był podekscytowany.
-To bezcenne informacje.
Przyznałam mu kolejny punkt.
Drugi moroj spurpurowiał z niezadowolenia. A może był to efekt promieni słonecznych? Moroje zamierzali sprawdzić, czy Dymitr spłonie w świetle dnia, lecz teraz słońce zaczynało im również doskwierać.
-Chwileczkę! – ten sam usiłował zapanować nad emocjonalnymi gapiami. – Nie prowadzimy takiej strategii. Poza tym on może kłamać…
Jego słowa zagłuszył krzyk kobiety. Mały chłopiec, moroj, najwyżej sześcioletni, wyrwał się z tłumu i biegł w naszą stronę. Wrzeszczała jego matka. Zagrodziłam mu drogę i złapałam za rękę. Nie bałam się, że Dymitr zrobi mu krzywdę, ale ona mogła dostać ataku serca ze strachu. Podeszła do mnie z wdzięcznością.
-Mam pytanie – zaczął dzielnie malec.
Matka zamierzała go zabrać, ale powstrzymałam ją ruchem ręki.
-Chwileczkę. – Uśmiechnęłam się do chłopca. – O co chcesz zapytać? Śmiało. – Matka zerkała z przestrachem na Dymitra. – Nie pozwolę, by coś mu się stało – zapewniłam ją szeptem, lecz nie wydawała się przekonana. W każdym razie została na miejscu.
Pierwszy moroj przewrócił oczami.
-To śmieszne…
-Skoro jesteś strzygą… - tym razem chłopiec przemówił głośniej – to dlaczego nie masz rogów? Mój kolega Jeffrey mówił, że strzygi są rogowate.
Dymitr znów popatrzył na mnie. Rozumieliśmy się. Odpowiedział chłopcu z łagodną, poważną miną.
-Strzygi nie mają rogów. A nawet gdyby tak było, to bez znaczenia, bo ja nie jestem strzygą.
-Strzygi mają czerwone oczy – wyjaśniłam. – Czy jego oczy są czerwone?
Chłopiec nachylił się bardziej.
-Nie. Są brązowe.
-Co jeszcze wiesz o strzygach? – ciągnęłam.
-Mają kły, jak my – odpowiedział rezolutnie.
-Masz kły? – spytałam radośnie Dymitra.
Dymitr uśmiechnął się – szerokim, cudownym uśmiechem, który całkowicie mnie zaskoczył. Tak rzadko to robił. Nawet gdy był rozbawiony albo szczęśliwy, uśmiechał się półgębkiem. Teraz pokazał wszystkie zęby, normalne jak u ludzi i dampirów. Nie miał kłów.
Mały był pod wrażeniem.
-No, Jonathanie – odezwała się niespokojnie jego matka. – Zadałeś pytanie, więc możemy już iść.
-Strzygi są supersilne. – Jonathan zapewne zamierzał kiedyś zostać prawnikiem. – Nic nie może ich zranić.
Tym razem nie odezwałam się w obawie, że zażąda, by serce Dymitra zostało przebite sztyletem. Właściwie byłam zdziwiona, że nikt z zebranych nie wpadł na ten pomysł. Chłopiec wbił wzrok w Dymitra.
-Jesteś supersilny? Można cię zranić?
-Oczywiście, że można – odparł pytany. – Jestem silny, ale odczuwam ból.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zaproponowała malcowi czegoś, czego nie powinnam.
-Powinieneś go uderzyć i przekonać się na własne oczy.
Jego matka znów krzyknęła, ale Johnatan był szybszy i wyrwał się jej. Podbiegł do Dymitra, zanim ktokolwiek zdążył go złapać – no, ja zdążyłabym – i uderzył małą piąstką w kolano.
Dymitr zareagował błyskawicznie, jak wtedy, gdy unikał ciosów przeciwnika. Udał, że leci do tyłu, jakby Jonathan go znokautował. Chwycił się przy tym za kolano i jęknął z bólu.
Kilka osób się roześmiało i wtedy jeden ze strażników chwycił chłopca i oddał go matce, która nieomal wpadła w histerię. Odciągany zerknął jeszcze przez ramię na Dymitra.
-On chyba nie jest taki silny. Nie jest strzygą.
Wywołał tą uwagą jeszcze większe rozbawienie. Trzeci moroj biorący udział w przesłuchaniu nie odzywał się do tej pory, ale teraz wstał.
-Widziałem już wystarczająco dużo. Uważam, że nadal trzeba go pilnować, lecz nie jest strzygą. Przydzielcie mu mieszkanie i miejcie na oku. Zanim zapadną dalsze decyzje.
Pierwszy moroj zerwał się z miejsca.
-Ależ…
Tamten machnął ręką.
-Nie będziemy tracić czasu. Jest gorąco i chcę pójść do łóżka. Nie twierdzę, że rozumiem, co się stało, lecz to nasz najmniejszy problem. Członkowie Rady skaczą sobie do gardeł z powodu nowego dekretu. To, co dziś widzieliśmy, jest pozytywnym zjawiskiem, nawet cudownym. Może odmienić nasze życie. Założę się stosowny raport Jej Wysokości
Wszyscy zaczęli się rozchodzić, po za naszą trójką i strażnikami Dymitra. Bielikow posłał mi wdzięczny uśmiech. Dopiero teraz zauważył zrywkę, którą trzymałam. Zaciekawiony chciał mi ją zabrać, ale mu nie pozwoliłam.
- A, a, a- odsunęłam się z uśmiechem.- Dam ci to dopiero w łazience.
- Czyżbyś coś mi sugerowała?- spytał, unosząc jedną brew do góry.
Ale i tak poszliśmy razem ze strażnikami do budynku aresztu. To tam były łaźnie dla więźniów. Lissa pomachała nam, wiedząc, że zostawia go w dobrych rękach.
- Na przykład to, że wciąż masz na sobie ubrania z wczorajszej walki?- zauważyłam.
- Nie mam nic na zmianę.
Nic nie odpowiedziałam, powstrzymując śmiech. Dalej w ciszy szliśmy do łazienek. Przy prysznicach wcisnęłam Dymitrowi w ręce worek i wepchnęłam go do środka. Po chwili usłyszałam szelest.
- Rose, skąd ty masz moje ubrania?- spytał przez drzwi.
- W Akademii zostawiłeś i bardzo za Tobą tęskniły.
- Ale skąd ty je...
- Dymitr, pogadamy jak się wykąpiesz. Nie będę gadać z drzwiami.
Westchnął, ale nic więcej nie powiedział. Zaczęła lać się woda, a ja podeszłam do jego strażników.
- Niech później wróci do celi. Powiedzcie mu, że zaraz wrócę.
Kiwnęli mi głowami, a ja ruszyłam biegiem. Do pokoju. Wzięłam pieniądze jakie miałam i poszłam do baru niedaleko.
- Dzień dobry- usłyszałam gdy doszłam do lady.
- Dzień dobry. Poproszę dwa razy obiad dnia, na wynos.
Zapłaciłam, a po dziesięciu minutach dostałam zrywkę z dwoma styropianowymi pudłkami. Wróciłam z nią do Dymitra.
- Proszę- podałam mu jego porcję i sztućce.
Otworzyłam swoje pudełko i uderzył mnie piękny zapach. Mmm... ryba z frytkami. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo głodna jestem. Jednak Dymitr patrzył na to niepewnie. No tak. Przecież od kilku miesięcy nie jadł normalnego jedzenia.
- Spokojnie Towarzyszu, nie otrujesz się.- posłałam mu uśmiech.
Odwzajemnił go i pomału wziął jedną frytkę do ust. To był uroczy widok. Skojarzył mi się z dzieckiem, które uczy się nowych smaków i rzeczy. Po chwili oboje zajadaliśmy się obiadem.
- Umm... pycha!- westchnęłam z przyjemności.- Lepsze to chyba tylko w Bai jadłam. A właśnie!- spojrzałam na Rosjanina.- Nigdy nie mówiłeś, że gotujesz.
- Nie gotuje.
- Od twojej mamy słyszałam co innego.
- No może trochę- spojrzałam na niego znacząco.- No dobra, często jej pomagałem i gotowałem osobno dla siebie. Jestem strasznym głodomorem- zaśmiał się - Karolina zawsze mówiła, że w związku to ja będę kurą domową.
- Ja nie mam za dobrych kontaktów z kuchenką. Wiesz, różnice poglądów. Z mikrofalą jeszcze, ale kuchenka? Nigdy w życiu.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Jak wszystko się ułoży, mogę zaprosić cię na obiad.- powiedział, wybierając usta serwetką.
- Jeśli gotujesz tak dobrze jak reszta twojej rodziny, będę częstym gościem.
Dostrzegłam tęskne spojrzenia, jakie rzucał książce leżącej na prowizorycznym łóżku. Uśmiechnęłam się lekko.
- No już, czytaj- na jego niezrozumiały wzrok kiwnęłam na książkę.- Ja sobie popatrzę.
Niepewnie wstał i wziął książkę. Patrząc na mnie, jakby pytał, czy na pewno, otworzył na pierwszej stronie. Jednak nie musiałam czekać długo, aż lektura całkiem go wciągnęła. Oparł się o ścianę i czytał, przerzucając co chwilę strony. Nie sądziłam jak wciągające będzie patrzenie na niego. To jak w skupieniu jego oczy smagały tekst, jak czasami się uśmiechał, a innym razem przygryzał wargę w zastanowieniu. W tym wydaniu był jeszcze bardziej seksowny, niż zazwyczaj.
- Widzisz Coś, co ci się podoba, Roza?- spytał z uśmiechem, podnosząc na mnie wzrok.
- Oj dużo rzeczy.- ostentacyjnie przyjechałam wzrokiem po jego sylwetce od góry do dołu, zwilżając wargi.
- Wyglądasz, jakbyś zaraz miała się na mnie rzucić. - zaśmiał się, choć w jego oczach widziałam błysk fascynacji.
Oj nawet nie wiesz, jak chętnie bym to zrobiła. Jedno twoje słowo. Ale wiedziałam, że nie mogę tego powiedzieć. W sumie, nie wiedziałam, co powiedzieć. Od tego uratowały mnie kroki na korytarzu. Dymitr zaciekawiony wyprostował się i stanął na przeciwko krat w tej samej chwili, co nasz gość po przeciwnej stronie. Była to Tasza.
- Dimka!- uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj Nataszo.- Rosjanin odpowiedział wesoło, aż mogłam sobie wyobrazić jego uśmiech.
Zabolało mnie to, co wiem, że będę musiała mu potem powiedzieć. Ale to będzie dla niego najlepsze, nawet jakbym miała go stracić na zawsze.
- Przyszłabym wcześniej, ale nie chcieli mnie wpuścić. Powtarzali w kółko, że wstęp mają tylko Lissa i Rose. A tak swoją drogą, ciekawe, gdzie ona jest? Od wczoraj młody Iwaszkow jej szuka- odwróciła głowę, jakby się nad czymś zastanawiała.
Musiała mnie nie zauważyć. Bielikow doszedł do tego samego wniosku. Odwrócił głowę w moją stronę, a ja zaczęłam mu pokazywać, że nie. Wolę żeby nie wiedziała, że tu jestem.
- No nieważne- podniosła głowę w chwili, kiedy Dymitr odwrócił wzrok znowu na nią.- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie jest źle.
- Mój ty biedaku.- pogłaskała go po policzku.
Widziałam jak ona patrzy na niego z czułością i miłością. Jestem pewna, że dampir czuję się dobrze w jej towarzystwie i nie mam zamiaru wyobrażać sobie co jeszcze. I tak to, że muszę na nich patrzeć, boli.
- Wiesz...- zaczęła, zabierając rękę.- pomyślałam sobie, że skoro już nie musisz uczyć w akademii, to może przemyślałbyś jeszcze raz moją propozycję z zimy? Żebyś był moi strażnikiem- dokończyła z uroczym uśmiechem.
I to niby ja chcę się na niego rzucić? Ona by się go nawet nie pytała.
- Nie wiem, Nataszo. Na razie jestem zagubiony, wiele rzeczy muszę sobie przemyśleć. Ale na pewno dam ci znać.
- Dobrze. Ja muszę już iść, bo jestem w trakcie przywracania godności mojej i Chrisa. I nie chwaląc się, dobrze mi idzie.
- To życzę ci powodzenia.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. A ty pomyśl o mojej propozycji.- pocałowała go w policzek, na co odwróciłam wzrok, po czym usłyszałam oddalający się stukot jej obcasów na kamiennej posadzce.
DYMITR
Zszokowany odwróciłem się od krat, trzymając policzek. Nie miałem pojęcia co o tym myśleć. Spojrzałem na Rose i czułem, że serce mi pęka. Nie patrzyła na mnie, a na swoje stopy, opierając głowę o kolana. Czułem jej ból. Niby to Natasza mnie pocałowała, ale mimo wszystko, było mi z tym źle. Przetarłem dłońmi twarz i oparłem się ścianę, zjeżdżając po niej w dół.
- Powinieneś się zgodzić.- usłyszałem z boku.
Spojrzałem tam, ale Rose nie zmieniła pozycji. Nie mogłem uwierzyć. Wiem, że mnie kocha i widzę jak cierpi po mojej krótkiej rozmowie z morojką, a mimo wszystko chce, żebym był jej strażnikiem.
- To samo mówiłaś wtedy.- zauważyłem.
Wzrokiem wypalałem w niej dziurę, ale ona wciąż nie podniosła głowy.
- Wiem. I teraz to powtarzam, bo myślę to samo co wtedy. Z nią będziesz szczęśliwy. Nie tylko ja i Lissa możemy ci pomóc.- w końcu podniosła wzrok.- Widziałam, jak na siebie patrzycie.
Choć starała się zachować spokój, jej uśmiech nie umiał zagłuszyć bólu wołającego z jej oczu. Mimo tego była gotowa wypuścić mnie, jeśli byłbym szczęśliwszy.
- Nie kocham jej.- zapewniłem.- Nikogo nie jestem w stanie kochać.
- Teraz. Ale to się zmieni, wierzę w to. A najlepiej będzie, jeśli twoje uczucia obudzą się do Taszy. Nie każ mi wymieniać powodów.
Nie kazałem, bo sam nawet nie mogłem o tym myśleć.
- Roza, pół roku temu jej odmówiłem.
- Bo kochałeś mnie. Teraz sam mówisz, że nie kochasz.
Nie kochałem, ale wyraźnie coś czułem. Już widziałem ją na moich obiadach, jak często byśmy spędzali czas. Nie widzę swojego życia bez niej, a tym bardziej z Taszą u boku. Nie wiem...
- Obiecaj mi, że się nad tym pożądanie zastanowisz.- poprosiła.
- Obiecuję.- uśmiechnął się.- Czemu Adrian cię szuka?
Wypuściła głośno powietrze.
- Już nie szuka. Spotkałam go rano. Musiałam z nim zerwać.
- Powinieneś się zgodzić.- usłyszałem z boku.
Spojrzałem tam, ale Rose nie zmieniła pozycji. Nie mogłem uwierzyć. Wiem, że mnie kocha i widzę jak cierpi po mojej krótkiej rozmowie z morojką, a mimo wszystko chce, żebym był jej strażnikiem.
- To samo mówiłaś wtedy.- zauważyłem.
Wzrokiem wypalałem w niej dziurę, ale ona wciąż nie podniosła głowy.
- Wiem. I teraz to powtarzam, bo myślę to samo co wtedy. Z nią będziesz szczęśliwy. Nie tylko ja i Lissa możemy ci pomóc.- w końcu podniosła wzrok.- Widziałam, jak na siebie patrzycie.
Choć starała się zachować spokój, jej uśmiech nie umiał zagłuszyć bólu wołającego z jej oczu. Mimo tego była gotowa wypuścić mnie, jeśli byłbym szczęśliwszy.
- Nie kocham jej.- zapewniłem.- Nikogo nie jestem w stanie kochać.
- Teraz. Ale to się zmieni, wierzę w to. A najlepiej będzie, jeśli twoje uczucia obudzą się do Taszy. Nie każ mi wymieniać powodów.
Nie kazałem, bo sam nawet nie mogłem o tym myśleć.
- Roza, pół roku temu jej odmówiłem.
- Bo kochałeś mnie. Teraz sam mówisz, że nie kochasz.
Nie kochałem, ale wyraźnie coś czułem. Już widziałem ją na moich obiadach, jak często byśmy spędzali czas. Nie widzę swojego życia bez niej, a tym bardziej z Taszą u boku. Nie wiem...
- Obiecaj mi, że się nad tym pożądanie zastanowisz.- poprosiła.
- Obiecuję.- uśmiechnął się.- Czemu Adrian cię szuka?
Wypuściła głośno powietrze.
- Już nie szuka. Spotkałam go rano. Musiałam z nim zerwać.
ROSE
- Byliście razem? Czemu z nim zerwałaś? Myślę, że byłabyś z nim szczęśliwa.
- Nie mogłam z nim być, skoro kocham ciebie. Proszę, nie rozmawiajmy o tym. Książka cię woła.- uśmiechnęłam się smutno patrząc na western leżący na posadzce.
- Nie ucieknie. Chodź tu do mnie- wyciągnął rękę, jakby chciał mnie wziąć pod swoje skrzydła.
Podeszłam i weszłam pod jego ramię. Objął mnie i przykrył prochowcem.
- To był męczący dzień- uznałam.
- Dziękuję, że przy mnie byłaś. Nawet nie wiesz jak mi pomogłaś.
- Obiecałam, że przy tobie będę. Po za tym, próbnie zostałam twoją strażniczką.
- Co to znaczy?- mogłam sobie wyobrazić, jak marszczy czoło.
- Byłam u Hansa, żeby przeniósł cię do jakichś bardziej cywilizowanych warunków. Za jakiś czas powinni tu po nas przyjść. Od razu pochwalił mnie za tą całą misję w magazynie. Mam szansę zostać strażniczką Lissy, ale muszę jeszcze się wykazać. Zasugerował, że jeśli będę cię pilnować, uda mi się. Ale i tak bym przy tobie była.
- Wiem Roza. Wierzę ci.
Siedzieliśmy tak w ciszy nie wiem ile, aż nie rozległy się kolejne, tym razem bardziej liczne odgłosy kroków. Poruszyłam się, a mój ukochany podniósł rękę. Doskonale się zrozumieliśmy. Wstaliśmy, równo z tym, jak Hans ze strażnikami wyszli zza ściany. Otworzono kraty i wyszliśmy. Po drodze Rosjanin podniósł swoją książkę.
- Możemy po drodze zajść do mojego pokoju?- spytałam Hansa.- Są tam rzeczy Dymitra z Akademii.
- Dobrze.- zgodził się po zastanowieniu Croft.
Do mojego mieszkania szybko doszliśmy. Rzeczy Bielikowa były w kartonie w pawlaczu. Wysoki strażnik pomógł mi to zdjąć, a jego właściciel sam je wziął. Zabrałam jeszcze kilka swoich rzeczy, takich jak piżamę i kosmetyki.
- Czy to moja koszulka?- podskoczyłam ze strachu.
Dymitr patrzył mi przez ramię do szafy.
- Nie strasz mnie tak. No tak. Czasami w niej spałam.- przyznałam, robiąc się cała czerwona.
- Czasami?- uniósł brew.
- Tak- wyciągnęłam ją i podałam mu.- Zapomniałam, że tu jest.
Tak na prawdę chciałam ją zachować dla siebie. Ale przecież mu tego nie powiem. Jednak musiał to... nie wiem, wyczytać z twarzy, domyślić się? Nie wie, ale oddał mi ją. Jeszcze bardziej czerwona, schowałam ją na swoje miejsce.
- Chciałbym Cię kiedyś w niej zobaczyć.- szepnął mi do ucha.
Poczułam jak robi mi się gorąco, a serce przyśpiesza bicie. Zaskoczył mnie, na prawdę. Jednak musiałam się uspokoić.
- Może kiedyś, jak niespodziewanie przyjedziesz do mnie rano. Ale wiedz, że będziesz musiał mi zrobić śniadanie.
- Z wielką przyjemnością bym ci gotował.
W końcu spakowałam się i poszliśmy do naszego pokoju tymczasowego. Nie różnił się za bardzo od innych. Prosto umeblowany z łóżkiem, biurkiem, regałem i szafkami. Usiedliśmy na łóżku, rzucając swoje rzeczy na podłogę. Oboje nie wiedzieliśmy co robić.
- Chyba powinniśmy szykować się do spania.- odezwałam się w końcu.
- Ty możesz pierwsza.- wskazał na jedne drzwi.
Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Prysznic z myciem głowy, na co nie miałam czasu wcześniej, zmycie makijażu ubranie piżamy zajęło mi godzinę. Jednak Dymitr chyba tego nie zauważył, bo nawet jak wyszłam nie zareagował, zaczytany w swój western.
- Towarzyszu.- zwróciłam jego uwagę.- Wolne.
Wstał szybko i wziął swoje rzeczy. W drodze do łazienki, stanął za mną.
- Miałem zobaczyć cię w czymś innym.- szepnął i zniknął za drzwiami.
O co mu chodzi? Czemu on to robi? Czemu się tak nade mną znęca? Usiadłam na łóżku, nie wiedząc, co o tym myśleć. Nie trwało długo, jak Rosjanin się wykąpał. Uśmiechnął się szeroko, ale ja patrzyłam na niego poważnie.
- Czemu to robisz?- spytałam.
- Słucham?
- No to wszystko. To u mnie w mieszkaniu i zanim poszedłeś się myć. Wczoraj mówiłeś, że chcesz trzymać się ode mnie z daleka, później ta rozmowa z Taszą... co ty chcesz osiągnąć?- wstałam, stając na przeciwko dampira.-Nie wiem, udowodnić mi, czy sobie, że umiesz mnie pokochać?
- J-ja myślałem, że będzie ci miło. Sam nie wiem. Coś czuję w twojej obecności, pragnę cię!- powiedział rozpaczliwie.
- Rozumiem, że mnie pożądasz, ale to jeszcze nie jest miłość.
- Wiem.
- Nie chcę, żebyś robił coś dla mnie, a dla siebie.
- Jak mam coś robić dla siebie, skoro nie wiem, kim jestem?
Złapałam go za twarz, aby spojrzał na mnie.
- Jesteś najlepszym strażnikiem, wojownikiem , mężczyzną, jakiego znam. Każdemu chcesz pomóc, kochany przez całą rodzinę, honorowy, odpowiedzialny i zawsze przestrzegający reguł. Jeśli chcesz pokazać, że nie jesteś strzygą, pokochaj wszystko to, co ona nienawidzi. Piękno. Słońce. Doceniaj życie, póki je masz. Ciesz się z tego co masz.
- Cieszę się, ale to trudne, gdy pamiętam, co robiłem.
- To nie byłeś ty!- krzyknęłam zrozpaczona.
Na chwilę zapadła między nami cisza. Zamknęłam oczy, chcąc się uspokoić.
- Dużo myślałem pod prysznicem o moim wyborcze. Podjąłem decyzję.
___________________________________________________________________________
Wiem, wiem, jestem okropna. Następna i ostatnia część tego już 15 grudnia. Baaardzo dziękuję RozaDhampir za wskazanie głupich błędów mojej autokorekty, typu :"styropianowymi perełkami"
i "Oboje wyjechaliśmy śmiechem."
Piękne zilustrowanie jej autorstwa.
I dla takich gworzań jak ona: zrywka=reklamówka foliowa,
Pawlacz- "schowek. Robisz go między szafa a sufitem żeby zapełnić miejsce i jest jakby wbudowane w ścianę bo to się robi jak szafa jest wbudowana w ścianę chociaż nie tylko, czasem jest wiszące nad drzwiami w suficie"
- Nie mogłam z nim być, skoro kocham ciebie. Proszę, nie rozmawiajmy o tym. Książka cię woła.- uśmiechnęłam się smutno patrząc na western leżący na posadzce.
- Nie ucieknie. Chodź tu do mnie- wyciągnął rękę, jakby chciał mnie wziąć pod swoje skrzydła.
Podeszłam i weszłam pod jego ramię. Objął mnie i przykrył prochowcem.
- To był męczący dzień- uznałam.
- Dziękuję, że przy mnie byłaś. Nawet nie wiesz jak mi pomogłaś.
- Obiecałam, że przy tobie będę. Po za tym, próbnie zostałam twoją strażniczką.
- Co to znaczy?- mogłam sobie wyobrazić, jak marszczy czoło.
- Byłam u Hansa, żeby przeniósł cię do jakichś bardziej cywilizowanych warunków. Za jakiś czas powinni tu po nas przyjść. Od razu pochwalił mnie za tą całą misję w magazynie. Mam szansę zostać strażniczką Lissy, ale muszę jeszcze się wykazać. Zasugerował, że jeśli będę cię pilnować, uda mi się. Ale i tak bym przy tobie była.
- Wiem Roza. Wierzę ci.
Siedzieliśmy tak w ciszy nie wiem ile, aż nie rozległy się kolejne, tym razem bardziej liczne odgłosy kroków. Poruszyłam się, a mój ukochany podniósł rękę. Doskonale się zrozumieliśmy. Wstaliśmy, równo z tym, jak Hans ze strażnikami wyszli zza ściany. Otworzono kraty i wyszliśmy. Po drodze Rosjanin podniósł swoją książkę.
- Możemy po drodze zajść do mojego pokoju?- spytałam Hansa.- Są tam rzeczy Dymitra z Akademii.
- Dobrze.- zgodził się po zastanowieniu Croft.
Do mojego mieszkania szybko doszliśmy. Rzeczy Bielikowa były w kartonie w pawlaczu. Wysoki strażnik pomógł mi to zdjąć, a jego właściciel sam je wziął. Zabrałam jeszcze kilka swoich rzeczy, takich jak piżamę i kosmetyki.
- Czy to moja koszulka?- podskoczyłam ze strachu.
Dymitr patrzył mi przez ramię do szafy.
- Nie strasz mnie tak. No tak. Czasami w niej spałam.- przyznałam, robiąc się cała czerwona.
- Czasami?- uniósł brew.
- Tak- wyciągnęłam ją i podałam mu.- Zapomniałam, że tu jest.
Tak na prawdę chciałam ją zachować dla siebie. Ale przecież mu tego nie powiem. Jednak musiał to... nie wiem, wyczytać z twarzy, domyślić się? Nie wie, ale oddał mi ją. Jeszcze bardziej czerwona, schowałam ją na swoje miejsce.
- Chciałbym Cię kiedyś w niej zobaczyć.- szepnął mi do ucha.
Poczułam jak robi mi się gorąco, a serce przyśpiesza bicie. Zaskoczył mnie, na prawdę. Jednak musiałam się uspokoić.
- Może kiedyś, jak niespodziewanie przyjedziesz do mnie rano. Ale wiedz, że będziesz musiał mi zrobić śniadanie.
- Z wielką przyjemnością bym ci gotował.
W końcu spakowałam się i poszliśmy do naszego pokoju tymczasowego. Nie różnił się za bardzo od innych. Prosto umeblowany z łóżkiem, biurkiem, regałem i szafkami. Usiedliśmy na łóżku, rzucając swoje rzeczy na podłogę. Oboje nie wiedzieliśmy co robić.
- Chyba powinniśmy szykować się do spania.- odezwałam się w końcu.
- Ty możesz pierwsza.- wskazał na jedne drzwi.
Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Prysznic z myciem głowy, na co nie miałam czasu wcześniej, zmycie makijażu ubranie piżamy zajęło mi godzinę. Jednak Dymitr chyba tego nie zauważył, bo nawet jak wyszłam nie zareagował, zaczytany w swój western.
- Towarzyszu.- zwróciłam jego uwagę.- Wolne.
Wstał szybko i wziął swoje rzeczy. W drodze do łazienki, stanął za mną.
- Miałem zobaczyć cię w czymś innym.- szepnął i zniknął za drzwiami.
O co mu chodzi? Czemu on to robi? Czemu się tak nade mną znęca? Usiadłam na łóżku, nie wiedząc, co o tym myśleć. Nie trwało długo, jak Rosjanin się wykąpał. Uśmiechnął się szeroko, ale ja patrzyłam na niego poważnie.
- Czemu to robisz?- spytałam.
- Słucham?
- No to wszystko. To u mnie w mieszkaniu i zanim poszedłeś się myć. Wczoraj mówiłeś, że chcesz trzymać się ode mnie z daleka, później ta rozmowa z Taszą... co ty chcesz osiągnąć?- wstałam, stając na przeciwko dampira.-Nie wiem, udowodnić mi, czy sobie, że umiesz mnie pokochać?
- J-ja myślałem, że będzie ci miło. Sam nie wiem. Coś czuję w twojej obecności, pragnę cię!- powiedział rozpaczliwie.
- Rozumiem, że mnie pożądasz, ale to jeszcze nie jest miłość.
- Wiem.
- Nie chcę, żebyś robił coś dla mnie, a dla siebie.
- Jak mam coś robić dla siebie, skoro nie wiem, kim jestem?
Złapałam go za twarz, aby spojrzał na mnie.
- Jesteś najlepszym strażnikiem, wojownikiem , mężczyzną, jakiego znam. Każdemu chcesz pomóc, kochany przez całą rodzinę, honorowy, odpowiedzialny i zawsze przestrzegający reguł. Jeśli chcesz pokazać, że nie jesteś strzygą, pokochaj wszystko to, co ona nienawidzi. Piękno. Słońce. Doceniaj życie, póki je masz. Ciesz się z tego co masz.
- Cieszę się, ale to trudne, gdy pamiętam, co robiłem.
- To nie byłeś ty!- krzyknęłam zrozpaczona.
Na chwilę zapadła między nami cisza. Zamknęłam oczy, chcąc się uspokoić.
- Dużo myślałem pod prysznicem o moim wyborcze. Podjąłem decyzję.
___________________________________________________________________________
Wiem, wiem, jestem okropna. Następna i ostatnia część tego już 15 grudnia. Baaardzo dziękuję RozaDhampir za wskazanie głupich błędów mojej autokorekty, typu :"styropianowymi perełkami"
i "Oboje wyjechaliśmy śmiechem."
Piękne zilustrowanie jej autorstwa.
I dla takich gworzań jak ona: zrywka=reklamówka foliowa,
Pawlacz- "schowek. Robisz go między szafa a sufitem żeby zapełnić miejsce i jest jakby wbudowane w ścianę bo to się robi jak szafa jest wbudowana w ścianę chociaż nie tylko, czasem jest wiszące nad drzwiami w suficie"
~Marta ;-)