Gdy mój ukochany się kąpał, myślałam, czy do niego nie dołączyć, ale zrezygnowałam. Muszę coś wymyślić na jutro. Po kilku minutach usłyszałam, jak ktoś wchodzi do naszego pokoju. Spojrzałam na męża i aż mi zabrakło tchu. Wyglądał... BOSKO! Po prostu bosko. Inaczej nie da się tego opisać. Lekko roztrzepane włosy, każdy układający się w inną stronę, piękny sześciopak, w grze światła i cieni, tworzonych przez lampkę. Uśmiechnął się cwanie, gdy zauważył, że na niego patrzę. Przeciągnęłam się i wygięłam w seksownie. Oczy to mu prawie wyszły z orbit. Nie odrywając ode mnie wzroku, podszedł do łóżka kocim krokiem. Sama zeszłam z niego i spotkaliśmy się w połowie drogi. Bez ostrzeżenia się na mnie rzucił, całując natarczywie. Pocałunki były namiętne i gwałtowne. Nic nie mogło nas od siebie oderwać. Dłońmi błądziliśmy po naszych półnagich ciałach. Nagle poczułam na plecach twardą ścianę. Nie przejęłam się tym za bardzo, ciągnąć go za końcówki włosów. Jednak on miał inny plan. Złapał moje ręce w nadgarstkach jedną dłonią, a drugą głaskał delikatnie moją gołą skórę. Przymknęłam oczy, napawając się muśnięciami ciepłych palców Rosjanina. Każdy taki dotyk przyprawiał mnie o dreszcze i jęki. W wym samym czasie dobrał się do mojej szyi. Chciałam tylko uwolnić ręce i go dotknąć, tak jak on to robi. Nagle mnie puścił i rozdarł górę mojej bielizny. Nie zwlekając wykorzystałam okazję i zaczęłam go dotykać po całości. Strażnik wziął mnie w ramiona i rzucił się ze mną na łóżko.
- Odkupujesz mi bieliznę.- wydyszałam, co chwilę wyginając się w łuk.
- Ciebie Roza... to ja... będę obsypywać bielizną.- jednym ruchem zdarł ze mnie majtki.- Tylko bądź.
Patrzył na mnie z rosnącym pożądaniem i pragnieniem. Rozumiałam go. Czułam to samo.
- Będę.- wydyszałam i zawyłam, gdy wszedł we mnie palcem.
Dręczył mnie całą wieczność, najpierw nim, później językiem, a ja wierciłam się i wyginałam w łuk, dochodząc. Ale gdy w końcu wszedł we mnie, poczułam ogromną rozkosz, a kilka minut później uczucie spełnienia. To było cudowne. Leżeliśmy spleceni w ciasnym uścisku, wspominając dzisiejszy dzień.
- Dawno nie siedziałam tak miło świąt. Tak rodzinnie.- westchnęłam.
- Cieszę się Roza.- ziewnął.- Też się cieszę. Kocham cię.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.- uśmiechnęłam się.- Ale teraz idziemy spać, bo oboje jesteśmy zmęczeni.
- Nie chcesz jeszcze pogadać?- spytał.
- Dymitr. Jestem zmęczona. A jutro też będzie emocjonujący dzień i musimy być wypoczęci.
- Co kombinujesz?- spytał zainteresowany.
- Niespodzianka.- uśmiechnęłam się niewinnie, a on zrobił słodkie oczka.- Nie ma mowy kochany. Ten jeden raz moja kolej.
- Ehh... no dobra.- westchnął zrezygnowany.
- Oj już nie przesadzaj, spodoba ci się. Może nie będzie tak dobrze jak rok temu...
- Kochanie, każdy dzień z tobą jest cudowny i nic więcej mi do szczęścia nie trzeba.- znowu ziewnął.- I odrobiny snu. Dobranoc Roza.
- Dobranoc Towarzyszu.
Biegam przez las. No dobra, moja chora psychika jest bardziej kreatywny. Byłam na łące. Pięknej łące z moim boskim mężem, dziećmi i Bianką. W pewnej chwili niebo zaszło ciemnymi chmurami, a z lasu zaczęły wybierać strzygi. To ciekawe, że w snach walczę z nimi częściej niż w rzeczywistości. Ale wracając, oboje stanęliśmy do boju. Nagle w tłumie zobaczyłam, Roberta, Wiktora i Randalla, w postaci martwych wampirów.
- Synu.- wyciągnął dłoń, do Dymitra.- Ta kobieta cię ogranicza. Co ci to daje? Dołącz do nas. Żyj wiecznie, niezależnie i bądź wolny.
Oczy strażnika zabłysły.
- Masz rację ojcze. Ta suka nic mi nie daje.- spojrzał ma mnie z pogardą, a ja poczułam ból w sercu.
Gdy tylko dotknął strzygę, sam się w nią zmienił i uśmiechnął do mnie złośliwie. Reszta śmietanki towarzyskiej patrzyło na mnie z wyższością. Miałam ochotę się rozpłakać, ale zamiast tego rzuciłam się na Randalla. Zabiłam go. Nagle otoczyły mnie strzygi. Las i łąka znikły. Wszędzie było ciemno, a jedyne oświetlone osoby, to moi wrogowie. Wśród nich widziałam swoich przyjaciół.
- Nie uratowałaś mnie. To twoja wina- krzyczała Lissa w objęciach Christiana.
- Obiecałaś mnie. Miałaś mnie chronić.- zobaczyłam Lili, przytulającą się do mojego Rosjanina.- Ale on mnie obroni. Sama się obronię.
- Nie myszko. Nie ty.- po policzkach pociekły mi gorzkie łzy.
- Przykro mi Roza.- uśmiech strażnika, wcale nie ukazywał skruchy.- Jesteś sama. Już nikt ci nie pomoże. Przyłącz się do nas.
- Wcześniej suka, a teraz się przyłącz?!- zadrwiłam.- Nie chcę litości. Najlepiej od razu mnie zabijcie.
Nagle wszyscy znikli, po za mną i nim. Nie miałam nic do obrony, więc zaraz pewnie się obudzę. Ale, cholera, ja chcę wstać już teraz. Mało się na cierpiałam? Najwidoczniej tak.
- To by było za łatwe.- podszedł do mnie, ale nie dotknął.- Będziesz ze mną na zawsze. Będziesz cierpieć, jak ja i każdy z nas.- podszedł jeszcze bliżej i nachylił się do mojego ucha.- Będziesz moja i tylko moja na wieczność.- szepnął, ścierają mi z policzka łzę.
Jego dłonie nie były zimne. Wręcz przeciwnie. Parzyły moją skórę. To było jakby płynny ogień dostał się do moich żył. Od policzek rozprzestrzenił się po całym ciele. A ja nie mogłam się ruszyć. Gdy przestało, zauważyłam, że dalej nie mogę nic zrobić. Ruszyłam się, ale nie tak jak chciałam. Straciłam kontrolę nad ciałem. Moje ciało zaczęło się sobie przyglądać. Byłam blada. O nie! Byłam strzygą. Dymitr uśmiechał się zwycięsko.
- Witaj MOJA Rozo.
- Witaj MÓJ Towarzyszu.- odpowiedziała strzyga i przysunęła się do niego.
- Nie! Nie! Wypuścić mnie!- krzyczałam, ale nikt mnie nie słyszał.
Po chwili oboje się pocałowali. Bez miłości, tylko z pożądaniem. Nie kochali się. W ich sercach nie ma już miłości
- Roza?! Roza! Skarbie, obudź się.- poczułam szarpanie.
Gwałtownie się podniosła, dysząc ciężko. Zaczęłam regulować oddech, dopiero gdy znalazłam się w bezpiecznych ramionach ukochanego.
- Już, ciii.... spokojnie, to był tylko sen.
- On... on był taki pra...prawdziwy. Ty... Lili... ja... to było okropne.- szeptałam przez szloch.
- Wiem, skarbie, ale to nic. Śpij.- głos mu się załamywał.
- Czy... czy tobie też... śniło ci się to samo?- spytałam.
- Nie wiem co ci się śniło.- uśmiechnął się delikatnie, co sprawiło, że i moje kąciki ust poszły do góry.
- Strzygi. Mnóstwo strzyg. Lissa... Lili... A później tylko ty i ja... Dotyk... ja... ty mnie...- szlochałam.
- Tak. Też mi się to śniło.- przytulił mnie mocniej do siebie, pewnie sam szukając ukojenia.- Przepraszam.
Zdziwiona uniosłam głowę.
- Za co?- spytałam.
- Za to w śnie. I gdy byłem strzygą.
Podsunęłam się i pocałowałam go. Na tych miast oddał pocałunek.
- To nie twoja wina.- odpowiedziałam pewnie.- Nic na to nie mogłeś poradzić. Tak musiało być. Ja... chciałabym kiedyś o tym z tobą porozmawiać. O byciu...
- Strzygą?- skończył, bo ja nie mogłam. Przytaknęłam.- Dobrze. Ale to w Ameryce.
Znowu przytaknęłam. Oboje się położyliśmy.
- Roza?- odezwał się, gdy już przysypiałam, wiec odwróciłam się w jego stronę.- Nie róbmy z tego tematu tabu. To było dawne i już jest okey.
- To dobrze.- uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ciepły tors.
Odurzona boskim zapachem, zasnęłam. Dymitr tuż przede mną. Wiem to.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
czwartek, 19 stycznia 2017
ROZDZIAŁ 366
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)