piątek, 26 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 219

Tak! Wróciłam! Widzę, że się stęskniliście
 Bardzo mi miło, że przez tak długi czas, ciągle czekaliście. Za to was kocham. Nie mogłam wcześniej dać rozdziału, ponieważ wczoraj wróciłam o 21. Przez najbliższe dni będą po dwa rozdziały. Oto pierwszy dzisiaj.
___________________________________________________________
Miałam piękny sen, o przeszłości, związany z tym domem i zapomniałam, że tamte czasy już nie wrócą. Obudziły mnie głaskanie smukłych dłoni. Zaczęłam mruczeć, jednak to nie polepszyło mojej sytuacji, bo ten ktoś zaczął mnie łaskotać.
- Andre! Przestań! Już nie śpię!- wolałam między napadami śmiechu.
- Andre?!- przerwał od razu.
- Dymitr!- usiadłam nagle.- Przepraszam. Śniło mi się, jak tu spędzałam wakacje, a zawsze tak budził nas brat Lissy. Zapomniałam, że to przeszłość.
- Miałyście z nim dobry kontakt?- spytał ukochany, siadając po turecku naprzeciwko mnie.
- Był trochę wkurzający... Co ja gadam? Nie dało się z nim wytrzymać. Zawsze nam przeszkadzał, zabierał zabawki, a jak byłyśmy starsze standardowe kłótnie o podsłuchiwanie i zajmowanie łazienki. Ale był jej bratem. To tak jakby i moim. Kochałyśmy go.
- Przykro mi.- powiedział, ocierając moją łzę z policzka.
- Mi też.- wyznałam.
Mąż przysunął się bliżej mnie i zamknął w uścisku. Nie płakałam, po prostu potrzebowałam jego bliskości. Zaczął się lekko kołysać, ze mną na kolanach.
- Dziękuję.- szepnęłam mu w koszulkę i bojąc się, że nie usłyszał, powiedziałam głośniej.- Dziękuję, że ze mną jesteś, pomagasz i zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Dla ciebie wszystko Roza.- szepnął mi do ucha i pocałował skroń.
Odsunęłam się od niego, gdy się uspokoiłam.
- A teraz ubierz się ciepło.- rozkazał strażnik.
- Już musimy jechać?- nie podobało mi się to.
- Jęczeć to możesz pode mną.- zażartował.- Ale jeszcze nie jedziemy. Możesz ubrać cokolwiek, żeby tylko by ci ciepło.- powiedział i skierował się do wyjścia.
- Jęczeć mogę równie dobrze na tobie.- krzyknęłam za nim. Odpowiedział mi jego donośny śmiech.
Wstałam z łóżka i zaczęłam przeszukiwać walizkę męża. Znalazłam tam jego bluzę. Ze swojej wzięłam bieliznę, ciepłe leginsy, bluzkę w długi rękaw, wełniany sweter i kosmetyczkę. Z tym wszystkim poszłam do łazienki. Na szybko ogarnęłam włosy i umyłam twarz. Po szybkim prysznic, założyłam wszystko co sobie wybrałam.
- Roza, gdzie jesteś?- usłyszałam wołanie.
- Tutaj!- powiedziałam wychodząc na korytarz.
Z sypialni wyszedł Bielikow. Zatrzymał się, gdy mnie zobaczył, zmierzył mnie od dołu do góry i uśmiechnął się cwanie. Podszedł i nachylił się nade mną. Delikatnie musnął moje wargi. Jednak ja zarzuciłam mu ramiona na szyję i pogłębiłam pocałunek. Ukochany złapał mnie w pasie, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Odkleiliśmy się dopiero gdy zabrakło nam powietrza. Oddychaliśmy szybko, wpatrzeni w swoje oczy. Nasze czoła się stykały. Po chwili oboje się uśmiechnęliśmy do siebie. Dymitr odnalazł moją dłoń i splótł nasze palce. Zdziwiłam się, gdy pociągnął mnie w przeciwną stronę od schodów. Weszliśmy do pokoju, który kiedyś należał do Andre. Nigdy nas tu nie wpuszczał. Na ścianach wisiały plakaty nagich kobiet. O dziwo panował porządek. Szafka zastawiona pucharami, kosmetykami i innymi rzeczami. Nad łóżkiem wisiał kosz do koszykówki. W kącie leżały piłki i deskorolka.
- Po co tu przyszliśmy?- spytałam.
- Wczoraj podczas obchodu znalazłem coś ciekawego.- powiedział podchodząc do szafy.
Otworzył ją, a na nas wyleciał kusz. Zaczęliśmy pokasływać. Następnie strażnik wszedł do środka i pociągnął za jakiś sznurek. Tylna ściana uniosła się do góry, a Dymitr zapalił latarkę. Byłam w szoku. Poszłam w ślad za nim. Metr dalej zaczynały się schody. Weszliśmy ostrożnie na górę. To chyba był strych. Nie wiedziałam, że ma coś takiego. Rozglądałam się po ciemnym pomieszczeniu. Dzięki temu,że jestem dampirem, widziałam cokolwiek. W większości były to jakieś stare pudła i meble przykryte prześcieradłami. Mąż pociągnął mnie za rękę, której nie puścił, odkąd weszliśmy na górę. Podeszliśmy do jednego z materiału. Zrzucił go i moim oczom ukazało się wielkie okno. Patrzyłam na to jak zaczarowana. To był piękny widok. Niebo było bezchmurne, więc można było zobaczyć wszystkie gwiazdy.
- Dymitr... to jest piękne.- wytarłam łzę, która wkradła mi się w oczy.- Nie mam słów.
- Poczekaj, aż zobaczysz najlepsze.- powiedział tajemniczo.
Popatrzyłam na niego czujnie. Pociągnął za inny sznurek. Z dachu wysunęła się drabina. Pierwszy poszedł mój mąż. Na górze uderzał w wraz. Gdy w końcu się otworzył, wszedł. Zaczęłam się wspierać zaraz po nim. Strażnik pomógł mi się wdrażać. Znaleźliśmy się na płaskiej platformie. Przy talerzach z jedzeniem leżały koce i śpiwory.
- Sam to zrobiłeś?- spytałam z niedowierzaniem.
- Dla ciebie wszystko skarbie.- złożył mokry pocałunek na moim karku, obejmując mnie od tyłu.- Sama mówiłaś, że chciałaś ze mną popatrzeć w gwiazdy.
Razem usiedliśmy na kocach, przytulając się, żeby było nam ciepło. I nie tylko. Na niebie szukaliśmy konstelacji, a Dymitr pokazywał mi, które punkty to gwiazdy, a które to planety.
- Zmieniłeś się przez te dni.- zauważyłam wpatrując się w górę.
- A to źle?- spojrzał na mnie.
- Nie.
Znowu popatrzył w gwiazdy.
- To dzięki tobie Roza.- spojrzałam zdziwiona na niego. Jednak Rosjanin uparcie oglądał niebo.
- Dzięki mnie?
- Tak.- zwrócił wzrok w moją stronę.- Dzięki tobie sobie wybaczyłem.
- Kiedy?- spytałam.
- Wczoraj o poranku. Pomogła mi rozmowa z tobą, ale również dzieci. Uświadomiłem sobie, że gdyby nie twoja miłość, nie byłoby mnie tutaj. I nie byłoby ich.- dotknął mojego brzucha.- Jestem wam potrzebny. Nie powinienem tracić was przez jakieś wyrzuty sumienia. Kocham cię. Kocham was.
- My ciebie też.
Nasze usta złączyły się w słodkim pocałunku. Po zjedzeniu wszystkiego z talerzy, położyliśmy się pod śpiworami, jeden nad nami, drugi pod. Oparłam głowę o tors męża, patrząc w gwiazdy. Czasem ukradkiem spoglądałam na ukochanego. Gwiazdy odbijały się w jego oczach, nadając im blask, tajemniczość i głębię. Gdy spojrzał na mnie, powinna odwrócić wzrok i udawać, że o niczym nie wiem, ale nie mogłam. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, utonęłam w czekoladowych tęczówkach. To było niesamowite wrażenie, że świat wokół się zatrzymał i przestał istnieć. Byliśmy tylko my wpatrzeni w siebie.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.
Następne pocałunki były delikatne i pełne uczucia, jakim się darzyliśmy. To była piękna chwila, która mogłaby trwać wiecznie. Świat przestał stać w miejscu, a czas ruszył z milionem fajerwerk.

2 komentarze:

  1. Cieszę się ze wróciłas. Myślałam ze się nie do czekam na cievie . kiedy dodasz kolejny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że wróciłaś :*
    Ten rozdział to cudo <3
    Dobrze, że Dymitr w końcu sobie wybaczył <3

    OdpowiedzUsuń