Schowałam się za ścianą i z torebki wyciągnęłam lusterko. Wyciągnęłam je przed siebie i nakierowałam na bar.
Szlag! Zapomniałam, że strzygi nie odbijają się w lustrze. No cóż. Zostaje mi przyglądać się temu schlanemu idiocie. Najpewniej nie zabije go przy świadkach i zaciągnie do toalet lub za klub. Cierpliwie czekałam, aż wreszcie Jack zaczął się podnosić. Wychyliłam się zza rogu i zobaczyłam, że idą w moim kierunku. Szybko się schowałam, po czym przyjęłam obojętną postawę. Dla wiarygodności, wyciągnęłam papierosa. Ohyda! Ale co robić. Gdy mnie mijali, udawałam, że go zapalam. Kiedy byłam pewna, że mną zbytnio się nie zainteresowali, schowałam i zapalniczkę i fajkę. Mam to opakowanie od dwóch lat i szczerze mówiąc, pierwszy raz je użyłam. Dotarło do mnie również, że po raz pierwszy będę musiała zabić strzygę. Zorientowałam się, że ciągnie mojego podopiecznego do drzwi na końcu. Szybko napisałam wujkowi o sytuacji i nie czekając na odpowiedz poszłam za dwójką. Wyszłam na za nimi i owiało mnie zimne powietrze. Wszędzie było cicho i ciemno, ale moje wyostrzone zmysły wychwyciły szepty za śmietnikiem.
- Ej, lalunia. Ale to nie jest pokój.- zauważył moroj.
- Nie.- przyznała kobieta, podchodząc bliżej niego.
- Nie mam zamiaru się pieprzyć przy śmietnikach.- oburzył się.
- Och, ale my będziemy robić o wiele lepsze rzeczy.
Nie mogłam dłużej czekać. Przeskoczyłam przez barierę, lądując tuż za blondynką.
- Ej!- zwróciłam na siebie uwagę.- Jeśli chcesz go, najpierw musisz przejść przeze mnie.
Strzyga spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać.
- Tak? A co ty mi możesz zrobić dziewczynko?- kpiący uśmiech nie schodził jej z ust.
- Oj, jeszcze się zdziwisz.- z torebki wyciągnęłam sztylet.
Dostałam go od mamy, gdy poszłam do liceum. Powiedziała, że godnie jej służył, póki nie dostała swojego od naszego taty. A teraz służy mi. Wampirzyca rzuciła się na mnie, a ja zrobiłam unik. Następnie zwarłyśmy się w śmiertelnym tańcu. Wymieniałyśmy ciosy między sobą błyskawicznie. Atak, obrona, atak. Jednak ona była doświadczona i nie obyło się bez kilku ran, podczas gdy, jej nawet ostrze nie dotknęło. Sfrustrowana atakowałam coraz zacieklej,jednak ona przed wszystkimi się broniła. Nagle, gdy chciałam ją kopnąć, złapała mnie za nogę i wyrzuciła z obrotu. Poczułam przeszywający mnie ból w plecach, któremu towarzyszył dźwięk uderzenia w blachę. Po chwili stałam, a raczej wisiałam, przygwożdżona do kontenera na śmieci.
- Dwa kąski jednego dnia.- oblizała wargi.
Jednak nie doceniła mnie. Z dołu zaczął unosić się dym. Kobieta poczuła go i zobaczyła linię ognia, między nami. W odruchu zrobiła dwa kroki w tył, przerażona, a wtedy, kazałam płomieniom ją otoczyć i się wznieść.
- Ty smarkulo. Nie. Nie zrobisz tego.- okrąg coraz bardziej się zmniejszał.- Mam wiadomość od waszego ojca.
Na raz znieruchomiałam. Ogień również. Zniżyłam jego wysokość, do jej szyi.
- Mów.- warknęłam.
- A jak nie?- uniosła brwi.
Pułapka trochę się powiększyła, po czym ścisnęła się tak, że kobieta gdyby potrzebowała oddychać, to by nie mogła. Za blisko ognia. Od razu stała prosto jak struna. Bała się
- Mów.- powtórzyłam przez zaciśnięte zęby.
Nagle uśmiechnęła się perfidnie.
- "Obserwuję was i nigdy mi nie uciekniecie."
Moje dłonie samowolnie zacisnęły się w pięści. Przez pięknych dziesięć sekund mogłam podziwiać, jak strzyga się spala. W końcu pozostała po niej zaledwie kupka popiołu. Zmęczona oparłam się o kontener za mną. Nagle coś sobie uświadomiłam.
- Jack?- zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie go nie było.- Jack!!
- Co się drzesz? Nawet odlać się nie można.
Odetchnęłam z ulgą, gdy chłopak wyszedł zza śmietnika.
- Chodź. Wracamy do akademii.- złapałam go za rękaw i pociągnęłam do drzwi.
Jednak, gdy tylko wmieszaliśmy się w tłum, pociągnął mnie na parkiet.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.- zatrzymałam się gwałtownie.
- Oj no tylko chwilę.- obrócił mnie tyłem do siebie i złapał z pasie, szepcząc do ucha.- Później pójdziemy gdzie tylko będziesz chciała.
- Strzyga zadałaby ci bezbolesną śmierć. Jeśli twoje dłonie zjadą choć kawałek niżej, niż powinny, miesiącami będziesz leżał w gipsie i wtedy już nikogo nie wyruchasz.
- Zadziorna.- przygryzł płatek mojego ucha, na co lekko zadrżałam.- To mi się najbardziej w tobie podoba. Nie dajesz się tak łatwo, jak wszystkie te dziwki.
O dziwo, zrobiło mi się jakoś tak cieplej. Nie, nie, nie! Ja nie mogę się w nim zakochać! Nie mogę! Odskoczyłam od blondyna, jak poparzona.
- Wystarczy. Chodź już.- pociągnęłam go w stronę stolika.
- A gdzie to się było tak długo?- spytał poważnie wujek, ale widziałam w jego oczach dumę.
Zrozumiałam, że wszystko widział.
- A zabijałam sobie strzygę. Muszę pokazać, że jestem córką mojej mamy.- zarzuciłam włosami do tyłu.
- Brawo młoda.- przytulił mnie Ash, a po nim całą reszta.
- Powiem o tej sytuacji Soni i dostaniesz znaki.- zapewniła ciocia.
- Super. Mogę kluczyki?- poprosiłam.
- To możemy już wszyscy wrócić.- zaczął się podnosić.
- Nie!- zaprzeczyłam trochę za szybko.- To znaczy, zostańcie sobie jeszcze, ja tylko...
- Ona chce pospędzać czas ze swoim Romeo. Póki jeszcze żyje.- zakpił Ash.
Zauważyłam, że wujek się spiął i miałam nadzieję, że przy tych wszystkich mrugających światłach nie widać moich rumieńców. Spojrzenia całej siódemki skierowały się na mnie.
- Uratowałam pijanego w cztery dupy Zeklosa przed strzygami, a teraz muszę go odwieść do akademii.- westchnęłam, obojętnie.
- I myślisz, że nie widziałem, jak się ściskacie na parkiecie?- rzucił chłodno zielonooki i odwrócił wzrok.
- To nie było tak.- czułam potrzebę wytłumaczenia się.- Poprosił mnie, po za tym i tak nie będzie nic pamiętał.
- Więc, po co to zrobiłaś?- spytał, przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem.
Poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Zabolało. Zawsze wierzył we mnie i myślałam, że jest po mojej stronie, a teraz mnie atakuje. Naraz pomyślałam, że może miał nadzieję, że jednak coś do niego poczuję. Ale to już nie mój problem, że nie może uporać sobie ze swoimi uczuciami. Przez całą naszą wymianę zdań, wszyscy patrzyli na nas zdziwieni.
- To mogę te kluczyki?- zwróciłam się obojętnie do wuja. Po chwili miałam je w ręce.- Dzięki. A ty Ash, byłeś ostatnią osobą, po której spodziewałabym się takiej sceny. Zawsze miałam cię za mojego najlepszego przyjaciela, który stanie po mojej stronie, ale jak widać, pomyliłam się. No. To tyle Życzę miłej zabawy.
Złapałam Jack'a za ramię i pociągnęłam do wyjścia.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Yhh.. Z niechęcią muszę przyznać, że polubiłam tego Zeklosa. Nareszcie coś o Dimce!!!! Czekam na następny i życzę weny 💖💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńDaj mi dużo Zeklosa. Oby coś się miedzy nimi działo w następnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńBłagam!!
Życzę weny i pozdrawiam
NO no córeczka mamusi ,bo ojciec zaginoł w akcji .ROZDZIAŁ WOW POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńBrawo Nastka!!👏👏👏👏 Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuń