- Berek.
Siedziałam przy laptopie na podwórku, popijając herbatę i patrzyłam na bawiące się dzieciaki. Lili bawiła się z Pawką w ganianego, Zoja znalazła kompanów do zabawy na kocyku z zabawkami, a Łuka siedział mi na kolanach i grał w grę w internecie. Co jakiś cza Bianka podbiegała do kogoś z nas, żeby rzucać jej piłkę. Kochana psina.
- Ciocia.- zwrócił moją uwagę siostrzeniec.- Tutaj.
Kliknęłam tam gdzie wskazał i dostaliśmy +100 punktów.
- Brawo!- przytuliłam chłopca.- Ale ty spostrzegawczy jesteś. Wyrośniesz na wspaniałego strażnika.
- Bende takim straznikem jak ciocia i wuja i nikt mi nie podskocy. Tak siamo jak Pawka.
- Na pewno. A może dołączymy do Zoji, Nastki i Felixa?- zaproponowałam.
- Taak!- blondynek zaskoczył z moich kolan i pobiegł do kuzynostwa.
Z uśmiechem pokręciłam głową i wyłączyłam sprzęt. Gdy opuściłam klapkę usłyszałam płacz. Łuka leżał na brzuchu w połowie drogi. Szybko podbiegłam do niego, podniosłam i zaczęłam tulić.
- Już ciii..- kołysałam go wtulonego w moje ramię.- Spokojnie nic się nie stało. Przestań płakać. Jestem tu, nic się nie stało.
Po chwili chłopiec tylko pochlipywał. Posadziłam go na trawie i oglądnęłam uważnie. Miał tylko przetarcie na kolanie.
- Widzisz, nic ci nie jest?- uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.- Poczekaj tu, a zaraz to przeczyścimy, dobrze.
Pokiwał głową. Poprosiłam starsze dzieciaki, o pilnowanie reszty, a sama poszłam do kuchni. Gdzieś tu powinna być apteczka. Znalazłam ją nad zlewem. wzięłam gazę, wodę utlenioną i plaster, po czym wróciłam do ogrodu. Usiadłam na przeciwko mojego "pacjenta" i nalałam na gazę wody utlenionej.
- Może trochę piec.- uprzedziłam.
- Ja nicego sie nie boje.- chłopiec wypiął dumnie pierś, ale skulił się, gdy przyłożyłam wacik do rany.
Złapał się pod kolanem i zaczął bujać. Oczyściłam dokładnie przetarcie.
- Jeszcze muszę ci na to polać.- ostrzegłam.
- Nie tzeba.- zabrał szybko nogę.
- Ty, dzielny wojownik. Nawet najlepsi muszą dać się uleczyć, aby dalej być najlepszymi.
Z wahaniem młody wyciągnął nogę w moim kierunku.
- Gotowy?- pokiwał głową.
Nalałam trochę płynu na ranę. Po chwili zaczął się pienić, a mój siostrzeniec zacisnął zęby. Chwilę dmuchałam mu na kolano, aż się odprężył. Nakleiłam na ranę plasterek z myszką Mickey.
- Był pan bardzo dzielnym pacjentem. O to nagroda.- dałam mu cukierka, który wzięłam po drodze z miski w kuchni.
Takie same dałam reszcie, nie licząc moich dzieci, bo są za małe. Po kilku godzinach wróciliśmy do domu. Dzieci poszły się myć, a ja w tym czasie wykąpałam nasze maluszki. Gdy zeszłam z nimi na dół, wszyscy siedzieli na sofie i oglądali bajki. Zostawiłam im maluszki i poszłam odgrzać obiad, zrobiony wczoraj przez męża. Powinien być za jakieś cztery godziny. Tak, wciąż bierze nadgodziny. A dzisiaj nasza rocznica. Moje rysunki już gotowe czekają w torebce z resztą prezentów. Myślałam, że spędzimy ją razem. Mam nadzieję że chociaż będzie miał na tyle siły, aby przyjąć prezent. Zamieszałam na patelni i w garnkach. Zawartość jednego dałam psu do miski, po czym zawołałam suczkę. Zaniosłam pełne talerze do jadalni.
- Obiad!- krzyknęłam.
Po chwili do pokoju wpadła szóstka głodnych potworków. Pawka i Lili nieśli najmłodsze dzieciaki. Włożyli je do krzesełek, a ja postawiłam tak kaszki.
- Spaghetti!!- zawołały szczęśliwe dzieciaki, zajmując swoje miejsca.
Zaczęliśmy jeść. Ja między kęsami musiałam karmić blondynka i go wycierać.
- Ale się najadłem.- westchnął brunet, poklepując się po brzuchu.
- Było pyszne.- dodała Lili.
- Ciocia, mogę pzyjezdzać tu na obiady?- spytała Zoja.
- A babcia nie dobrze gotuje?- zdziwiłam się.
- Dobze, ale pzy okazji pobawiła bym sie ź wasimi dziećmi.- wytłumaczyła.
- To korzystaj, póki możesz.
Zebrałam wszystkie naczynia i zaniosłam je do zmywarki. Następnie wyczyściłam buźki niemowlaków i dałam je przed telewizor. Nie były nim zainteresowane, ale reszta zwróci na nie uwagę, w razie co. Ja usiadłam na fotelu i zaczęłam rysować, to co widzę. Łuka i Zoja siedzą na podłodze wpatrzone w bajkę, Lili z Pawką poziom wyżej na sofie, niekiedy komentując coś i śmiejąc się z tego. To był ładny widok. Nagle poczułam obecność Lissy.
- Ładne.- przyznała.
Szybko obróciłam kartkę.
- Nie wiesz, że nie ogląda się rysunku przed jego skończeniem?
- Myślę, że już go nie skończysz. Masz godzinę na wyszykowanie się.- zdziwiła mnie.
- Gdzie?- spytałam zbita z tropu.
- Nie wiem, ale masz wyglądać trochę elegancko, trochę młodzieżowo.
Po ostatnim zdaniu po prostu się wycofała. Chciałam ją dopytać o co chodzi, ale odprawiła mnie z kwitkiem. Pozostało mi się dostosować. Poszłam na górę, mówiąc siostrze, żeby uważali na dzieci. Mam godzinę. Idealny czas, ma zadbanie o siebie. Do wanny nalałam cieplej wody, sól do kąpieli, mydło, płatki róż i różany olejek. Z garderoby wzięłam swoją białą, koronkową bieliznę, nie ruszaną od ślubu. Czy jest lepsza okazja na jej drugie założenie? Na relaksie w wannie, zeszło mi pół godziny. Przez następne pół suszyłam włosy, układałam je w lekkie fale, związane od skroni w tył w małego warkocza na rozpuszczonych włosach, wybierając sukienkę, wraz z pasującą biżuterią i robiąc makijaż. Wybierałam buty i byłam gotowa.
Zeszłam na dół, ale niczego, ani nikogo nowego nie zobaczyłam. Czas jakby tu stanął, gdy tylko wyszłam. Więc wróciłam na poprzednie miejsce i kontynuowałam rysunek. Coraz bardzie wątpiłam w sens przebierania się. Nie wiem, o co chodziło?
- Ciocia.- na moje kolana wdrapał się Łuka.- A cemu sie tak ładnie ubrałas?
Oczy wszystkich zwróciły się w moim kierunku
- W sumie sama nie wiem.- powiedziałam, poprawiając go.
- Może ja ci pomogę w zrozumieniu tego.- od razu wstałam.
Za mną stał mój ukochany z bukietem pięknych róż. Z wielkim bukietem. Dymitr miał na sobie pasujący, czarny garnitur z czerwoną koszulą. Patrzył na mnie wygłodniałym wzrokiem. Nic dziwnego. Moja kreacja dzieliła się na dwie części. Na górze była szara z błyszczącymi dodatkami, bez ramiączek, a na dole, do kolan opadał mi różowy tiul. Na łączeniu związana była różowa wstążka, kilka odcieni ciemniejsza od dołu sukienki. Do tego założyłam kremowe szpilki. Odstawiłam siostrzeńca na ziemię i podeszłam do męża.
- Pięknie wyglądasz.- zdążył szepnąć, zanim połączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Wuja.- przerwał nam blondynek.- Pzestańcie sie ciałowac, bo tio obźidliwe.
Zaśmialiśmy się. Bielikow dał mi kwiaty, które musiałam włożyć, aż do trzech wazonów.
- Wuja, pobawis się zie mnom?- poprosiła Zoja.
Strażnik kucnął przy małej.
- Teraz wuja musi zabrać, bo mają ważny dzień do świętowania. Ale pobawimy się jutro, pojutrze i aż do końca waszego wyjazdu.
- Super!- uścisnęła go.
- A co z dziećmi?- spytałam zmartwiona.
W tym czasie do domu wpadła niezła gromadka. Jill, Eddy, Lissa z Rosalie, Jessica i reszta przyjaciół Lili. Wszyscy się z nami przywitali. Po informacjach i instrukcjach do każdego dziecka, dałam się wyprowadzić Rosjaninowi z domu. Po drodze jeszcze wzięłam torebkę, w której schowałam prezent. To co zobaczyłam na zewnątrz, całkowicie mnie zaskoczyło.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie kończy tak! Super,ale co Dymitr wymyślił? Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny
OdpowiedzUsuńNie w takim momencie!!!
OdpowiedzUsuńSorry , ale z tych emocji za szybko dałam komentarz... Nie w takim momenci!!! Nie możesz!!! Dodaj jeszcze dziś jeden rozdział...plisssss
OdpowiedzUsuńKurde nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuń