niedziela, 16 października 2016

ROZDZIAŁ 291

Od razu ucichliśmy i spoważnieliśmy. Środkiem kościoła szla panna młoda w krótkiej, przylegającej sukience, z srebrnymi ozdobami na piersiach, prowadzona przez ojca. Dobrze jej w tej sukience. Taka nie tradycyjna. W sumie nie wyobrażam jej sobie w innej. A zwłaszcza długiej i bufiastej. Z włosów miała zapleciony piękny warkocz, opadający jej na prawe ramię. Przed nią szły dziewczynki w różowo beżowych sukieneczkach, w pasie przewiązanych złota wstążką. Za to druhny były całe w złocie. Wszystkie były ludzkimi kobietami. Jednak była bardzo podoba do panny młodej, więc musiała być jej siostrą. Tak samo świadkowa. Mówiła mi kiedyś, że ma dwie siostry. Carly starszą, która zapewne stoi teraz przy ołtarzu i młodszą Zoe, która trzyma jej welon. Reszta to musiały być... W sumie nie wiem kto to. Razem podeszli do Adriana. W garniturze mógł robić konkurencję Bielikowi, zwłaszcza z tym swoim artystycznym nieładem na głowie. Ale i tak Dymitr jest najlepszy. Ślub odbył się bez przeszkód. Od drugiej połowy uroczystości, czułam na sobie czyjeś palące spojrzenie. Rozglądałam się po sali, jednak nie mogłam ustalić jego właściciela. Nie uszło to uwadze Dymitrowi.
- Coś się dzieje?- szepnął zaniepokojony.
- Nie, nic. Coś mi się wydawało.- rzuciłam ostatnie spojrzenie za siebie i skupiłam się na młodej parze, wymieniającej się obrączkami.
Starałam się ignorować to wrażenie. Ceremonia odbyła się bez przeszkód, czego nie można było powiedzieć o weselu. Zaczynało się nawet uroczo. Lokal był kilka uliczek stąd, a Adrian dla swojej żony wynajął bryczkę pełną kwiatów, z dwoma białymi końmi, w brązowe plamki. Ale gdy wszyscy byli na miejscu i po pierwszych daniach zaczęło się tańcowanie, goście podzielili się na dwie grupy: ludzi i naszą rasę. To było okropnie niezręczne. Nie chodzi o to, że ludzie się nas bali (jedynie alchemicy), ale to arystokraci nie mieli zamiaru zadawać się z ludźmi. Lecz z czasem impreza jakoś tam się rozkręciła i po kilku kieliszka, bynajmniej mężczyzn, nie obchodziło czy tańczą z morojką, czy ludzką kobietą. Z ukochanym składaliśmy życzenia młodej parze. Później oni, a zwłaszcza Syd, zachwycali się naszymi maluchami. Dymitra chodził dumny jak paw przez pół godziny, gdy Iwaszkow powiedział, że na pewno będą tak wspaniałe, jak rodzice. Ach ci tatusiowie. W pewnym momencie mój mąż zostawił mnie, mówiąc, że idzie do toalety, Lili już zgubiła się w tłumie, zdobywając nowe znajomości. W tym czasie podszedł do mnie Iwaszkow.
- Cześć Mała dampirzyco, dawno się nie widzieliśmy.- zaczął rozmowę.
- No. Tak z dwie godziny temu.- zaśmiałam się.
Przez kolejne chwile żadne z nas się nie odezwało.
- Widzieliśmy twoje obrazy w domu kultury w parku.- przerwałam ciszę.
- Naprawdę?- chłopak się spiął.
- No. Muszę przyznać, że masz talent.- odetchnął z ulgą.- Kiedy narysowałeś ten szczególny?
- Namalowałem.- poprawił mnie.- A o który konkretnie ci chodzi?
- Nie udawaj głupiego, bo to i tak nic ci nie da. Doskonale wiesz, który najbardziej zwróciłby naszą uwagę. Zrobiłeś to pod wpływem złości?- doczekałam.
- W sumie są dwa, które powinny cię zainteresować. Jeden stworzyłem po naszym rozstaniu. Przedstawia różę w trumnie, przykrytą prochowcem. Twój Rusek je uwielbia.- zakpił.
- Adrian, nie przeginaj, bo nie chciałabym podbić ci oka na weselu, a myślę, że Sydney stanęła by po mojej stronie.
- Racja. Ach... co za kobieta.- rozmarzył się.
Na nowo wróciło wrażenie z kościoła. Zaczęłam się rozglądać.
- To co z tym obrazem.
- Chciałem dać ci go na urodziny, ale nie wiedziałem, czy to dobry pomysł, zwłaszcza, że Dymitra nie odzyskał pamięci.
Całkowicie straciłam zainteresowanie tajemniczym obserwatorem i spojrzałam zdziwiona na przyjaciela.
- Narysowałeś go dla mnie?!- nie dowierzałam.
- Tak.- spuścił głowę. Od kelnerki pochwycił kieliszek jakiegoś trunku i upił jego łyk.- Miało symbolizować waszą miłość. Wiem, jak bardzo o nią walczyłaś i ile dla ciebie znaczy. Zacząłem go malować po naszym spotkaniu w parku i szczerej rozmowie. To było moją inspiracją. W pełni zrozumiałem podjęta przez ciebie decyzję. I zacząłem to malować. Najpierw chciałem ci to dać, żebyś oglądała to codziennie i nadawała się waszym szczęściem, a później zapragnąłem, ukryć to przed tobą. Pewnie bym go spalił, ale Sydney uznała, że jest wspaniały i dodała do wystawy.- już całkowicie opróżnił kieliszek i sięgnął po następny.
-Mogłabym go od ciebie odkupić?- zachłysnął się, kiedy zdałam to pytanie.
- Naprawdę go chcesz?!- nie dowierzał.
W końcu znalazłam osobę, która wypalała we mnie dziurę wzrokiem.
- Jasne. Bardzo mi się spodobał.
- To oddam ci go za darmo. W końcu i tak miał być dla ciebie.
- E che. Jasne. Adrian, kto to jest?- wskazałam mu moroja, który nie spuszczał ze mnie wzroku.
Był on wysokim mężczyzną o brązowych włosach. Miał mocno zarysowane kości policzkowe. Był przystojny, a jednak coś mnie od niego odrzucało. Biła od niego niebezpieczna pewność siebie.
- To mój wujek, Randall. Uważaj na niego. Jest czarną owcą rodziny, lubuje się w dziwkach i nie umie zachować się przy kobietach. Musiałem go zaprosić, bo wypada.
- Ok. Będę ostrożna. A gdzie zgubiłeś pannę młodą?- zmieniłam temat.
- Rozmawia z rodzicami. A twój kowboj?
- Zgubił się gdzieś w drodze do toalety.- prychnęłam.
- Wiesz, skoro mój wujek się tobą interesuje, to pójdę go poszukać.- powiedział nerwowo.
Chciałam go powstrzymać i powiedzieć, że dam sobie radę, ale go już nie było. Po chwili obok stanął mój prześladowca.
- To nie wypada, aby tak piękna pani siedziała tu sama.- zaczął z cwanym uśmieszkiem.
Był nawet podobny do Iwaszkowa, ale bardziej do jego ojca. Było w nim też coś innego znajomego. Ale nie umiałam powiedzieć co.
- Nie jestem tu sama, a pan chyba za dużo wypił.- gożałom cuchnął na kilometr.
- To wesele. Pić można do woli. Tym bardziej tańczyć. Może się pani skusi?- był bardzo pewny siebie.
- Przykro mi, ale nie skorzystam.
- Proś, a gdy nie dają bierz sam.- mruknął i zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać, aż uwięził mnie między sobą, a stołem.- Myszka uwięziona?- zaśmiał się.
Chciało mi się rzygać od samej jego bliskości, a śmiech miał jak osioł wymieszany ze świnią.
- Myszka może zaraz obić kotkowi ten brudny pysk.
- Nie uderzysz mnie. Zwykła dziwka krwi, bijąca arystokratę z szanownego rodu? Jak by to wyglądało. Pewnie byłaś jedną z zabaweczek mojego siostrzeńca.- oparł się na łokciu w zamyśleniu. Chciałam uciec, ale znów zostałam przez niego uwięziona.- Tak ładnie szedł w moje ślady. Aż tu ślub. Ajajaj... Tak sobie marnować życie.
Miałam już go dość. Co on w ogóle sobie myśli. Już rozumiem co Dymitr miał na myśli, gdy mówił, że nie wszyscy moroje są najważniejsi. Takiego to od razu należało by zamknąć i trzymać o chlebie i wodzie.
- Jestem bardziej szanowaną strażniczką, niż ty kiedykolwiek będziesz wśród swoich. A twoje nazwisko nie upoważnia cię do wszystkiego są granice, które nawet ty nie możesz przekroczyć.- dźgnęłam go palcem w pierś.
W jego oczach błysnęła wściekłość. Zamachnął się, żeby mnie uderzyć. Byłam gotowa do odparowania ciosu, który nigdy nie nastąpił.
- Łapy precz od niej!- pierwszy raz słyszałam taką wściekłość w głosie męża. Nie licząc czasu, gdy był strzygą.
Randall poleciał na podłogę. Podniósł wzrok, a gdy spotkał się z morderczym spojrzeniem Dymitra, uśmiechnął się bezczelnie. Czyżby się znali?
- Dimka, co za wesołe spotkanie.
___________________________________________________________
Dodam jeszcze dwa rozdziały dzisiaj, ale pod warunkiem, że pod poprzednimi będą 4 komy. Liczę na was. I nie liczy się, że jedna osoba wstawi więcej niż jeden.💖💖💖💖
Sukienka Syd
 Sukienki dziewczynek

 Sukienki Druhn

4 komentarze:

  1. Oj oj szykuje się potyczka i idzie to wyczuć na kilomer. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoooo! Będzie grubo. Adrian jest... Słodki 😍 A Dymitr rycerski 💖 szkoda, ze obydwoje zajęci
    Zatłuc Randalla!
    Czekam na kolejny!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział... Lecę czytać następny... <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń