niedziela, 22 maja 2016

ROZDZIAŁ 147

Obudziły mnie jasne promienie słońca.
Cholera! 
Wczoraj, a raczej dzisiaj byliśmy tak zajęci sobą, że o tym nie pomyślałam. Ostrożnie wyplątałam się z objęć Dymitra. Lekko się poruszył, jednak spał dalej. Od jego rodziny dowiedziałam się, że w młodości był wielkim śpiochem, ale to zmieniło się wraz z obowiązkami strażnika. No bywają wyjątki, takie jak picie i zabawa przy ognisku do czwartej rano. Popatrzyłam na stary zegar w rogu pokoju. Bardzo ładnie się komponował z kowbojskim wystrojem pomieszczenia. Była już dziesiąta. Wczoraj prawie każdy zaproszony zabalował. Co za ironia, ale z całego domu, mieszczącego w tej chwili jedenaście osób. Wczoraj pijanych były trzy.
Ciekawe jak czuje się Karolina. Z tego co słyszałam, to zaprosiła chłopaka na noc. (Dlatego jedenaście. Przyp. aut.) Mam nadzieję, że nie obudzili dzieci. Mogła by im zostać trauma do końca życia.
Po cichu podeszłam do okna i zasłoniłam je. Usta strażnika lekko się poruszyły do góry. Chciałam wrócić do łóżka, ale przypomniało mi się coś jeszcze. Normalna osoba, po takiej ilości alkoholu, jaką spożył mój mąż, nie jedna osoba z akademii spała by cztery dni, a później popełniłaby samobójstwo, aby tylko przestała boleć ją głowa. Mam nadzieję, że z nim będzie trochę lepiej.
Założyłam na bieliznę z wczoraj, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swoich wczorajszych ubrań, a szafa strasznie skrzypiała. Miała już swoje lata. Nie zdziwiłbym się, gdyby Jewa chwała tam kiedyś swoje zabawki. Obie były bardzo wiekowe.
Nie mając większego wyboru, ubrałam za dużą koszulkę ukochanego i dresy, które zostawiłam na krześle. Od razu otulił mnie jego zapach. Zaciągnęłam się nim, wiedząc, że zaraz się przyzwyczaję i przestanę go czuć. Świadoma jego bliskości przejrzałam się pomieszczeniu. Różnił się ogromnie, od tego, który zobaczyłam przy pierwszej mojej wizycie. A jednak jest taki sam, odkąd mały Dimka wyjechał stąd, zdobywać doświadczenie i uczyć seksowną, piękną, zadziorną Rose Hathaway o cięty języku, która wywróciła jego świat na głowie tak, że ja dla niej stracił. W tym jednym zdaniu połączyłam dużo jego zdań, którymi opisywał nasze wspólne życie, jeśli tak to można nazwać.
Wracając. To nie pokój się zmienił, a moje postrzeganie go. Wtedy był wspomnieniem po ukochanym, najlepszym trenerze, uczuciu, które nie miało prawa istnieć. I przypominało mi o poświęceniu, jakie wykonałam, żeby spełnić jego ostatnią wolę. Szybko pokręciłam głową, aby otrząsnąć się z tych myśli. Teraz czułam się tutaj dobrze. Jak w domu, gdzie zawsze ktoś mi pomoże, są ludzie pełni miłości i warci zaufania. Poznaję dzieciństwo, a tym samym kawałek życia i świata mojego męża. To również kawałek mnie. Te plakaty, zdjęcia, książki o kowbojach. To tu zaczęła się jego pasja do Dzikiego Zachodu. A dokładniej piętro niżej, przy regale z książkami napisanymi cerlicą. To tu wracał po szkole, do rodziny, zawsze czekającej mamy, bawiących się sióstr. Spacerując po już starym, ale czystym i zadbanym dywanie, dotknęłam brązowego, dębowego biurka i krzesła pod oknem, przy którym odrabiał lekcje. Tak zwyczajnie. Pewnie zapraszał tu kolegów, albo wychodzili biegać po dworze. Wszystko zawsze było ładnie poukładane. Dymitr lubi mieć porządek. Już oczami wyobraźni widzę, jak po odrobieniu zadania domowego, odkłada ołówki i długopisy do kubeczka w prawym rogu. Dalej tam stał. Obok był przybornik, na inne przydatne rzeczy. Na półkach miał poukładane figurki, jakieś ozdoby, według wielkości i znaczenia...
Nagły ruch na łóżku zwrócił moją uwagę. Na szczęście strażnik spał w najlepsze.
Na palcach opuściłam pokój i zeszłam na dół. W kuchni były już Olena, Sonia i Wiktoria. Przechodząc koło salonu, zauważyłam bawiące się tam dzieci. Łuka jednak był z kobietami, na kolanach swojej rodzicielki.
- Dzień dobry Rose.- przywitała mnie teściowa.
- Dzień dobry mamo.- w ostatniej chwili powstrzymałam się, żeby nie powiedzieć jej imienia.- Co dobrego robisz?
Starsza kobieta stała przy kuchence i coś mieszała. Po pomieszczeniu rozchodził się cudowny zapach.
Najmłodszy członek rodziny wyciągnął rączki w moim kierunku, gdy tylko mnie zauważył. Przeszłam obok Soni, wierzącego się na jej kolanach chłopca i Wiktorii. Słodziak od razu się do mię wyszczerzył w bezzębnym uśmiechu.
- Hej, mały.- zwichrzyłam mu ręką włosy, na co jego uśmiech się poszerzył jeszcze bardziej.
- Na śniadanie dla śpiochów będą bułeczki z kaszą jaglaną.- odpowiedziała kobieta.- Wiesz może, o której mój syn ma zamiar łaskawie zaszczycić nas swoją osobą?
- Myślę, że nawet on tego nie wie.- westchnęłam po czym wszystkie zachichotałyśmy.
- Rose, - moją uwagę zwróciła Wiki.- masz ładną bluzkę. Pasuje ci.- zaśmiał się.
- Też tak uważam.- podzieliłam ich dziś dobry humor.
- Nie możecie być choć odrobinę ciszej?- do kuchni przyszła Karolina. Wyglądała jak śmierć. Cała blada, podkrążone ochy i chodziła, jakby w każdej chwili miała zemdleć. Z górnej szafki nad blatem wyjęła dwa kubki, nalała do nich wody i sięgnęła po jakiś słoiczek stojący na meblu, w kącie. Otworzyła go, a do każdego naczynia wlała po łyżeczce mikstury, dodała trochę miodu i cytryny, po czym zaczęła z jednego pić. Gdy opróżniła kubek, wyglądała odrobinę lepiej. I już nie próbowała zabić wzrokiem. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, z wdzięcznością.
- Rose dziękuję, że położyłaś moje dzieci spać.- uścisnęła mnie.
- Nie ma za co? Jesteś przy nich dwadzieścia cztery na dobę, to choć raz należy ci się zabawić i odpocząć.
- Jeszcze raz dziękuję.- puściła mnie i z drugim kubkiem poszła na górę.
Wzięłam w ręce słoik, który młodsza siostra Bielikowa wcześniej trzymała.
- Co to jest?- spytałam, uważniej przyglądając się zawartości naczynia. Była to bordowa ciecz z jakimiś listkami na dnie.
- Wyciąg z ziół.- wytłumaczyła kobieta, przy kuchence.- Pomaga na różne dolegliwości, jak migrena, bóle brzucha przy okresie, czy głowy od kaca. Jest też dobra na chorobę i wzmocnienie odporności.
- Ale ma okropny smak, który maskujemy miodem i cytryną.- dodała najmłodsza z obecnych kobiet.
- Bo lek ma pomóc, nie smakować.- zauważyła ich matka.
Nie słuchając ich sprzeczki sięgnęła po ulubiony kubek na kawę Dymitra. Powtórzyłam czynności Karoliny i już miałam wyjść gdy zatrzymał mnie głos kobiety.
- A dokąd to się wybierasz młoda panno.
- Ja...- nie dała mi szans na odpowiedź.
- Siadaj tu i jeszcze.- na stole postawiła trzy talerze z kaszą, jeden z bułkami i trzy słoiki z dżemami i konfiturami.- Znając Dimke jeszcze chwilę masz dla siebie.
Chciałam zaprotestować, ale zapach był zbyt kuszący, a mój żołądek zbyt pusty.
- Jak jeszcze chwilę zostanę, chyba nic się złego nie stanie.- powiedziałam zajmując wolne miejsce. Olena uśmiechnęła się triumfalnie.

6 komentarzy:

  1. Rozdział! A nawet rozdziały! Jak rodzinnie! Bardzo mi się podobał opis domu i jaka ciepła atmosfera. Wszyscy Bielikowowie- tak to się odmienia?!- są wspaniali. Chociaż każdy rozdział o Bai lubię czytać. I w życiu bym nie pomyślała, że Dymitr tyle wypije!

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Dymitr.... Jeszcze odsypia 😂 Ciekawe co będzie pamiętał z nocy 😂 xD I co... Nawet Karolinka ma kaca 😂 A Rose gruba beczka 😂 jajka kocham tak na nią mówić, jako jedna z nielicznych ogarnięta. Zazdroszczę jej, ze może oglądać pokój Dymitra 😭
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj.. Cudowny 💖
    Kac morderca nie ma serca 😃
    Bombowy rozdział.
    Gratuluję weny 😊
    Pozdrawiam i czekam na następny ☺

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa w jakim stanie będzie Bielikow. Mam nadzieję że nie będzie cierpiał . Super rozdział czekam na nastepny i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział zyczę weny,czekam na kolejny
    kaska

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ! :D Biedny Dymitr... Pewnie głowa go będzie boleć jak cholera. XD Pozdrawiam i czekam na następny ! ;)
    ~Zmey~

    OdpowiedzUsuń