Proszę, oto i drugi.
___________________________________________________________
Niedługo po śniadaniu, wpadły do nas Diana i Molly. Dziewczynki bardzo się polubiły i brunetka postanowiła oprowadzić młodszą koleżankę po terenie szkoły. Traktowała ją jak młodszą siostrę, bardzo się o nią troszcząc. Umiłowanie do zwierząt i dzieci to chyba u nas rodzinne. Ale tylko w naszej lini. Może to dzięki temu błogosławieństwu, co to rodzice dostali. Jesteśmy pierwszymi dziećmi dampirów i sami możemy mieć z nimi dzieci. To chyba wpływa na to, że dbamy o te małe istoty, bo moglibyśmy ich nie mieć. Tak samo to poprawiło nasze kontakty ze zwierzętami, w końcu Luna sama jest zwierzęciem. Przez ten cały czas skończyłam portret ukochanego, narysowałam nas, jak wczoraj staliśmy przed lustrem, dotykając mojego "brzucha" i Jack'a tulącego Molly. Blondyn ubłagał mnie do zrobienia autoportretu. Stałam na nim oparta o drzewo, a z tyłu leżała wilczyca. Sięgnęłam po brązową kredkę i chciałam pokolorować nią zwierzę, ale wyrwał mi ja Zeklos.
- Co ty wyprawiasz?- krzyknęłam na niego bardziej zdziwiona, niż oburzona.
- Czekoladowy? O nie. Jak ja jestem Alfą, to ty też musisz być.
Westchnęłam i wzięłam kredkę biało-niebieską jak lód. Zrobiłam kilka pociągnięć nadając teksturę sierści.
Od razu wpadłam na inny rysunek, który wiedziałam, że zajmie mi dłużej. Już to widziałam. Na pierwszym planie ja i mój ukochany, trzymamy się za ręce, patrząc sobie w oczy. Jesteśmy w lesie, a za nami jest skalne wzgórze, na którym nasze wilki wyją na tle księżyca. Od razu rysować, ale gdy tworzyłam już tło, zadzwonił telefon chłopaka.
- Tak?... Okey, zaraz będziemy.- rozłączył się.- Moja mama już jest.
- Co?!- wstałam jak poparzona.- A ja nawet nie jestem gotowa.
Pobiegłam do łazienki, chwytając czyste ubrania. Szybko wzięłam prysznic i się uczesałam. Założyłam fioletową bluzkę z kwiatami w lewym dolnym rogu i jasne jeansy. Wyszłam i trzymając moroja za rękę zbiegliśmy na dół.
- Tak w ogóle, ładnie wyglądasz.- powiedział, równając się ze mną.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się.
W salonie nasi przyjaciele siedzieli, grając w mafię.
- Ej, czemu nas nie zawołaliście?- spytałam z żalem.
- Felix mówił, że jesteście za bardzo zajęci sobą.- zaśmiał się Ash.
- Gdybyś miał otworzone oczy, kochanie, widziałbyś że zostałeś zabity przez własną siostrę.- zachichotała Alice, która musiała robić za prowadzącą grę.
Brunet złapał się teatralne za serce, wykrzywiając twarz w bólu, po czym opadł luźno na krzesło, wystawiając język.
- My idziemy załatwić kilka spraw.- zaczęłam.- A jak wrócimy...
- To będzie obiad.- przerwała mi ciocia, wychodząc z kuchni.
- A później dołączamy się.- dokończyłam.
Nagle poczułam ucisk na nodze. Spojrzałam w dół, a tam mała blondyneczka, patrząca na mnie piwnymi oczkami. Wzięłam ją na ręce, a ona wtuliła się we mnie.
- Co jest kochanie?- spytałam.
- No no, Hathaway.- zaśmiał się czarnowłosy.- Wiedziałem, że wasze dzieci będą szybko rosły, ale aż tak.
- Zamknij... dziób, Iwaszkow.- opanowałam się, przypominając sobie, że mam pięciolatkę na rękach.- To moja szwagierka.
- No wiesz co? I na ślub nie zaprosić?- udawał obrażenie Tomas.
- A ty jak siostry pilnujesz, że ci ją do Las Vegas porwał?- Dominik zakpił z mojego brata.
- Spokojnie. Ja wciąż mam ją na oku.- uśmiechnął się cwanie do Jack'a.
Ten tylko prychnął, ale nic nie powiedział. Postawiłam małą na podłodze i złapałam ją za rączkę.
- Chodź, idziemy do mamusi.- powiedziałam z uśmiechem.
- Mogę też iść?- spytała Diana.
- Pewnie.- blondyn podał jej dłoń, którą chwyciła.
Moja siostra złapała jeszcze Molly i mogliśmy iść.
- WOW! Dzieciaki, nie tak prędko. Czy ja mam omamy?- w progu stanął Pawka.
- Wyglądają jak prawdziwa rodzina, co nie strażniku Bielikow?- zaśmiała się Rozi.
- Masz rację. Tylko trochę dzieci za duże jak na wasz wiek.
- Dajcie już spokój!- wkurzyłam się.- Jak będę chciała mieć dzieci, to będę miała!
- O... NPS się zbliża.- zaśmiał się Felix, za co pacnęłam go w głowę.
Z siostrą pociągnęłam zdezorientowaną dwójkę i wyszliśmy na dwór.
- Jak ten mój brat mnie czasem denerwuje.- fuknęłam, gdy dziewczynki się rozbiegły.
- A mówił prawdę?- spytał Zeklos, obejmując mnie.
- Z czym?- zmarszczyłam brwi.
- Z okresem.- poruszył zabawnie brwiami, na co się zaśmiałam.
- Tak.- zachichotałam.
- Oho. To chyba muszę się przygotować na twoje humorki.- wbił mi palec w bok, na co podskoczyłam i oboje się zasialiśmy.- Kocham Cię.
- Ja ciebie też.- mruknęłam.
- Ja też Cię Kocham.- Molly wskoczyła na mnie i przytuliła z całych sił.
- Co Hathaway.- spięłam się, słysząc ten piskliwy głosik.- Wyszło na jaw, jak wielką dziwką jesteś? Myślisz, że Jack pokocha twoją małą smarkulę. A może ją adoptowaliście, bo jesteś takim mutantem, że nawet zajść w ciążę nie umiesz?- zarechotała Maddy, a z nią cały jej wianuszek.
Widziałam jak Oliwia i mój ukochany zaciskają pięści. Postawiłam morojkę na ziemi i posłałam siostrze porozumiewawcze spojrzenie. Kiwnęła głową, po czym pociągnęła koleżankę do szkoły.
- Stul pysk, albo to odszczekaj suko!- warknął chłopak.
- Jack'uś, weź się opamiętaj. Co ta sierota może ci dać? Kolejny pomiot swojej rasy? Tobie potrzeba prawdziwej kobiety, która umie spełniać wymagania takich mężczyzn jak ty, a nie tylko zabijać. Nawet rodzice woleli umrzeć, niż mieć taką córkę.
Nie wytrzymałam i rzuciłam się na nią. Nikt nie był w stanie mnie zatrzymać. Szarpnęłam ją za włosy, powaliłam na ziemię, a następnie usiadłam na niej i zaczęłam okładać "śliczną buźkę" tapeciary. Nagle odciągnęły mnie silne ramiona.
- Zostawcie mnie! Ja jeszcze z nią nie skończyłam! Przede mną pojawiły się piękne, piwne oczy, w których miałam ochotę się zagłębić, otulić ich kolorem i nigdy z pod tej kojącej kołderki nie wychodzić.
- Już, skarbie. Spokojnie. Już po wszystkim.- moroj przytulił mnie, a ja zaczęłam się rozluźniać.
W jego ramionach czułam spokój, ukojenie i bezpieczeństwo.
- Hathaway.- usłyszałam za sobą i dopiero teraz zauważyłam, że nikt już mnie nie trzyma.- Nie wiem, co tu się stało, ale wierzę w twoją niewinność. Skoro ją pobiłaś, musiałaś mieć jakiś powód. Jednak i tak muszę was wysłać na dywanik. A więc raz dwa, do dyrektorki. Jazda!- wrzasnął.
- Tak jest strażniku Alto.- zasalutowałam i pociągnęłam Jack'a za sobą.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"(...) strażniku Bielikow" to tak bardzo.... Przypomina Dimkę 😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭 jesteś złaaaaaaaaaaaaa 😭😭😭😭😭😭😭😭😠😠😠😠😠😠😠😠😠😭😭😭😭😭😠😠😠😠😠😠😠😠😠😠😠 czekam na następny i życzę weny 😭😠😘😍
OdpowiedzUsuńChcę Romitri! Już! Brawo Nastka! Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuńNo nzreszcie się dostało tej idiotce XD To było przepiękne. Tylko czemu Stan musiał to przerwać. No nie ważne.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.Dodasz jeszcze jeden dzisiaj. Proszę???
~G&G~
No nareszcie ktoś zrobił porządek z tą wredną.... Ciekawe czy ma przy sobie coś czym pozbiera tapetę z chodnika ☺.
OdpowiedzUsuńOby dwa rozdziały są cudowne, Nastka ma talent do rysowania po mamusi ☺☺☺.
Czekam na następny i życzę weny. Pozdrawiam😀