Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Podniósł mnie jak pannę młodą i szybko pobiegł do samochodu. Oddychałam szybko, krzycząc, co ja mówię, drąc się na całe gardło. Położył mnie ja tylnych siedzeniach i już chciał wsiąść z przodu, ale wyprzedziła go Karolina.
- Jesteś w szoku i możesz spowodować wypadek. Po za tym, ona bardziej cię potrzebuje z tyłu.
Pochwali pod głową czułam kolana. Mąż złapał mnie za dłoń.
- Oddychaj skarbie.- popatrzył na mnie czule.
- Staram się.- powiedziałam ciężko.
- Nie da się szybciej?- spytał siostry.
- Robię co mogę. Nie prze teleportujemy się tam od tak.
- Rose, co ile czujesz skurcze?- nawet nie zauważyłam, że Wiki też wsiadła.
Cieszyłam się, że jedzie z nami. Ale masakrycznie boli. Niech to się skończy. Wzięłam zegarek ukochanego. 1...2...3...
- Trzy i pół minuty.
- Trzymajcie się, prawie jesteśmy.
Dłużej tak nie wytrzymam. To trwa wieczność. Nagle samochód zatrzymał się z piskiem opon. Strażnik wyskoczył i wziął mnie na ręce.
- Dajcie wózek. Kobieta rodzi.- wrzeszczał.
W końcu wybiegły jakieś pielęgniarki z wózkiem inwalidzkim. Mąż posadził mnie w nim.
- Szybko na porodówkę.- powiedziała jakaś lekarka.
Tam położono mnie na łóżku i jakimś cudem przegrali w koszulę. Bielikow usiadł koło mnie i złapał moją dłoń.
Przy każdym skurczu ściskałam ją mocno. Z trudnością łapałam oddech.
- Spokojnie, zaraz zaczniemy.- powiedziała ta sama lekarka.- Rozwarcie odpowiednie. Teraz proszę oddychać głęboko.- pokiwałam głową.- Uwaga! I przyj!
Zaczęłam rodzic. Leżałam tam nie wiem, jak długo, a końca nie było widać
- Dasz radę Roza.- aksamitny głos dodawał mi otuchy.
- Już widać główkę. Jeszcze trochę.
To był wielki ból. Cała się lepiłam od potu. Cholera, czemu to tak długo trwa. Nagle po sali rozniósł się płacz.
- Odciąć pępowinę.- krótkie polecenie.- Chłopczyk.
Chłopczyk. Mam syna. Nie mogę uwierzyć.
- Сын (syn).- szepnął Rosjanin i zemdlał.
I taka pomoc ze strony mężczyzn. Wielki strażnik zemdlał przy porodzie żony. Zaśmiałabym się, gdyby nie wielce ogarniające mnie zmęczenie. A to jeszcze nie koniec. Następny skurcz.
- Pani doktor, jeszcze jedno.- poinformowała pielęgniarka.
- Dobrze. Proszę tego pana zabrać i dać mu jakąś wodę.
- Tak jest.
Następny skurcz. I znowu godziny bólu.
- Widać głowę.
Jednak nie mogłam złapać oddechu.
- Co się dzieje? Co to jest? Krew?! Cholera Jasna.
Przed oczami zaczęły latać mi mroczki i straciłam przytomność.
DYMITR
- Halo, proszę pana.- poczułem lekkie uderzenia na policzku.
- Mam syna.- powiedziałem szczęśliwy, błądząc nieprzytomny wzrokiem.
- Gratuluję panu. A teraz proszę się napić.- młoda pielęgniarka podała mi wody.
Wypiłem wszystko jednym chaustem i zgniotłem posty kubeczek.
- Mam syna.
- Siostro. Potrzebna pomoc.- z sali Rozy wybiegła inna pielęgniarka, a ta stojąca przy mnie pobiegła.
Roza. Moja Roza. Szybko się podniosłem, co było wielkim błędem. Zaczęło wirować mi w głowie. Gdy świat się w końcu zatrzymał, ruszyłem szybko do sali. Jednak przed drzwiami zostałem zatrzymany.
- Nie może pan tam wejść.- to była pielęgniarka
- Jak to, nie mogę tam wejść?! Moja żona tam rodzi, do cholery!- wkurzyłem się.
- Proszę się uspokoić. Stan pana żony jest ciężki. Czy pacjentka skarżyła się ostatnio na coś niepokojącego?- spytała.
Jednak nie dotarło to do mnie. Mojej Rozie coś jest?! Zrobiło mi się słabo i poparłem się ściany. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że kobieta czeka na odpowiedz.
- N...nie. Nie pamiętam, żeby coś było nie tak.
- Mówiła, że co jakiś czas miała takie skurcze.- odezwała się moja matka.
Reszta jechała dwoma samochodami za nami. Jednym moich sióstr, drugi Marka i Oksana. Dlatego nasza grupa powiększyła się o dwie osoby. Zdziwiłem się. Czemu Roza mi nic nie powiedziała? Może nie chciała mnie martwić? Ale cholera jasna! Choć raz mogła by pomyśleć o dzieciach. To mogło być coś niebezpiecznego. Moja kochana Roza.
- Muszę ją zobaczyć.
- Nie może pan.
- Ale to moja żona.
- Dymitr.- moją uwagę zwróciła królowa.- Uspokój się, bo tak niczego nie załatwisz. Musimy czekać.- mówiła łagodnie, takim delikatnym głosem.
Miała rację. Nic tak nie załatwię. Powinienem dać pracować lekarzom. Usiadłem i czekałem. Nie wiem ile. Czas nie ma znaczenia. Liczy się moja Roza. Jest całym moim życiem. Ukryłem twarz w dłoniach.
Lissa usiadła przy mnie.
- Wiem, że ci ciężko. Tak samo się o nią boję.
Popatrzyłem na nią zbolałym wzrokiem.
- Ona tam cierpi. Ja to wiem i jest zupełnie sama. Boję się.- wyznałem.
Królowa objęła mnie, a ja schowałem twarz w jej ramieniu. Trochę mnie to uspokoiło. Czułem, że po odmienieniu, łączy nas taka dziwna więź. Bardziej była mi jak matka. Dała mi drugą szansę. Szansę na lepsze życie. Będę jej za to wiecznie wdzięczny.
- Użyłaś na mnie wpływu.- zauważyłem, odsuwając się od niej.
- Tak.- westchnęła ciężko.- Nie lubię tego robić, ale inaczej byś się nie uspokoił. W twojej aurze... musiałam to zrobić.
Nie dopytywałem dalej. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie i pocieszający się nawzajem. Obok nas usiadła Lili. Ona też to przeżywa. Pawka przytulił ją mocno. Nikt się nie odezwał. Nawet Łuka tylko patrzył smutnym wzrokiem w ciszy. Nagle z sali wyszła lekarka. Jej mina nie zwiastowała nic dobrego. Razem z Dragomirówną zerwaliśmy się z krzeseł.
- Nie mam najlepszych wieści. Dzieci są w ciężkim stanie, a matka...- pokręciła głową.- Robiliśmy co w naszej mocy.
- To znaczy, że ona...- nie mogłem dokończyć. Nie umiałem.
- Przykro mi.
Zrobiło mi się słabo. Oparłem się o ścianę. Dziewczyny i dzieci zaczęły płakać. Po całym szpitalu rozniósł się ich lament. A ja. Siedziałem patrząc pusto w ścianę. Wróciło. Wszystko wróciło. Pamiętam najmniejszy szczegół ostatnich dziesięciu miesięcy. Ale co z tego? Moja Różyczka nie żyje. Umarła. A moje serce z nią.
- Oksana, mogę cię prosić.-z sali wybiegła Lissa. Musiała wiec chwilę po dowiedzeniu się.
- Dymitr.- usłyszałem gdzieś z daleka.
- Roza?- spytałem nieprzytomnie.
- Nie to ja Lissa.
- Roza? Gdzie moja Roza?- zacząłem płakać.Straciłem swój świat. Już nigdy nie usłyszę jej śmiechu, żadnej kąśliwej uwagi, nie zobaczę pięknych oczu, nie dotknę włosów, nie poczuję perfum.
- Tak ładnie paaaachniaaaaałaaaaa.- zawyłem.
- Dymitr proszę skup się. Tu chodzi cholera o Twoje dzieci.
Dzieci. Ja mam dzieci. Mieliśmy my mieć dzieci, a teraz zostałem ze wszystkim sam.
- Ona była taka młoda. Za dużo wycierpiała.
Nagle poczułem uderzenie i pieczenie na policzku. Mój wzrok się skupił i zobaczyłem roztrzęsioną morojkę.
- Wybacz Dymitr, ale choć na chwilę się skup. Chcemy uratować twoje dzieci, ale brakuje nam sił. Przykro mi, ale musisz wybrać.
Wybrać?! Mam stracić drogą najważniejszą osobę?! Czy ona żartuje.
- Nie będę wybierać! Uratuje oboje!
- Nie mam siły. Przykro mi.
- A nie możesz się napić.
- Karmiciele nie zdążą na czas.
O nie. Nie zabierzesz mi następnej osoby. Co na moim miejscu zrobiłaby Roza? Wiedziałem co. Coś tak szalonego, że aż potępionego. Ale robiła to, by uratować życie bliskiej osoby. Ja też. Próbowałem odpiąć guziki mankietów, ale nie dałem rady, więc podałem rękawy. Królowa patrzyła na mnie zszokowana.
- Pij.- podałem jej rękę.
- Dymitr, jesteś pewny...
- Tu chodzi o moje dzieci.
Zamknąłem oczy, czekając na ugryzienie. Poczułem na ręce delikatne dłonie morojki, a następnie ból przewijania skóry. Jednak szybko zastąpiła go radość i stan uniesienia. Czułem to trzeci raz i przeraża mnie tęsknota za tym. Zaczynam się uzależniać. Nagle to wszystko znikło. Królowa poszła, a ja zacząłem płakać.
___________________________________________________________
Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie. Na co ja się łudzę. Ale może udobrucha was trzeci rozdział wieczorem. Mam nadzieję. Kocham was.💖💖💖💖
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ty! O nie! Ty na prawdę się ośmieliłaś! Czy ciebie dziecko do reszty pogięło?!?!?!?
OdpowiedzUsuń.......................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Czyś ty zwariowała ona musi żyć tak samo jak dzieci i nie udobruchasz nas trzecim rozdziaken .... Wszyscy maja zyc i dodaj dzisiaj kolejny rozdział a ja i tak jestem zla!!! pozdrawiam Ruda
OdpowiedzUsuńnie wieczorem tylko teraz !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńSorry, zazwyczaj jestem powściągliwa i miła do nieznajomych, ale czy Tobie odjeło rozum!?!? Ona ma żyć! Tak samo jak dzieci!!! Nie możesz nam tego zrobić... I błagam dodaj szybko ten rozdział...
OdpowiedzUsuńWreszcie jakaś akcja. Bardzo mi tego brakowało. Cieszę się, że to zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego 😃😃
Życzę weny i pozdrawiam ☺
Jesteś tak okropna i niemiła, że nie wiem
OdpowiedzUsuńJak możesz jesteśokropna
A pozatym rozdział super
Czekam na kolejny <3
Zabijeeeeeee! Czy ty oszalałaś? Ona musi żyć. Dziewczyny powiedzcie jej coś!
OdpowiedzUsuńJak mogłaś no? Już cie nie pozdrawiam :-| Ale czekam na następny