Obudziło mnie zimno. Chciałam przytulić się do męża, ale nie było go w łóżku. Podniosłam się i zaczęłam rozglądać. Byłam pewna, że zasnęłam w jego ramionach. Zauważyłam go, jak zamykał okno. Wiatr musiał je otworzyć.
- Nie spisz?- ukochany położył się obok i przyciągnął mnie do siebie.
Wtuliłam się w niego mocno.
- Obudziło mnie zimno.
Gdy to powiedziałam, Rosjanin przykrył nas szczelniej kołdrą. On miał na sobie bokserki, a ja koszulę. Ale nie pamiętam, żebym ją zakładała. Próbowałam przypomnieć sobie co się wczoraj działo. Ostatnie co pamiętam, to jak jechaliśmy na Gwiazdce po mostku nad strumykiem w parku Anastazji Wielkiej. Tak dobrze pamiętacie, to ten nasz ulubiony.
- Co ja tu robię, towarzyszu?- spytałam.
- Spisz.- powiedział, śmiejąc się.
- Teraz to akurat leżę przytulona do męża. Ale bardziej mi chodzi o to, skąd się tu wzięłam.
- Podczas przejażdżki zauważyłem, że zasnęłaś. Musiał uśpić cię stukot kopyt i szum wody w rzeczce. Więc wyjechałem do stajni, zszedłem z klaczy i przywiązałem ją, tak jak poleciłaś węzłem łańcuszkowym, wziąłem cię na ręce i położyłem na sianie. Gdy zrobiłem wszystko przy Gwiazdce, zabrałem cię do mieszkania i przebrałem. Później zawołano mnie do GKS, a nie chciałem cie budzić. Zostawiłem ci kartkę, na wypadek, gdybyś wstała zanim ja zdążyłbym wrócić. Jednak tak się nie stało. Po drodze zajrzałem do Lili. Okazało się, że ma gościa.
- A tak. Zapomniałam ci powiedzieć. Jak ona miała na imię...- zaczęłam się zastanawiać.
- Jessica.- podsunął mi strażnik.
- No właśnie. I co dalej?- ponagliłam go.
- No i wróciłem, a ty dalej spałaś, więc zjadłem, umyłem się i dołączyłem do ciebie. Nie czekałem długo, aż mnie objęłaś i zasnąłem. A właśnie. Pewnie jesteś głodna.
Rosjanin już wstawał, ale powstrzymałam go, łapiąc za rękę. Uśmiechnęłam się do niego uroczo.
- Bez jednej kanapki wytrzymam do rana, ale bez ciebie... nie wiem, jak to będzie.- po chwili znów słyszałam równe bicie jego serca.- Czyli niosłeś mnie przez cały Dwór? Pewnie bardzo cię obśliniłam. Było mnie obudzić. I później też.
- Tak słodko wyglądasz jak spisz.
- Niech Ci będzie. Powiedz lepiej, co postanowiliście.
- Akcja zacznie się za tydzień. Sonia i Adrian mówią, że wtedy użytkownicy ducha z Tarasowa będą gotowi. Oprócz tego, wyślą tych strażników, którzy przeżyli akcję w Rosji. Zostali uznani jako mój zespół na akcje. Mamy umówione też kilka spotkań z Taszą. Mamy dylemat, czy puścić na akcję Sonię Karp. Na pewno pojedzie Michaił. Jego żona jest potężna w Duchu i chce zabić Roberta, ale jednak jest morojką.
- Co z tego? Ci z psychiatryka to też moroje.- nie rozumiałam.
- Dla nich to szansa na życie. Jeśli to się uda, będą mogli żyć jak normalni członkowie społeczeństwa. Będą wolni od szaleństwa i będą wiedzieli jak sobie z nim radzić. I wiele tego szaleństwa zostanie użyte przeciwko Robertowi więc...
- To tak nie działa.- przerwałam mu.- Mogą użyć go do walki, ale im to nie ulży. Lissa nie traciła mroku po torturach. Po prostu przejmował nad nią kontrolę. Ale to ból fizyczny lub nasza więź była tak jakby "uziemieniem". Ale może to coś da. Gdzie dokładnie odbędzie się akcja?
Dymitr zaczął się śmiać, a ja nie wiedziałam, co go tak rozśmieszyło.
- Nie wiem, czy powinienem ci mówić. Ostatnio pojechałaś za mną.- śmiał się cały czas.
- Jeśli będzie trzeba, to i w ogień za tobą skoczę. Bo na koniec świata już jechałam.
- I za to cię kocham. Wiesz, że ja bym dla ciebie najgorsze tortury wytrzymam, bo nie ma dla mnie nic gorszego niż utrata ukochanej osoby.
- Wiem. Po gdzie ta misja?- powtórzyłam pytanie.
- W Brazylii.
-No nie! To nie możliwe. Jadę z wami.- udawałam oburzenie.
Mój mąż się roześmiał. Najpiękniejszy dźwięk na świecie.
- Zapakujesz mnie w walizkę i nikt się nie zorientuje.- również się śmiałam.
- Roza. To tylko jeden dzień wielce niebezpiecznej misji zabicia pozbawionego litości szaleńca.
- Przyślij mi widokówkę.- zaśmiałam się.
- Zrobię ci zdjęcia pamiątkowe.- powiedział z sarkazmem, a ja wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem.- Okej, czyli że masz głupawkę od hormonów. Dobra Roza idziemy spać.
- Nie chce mi się.- powiedziałam, jak małe dziecko, gdy w końcu się uspokoiłam.
- Ale musimy. Jutro mam służbę. Bardzo nie chcę zostawiać cię samą.
- To nie zostawiaj.- poprosiłam.- Obiecałeś, że nigdy mnie nie zostawisz.
- Skarbie. Chciałbym, ale wiesz, że nie mogę.- powiedział z żalem.
- Wiem.- westchnęłam smutno. Po chwili się ożywiłam.- W takim razie ja nie odstąpię cię i Lissy na krok.
- Roza. Powinnaś się oszczędzać.- upominał mnie Rosjanin.
- Będę.- zamrugałam niewinnie oczami.- Ale chcę być blisko ciebie. Nudno tak być samej.- wykrzywiłam usta w słodką moim zdaniem podkówkę.
- Nie zapominaj o Lili.
- Ona jest zajęta koleżankami. To jak będzie?- zrobiłam maślane oczka.
- Porozmawiamy o tym rano bo jesteś zmęczona i gadasz głupoty.
Chciałam zaprzeczyć, ale wpadłam na lepszy pomysł. Usiadłam na Bielikowie okrakiem i nachyliłam się nad jego twarzą. Czułam jak się spiął. Nie wiedział, co chciałam zrobić.
- To przez ciebie nie mogę się skupić. Bardzo mnie rozpraszasz.- szepnęłam mu do ucha.
Zaczęłam go całować po szyi i zostawiać malinki.
- Roza... naprawdę powinniśmy... jest późno.- strażnik miał problemy z wysławianiem się.
- Tym bardziej nikt nam nie przeszkodzi. Proszę. Dimi...- szeptałam zmysłowo.- Mi odmówisz?
Dalej go całowałam, zmysłowo kręcąc pupą. W pewnym momencie wyprostowałam się i ciągnęłam z siebie koszulę. Rzuciłam ją gdzieś w kąt. Oczywiście pod nią nic nie miałam, więc siedziałam na nim, jak mnie Pan Bóg stworzył ( nie żebym była wielce religijna.). Widziałam jak czekoladowe oczy ciemnieją, aż nie stały się całkiem czarne. Doskonale wiedziałam, że działam na niego jak nikt inny.
- Co... co robisz?- spytał, patrząc głodnym wzrokiem, na moje nagie ciało.
- Wiesz, po tym jak zamknąłeś okno, zrobiło mi się bardzo gorąco.
Po wróciłam do poprzedniego zajęcia, dodając dłonie jeżdżące po umięśnionym torsie strażnika. Wreszcie poczułam na tyłku ciepłą dłoń. Po chwili leżałam już pod jej właścicielem, który szybko pozbył się bokserek. Oboje byliśmy bardzo rozgrzani. Mąż więcej się nie sprzeciwiał i pocałował mnie namiętnie z pożądaniem. Nic nie mogło nas powstrzymać. Nagle poczułam jak we mnie wszedł. Jęknęłam z rozkoszy. Poruszał się raz szybko, raz wolniej. Przyspieszał i znowu zwalniał. Po kilku minutach doszliśmy. Oddychaliśmy ciężko. Myślałam, że położy się obok mnie, ale Rosjanin pociągnął mnie na siebie.
- To jeszcze nie koniec Rozza.- seksownie przedłużył moje imię, z rosyjskim akcentem.
Uśmiechnęłam się cwanie, co on odpowiedział. To będzie długa i ciekawa noc.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wspaniałe zakończenie ❤❤❤ Juz nie mogę się doczekać następnego rozdziału 😊 życzę weny 💖
OdpowiedzUsuńSuper zakończenie 💖
OdpowiedzUsuńEhh... Akcja w Brazyli oby tylko sie udała 😞
Czekam na kolejny rozdział
Jesteś wredna, kończąc w takim momencie rozdział.
OdpowiedzUsuńSłodki i romantyczny...
Życzę weny i pozdrawiam
Oj no zostawmy im troche prywatnosci :-P Zartowalam ! Oj ta Rose - taka szalona romantyczka, ciezarna kusicielka. Oj to chyba na prawde bedzie meczaca noc :-)
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny i pozdrawiam
Oj Towarzyszu kocham ten brak samonkontroli.😍😍😍😍😍😍😍
OdpowiedzUsuńNiepokoi mnie ta akcja ale czekam jak się rozwinie to Dymitr będzie bezpieczny. Czekam na następny