środa, 29 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 175

Wytłumaczyłam dzieciom co mają zrobić. Gdy byliśmy pod drzwiami odłożyłam blondyna.
Przekręciłam klucz w zamku i przyłożyłam palec do warg, pokazując młodym, aby byli cicho. Zaczęli zasłaniać usta rączkami, żeby stłumić chichot. Pchnęłam drewno, powodując skrzypienie zawiasów.
- Roza to ty?- usłyszałam wołanie męża z głębi mieszkania.
Nie odpowiedziałam, tylko dałam znak dzieciom, które wpadły do środka krzycząc. Kiedy wchodziłam do sypialni, zobaczyłam cudny widok. Dymitr trzymał na rękach siostrzenicę, a reszta biegała wokół nich, przekrzykując się w życzeniach. A najśmieszniejsze to, że połowa słów była po rosyjsku, a połowa po angielsku. Uśmiechnęłam się na tą scenę. Gdy dzieci mnie zauważyły, ucichły, rozstąpiły się i patrzył w moją stronę szeroko otworzonymi oczkami. Razem z Dymitrem zbliżyliśmy się do siebie. Nawet nie zauważyłam, kiedy mój ukochany odłożył Zoję.
- Wszystkiego najlepszego skarbie.- uśmiechnęłam się.
- Dziękuję Roza.
Popatrzył mi głęboko w oczy i nachylił nade mną. Po chwili nasze usta spotkały się w słodkim pocałunku.
- Ciocia i wujek się kochają- krzyknęła zadowolona.
- Ohyda.- wykrzywił się Pawka.
- Wcale, że nie. To jest bardzo słodkie.- sprzeciwiła się Lili.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Ja tiebia liubliu towarzyszu.- nie mam pojęcia jak jest to po rosyjsku. Muszę się go w końcu spytać. Odpowiedział mi cichy śmiech męża.
- Ja tiebia toże liubliu Roza.
- No teraz macie chwilę dla wujka, a później... później nie będziecie jej mieć.
Strażnik spojrzał na mnie zdziwiony i zaciekawiony, jednak nie miał jak mnie wypytać, ponieważ znów oblazły go szkraby. Każdy złożył mu życzenia. Zoja i Łuka dali mu obrazki i laurki, Liliana własnej roboty szkatułkę, a Pawka samochodzik ze swojej kolekcji. Przypomniało mi się, jak dałam wczoraj Masonowi samochodzik, który kupiłam z mężem na targowisku. Cieszył się jak dziecko i po chwili dyskutował z Eddym o sile silnika i napędzie na cztery koła. A ta mina Dymitra gdy na luzie włączyłam się do rozmowy, bezcenna. Od początku naszej znajomości, dampir wprowadzał nasze grono w swoją kolekcję. Tylko Lissa nie była tym na tyle zainteresowana. A ja wiedziałam wszystko o wszystkich samochodach jakie miał i chciał mieć.
Dzieci nie mogły nacieszyć się wujkiem, ale z pomocą przyszła mi Karolina, która wszystkie zabrała "gdzieś tam".
- Roza jak mogłaś mi uciec z samego rana?- Bielikow wtulił się w zagłębie mojej szyi.
- Chcę, żeby ten dzień był dla ciebie idealny.
- I będzie. Byle tylko była ze mną.- Szepnął, przygryzając płatek mojego ucha. Przeszedł mnie przyjemny dreszcze, jednak jeśli chcę, aby niespodzianka się udała, muszę uspokoić moje szalejące hormony.
- Nie ma mowy towarzyszu. Takie przyjemności zostawimy sobie na wieczór. Teraz mamy godzinę na wyszykowanie się. No już, nie ma na co czekać. Popchnęłam go do łazienki, klepiąc w tyłek.
- Kiedyś ci oddam za te klapsy skarbie, więc uważaj.- odkrzyknął mi zza drzwi.
- Nie boję się ciebie.
- A powinnaś. Może skusi się pani na wspólny prysznic.- wyszedł obwiązany jedynie ręcznikiem. Bardzo apetyczny widok, nie powiem.- Tak będzie szybciej.
- Czy ja wiem, czy taki prysznic będzie krótszy.- droczyłam się z nim.
- Roza chyba nie odmówisz solenizantowi.
- Nie wiem, czy masz tego świadomość, ale przez najbliższe kilka miesięcy będzie nas dzielić osiem lat różnicy. To chyba nie jest właściwe kowboju.
Nim się obejrzałam, stał tuż obok mnie, a następnie zostałam przerzucona przez jego ramię. Szarpałam się i byłam go w plecy, ale zbyt wiele mu to nie za szkodziło. Za to ja wzdrygnęłam się i pisnęłam, gdy uderzył mnie lekko w pupę.
- Mówiłem, że oddam.- czułam, że nie przestaje się uśmiechać.
W końcu postawił mnie na podłodze i zanim wykonałam jakikolwiek ruch, wbił się w moje wargi.
Zdjął całe moje ubranie i wprowadził pod prysznic. Mimo wszystko mycie nie zajęło nam długi. Oczywiście nie mogło się obyć bez małego sexu. Oboje byliśmy za bardzo podnieceni. Poprosiłam, aby zrobił to szybko i mocno. Rzecz jasna, pamiętając o moim stanie.
Wyszykowaliśmy się na czas. Dymitr ubrał czarne, materiałowe spodnie i białą koszulę, którą rozpiął u góry. Mimo tego, że przez chwilą mieliśmy bardzo ostry stosunek, ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem na niego. Po jego minie wnioskowałam, że myśli o tym samym. Miałam na sobie granatową sukienkę z dekoltem wyciętym w serce i obwiązaną w pasie wstążką(↓). Do tego włosy spięte w jego ulubiony sposób. Mimo wszystko mój mąż ograniczył się do pocałowania mnie delikatnie w usta, a następnie w czoło. Zanim wyszliśmy z mieszkania splótł nasze dłonie. Razem ruszyliśmy do garażu. Po kilkunastu minutach kłótni dał mi prowadzić. Rany! Tak dawno nie siedziałam za kółkiem. Uwielbiam to uczucie niezależności i wolności. Tym razem starałam się jechać ostrożnie. Kilka razy może nieznacznie przekroczyłam prędkość, ale to naprawdę mało. Pod restauracją byliśmy przed czasem. Była ona całodobowa, ponieważ prowadziła ją rodzina morojów. Weszliśmy do środki i podeszliśmy do recepcji.
- Dzień dobry. Mieliśmy tu rezerwację na godzinę drugą.- powiedziałam z uśmiechem.
- Państwa godność?- spytała uprzejmie kobieta w wieku na oko czterdzieści lat. Blond włosy miała związane w równego kucyka. Jak każdy pracownik lokalu ubrana była w biało niebieski uniform z logiem firmy sponsora. Tylko nie podoba mi się, że uśmiecha się głównie do MOJEGO męża. I to jak się uśmiecha. Jakby płacili jej za szerokość uśmiechu. Wlepiała w niego wzrok, jak drapieżnik w swoją wymarzoną ofiarę. Ale nie pozwoliłam sobie zepsuć humoru.
- Bielikow.- odpowiedziałam ze sztucznym uśmieszkiem.
Dymitr popatrzył na mnie zdziwiony, a później chyba dumny. 
- Widzę, że przyzwyczajasz się do nowego nazwiska. - objął mnie od tyłu i cmoknął mój policzek, podczas gdy pani "plastik" szukała rezerwacji.
Co jakiś czas spoglądała na nas. Wtedy posyłałam jej triumfalny uśmiech.
- Powinnam jako twoja żona.
- Jak to pięknie brzmi Roza Bielikow.- powiedział jakby delektował się tymi dwoma słowami.
Po chwili ta sztuczna suka znalazła naszą rezerwację i pokierowała nas do stolika. Przy tym "niechcący" obtarła się o mojego ukochanego. Gdyby spojrzenie mogło zabić, już by leżała martwa. Ale nie tyle pod moim, co Dymitra. Kelnerka skuliła się pod wpływem wzroku Rosjanina i szybko odeszła.
- Trzy miejsca?!-mój mąż odsunął jedno krzesło i pokazał gestem abym usiadła.
- Tak. Czekamy na niespodziankę dla ciebie, za wtedy.- usiadłam. Ukochany zrobił to samo na jednym z pozostałych siedzeń.
Przyszedł kelner z menu. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy. Po chwili wróciła recepcjonistka z naszym gościem. Podnieśliśmy się.
- Dzień dobry. Ja jestem Rose Hathaway-Bielikow, a to mój mąż Dymitr Bielikow.- przedstawiłam nas, gdy ta typiara sobie poszła. Podałam mężczyźnie rękę, którą on ucałował.
- Witam. Jestem Luis L'Amour.
___________________________________________________________

5 komentarzy:

  1. Kto to? Czyżby nowa postać? Hym interesujące. Co do kelnerki to też miałam ochotę ją zabić. Dzieciaki naprawdę słodkie. Super rozdział czekam na następny i życzę masy weny

    OdpowiedzUsuń
  2. O rety ale mily poczatek urodzin! Czy ta niespodzianka to nie czasem ulubiony autor westrnow naszego Towarzysza??? Jesli tak no to Rozie sie udalo! Czekam na ciag dalszy

    OdpowiedzUsuń
  3. Super jak zwykle. Dzieciaki boskie uwielbiam wszystkie sceny z nimi. Ciekawe co by było gdyby zostawić Roze bez nadzoru z kółkiem. Czy państwo Bielikow mają ubezpieczenie na samochód? Oczywiście moje serce skradła plastikowa suka *sarkazm* ciekawe jakby wyglądała gdyby nasi kochani sie nie opanowali. co szybciej odrasta paznokicie czy włosy a może nogi? Przesyłam kilogramy weny.
    Lola

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto to ? Nie wiem czemu ale skojarzył mi sie z westernami Dymitra. Super początek urodzin. Czekam jak dalej sie wszystko rozwinie

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to amerykański powieściopisarz jak chcesz dowiedzieć się czegoś więcej to go zgugluj.

    OdpowiedzUsuń