wtorek, 14 lutego 2017

VALENTINES DAY

Kolejny bonusik. Dla kochanych czytelników z okazji walentynek. Wesołego Walentego.
 ___________________________________________________________

Biegłam między zaspami śniegu, które jako nieliczne ne poddały się słabemu słońcu. Nie wiem, po co to robię, storo i tak jestem spóźniona. Jeśli on karze mi jeszcze zrobić za karę 20 okrążeń, to płuca wypluję. Może Dymitr zrobi mi wtedy usta-usta? Otrząsnęłam się z tych niemożliwych, a jakże przyjemnych myśli, wbiegając na salę. Mój mentor już leżał ze swoją ukochaną książką ma macie. Na dźwięk moich kroków podniósł wzrok znad lektury. Mam nadzieję, że chociaż spodoba mu się sposób w jaki go 
- Tak, wiem. Jestem spóźniona.- wręczyłam go w upominaniu mnie.
- Dobrze, że się rozumiemy. Dwadzieścia okrążeń.- uśmiechnął się triumfalnie.
Przysięgam, kiedyś go uduszę. Po przebiegnięciu, co o dziwo przeżyłam, przyszła pora na lekcję.  Zajęło nam to kilka godzin, podczas których udało mi się niepostrzeżenie wcisnąć między kartki jego westernu walentynkę. Mam nadzieję, że się ucieszy. Co dziwne, mój ukochany był dzisiaj dość nieobecny.
- Co się dzieje, Towarzyszu?- spytałam, po treningu, upijając łyk wody.- Zazwyczaj to ja jestem ta rozkojarzona. Mam nadzieję, że do wieczornych zajęć się bardziej z dyscyplinujesz.
- Od kiedy to dysponujesz takim bogatym słownictwem.- zaśmiał się, a ja zmrużyłam oczy.- A właśnie, chciałem ci powiedzieć, że wieczorem nie mamy treningu. Idę na, można powiedzieć, randkę.
Na jego słowa zachłysnęłam się wodą. Odkaszlnęłam, żeby nie wyjść na zazdrosną małolatę. Ale przyznam, że zabolało. Nie rozumiałam go. Jeszcze parę dni temu mówił, że mnie kocha, a teraz idzie na randkę z inną? Czułam się zdradzona i oszukana. Mimo wszystko to jego życie i nadal chcę jego szczęścia.
- Aha.- mruknęłam tylko i wyszłam bez pożegnania.
Wiem, że i tak zachowałam się jak zazdrosna małolata, ale przynajmniej nie zrobiłam mu awantury. Przełknęłam łzy i poszłam na lekcje. Przez resztę dnia byłam smutna i rozkojarzona, ale pytania przyjaciół zbywałam, krótkim "mam gorszy dzień". Wracając do dormitorium, myślałam, co dzisiaj robić. Wcześniej nie miałam tego problemu, bo treningi zajmowały mi zbędny czas. Weszłam do pokoju i o mało co nie rozdeptałam różowej kartki, pachnącej moimi perfumami. Podniosłam ją i usiadłam do biurka, czytając ją.

Droga Rose.
Moich uczuć w żadne słowa ubrać się nie da. Choć nie okazję tego, jesteś w mojej głowie całe dnie i noce. Nie umiem już funkcjonować, jeśli przynajmniej raz dziennie Cię nie zobaczę. Pragnę Cię przytulać, ocierać łzy, których nikt nie widzi i być zawsze przy tobie, gdy tego potrzebujesz, a inni nie będą mogli. Może słowa w porównaniu z moimi uczuciami są słabe, nikt jednak nie wymyślił bardziej trafnego zdania, niż "Kocham Cię", dlatego i ja je dziś Tobie ofiaruję. Spotkajmy się wieczorem o 6 pod pomnikiem Władimira, abym mógł ci to powiedzieć i pokazać.
Twój tajemniczy wielbiciel.

Przez jedną, jedyną sekundę, pomyślałam, że to Dymitr. Jednak od razy przypomniałam sobie, o jego randce i znów poczułam ukłucie w sercu. Ale szybko odepchnęłam od siebie tą myśl. Czyli to jakiś kolejny mój adorator. Czy tylko adorator? Mi to podchodzi pod obsesję. Ale nie pójdę. Kocham tylko mojego mentora. Już chciałam zgnieść i wyrzucić walentynkę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. W sumie, czemu sama nie mogę się z kimś umówić? Mój ukochany jakoś nie miał oporów się z kimś spotkać. Jeśli jeszcze mogę go tak nazywać. Dość popadam w paranoję. Jego sprawa z kim się spotyka i moja z kim ja. Poza tym, chyba lepiej, żebym powiedziała adoratorowi w prost, że nie jestem zainteresowana. Nie miałam pojęcia co zrobić, aż nagle do mojego pokoju wpadła Lissa.
- To co? Szykujemy się na imprezę?- spytała entuzjastycznie.
Tak. Nasza szkoła wymyśliła sobie bal z okazji walentynek. Na pewno będzie mnóstwo serduszek, czerwieni i wolnych piosenek. Mdli mnie na samą myśl. To są imprezy na które single nie powinni mieć wejścia. Gdyby był ze mną Dymitr...
- No właśnie nie wiem.- podałam jej różową kartkę, kręcąc się na swoim krześle.
- Zmiana planów.- uśmiechnęła się, gdy ją przeczytała. - Podejrzewasz, kto to jest?
- Nie mam pojęcia. A ty?
- Też nie.- morojka pokręcił głową.
- W ogóle nie wiem, czy powinnam na to iść. To brzmi jak ktoś z obsesją na moim punkcie.
- Przesadzasz.- moja przyjaciółka machnęła ręką.- Powinnaś w końcu zapomnieć o swoim nieudanym związku z Masonem i dać innym szansę.
"Ale ja chcę dać szansę tylko jednej osobie.-pomyślałam.- A raczej samej ją dostać."
- A teraz chodź. Trzeba cię zrobić na bóstwo, a mamy tylko dwie godziny.-otworzyła moją szafę.
- Nic tam nie znajdziesz - mruknęłam, przenosząc się na łóżko.
- Tak myślałam. Dlatego wzięłam to.- podniosła z ziemi zieloną torbę.
zaczęłyśmy się na przemian szykować. Ona założyła zielono niebieską sukienkę z cekinami, a ja przylegająca, czerwoną z dużym dekoltem i dwoma czarnymi paskami skrzyżowanymi pod piersiami. Do tego założyłam grube rajstopy i narzuciłam skórzaną kurtkę. W końcu mamy połowę lutego. W końcu zaczęłyśmy robić sobie makijaż i fryzury. Ja pomalowałam przyjaciółkę delikatnie, podkreślając jej urodę z turkusowymi cieniami do oczu, a ona postawiła u mnie na mocny makijaż. Wyraźna czarna kreska, tusz do rzęs, ciemne cienie, a na policzki trochę różu. Usta przejechała mi krwisto czerwoną szminką. Włosy zostawiła mi rozpuszczone, za to ja, zrobiłam jej ładnego warkocza, trochę luźnego u podstawy. Założyłam czarne szpilki, a do ręki wciśnięta mi została czarna kopertówka. I byłam gotowa.
- Wyglądasz olśniewająco.- zachwycała się morojka.
- Ty też.- uśmiechnęłam się.- Powiedz mi gdy ten plant Ozera w końcu nie okaże się być ciotom i będziesz miała udaną randkę.
- Z nim randki zawsze są udane.- rozmarzyła się.
- Zwłaszcza te, na kaplicy.- prychnęłam, za co mi się oberwało kuksańca w bok.
- Jak się w końcu zakochasz, to sama się przekonasz, że w każdym miejscu jest cudownie, jeśli spędzasz czas z tą drugą osobą.
Pomyślałam o Dymitrze. Ma rację. Każdy nasz trening jest cudowny, gdy mogę na niego popatrzeć, posłuchać, dotknąć. A najlepiej jest, gdy choć na chwilę traci kontrolę i mam możliwość zasmakować jego ust. Ale jest to dość rzadko. Myśląc o nim, coraz bardziej wątpię, czy powinnam iść na tą randkę.
- Ale i ty masz mi opowiedzieć wszystko po spotkaniu, jasne?- z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.
- Jasne!- uścisnęłam ją i razem wyszłyśmy na zewnątrz.
Później się rozeszłyśmy. Ona na salę, a ja pod pomnik. Przez całą drogę myślałam, jak delikatnie dać do zrozumienia mojemu tajemniczemu adoratorowi, że nie szukam partnera. Czym byłam bliżej miejsca spotkania, tym bardziej się denerwowałam. Nie jestem osobą delikatną i nie chcę za bardzo zranić tego chłopaka, bo może jest spoko. Ale ja już mam swojego księcia. Już z daleka widziałam sylwetkę, o dziwo znajomą. Nie był to żaden chłopaczek, a mężczyzna. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam poruszający się na wietrze płaszcz. Przyspieszyłam kroku, stając tuż przed uśmiechniętym Dymitrem z bukietem czerwonych róż.
- Co ty tu robisz?- spytałam zaskoczona.
- Idę na randkę z najwspanialszą dziewczyną.- uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nigdy wcześniej nie widziałam go w tak dobrym humorze.- To dla ciebie.
Spojrzałam na wyciągnięte w moja stronę kwiaty, jeszcze bardziej zaskoczona.
- To byłeś ty?- zrozumiałam, biorąc bukiet.- Dziękuję. Są piękne.
- Nie tak jak ty Roza. I dziękuję za walentynkę.
- I ja. Tylko czemu nie powiedziałeś, że to ze mną idziesz na randkę.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę.
- I udało ci się. Naprawdę byłeś ostatnią osobą, którą bym podejrzewała. Jakbyś nie wspomniał rano o randce, byłbyś na pierwszym miejscu. To gdzie idziemy mój Tajemniczy wielbicielu?- spytałam.
- Przekonasz się, gdy będziemy na miejscu.- odparł tajemniczo.- Ale najpierw zrobię coś, o czy marzę, odkąd tylko wstałem.
Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, przyciągnął mnie do siebie i pocałował. I był to inny pocałunek niż dotychczas. Pełen miłość, troski, namiętności i nutki pożądania. Z chęcią go oddałam. Nie musieliśmy się martwić o widownię, bo wszyscy szli na bal, albo do lasu na własne walentynki. Lub po prostu siedzieli w pokojach. Oderwaliśmy się od siebie, po kilku dobrych minutach, gdy zabrakło nam powietrza. Spletliśmy swoje dłoni i ruszyliśmy na parking. Dymitr dżentelmeńsko otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, a ja zajęłam wskazane miejsce. Po chwili strażnik siedział obok, odpalając silnik.
- Zapnij pasy.- polecił, ale tonem, którego dawno, jeśli w ogóle nie słyszałam. Na pewno nie używał go na treningach.
- Daleko jeszcze?- spytałam po jakiś dwóch godzinach, wpatrując się w pola, oświetlone słońcem, wiszącym tuż nad horyzontem.
- O to samo pytałaś pięć minut temu.- o dziwo w jego głosie nie rozbrzmiewało zniecierpliwienia, a jedynie rozbawienie.
- Nie pięć, a siedem. I co poradzę, że nienawidzę siedzieć w samochodach?
- Oj, uwierz, że warto.
- Warto, warto. Już samo to, że jadę z tobą sam na sam i to jeszcze na randkę. Ale wolę romantyczne spacery, niż przejażdżki autem.
- Jeszcze tylko pięć minut.- ścisnął ciepłą dłonią moje udo, na co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- No dobra.- udawałam obojętność, choć dzisiaj tylko mnie zaskakiwał.
W końcu wiejskie domki zostały zastąpione przez ogromne wieżowce, a chwilę później zatrzymaliśmy się przed wesołym miasteczkiem. Ukochany pomógł mi wysiąść i poprowadził do wejścia. Ze względu na wczesną porę, kolejka nie była długa i w końcu Bielikow mógł zapłacić za bilety. W środku rozglądałam się zachwycona dookoła. Tam Diabelski Młyn, gdzie indziej młot, autka z poduszkami, wielka kolejka górska, różne karuzele, stoiska z nagrodami, z jedzeniem, trampoliny i jakieś atrakcje dla dzieci. Na pewno gdzieś głębiej jest tego jeszcze więcej.
- O rany. A myślałam, że takie rzeczy to tylko na filmach.- patrzyłam na wszystko z zachwytem.
- Nie byłaś nigdy w wesołym miasteczku?- zdziwił się.
Pokręciłam głową.
- A kto miał mnie zabrać? Akademia?- prychnęłam.
- To będziesz dziś miała swój pierwszy raz.- uśmiechnął się cwanie.
- Mam nadzieję, że nie jedyny z tobą.- rzuciłam kusząco.
- Może kiedyś. Zobaczy się Roza.- cmoknął mnie w czoło, a ja na niego patrzyłam, jakby powiedział, że przyleciał z Marsa, zrobić mnie swoją królową.
Nie spodziewałam się czegoś więcej, a on daje mi nadzieję. Myślałam, że odpowie bardziej zdystansowanie.
- Wowowo! A co się stało z tym poważnym strażnikiem i nie możemy być razem?
- Dziś jest dzień bez strażnika i jestem tylko dla ciebie.- przytulił mnie i pocałował w skroń.
- Czyli, że jutro już taki nie będziesz?- spytałam zawiedziona.
- Nie masz nawet co liczyć na ulgę podczas treningu. Moje wymagania się nie zmienią. Ale kto wie? Może jak mi się dzisiejszy dzień spodoba, będę Cię częściej porywać?- uśmiechnął.
- To chodź. Mamy cały dzień, abym cię przekonała.- pociągnęłam go do kolejki górskiej.
Tu również kolejka nie była długa. Wzięliśmy do pierwszego wagoniku i zaciągnęliśmy zabezpieczenia. Po chwili kolejka ruszyła ociężale w górę.
- Boisz się?- Dymitr droczył się ze mną.
- Oczywiście. Aż się cała trzęsę. Nie czujesz?- zachichotałam
- To daj. Potrzymam cię za rączkę.- oboje wybuchliśmy śmiechem, ale i tak chwyciliśmy się za dłonie.
Z samego szczytu kolejka poleciała w dół. Wszyscy pasażerowie krzyczeli ze strachu, a my z radości. Góra, dół, w lewo, prawo, do góry nogami, albo jeszcze jakąś inną wirówką.
- WOW! To było genialne.- ekscytowałam się jak mała dziewczynka.
- Cieszę się, że ci się podobało. Wygrać dla ciebie misia?- spojrzałam na stoisko do rzucania piłek w butelki, na poddaszu którego wisiał ogromny, różowy miś.
- Później. Nie będę chciało mi się go nosić przez całe miasteczko.
- Dobrze, to teraz ja wybieram atrakcję.- zostałam przez ukochanego pociągnięta do domu strachu.
I tak chodziliśmy od atrakcji do atrakcji. W ciągu całego dnia byliśmy wszędzie, a gdzie nie gdzie nawet po kilka razy. I tak jak strażnik obiecał, dostałam tego ogromnego misia.
- I jak się podobało?- spytał, gdy wracaliśmy do szkoły.
- Było wspaniale. Szkoda, że to już koniec. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.- uśmiechnęłam się.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
- Przy tobie zawsze taka jestem.- uśmiechnęłam się szeroko.- To kiedy kolejna randka?- spytałam niecierpliwie.
- Kiedy nie będziesz się jej spodziewać.
- To ja już się jej nie spodziewam.- zamknęłam oczy, a w uszach zadźwięczał mi jego piękny śmiech.
- Czyli, że spotkanie udane. Co ci się podobało najbardziej.
- Waham się między domem strachów, a tunelem miłości.- odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Myślałem, że to drugie to nie dla ciebie.- był wyraźnie zaskoczony.
- No wiesz. To zależy z kim.
- Kocham Cię Roza.- popatrzył na mnie tak, że aż się rozpływałam.
- Ja ciebie też Towarzyszu. A tobie?- spytałam.
- Wszystko, gdzie byłem z tobą.
Zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Boże, jak ja go kocham. Uśmiechnęłam się szeroko, chodź nie wiedziałam, że mogę szerzej.
- Ale tak najbardziej, najbardziej to diabelski młyn.
- No. Te pola wyglądały pięknie oświetlone przez zachodzące słońce.
- Bardziej chodziło mi o twój wygląd.
- O. Dziękuję.- zarumieniłam się.- Uważaj, bo pomyślę, że ktoś się z tobą zamienił ciałami i więcej całusa nie dostaniesz.
- Ja ciebie też poznaję z innej strony.- zauważył.- Nie tej Rose, dającej z siebie wszystko na treningach i pyskującej nauczycielom na lekcji, a mojej Rozy, która jest jak inne kobiety czasem potrzebuje miłości. Cieszę się, że to ja mogę ci ją dać.
Dalej jechaliśmy w ciszy. Ale nie takiej krępującej, a przyjemnej. Do Akademii wróciliśmy po zmroku. Lekcje były odwołane po imprezie, która musiała też skończyć się dość niedawno. Znając moich znajomych, to przedłużyli ją sobie w lesie. Więc oprócz nas i strażników, nie było żywej duszy. Dymitr doprowadził mnie do pokoju, ale nie poszedł od razu, jak myślałam, a wszedł tuż za mną i zamknął drzwi. Lekko się zdziwiłam. Myślałam, że po powrocie stanie się znów oficjalnym strażnikiem w swojej roli nauczyciela. Ale nie. Podszedł do mnie, złapał mnie za policzki i delikatnie musnął moje usta wargami. Od razu zarzuciłam mu ręce na kark i oddałam pieszczotę. On przeniósł dłonie na moją talię i przyciągnął mnie bliżej, zmniejszając jeszcze bardziej naszą odległość od siebie. Nasze pocałunki były spokojne i namiętne. Cieszyliśmy się ostatnimi chwilami w tych rolach. Od jutra znowu będziemy tylko uczennicą i nauczycielem. Nagle drzwi się otworzyły, a my na nie spojrzeliśmy,  wciąż przytuleni. Lissa patrzyła na nas z szokiem, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko, co odwzajemniłam.
- Jest, wiedziałam!- wybiegła, zamykając za sobą drzwi.
Jeszcze chwilę po korytarzu niósł się jej radosny głos. Wciąż uśmiechnięta spojrzałam w oczy mojej walentynki. Uspokoił się i sam uśmiechnął.
- Wesołego Walentego- szepnął.
- Wesołego.- odpowiedziałam, nie odsuwając się nawet na milimetr.

5 komentarzy:

  1. Po pierwsze nie wiem co powiedziec masz łeb jak sklep twoja wyobraźnia jest niesamowita dalej udowadniasz ze twój styl pisania jest niesamowity bardzo mnie to cieszy bo lekko i przyjemnie sie czyta takze czekam na nexta pozdrawiam 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Super i nawzajem😘😙😙

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem tak.. Rozdział przebajeczny. Naprawdę boski, taki słodki. Jak Dumitr powiedział, że idzie na randkę, to chciałam mu łeb skręcić, jednak kiedy umówił się z Rose.. To były piękne walentynki. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Sukienka przepiękna, randka fantastyczna, rozdział cudowny. Mimo iż nie wiesz, ale sprawiłaś mi bardzo fajny prezent na urodziny. Jesteś wspaniała...

    OdpowiedzUsuń