DYMITR
Chwilę jeszcze leżałem, wsłuchując się w spokojny oddech Rozy. Jednak kiedy zacząłem myśleć, czy jej krew jest wciąż tak dobra jak kiedyś, uznałem, że pora coś zjeść. Ostrożnie ją puściłem i wyszedłem. Znalazłem kuchnię i kilka martwych ludzi. Skrzywiłem się, ale moja głodówka nie przywróci im życia, a słońce nie pozwala mi na polowanie. Cóż poradzić? Po sytym posiłku czułem się o wiele lepiej. Wzrósł poziom mojej energii i czujności. Miałem wrażenie, że mogę góry przenosić. Wykonałem jeszcze telefon do jednej strzygi o transport. Postanowiłem, że czym prędzej wylecimy, tym prędzej zajdziemy sposób na odmienienie mnie i tym prędzejzobaczę nasze dzieci. Wróciłem do mojej ukochanej, która wciąż spokojnie spała. Była taka piękna. Jednak po pewnym czasie znudziło mi się tylko siedzenie i patrzenie na tą niezwykłą kobietę. To prawda, jest cudowna, ale wolę widzieć ją uśmiechniętą, zatopić się w jej brązowych oczkach. Wstałem, wziąłem z półki pierwszy lepszy western i położyłem się przy żonie. Objąłem ją jednym ramieniem, przyciągając do siebie, a w drugiej ręce trzymałem książkę. Roza odwróciłam się i wtuliła we mnie z uśmiechem, a ja cmoknąłem ją w czoło, wzmacniając uścisk. Teraz już nic nam nie grozi. Spokojny o moją ukochaną, zagłebiłem się w lekturze. Z wielkiego świata stepów i historii kowbojów, wyrwał mnie nagły ruch po prawej. Na twarzy strażniczki malował się gniew i pogarda, gdy zaczęła się rzucać po łóżku.
- Nie! Zostaw mnie! Odejdź. Zapłacisz... Dymitr...- wciągnąłem gwałtownie powietrze, ale po chwili wypuściłem je z ulgą.- Dymitr ci tego nie daruje. Zginiesz.
Nagle jej złość, zmieniła się w strach.
- Nie... nie zarobisz tego... nie. Nastka...
Postanowiłem zakończyć jej cierpienie, bo patrząc na nią, czułem wielki ból. Zacząłem ją delikatnie szturchać i wołać, aż się nie obudziła. Nie lubiłam patrzeć jak Roza cierpi, a jej już leciały łzy z kącików. To królowa mojego serca, ktora zasługuje na wszystko co najlepsze. Nigdy nie powinna się bać. Nie pozwolę, aby kiedykolwiek więcej stała jej się krzywda. Poderwała się gwałtownie, łapiąc gwałtownie powietrze. Oddychała szybko i łapczywie. Przytuliłem ją ciasno i zacząłem szarpać jej do ucha, uspakajającym głosem:
- Ciii... Już wszystko dobrze Roza. Jestem tu, przy mnie nic ci nie grozi.- zapewniłem.
- Dy-dymitr. To było okropne. Nie chcę przeżywać tego piekła. - rozpłakała się w moje ramiona.
Przygarnąłem ją do siebie jeszcze mocnej, kołysząc nss i głaszcząc jej plecy.
- Nie bój się, kochanie. On już nigdy nam nie zagrozi.- obiecałem z pewnością w głosie
Pociągnęła ostatni raz nosem i spojrzała na mnie zaskoczona, z oczami pełnymi łez.
- A ty nie poszedłeś jeść?- spytała.
- Poszedłem.- zaśmiałem się, przytulając ją bliżej do siebie.- Ale już wróciłem. Spokojnie Roza. Jesteś bezpieczna. Śpij jeszcze.
Moja ukochana pokiwała głową i wtuliła się mocnej w mój tors. Oplotłem ją ciasno ramionami i zacząłem wdychać jej piękny zapach. Po chwili znowu zasnęła, a ja pogrążyłem się w lekturze. Obudziła się dopiero przed zachodem słońca. Kiedy się przyciągała, pocałowałem ją w nos, a ona uśmiechnęła się szeroko, otwierając oczy.
- Hej.- mruknęła.
- Witam Panią. Jak spędziła Pani ten piękny dzień?
- A dziękuję, bardzo miło i przyjemnie.- puściła mi oczko.
- To teraz się zbieramy i w drogę.- oznajmiłem entuzjastyczne.
- Boże. Daj mi jeszcze się nacieszyć resztkami tego błogiego stanu snu, póki ciepło i miękkość łóżka nie są tylko wspomnieniem.- wtuliła się kurczowo w poduszkę, opatulając swoje ciało szczelnie kołdrą.
Zaśmiałem się.
- Nie ma skarbie. Jeszcze załatwię ci najlepszy pokój w najlepszym hotelu w całym Krakowie, ale teraz musimy ruszać, żeby zdążyć przed wschodem słońca.
- Ehh... Niech ci będzie.- Roza podniosła się, nie puszczając kołdry.
- Oj to chyba pani nie będzie potrzebne.- zaśmiałem się, zabierając jej okrycie.
Ta ofuknęła mnie, ale od razu się rozpromieniła, gdy poradziłem ją sobie na kolanach i przytuliłem, kładąc dłoń na jej brzuchu.
- Pomyśleć, że na niedługo tam będzie rozwijać się kolejne nasze dziecko. - rozmarzyłem się.
- Jak bliźniaki skończą szkołę.- zgasiła mój zapał.
- Czemu?- spytałem zdezorientowany.
- Bo chcę trochę nacieszyć się służbą z Tobą, być pewna, że nasze młodziki są gotowe.
- Okey, do czerwca. Ale ani jednego miesiąca dłużej.- zastrzegłem.
- Zgda.
Roza zeszła ze mnie i poszła się ubrać, a ja miałem piękny widok na jej pośladki. Awww...