Dzisiaj również dedykacja dla Marty, ale i dla Weroniki i RozaDhampir, które są wtajemniczone. 😘
__________________________________________
ROSE
Obudziłam się z nie tylko bolącą głową, ale i całym ciałem. Otworzyłam zaspane oczy i myślałam że wyskoczą mi z orbit. Czemu sufit jest tak daleko? I czemu to łóżko jest takie twarde? I gdzie jest Dymitr? Rozejrzałam się i myślałam, że to sen. A przynajmniej miałam taką nadzieję.
Leżę na go.
Na stole.
W wielkiej sali po balu.
Przykryta jedynie obrusem.
Co tu się stało? Wszędzie leżą puste butelki po szampanie. Ostatnie co pamiętam to gra w butelkę i moje wyznanie. A później wyzwanie Masona, a jeszcze później...
O Boże!
Jak ja się przyjaciołom na oczy pokażę. Może nic nie pamiętają? Moją uwagę zwrócił cichy jęk pode mną. Wychyliłam się przez krawędź stołu i zobaczyłam mojego męża leżącego na podłodze jak go sam Bóg stworzył. Potarł twarz, budząc się.
- Dzień dobry Towarzyszu.- uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry Roza.- również się uśmiechnął, z wciąż zamkniętymi oczami.
Wyciągnął dłoń w stronę mojego głosu, ale po chwili dotarło do niego, że zazwyczaj leżę obok, a nie nad nim. Z niepokojem wypisanym na twarzy zaczął macać podłogę po swojej lewej, ale gdy mnie tam nie znalazł, gwałtownie otworzył oczy. W panice rozglądał się dookoła, po czym spojrzał na mnie.
- Roza, czy my...?- spytał ze strachem i cieniem nadziei w oczach, która niestety zaraz zgaszę.
- Muszę cię zmartwić, ale Tak.- zagryzłam policzek od środka.- Wczoraj uprawialiśmy dziki sex w obecności naszych przyjaciół.
Dymitr przetarł dłońmi twarz, przeklinając. Po chwili znowu popatrzył na mnie, z błyskiem w oczach. Nie rozumiejąc o co chodzi, obejrzałam się i zauważyłam, że obrus minimalnie się zsunął, dając mu piękny widok ma moje nagie piersi. Ukochany wyciągnął do mnie rękę, a ja ją złapałam i chciałam zejść ze stołu na nogi, ale kac i moje przykrycie się zbuntowały, co skutkowało tym, że jeszcze bardziej zaplątałam się w obrus. Krawędź znalazła się za blisko i zamiast tylko nóg, cała się zsunęłam. Pisnęłam przerażona, ale wpadłam w ramiona męża. Wtuliłam się w niego, uspakajając szybkie bicie serca. Nagle drzwi się otworzyły i wpadł przez nie Felix.
- Tu jesteście, wszędzie was...- stanął w pół kroku zszokowany.
Na szczęście razem ze mną, spadł obrus, który przykrył nasze nagie ciała. Ale i tak poprawiłam go, zasłaniając się dokładniej. Jednak przy tym otarłam się o coś twardego swoją kobiecością, przez co oboje z Rosjaninem ledwo powstrzymaliśmy jęk, zmieniając go w dziwne sapnięcie. Nasz syn, jakby obudzony tym dźwiękiem odwrócił wzrok.
- Boże, wymaż mi ten obraz z pamięci.- szepnął.- Czemu wpływ nie działa na mnie?
Zsunęłam się za Bielikowa, okrywając się szczelniej.
- Coś się stało?- spytałam zmartwiona, próbując ukryć zawstydzenie.
- A tak!- na twarzy chłopaka pojawiło się przerażenie.- Anastazję i Jack'a ścigają strzygi.
Poczułam jak kolory odchodzą z mojej twarzy. Zerwałam się z obrusem na równe nogi, a Felix odwrócił się.
- Błagam, zlitujcie się nad moją psychiką.- już nie patrząc na nas, odwrócił się- Nawet nie chcę wiedzieć, co ty tu wczoraj robiliście.
I wyszedł.
Szybko ubrałam się w koszulę i prochowiec Dymitra, a on w garnitur i ostrożnie się wymknęliśmy. Nawet nie wiem jak znaleźliśmy się z potworem w domu i ubrani wsiadaliśmy z naszym synem, który wraz z Alice uparł się jechać i strażnikami, wtym Lili i Pawką, do SUV-ów. Felix nawigował nas, gdzie są młodzi. Cały czas czułam na nas spojrzenie dampirów i doprawdy, jeszcze nigdy nie miałam takiej ochoty, aby zapaść się pod ziemię. Cholerny alkohol. Jednak pod spojrzeniem Rosjanina, każdy odwrócił wzrok. Mimo to, wciąż czułam się skrępowania i postanowiłam skupić się na pomocy córce. Wiem, że prędko na pewno o tym nie zapomną. Szybko znaleźliśmy się za przy rozbitym samochodzie na polanie. Jednak jechaliśmy taką drogą, że nie mieliśmy jak przejechać między drzewami. Już sama wiedziona instynktem macierzyńskim wyskoczyłam z auta, zanim zdążyło się dobrze zatrzymać. Usłyszałam za sobą krzyk męża, ale ja już wylądowała po koziołkowaniu i ruszyłam biegiem na polanę. Przerażona zobaczyłam strzygę niebezpiecznie szybko zbliżającą się do Anastazji. Rzuciłam sztyletem automatycznie i w ostatniej chwili przebił on serce wampira. Nim się obejrzałam dołączyli do mnie strażnicy, na czele z Bielikowem. Ruszyliśmy do walki. Starłam się z byłym morojem, którego doskonale znałam. Czarne włosy jak zawsze miał ułożone w artystyczny nieład, a z niebieskich oczu, zwieńczonych czerwonymi obwódkami, biło szaleństwo. Pozostałości po magi ducha i przyczynie jego przemiany.
- Emil.- wycedziłam.
- Witaj Rose.- uśmiechnął się cwanie.- Wyjechać na dwa tygodnie i nie ma do czego wracać. To ty spaliłaś wszystkie strzygi.
- Myślałam że palisz się z nimi.- wyznałam.
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć.
Oboje zwarliśmy się w śmiertelnym tańcu, z użyciem sztyletu i pazurów. Oberwałam w brzuch i poleciałam dwa metry dalej, jednak szybko się pozbierałam i natarłam na niego z podwójną siłą. Po kilku minutach leżał przede mną, czekając na ostateczny cios.
- Ubrałeś się idealnie ma dzisiejszą okazję, w kolor żałobny. - uśmiechnęłam się triumfalnie, po czym wbiłam kołek w jego serce.- Akurat na twoją śmierć.
Wyciągnęłam broń, odsunęłam się kilka kroków i poczułam ciepłe ramiona, otulające mnie. Przez chwilę dałam się rozpieszczać miejsc mojego ukojenia, po czym zaczęłam wypytywać pary, czy nic im nie jest. Gdy byłam pewna, że nic nikomu się nie stało wsiedliśmy do samochodu. Okazało się, że Diana ukryła się w bagażniku, co nie specjalnie nam się podobało. Jednak nie musieliśmy wracać do szkoły i obraliśmy za kurs nasz stary dom.