czwartek, 11 lutego 2016

ROZDZIAŁ 47

I zaczęłam opowiadać. Od zajęć polowych, przez przyjazd na Dwór, rozprawę Daszkowa, spotkania z duchami, uwagę Adriana o odbieraniu mroku, rozmowy z Dymitrem, te dobre i złe. Opowiadała z najdrobniejszymi szczegółami w nadziei, że to przywrócić mnie do naszej sypialni. Mentor słuchał cierpliwie. Następnie pojawił się temat "Ręki". Aż doszłam do wybuchu przyjaciółki.
- Zabrałam od Lissy mrok, a ona natychmiast się uspokoiła. Jednak ja zaczęłam zachowywać się agresywnie. Miałam ochotę zabić Jessego za to co zrobił. Wtedy pojawili się strażnicy razem z tobą. Obezwładniłeś mnie i zabrałeś do warowni w lesie. Ale ja wciąż próbowałam ci się wyrwać. W chacie przemówiłeś mi do rozumu. To nie byłam ja. Bardzo mi pomogłeś rozmową i...- zawahałam się. Czy powinnam mu to mówić?
- Roza. Co tam się stało?- jego głos brzmiał łagodnie i troskliwie.
- Wyznałeś mi miłość w dosyć cielesny sposób.- starałam się dobrze dobrać słowa, ale chyba mi to nie wyszło. Mimo wszystko, zrozumiał mnie.
- Chcesz powiedzieć, że my...- pokiwałam twierdząco głową. Strażnik zastanowił się chwilę.- Byłaś szczęśliwa?
- Co to za pytanie? Tak, bardzo. Jednak moje szczęście nie trwało długo.
Powiedziałam o duchu, ataku strzyg. O związku tego z tajną organizacją "Mana", o planowaniu misji ratunkowej, o rozmowie i pomyślę na wspólne życie. Kiedy go tłumaczyłam, w jego oczach zapaliły się iskierki nadziei. Jednak przyszła kolej na najtrudniejsze. Misja ratunkowa.
W trakcie opowiadania z moich oczu popłynęły łzy. Ukochany objął mnie nie świadomie przed najstraszniejszym fragmentem.
- Już uciekaliśmy, już byłam poza jaskiniami, kiedy znienacka wyskoczyły strzygi. I jedna... Ona...- nie umiałam tego wydusić z siebie. Ale musiałam.- Pokonała cię. Zostałeś przemieniony.
Następne krople leciały przez pięć minut, zanim się nie uspokoiłam na tyle, żeby kontynuować. Dymitr przytulił mnie mocno. Chyba nie wiedział co zrobić lub powiedzieć. Za to pocałował mnie namiętnie. To mnie uspokoiło. Zaczęłam mówić dalej, o mojej misji poszukiwania go, wizycie w Bai, wszystkim ci się tam stało, o polowaniu na strzygi i jak mnie porwał, o wszystkim co robiliśmy, o powrocie do akademii, dalszej nauce, listach od niego, egzaminie, uwolnieniu Daszkowa, Robercie, odmienieniu Dymitra, o tym jak mnie odrzucał, oskarżeniu mnie o zabicie królowej, ucieczce, odnalezieniu i odmienieniu Soni Karp, prawdzie o Jill, zabiciu Daszkowa, nocy w hotelu, rozpoznaniu mordercy, postrzeleniu mnie przez Taszę, koronacji Lissy kończąc na ostatnim miesiącu. Okazało się, że Luna istnieje. Na wieść o rodzinie, mój mentor zrobił się smutny, ale dalej mnie pocieszał. A perspektywa życia ze mną pochłonęła go bez reszty.
- Roza, czyli że możemy być razem. Wszystko się ułoży, ale je nie zamienię się w strzygę. Będę przy tobie.
- Dymitr, rozumiem twoją radość, ale nie wiem czy będę umiała cię tak kochać. Trudno będzie mi się przestawić. Jeśli dalej mam znaki, to może nadal jestem w ciąży. Ale mój Dymitr więcej przeżył. Przykro mi, ale nie wiem czy dam radę.
-Pomogę Ci. Będzie tak jak zechcesz. Może to nie wróci tak nagle, ale to chyba lepsze niż mijanie się, kiedy możemy być blisko.- nalegał.
Jak dla mnie nawet za bardzo. Chwila, a jeśli... Tak, to możliwe. A jeżeli mam rację, to odzyskam swojego Dymitra.
- Poczekaj chwilę. Złap mnie za rękę.- wykonał polecenie. Skupiłam się mocno na obrazie naszej sypialni. Udało się. Moglami się domyślić. Robert. Dymitr patrzył jak zaczarowany na scenę przed nami.
- Co się stało? Gdzie my jesteśmy?
- Robert. Sen wywołany mocą ducha. To jest nasza sypialnia.
- To my?- spytał z niedowierzaniem.- Nie wierzę. To jest takie realne. Jakby mogło być prawdziwe.
- To jest prawdziwe. Ale jesteśmy tu z innego powodu. Weszliśmy do głowy Dymitra, tego mojego. Był na jakiejś plaży. Kiedy tylko nas zauważył, pochwycił mnie w ramiona i zaczął kręcić dookoła.
- Roza, moja kochana Roza. Wiedziałem, że dasz radę.
Cieszyłam się razem z nim. Jednak za chwilę spoważniałam.
- Dymitr, co to znaczy "wiedziałem"?
- Pół roku temu byłem na jego miejscu.- wskazał na drugiego Dymitra.
- To znaczy, że o wszystkim wiedziałeś? I nic mi nie powiedziałeś? 
- Porozmawiamy o tym później. Lepiej uważać na to czego się dowiadujemy. - teraz zwrócił się do siebie z przeszłości.- Nie zmieniaj nic z tego co usłyszałeś od niej, jeśli chcesz mieć wspaniałą kobietę.- po chwili drugi Dymitr zniknął i zostaliśmy sami.
- Chyba należą mi się wyjaśnienia, Towarzyszu. Czemu mi nie powiedziałeś? Czemu nic nie zmieniłeś?
- Bo wiedziałem jak to ma się skoczyć. Wiem, nie powinienem był tego robić, ale gdy widziałem nas tak radosnych i zakochanych, bałem się. Bałem, że jeśli najmniejszą rzecz zmienię, nie osiągniemy tego. Zawsze kiedy widziałem cię cierpiącą, pragnąłem zmienić to. Jak byłaś szczęśliwa cierpiałem, bo wiedziałem co będzie potem. Wtedy przypomniałem sobie ten obraz. Szczęście którego zawsze pragnąłem. Przepraszam kochanie.
- Chwila, czyli że Robert nam pomógł? Ale nie może teraz nam przeszkodzić?
- To sen Adriana. Pogodziłem się z nim. Przeprosił za swoje głupie zachowanie. Chodź dalej uważa, że ma rację. Widać to było po nim. Zrobił to od niechcenia, jakby ktoś go zmusił.- nie miałam wątpliwości, kim jest ta tajemnicza osoba. 
- Więc jutro podziękujesz królowej. To co Towarzyszu? Mamy teraz czas dla siebie.
- Co by pani powiedziałam na piknik? - Na piasku pojawił się koc z jedzeniem.
________________________________________
 Mam nadzieję, że co nieco się wyjaśniło. Więc ślub będzie. TA DAM. Dziękuję za cierpliwość. :-*

ROZDZIAŁ 46

Pierwsze co mnie uderzyło po obudzeniu to brak obecności narzeczonego. Pomyślałabym, że już wstał, gdyby nie drugie olśnienie. To nie nasza sypialna. Jestem w swoim pokoju w akademii świętego Władimira. Co ja tu robię? Przecież za kilka godzin biorę ślub. Chyba to jakiś żart?! Byłam tak blisko szczęścia, a teraz mam wszystko stracić. Może to był sen? A może teraz śnię? Jeśli to akademia to za raz mam trening. Teraz pytanie z kim? Mam nadzieję, że przemiana Dymitra też była tylko wytworem mojej wyobraźni. Z ociąganiem wstałam i zaczęłam się szykować. Dziesięć minut później stałam już przed salą. Na dworze była zima, ale widać było, że już po feriach. No dobra, raz kozi śmierć. Jeśli na sali jest Alberta, to będę wiedziała, jak uratować ukochanego, Wiktor będzie sobie grzecznie siedział w więzieniu a Tasza może nie zabije królowej. A jeśli Dymitra, to wszystko może potoczy się właściwie i będziemy razem. Chyba, że to był tylko mój wytwór wyobraźni i nic z tego się nie wydarzy. Nie ma co dłużej czekać. Otworzyłam drzwi.
- Tym razem się nie spóźniłaś.- usłyszałam ten cudowny głos. Wpadłam w objęcia Bielikowa.- Rose, coś się stało?
Odsunęłam się od niego. No tak, on nie wie.
- Nie nic.- nagle wpadłam na szalony pomysł.- Dymitr, pocałuj mnie
-Roza...- patrzył na mnie ze zdziwieniem.
Wiem głupie, ale miałam małą nadzieję, że jeśli to zrobi obudzę się. Jednak coś w jego spojrzeniu powiedziało mi, że on też tego chce.
- Wiem nie powinniśmy, ale to tylko jeden jedyny całus. Potem dam ci spokój. Nawet na zawsze.- spuściłam smutno głowę i poczułam łzy w oczach, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Jeśli to nie wyjdzie, będę musiała tak zrobić.- Tylko jeden. Proszę.- spojrzałam na niego błagalnie.- To dla mnie bardzo ważne. Jeden na całe życie.
Nie liczyłam na to, że mnie posłucha. Jednak on podszedł i pochylił się lekko. Nasze usta spotkały się. To było cudowne. Ale ja dalej stałam na sali. Nic się nie zmieniło. Krople poleciały mi na policzki. Straciłam to. Już nigdy go nie odzyskam.
- Roza, ty płaczesz?
- Nie, to nic. Nie ważne wracajmy do treningu.
Strażnik nie wydawał się przekonany, ale zaczął zajęcia. Tyle, że ja znałam wszystkie ruchy. Przecież wszystko mi się przyśniło. A kiedy przyszła pora na walkę, pokonałam go.
- Skąd znasz te wszystkie ciosy? Przecież jeszcze cię ich nie nauczyłem.
- Pewnie, że nie. Nie mogłeś.- mruknęłam.- Dymitr ile mam tatuaży?- odwróciłam się do niego tyłem i podniosłam włosy.
- Jak to ile? Dwa...- przerwał zaskoczony.- Skąd masz ich tak dużo? I masz znak obietnicy?! Rose wyjaśnisz mi to?
Teraz rozpłakałam się na całego. Wszystko wróciło do mnie. Nie, to na pewno nie był sen. Mieliśmy wsiąść ślub. Nagle poczułam przytulające mnie silne ramiona. Wtuliłam się w koszulkę ukochanego.
- Spokojnie jestem tu. Jak nie chcesz, to możesz kiedy indziej odpowiedzieć. 
- Nie. Powiem ci teraz. To było jak sen. Teraz już nie wiem, co jest snem, a co jawą. Ale może usiąmy. To długa historia.Było piękne, ale i okropne.- już nie płakałam.
- Śnił ci się Mason?- zgadywał.
- Tak, ale wszyscy tam byli. Czemu największą uwagę poświęcasz jemu?
- Po tej tragedii w Spoken. Wiem, że to dla ciebie trudne. 
- Chwila, stop. Przecież byli tam jeszcze Eddie, Christian i Mia. I dlaczego tragedii? Wszyscy wyszli z tego cało.
- Wszyscy poza Masonem.
- Nie. Uratowałam nas. On żyje.
- Roza, przykro mi. 
- Nie, nie, nie. To nie może być prawda.- znowu się popłakałam.
Mentor objął mnie i poprowadził do materacy gdzie usiedliśmy. Jednak przypomniałam sobie, że przed przemianą Dymitra, Wszyscy uznawali Masona za Martwego. Dopiero tydzień po tym wrócił.
- Rose, co się dzieje?- z zamyślenia wyrwał mnie głos strażnika.
 - Nie wiem. Czuję jakbym obudziła się w innym świecie. Może nie będę wnikać. Powiem ci, o moim śnie.
Nie rozumiem co się stało. Jak to, że Mason zginął? On jest moim przyjacielem. A może widziałam przyszłość? Mason wróci? Jestem tego pewna. Przecież nie mogłam stracić brata, którego mi zastępował i którego nigdy nie miałam. Ale musiałam się z tego otrząsnąć. Najpierw moja opowieść. Wzięłam głęboki oddech. 
________________________________________________
Pewnie chcecie mnie zabić za ten rozdział, ale nie martwcie się. Wszystko będzie dobrze. Jeszcze dziś wyjaśnię wszystko ok. godz 17. :-*