Gdy wszyscy już zajęli miejsca w sali, na środek wyszła Alberta.
- Każdy z was zna zasady, dlatego teraz zajmiemy się przydziałami.
Po kolei wyczytywano najpierw imię moroja, a następnie pilnującego go dampira.
- Dominick Szelski - Felix Hathaway.
Następne kilka nazwisk.
- Michele Allens - Ash Iwaszkow, Rosalie Dragomir - Alice Ashford.
Moje przyjaciółki ucisnęły się radośnie. Ruda zawsze chciała być jej strażniczką. Tak jak moja mama naszej obecnej królowej
- Tomas Bompensiero - Kendall Dorec, Maddy Sarcozy - Oliwia Tanner.
Oj biedna. Ja bym szybciej żucia ją na pożarcie strzygą. A nuż się zatrują od jej pudru i samoopalaczu. Chyba nie mogło paść gorzej.
- Jack Zeklos - Anastazja Hathaway.
Nagle czas dla mnie stanął w miejscu. Serio?! Mam go bronić?! Ostatnio jak pracowaliśmy w grupach, o mało co nie wydłubałam mu oczu nożyczkami. A to było w przedszkolu. Od tamtego czasu każdy wie, że nas nie dobiera się w jednej grupie, a co dopiero parze. Ale chyba trzeba komuś o tym przypomnieć. Czekając do końca nie mogłam usiedzieć na miejscu.
- Doskonale wiem, co czujesz.- mruknęła Oliwia.- Jak mama mogła do tego dopuścić? Ja przecież nie wytrzymam pięciu minut przy tym plastiku.
- Idziesz ze mną uzmysłowić im ich błąd?
- Jasne.
W tej chwili wszyscy zaczęli się rozchodzić. Pierwsza podeszłam do komisji strażników.
- Tu chyba nastała jakaś pomyłka.- oznajmiłam, patrząc na nich wyzywająco.
Wymienili ze sobą rozbawione spojrzenia. Ja w tym nie widzę nic śmiesznego.
- A jakaż to Panno Hathaway?- spytała strażniczka Casey, wciąż się uśmiechając.
- Z przydziałem. N I E mogę być w parze z Jack'em.
- Przykro mi, ale tak zostało postanowione.
- To źle zostało postanowione.- porzuciła rękoma w górę.- Odkąd pamiętam, mam ochotę go zabić. Nienawidzę go i na pewno to mi nie pomoże w zadaniu.
- Nie tym tonem Hathaway.- upomniał mnie Stan.- Po za tym zostało ustalone, że nie ma zmian.
- Chyba że chce pani zrezygnować.- wtrąciła się Alberta.- A wtedy zajęcia będą niezliczone.
Nie mogłam w to uwierzyć. Tak po prostu? Moja ocena ma zależeć od tego zadufanego w sobie dupka? Ale nie mogłam zrezygnować.
- Obejdzie się. Tylko zanotujcie, że nie robię tego z własnej woli.- mruknęłam zła i odeszłam.
Usłyszałam jeszcze jak wymieniają między sobą zdania i lekko chichoczą, ale nic mnie to nie obchodziło. Cholera! I po raz kolejny coś idzie nie tak. Zajęcia zaczynaliśmy dopiero od lunchu. Przez cały czas poświęcony na posiłek, byłam nie obecna. Bawiłam się frytkami, rozmyślając, co by zrobili na moim miejscu mama i tata. Ona na pewno zrobiłaby taką awanturę, że poszliby jej na rękę. Zawsze tak było. Umiała walczyć o to co chciała i to dostawała. A on przyjąłby przydział bez zająknięcia i oddał bez reszty zadaniu. Tak bardzo się różnili, że aż byli do siebie podobni. Przynajmniej tak mówiła mama. Oboje byli dla siebie jak otwarte księgi. Właśnie wychodziłam ze stołówki, kiedy przyczepił się do mnie Jack.
- No i co?- uśmiechnął się cwanie.- Mówiłem, że będziesz za mną latała, księżniczko.
- Wcale za tobą nie latam.- popatrzyłam na niego ze złością.- A spróbuj tylko spieprzyć to zadanie, a dokończę mój czyn w przedszkolu. I mówiłam żebyś nie nazywał mnie Księżniczką.
- Spokojnie złotko. Nie mam zamiaru niczego ci utrudniać. Wystarczy, że czasami pójdziesz mi na rękę.
- Nie myśl nawet o bzykaniu żadnych lasek. Nie mam zamiaru stać pod drzwiami i wysłuchać waszych jęków.
- Wiesz. Zawsze możesz być pode mną.- poruszył znacząco brwiami.
Nie umiałam się powstrzymać. Jego pewność siebie i chamstwo mnie przerosło. Nim się obejrzałam moja otwarta dłoń znalazła się na jego policzku z głośnym plasknięciem, aż głowa odskoczyła mu na bok. I szczerze mówiąc, w cale tego nie żałowałam. Złapał się za czerwony ślad, patrząc na mnie z gniewem. Jednak mój wzrok był bardziej przerażający, bo w jego oczach zobaczyłam strach. Gdyby spojrzenie mogło zabić, dawno już by leżał martwy. Jedyne co do niego w tej chwili czułam, to pogarda i obrzydzenie
- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj.- szturchnęłam go palcem w pierś.- Ja dla ciebie nie istnieję. Jestem tylko cieniem, dającym by żaden strażnik cię nie złapał. I nawet nie marz, że będę jedną z tych twoich dziwek. A teraz idź.- wskazałam na korytarz.
Potulnie poszedł, a ja za nim. Kiedy mijaliśmy zakręt, wyskoczył na nas zamaskowany strażnik. Pierwsza próba i szansa na wykazanie się. Zaczęłam okrążać się z przeciwnikiem, ale nie dopuszczając go do podopiecznego. W końcu "strzyga" zaatakowała, a ja zaczęłam się bronić. Po kilku minutach wymieniania się ciosami, wbiłam sztylet w miejsce, gdzie jest serce. Wstałam i pomogłam się podnieść strażnikowi. Był to Tom.
- Nieźle ci poszło.- pochwalił mnie.- Poćwiczyć trochę nad atakiem z lewej strony.
Dumna wróciłam ba swoje miejsce, lecz nie nastałam się za długo, gdyż nagle znalazłam się na ziemi, a Stan złapał Jack'a.
- Bądź bardziej czujna.- zganił mnie i z Tomem poszli w swoją stronę.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że chwilę zajęło mi przyswojenie faktów.
Szlag! Przechytrzył mnie. Zanim pomyślałam o podniesieniu się, zobaczyłam wystawioną w swoją stronę jasną dłoń blondyna. Jednak odtrąciłam jego pomoc i sama się podniosłam.
Gdy zabrzmiał dzwonek, poszliśmy na lekcje. Niczym za bardzo się nie różniły, oprócz tego, że my, dampiry, staliśmy pod ścianami, tam gdzie zawsze strażnicy. Godziny szkolne upłynęły spokojnie. Byłam świadkiem jeszcze kilku ataków, ale sama nie uczestniczyłam w nich. Jack'em nie wymieniłam ani słowa i wcale mi to nie przeszkadzało. Ale później zaczęło się najgorsze. Pierwsza myśl: koniec ze spotkaniami w wartowni. Drugie: muszę spędzić noc w pokoju Jack'a. Sam na sam. Od razu dopadły mnie mdłości. Kiedy szliśmy do dormitorium, spotkaliśmy Rosalie i Alice. Czego one chcą od tego kretyna.
- Witam piękne panie.- uśmiechnął się szelmowsko.
Z tyłu zauważyłam Tomasa i Felicję z ich "strażnikami". Co oni kombinują?
- Zapraszamy Cię do starej wartowni o 20.- powiedziała do moroja Dragomirówna.