poniedziałek, 17 października 2016

ROZDZIAŁ 293

Po chwili koło nas pojawili się rodzice pana młodego. Najpierw wyściskali świeżo upieczone małżeństwo, a później podeszli do nas. Niepewnie podnieśliśmy się ze swoich miejsc i odłożyliśmy dzieci. Daniela i Nathan uścisnęli nas serdecznie.
- Dobrze mieć takich krewnych.- uśmiechnął się moroj.
Pff.. a gdy byłam z Adrianem, to mu nie pasowałam.
- Wiedziałam, że i tak będziesz w naszej rodzinie.
Ucieszyłam się, że akceptują mnie, choć łączy nas dość dalekie pokrewieństwo. Impreza się rozkręciła nawet za bardzo, bo kilku zalanych facetów zaczęło się do mnie i Lissy przystawiać. Nasi mężowie uznali, że pora wracać. Pożegnaliśmy młodą parę i z dziećmi wyszliśmy na zewnątrz. Jednak spokojny powrót do domu nie był nam pisany. Gdy tylko nasi przyjaciele odeszli do samochodu po drugiej stronie, zaczęło się.
- A jednak to twoje dzieci.- zza zakrętu, z cienia wyszedł ojciec Dymitra.
Czego on jeszcze chce? Nie mógł sobie iść gdzieś, schlać się w cztery dupy i leżeć nieprzytomny do rana?
- Jeszcze ci mało połamanych części ciała?- warknęłam.
- Przyzwyczaiłem się. Wiele razy dostawałem za pieprzenie cudzych dziewczyn.- ja nie mogę. On się tym chwali, że zachęca kobiety do zdrady!- Żaden mężczyzna nie rozumie, że kiedyś kończy się jego kolej i zaczyna innego. A później kończy się jego i tak dalej. Ciebie też to czeka. I mam nadzieję, że to ja będę następnym.
- Po moim trupie!- krzyknęliśmy oboje.
Dzieci zaczęły płakać, więc wyciągnęliśmy je i przytuliliśmy.
- Dzięki, ale nekrofilia mnie nie obchodzi. Ej, czemu te dzieci są podobne do was obojga?
- A czemu ty nie możesz się od nas odpie....odwalić?- poprawiłam się.
- Cięty języczek. Ciekawe jak używasz go w łóżku?
Co za człowiek? Nie ma ani grama honoru, czy dobrego wychowania. Cała się gotowałam w środku.
- Roza, trzeba położyć dzieci w fotelikach, żeby się uspokoiły. Nie będziemy z nim rozmawiać przy nich.- szepnął mi Rosjanin.
- Moja pięść bardzo chętnie utnie sobie pogawędkę z jego gębą, a kolano z jajami, jeśli w ogóle je ma.- ukochany zachichotał na moje słowa i objął mnie ramieniem.
Nie zwracając uwagi na moroj po prostu odwróciliśmy się i poszliśmy do samochodu.
- Nie poznasz mnie nawet z moimi wnukami?- staraliśmy się ignorować.- Chyba, ze to nie są twoje dzieci synu. Widać twoja dziwka nie jest tak święta, jak sądzi.
Nie wytrzymałam. Stanęłam nagle, paląc się do walki. Nie wiem, czy to przez mrok, czy byłam aż tak zdenerwowana. A może jedno i drugie? Dymitr patrzył na mnie niepewnie. Oddałam mu Felixa.
- Roza?!- zdziwił się.
- Zabierz je do samochodu. Ja muszę się z kimś rozliczyć.
- To mój ojciec.- zauważył z nienawiścią.
- Ale mnie obraża.- spojrzał na mnie z czułością i lękiem.- Muszę zawalczyć o swój honor.
- Bądź ostrożna.- poprosił z troską.
- Spokojnie. Sam mnie uczyłeś walki. A w razie czego księżniczka ma swojego kowboja w brązowym płaszczu, niekiedy w kapeluszu na dzielnym, karym rumaku, na którego imię drżą okoliczne wioski, Gwiazdka. I pomoże swojej księżniczce zaatakowanej przez strasznego ogra o ego większym niż on sam?- z uśmiechem połaskotałam córeczkę. Nastka zaczęła się śmiać.
-Obroni ją zawsze i przed wszystkim.- mój mąż zakończył naszą rozmowę czułym pocałunkiem.
- Ej, gołąbeczki. Ja tu jestem. Pff... Gołąbeczki. Jedno to byk, a drugie sukowata kuropatwa. Czytaj: kurwa.
Dymitr zacisnął usta w cienką linię.
- Uspokój się. Dla dzieci. Zaraz go dorwiemy.- szepnęłam mu na ucho.
Zamknął oczy, a po chwili otworzył je już opanowany. Uśmiechnął się patrząc na mnie tak, że aż nogi mi zmiękły i musiałam się o niego oprzeć.
- Nie rób tego więcej.- oboje się zaśmialiśmy.
Zauważyłam, że Randall podszedł bliżej nas. Coś czułam, że traci cierpliwość. Bielikow też to zauważył. W jego oczach zauważyłam błysk.
- Uwielbiam jak na mnie działasz.- szepnął tak, żeby jego ojciec go usłyszał.
Chciał go sprowokować, pokazać swoją wyższość, że tylko on może mnie mieć.
- Tak? A jak to wykorzystasz?- odległość między nami, coraz bardziej się zmniejszała.
Odłożyłam dzieci do wózka.
- Lili!- zawołałam.
Dziewczynka podbiegła do nas. Pewnie czekała przy aucie. Zatrzymała się widząc nieznajomego. Chciała się przywitać, ale ją zatrzymałam.
- Nie podchodź do niego.- zaleciłam.- Weźmiesz dzieci do samochodu? My musimy się rozmówić z niegrzecznym morojem.
-Dobrze.- złapała wózek i poszła.
- No towarzyszu? Co mi odpowiesz?- złapałem męża za brzegi jego marynarki.
- To czego nie zdążyłem przed wyjściem.- już wolne dłonie położył na mojej tali. Zaczął całować mnie po szyi, szepcząc mi do ucha.- Będziemy się kochać całą noc. Raz szybciej, a raz wolniej, doprowadzając cię do szaleństwa. Zrobię ci tak dobrze, jak nikt inny nie potrafi.
Jego słowa całą mnie rozpaliły. Kątem oka zauważyłem, że Iwaszkow jest cały czerwony ze złości. Zacisnął pięści i podszedł do nas. Udawałam, że jestem pochłonięta pieszczotom i o nim zapomniałam. Moroj chwycił syna i chciał go odciągnąć, a wtedy rzuciliśmy się na niego. Ode mnie znowu dostał w nos, a Dymitr kopnął go w brzuch. Mój teść upadł, nie zdecydowany, za co się trzymać. Strażnik złapał go za kołnierz i podniósł na wysokość twarzy.
- Teraz mnie posłuchasz skurwielu.- warknął patrząc mu prosto w przerażone oczy.- Odpierdol się raz na zawsze od mojej rodziny, bo do niej nie należysz. A jeszcze raz usłyszę, że obraziłeś moją żonę, matkę lub jakąkolwiek ważną dla mnie osobę, znajdę cię i zabiję. Jasne?!
Jeszcze nigdy nie widziałam Dymitr w takim stanie. Był jak w transie, jak ja, gdy zawładnął mną mrok. Albo gdy groził Daszkowowi w areszcie, ale dziesięć razy bardziej wściekły. Nawet jako strzyga się tak nie zachowywał. Ale nie bałam się go. Wręcz podziwiałam. Był taki boski. W dodatku bronił mnie i naszą rodzinę.
- Ttt...ak..k.- wydusił przerażony Randall.
- Rose.- na mnie spojrzał już łagodnie.- Chcesz coś powiedzieć swojemu teściowi?
Podeszłam do nich ze złośliwym uśmieszkiem.
- Z największą przyjemnością.- dałam Iwaszkowowi policzek.- Dla twojego dobra, lepiej żebym nie spotkała ciebie nigdy więcej. To że po chodzisz z królewskiej rodziny, nie chroni cię przed niczym. Nic nie znaczysz, na tym świecie. Jesteś pieprzonym skurwysynem, a jedyne dobro, jakie jest powiedzmy skutkiem twojego istnienia, to to, że jest tu Dymitr, wychowywany przez swoją matkę i może sprać ci tą obleśną dupę. A jeśli chociaż na metr zbliżysz się do naszych dzieci obetnę ci wszystkie kończyny i będę patrzyła, jak się wykrwawiasz. A na koniec rzucę cię na pożarcie wilkom.- odetchnęłam i się uspokoiłam.
- To nie ja jestem synem kurwy.- Randall hardo patrzył w oczy syna i splunął nam krwią pod nogi.