Nasz pobyt minął szybko, za szybko. Tak samo pozostałe tygodnie. Aż nastał ten ostatni. Za tydzień już moje osiemnaste urodziny. Bardzo zaprzyjaźniliśmy się z Oliwerem, który przeniósł się do naszej szkoły. Co prawda, Jack nadal mu nie ufa, ale myślę, że po prostu jest zazdrosny. Zawsze się koło nas kręci i rozmawia, głównie ze mną. Myślę, że nie lubią się z wzajemnością, co jest bez sensu. Ja uważam, że jeśli tylko by się lepiej poznali, mogliby się zaprzyjaźnić. Mają podobne poczucie humoru kilka zainteresowań. Wcale .e jest taki, jak myślał mój chłopak. Kilka razy się o to pokłóciliśmy, ale nie umiem się długo na niego gniewać. Teraz siedzimy w warowni, słuchając muzyki i gadając o wszystkim i niczym. Oli bardzo szybko się wpasował w naszą ekipę i prawie wszyscy go polubili. Prawie. Co jakiś czas rzuca żartami i nawet sam Zeklos musi się powstrzymywać od wybuchnięcia śmiechem. Jednak nie wypuszczał mnie ze swoich objęć. Mówiłam. Zazdrosny.
- Raz poszedłem z Maddy do fryzjera, to ja usiadłem na pięć minut, a ona spędziła tam pół dnia, a jeszcze wszystko skrytykowała i wyszła bez płacenia.- wspominał blondyn.- Było mi żal tej fryzjerki, więc zapłaciłem, dając jej wysoki napiwek. Oczywiście mieliśmy też umówić się na kawę, ale prywatnie, to nawijała tyle, że sam miałem jej dość.
- Nie wiem, jak można być tak wredną suką.- prychnęła Oliwia.
- Może nie byłaby aż tak źle, gdyby miej gadała.- zaoponował najmłodszy członek naszej grupy
Wszyscy popatrzyli się na niego dziwnie. Dopiero ja ogarnęłam o co chodzi i zaczęłam się śmiać.
- Jej chodziło o twoją kuzynkę.- wykrztusiłam przez śmiech.
- Aaaa...- zrozumiał, a reszta dołączyła do mnie.
Nagle poczułam ciepły oddech chłopaka, na którego kolanach siedziałam, przy uchu.
- Księżniczko, przejdziemy się?- spytał mój ukochany.
- Jasne.- wstałam.- Okey, to my już idziemy.
- Pa.- zawołali wszyscy.
Wyszliśmy i zaczęliśmy iść lasem, trzymając się za ręce. Żadne z nas się nie odzywało, bonie było to potrzebne. Przyjemnie przebywało nam się w swoim towarzystwie.
- Naści.- moroj spojrzał na mnie smutno.- Jutro będę musiał wcześnie rano wyjechać i nie będzie mnie do wieczora.
- Czemu?- zasmuciłam się.
- Ojciec chcą mnie zabrać na podpisanie jakiejś ważnej umowy, dla jego firmy, żebym się uczył.- westchnął ciężko.
- Mogę pojechać z tobą.- zaproponowałam.
- Nie, skarbie.- zatrzymał się i pogłaskał mnie po policzku.- Zostań tu, wrócę nim się obejrzysz. Tam będzie tylko jakieś pieprzenie o przepisach i paragrafach. Po za tym, przegapisz swoją lekcję z Karp.
- To nie jest dla mnie ważne.- zapewniłam.
- Spokojnie kochanie.- ucałował mnie w czoło.- To tylko jeden dzień. Wieczorem się zobaczymy.
- Na pewno?
- Tak. Obiecuję.
Chodziliśmy tak jeszcze z pół godziny, rozmawiając o wszystkim i o niczym, oraz napawając się budzącą się ze snu przyrodą. Później wróciliśmy do domu, dzięki wzięliśmy wspólny prysznic i położyliśmy się do łóżka.
- Dobranoc.- Jack cmoknął mnie w czubek głowy.
- Dobranoc.- wtuliłam się w klatkę piersiową chłopaka i szybko zasnęłam.
Obudziłam się dość wcześnie i przyciągnęłam swobodnie. Nie śpiesznie otworzyłam oczy, patrząc smutno na puste miejsce obok. Wtuliłam się w pachnącą blondynem poduszkę. Zaraz. Jest jeszcze ciepła. Może wciąż tu jest? Zerwałam się na równe nogi, co skutkowało lekkim zwrotem głowy. Otrząsnęłam się i szybko założyłam na tyłek krótką, zwiewną spódniczkę, którą noszę tylko po domu. Szybko zbiegłam na dół, mało co się nie zabijając. W kuchni słyszałam, że ktoś się kręci, więc przeczesałam dłonią włosy i weszłam do środka. Uśmiechnęłam się szeroko na widok, jaki ujrzałam. Mój ukochany odkładał na talerz kanapki z serem lub szynką i warzywami, a cały blat, jak i on był ubrudzony ketchupem i majonezem.
- Mój Kucharzyk musi jeszcze trochę poćwiczyć.- zachichotałam.
Aż podskoczył, łapiąc się za serce, gdy mnie usłyszał. Odwrócił się do mnie z niewinnym uśmiechem. Podeszłam, minęłam go i wzięłam jedną z upaćkanych kanapek, kręcąc seksownie pupom. Usłyszałam za sobą zduszone chrząknięcie, na co uśmiechnęłam się triumfalnie. Ugryzłam kromkę, po czym ją odłożyłam. Odwróciłam się i zanim chłopak zdążył zareagować, wzięłam rozbieg i wskoczyłam na niego. W ostatniej chwili rozłożył ramiona, łapiąc mnie w udach. Nie wiele myśląc, wpiłam się mu w usta. Szybko oddał pocałunek, prosząc o dostęp. Nie dałam mu go od razu, aby trochę się pomęczył. Nagle Zeklos ściągnął mój pośladek, na co jęknęłam gardłowo. Od razu to wykorzystał, gdy jego język wślizgnął się do moich rozchylonych ust. Poczułam, że ukochany posadził mnie na stole, opierając ręce po dwóch stronach mojego ciała i naparł na mnie mocniej, pogłębiając pocałunek. Zatopiłam palce w jego włosach, ciągnąć za nie i masując mu głowę. Co chwilę wydobywał z siebie jęk, zduszony moimi ustami. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy zabrakło nam powietrza. Oddychaliśmy szybko, stykają się czołami.
- Kocham Cię.- powiedzieliśmy równocześnie, patrząc sobie w oczy.
Po śniadaniu, wspólnym wysprzątaniu kuchni i przebraniu się, bo byliśmy cali mokry, przyszedł czas na pożegnanie.
- Chciałem tego uniknąć,- wyznał.- Bo obawiam się, że w ogóle stąd nie wyjadę.
- Mi by to nie przeszkadzało.- uśmiechnęłam się szeroko.
- Wiem, skarbie, ale nie mogę. To tylko kilka godzin.- nie wiem, kogo bardziej chciał pocieszyć, ale brzmi to lepiej niż cały dzień.
Po bardzo, bardzo, bardzo długiej wymianie śliny i pożeraniu sobie twarzy, wyjechał w bardziej poczochranej czuprynie, co dodawało mu seksapilu, a ja machałam mu, w pogniecionej koszulce i cała rozczochrana. Tuż za jego Mercedesem pojechał czarny SUV. Strażnicy. Po minucie od zniknięcia mi z oczu samochodów, wróciłam do domu. Przebrałam się w coś mniej domowego, to jest czerwoną bokserkę i czarne, krótkie spodenki. Resztę dnia zajęli mi przyjaciele i Felix. Wcale nie było tak źle jak myślałam. Przecież moi rodzice musieli wytrzymać bez siebie nie raz tygodnie, góra miesiące. A ja mam rozpaczać z powodu paru godzin? Tylko miałam dziwne uczucie, że ktoś mnie obserwuje. Głupoty gadam. Pewnie tylko panikuję. To ściśle chroniony obiekt i nie wiem, kto niby miałby zrobić mi krzywdę. Jednak odetchnęłam z ulgą, gdy z bratem i po raz pierwszy Dianą skończyliśmy lekcję u cioci Soni. Oni poszli do domu, a ja postanowiłam pójść na parking i czekać na ukochanego. Zatrzymała się przy drzewie, obserwując gniazdo z małymi ptaszkami w środku. Nie był to częsty widok tak blisko społeczności uczniowskiej. Nagle usłyszałam, że ktoś krzyczy moje imię. Odwróciła się w tamtą stronę i zobaczyłam Zeklosa. Ale on zamiast uśmiechu miał wypisany na twarzy strach . Później wszystko potoczyło się w parę sekund. Blondyn stanął za mną, a ja zdziwiona odwróciłam się idealnie, aby złapać jego upadające ciało. Zdezorientowana położyłam go na ziemi, z głową na moich kolanach. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy, gdy zauważyłam nóż wbity w brzuch blondyna i tworzącą się wokół czerwoną kałuże.