sobota, 15 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 49

Zalana łzami opadłam na ukochanego.
- Nastka...- zaczął Felix.
- Nie! Nie chcę słyszeć żadnych słów. Zostawcie mnie.- patrząc na nich, zobaczyłam, że się wahają.- Proszę.
W końcu ulegli i poszli niepewnie, co jakoś czas się odwracając. Wróciłam wzrokiem do zamkniętych oczu chłopaka. Z oczu znowu zaczęły lecieć mi łzy, gdy głaskałam go po policzku, aż do włosów. Wybuchłam szlochem pamiętając każdą scenę, każde czułe słowo, to jak obiecywał mi kochającą rodzinę i dom. Był taki młody. Nie mogłam uwierzyć. Czyli jednak nie jestem bohaterką popieprzonego romansu i nigdy nie będę mogła żyć z nim długo i szczęśliwie. To tak bardzo mnie raniło.
- Przepraszam.- wyszlochałam.- Miałam cię bronić, a nie zdołałam.
Nie wiem ile tak leżałam, gdy poczułam na plecach dłoń, która gładziła mnie delikatnie.
- Mówiłam, zostawić mnie!- warknęłam odwracając się.
Jednak za mną nikogo nie było. Nigdzie nikogo nie było. Jednak na mnie wciąż była czyjaś ręką. Bojąc się, że to nie prawda, spojrzałam na twarz Zeklosa.
- Liczyłem na cieplejsze powitanie, księżniczko.- wychrypiał z uśmiechem.
Nie wiele myśląc rzuciłam się na niego.
- Tak bardzo się bałam.- wychlipałam w jego ramię.- Nigdy więcej mi tego nie rób.
- Postaram się.- odwzajemnił uścisk, podnosząc się do siadu.
Ale ja nie miałam zamiaru go puścić. Prawie go straciłam. Było tak blisko...pragnęłam teraz się nim nacieszyć. Chłonęłam całą sobą jego zapach, który otępiał mi zmysły, głos, którym szeptał uspokajające słowa, ciepłe usta, którymi składał mi mokre pocałunki na ramieniu i dłonie, które delikatnie, ale stanowczo gładziły moje plecy. Po jakimś czasie odsunął mnie od siebie, abyśmy mogli spojrzeć sobie w oczy. Po policzkach wciąż ciekły mi łzy ulgi. Jack głaskał go dłonią aż do włosów, ścierając słone krople.
- Wiem skarbie. Tak samo bałem się o ciebie. Dlatego to zrobiłem. Kim on był?- głos mu się załamał, a wzrok wyrażał ból i gniew.- Kto chciał odebrać mi cały świat.
- Miałeś rację. Całkowitą rację co do Olivera?- zwiesiłam głowę.
- Zabiję sukinsyna.- zacisnął mocno zęby i dłonie.
- Prze-przepraszam.- nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.- To wszystko moja wina. Naraziłam was wszystkich na nie bezpieczeństwo.- w końcu uniosłam wzrok.- Naraziłam ciebie.
Patrzyłam na niego, czekając na jakąkolwiek reakcję. Moroj uśmiechnął się do mnie czule, wracając dłonią na mój policzek.
- To nie twoja wina.- odezwał się wreszcie.- Chciałaś dobrze. Każdy dał się w pewnym sensie nabrać na tą jego słodką buźkę. Jesteś wspaniałą osobą, która mimo tyle zła zesłanego przez los, wciąż szuka dobra.
- Może do dlatego?- uśmiechnęłam się.
- W takim razie, czemu wciąż ciągnie cię do nieodpowiednich chłopców?- droczył się.
- Bo wiadomo, że łobuz kocha najbardziej.
Nie czekając na jakakolwiek odpowiedz, wpiłam się w usta blondyna. Całowaliśmy się zachłannie, wyłączając się na świat zewnętrzny. Był tylko on i ja. Chciałam chłonąć go kawałek po kawałku, jakbym miała już nigdy więcej tego nie zrobić. Nie chciałam tego nigdy tracić. On jest dla mnie wszystkim, moim narkotykiem. Tak bardzo go kocham. Niechętnie ukochany odsunął się ode mnie.
- Uratowałaś mi życie.- zauważył.- Dziękuję.
- Nie masz za co. To moja praca. Po za tym, ty mi też.- uśmiechnęłam się.
- Kocham Cię.
- A ja ciebie.- przytuliłam się do niego.- Wracamy?
- Ehem...- mruknął mi do ucha.
Wstałam i pomogłam to zrobić także jemu. Lekko się zachwiał, więc musiałam go podtrzymać. Jakoś wspólnie pokuśtykaliśmy do mojego domu. Od progu wszyscy zaczęli nas ściskać, dziewczyny z łzami w oczach. Oczywiście o wszystkim wiedzieli od Felixa. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy pałaszować miodownik, który dzisiaj zrobiła ciocia Lili. Wie, że bardzo lubimy to ciasto. Do tego mieliśmy ciepłe herbaty, każdy jaką lubi.
- A co z Oliverem?- poruszył temat Zeklos.
- Oddaliśmy go strażnikom i lada dzień poleci na Dwór. Tam zostanie osadzony najpewniej za napaść i usiłowanie zabójstwa dampirzycy, oraz morderstwo moroja szlachetnej krwi.- odezwał się fachowo Ash.
Popatrzyliśmy na niego zdziwieni. On czując nasze spojrzenia, przestał jeść swój kawałek i rozejrzał się po nas.
- No co?- wzruszył ramionami.- Mój tato się tego uczył i wiem co nie co.
To prawda. Na początku wujek Adrian zarabiał jako malarz, ale nie dawało to wystarczających dochodów, więc poszedł na prawo. Nie jest może najbardziej znanym prawnikiem w kraju, czy choćby w mieście rodzinnym Asha, ale wystarczająco, aby zarabiać na życie swoje i rodziny oraz rozwijanie umiejętności artystycznej. Jednym słowem rodzina wyciągnęła go na prostą, a także nieźle ustawiła. Po chwili ciszy wróciliśmy do jedzenia.
- Najpewniej oboje zostaniecie wezwani jako ofiary i jedyni świadkowie wypadku.- Rozi wskazała na mnie i moroja.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł?- blondyn spojrzał niepewnie w moją stronę.
- Ty już się o mnie nie martw.- złożyłam usta w dziobek w jego kierunku.- Pragnę tylko, aby wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo jest wart swojej kuzynki.
- Zawsze się będę martwić.- popatrzył na mnie poważnie.
- Wiem.- uśmiechnęłam się, łącząc nasze dłonie.- Ja o ciebie też.
- No to trzeba to opić, bo wydarzył się kolejny cud w naszej rodzince.- wujek uniósł kieliszek z szampanem w górę.
- Założę się, że w poniedziałek usłyszę od Stana, że zajęcia polowe z udziałem Hathaway nigdy nie będą normalne.- zaśmiał się Felix.
- No. Już się pewnie trzęsie na myśl, że może dożyć waszych dzieci.- kpiłam z niego.- połączenie waszych charakterów to będzie mieszanka wybuchowa.
- I kto to mówi?- wykrzywił twarz w wyraz obrażenia.- Bleblebleble...
- Bleblebleble...- zaczęłam poruszać ustami z wystawionym językiem, tak jak on.
Robiliśmy tak, póki nie uspokoiła nas ciocia, po czym wszyscy się roześmialiśmy.
- Nie bój się skarbie.- ukochany objął mnie ramieniem.- Zrobię wszystko, aby Stan zapamiętał nasze nazwiskami na zawsze. Dzieci dadzą mu w kość.
- Dzieci?!- zakrztusiłam się.- To ile ty ich chcesz?
- Piątka przynajmniej.- powiedział pewnie, za co walnęłam go w tył głowy.
- Może zanim zaczniecie wymyślać imiona dzieci, to najpierw ją rozdziewicz.
- Wszystkie w swoim czasie.- blondyn uśmiechnął się zawiadacko.- Co ci się już spieszy?
- Bo już od jakiegoś czasu widzę, że przyda jej się małe odreagowanie i spuszczenie napięcia.- mruknął mój brat.
- A może my o czymś nie wiemy i nasz przyjaciel jest bi.- Tomas z szerokim uśmiechem oparł dłonie na oparciu fotela, na którym siedział brunet i pochylił się do przodu tak, aby spojrzeć mu w twarz.- Może chce się przekonać jak to jest z facetem?
- Gdyby to była prawda, poszedłbym do Lucjana- odburknął chłopak, zatapiając się głębiej w miękkie siedzenie.
Zaczęliśmy się śmiać, ale ostatecznie daliśmy biedakowi spokój.