wtorek, 30 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 227

W tej chwili drzwi na nowo się otworzyły i wrócił mój Rosjanin. Popatrzyłam na niego z miłością, a on odpowiedział mi się tym samym. Gdy usiadł, na nowo wziął mnie na kolana. Reszta w przedziale uważnie nas obserwowali.
- Gdzie byłeś?- spytałam.
- Po to.- zza pleców wyciągnął coś, zawinięte w papier prezentowy i mi podał.- Chciałem ci to dać na przyjęciu, ale uznałem, że lepiej teraz.
Spojrzałam zaciekawiona na prezent. Rozwiązałam wstążkę i odwinęłam papier. Nie mogłam uwierzyć w to co miałam przed sobą. Podniosłam zawartość paczki do góry. W rękach trzymałam taki sam prochowiec, jaki miał mój mąż, tylko że w moim rozmiarze. Wtuliłam się mocniej w niego.
- Dziękuję! Jesteś wspaniały. Teraz będę twoją wymarzoną kowbojką.- zaśmiałam się.
- Od zawsze jesteś moją panią szeryf.- pocałował mnie namiętnie.
Usłyszałam, że starucha wciągnęła powietrze. Jednak nic sobie z tego nie robiłam i pogłębiłam pocałunek.
- Dobra. Wystarczy tych czułości, bo ta pani na zawał zejdzie oglądając porno.- zaśmiał się rudzielec.
- Siedź cicho Kevin. Nie widzisz, że oni są szczęśliwi?- morojka palnęła go w tą łepetynę.
- To i tak mu nie pomoże.- uśmiechnęłam się.- Skarbie, poznaj moich przyjaciół Kevin i Monia.
- To ci, o których mówił Nico?- spytał ukochany. Pokiwałam głową.- Miło mi poznać.- podał im dłoń, którą uścisnęli.
Pociąg się zatrzymał, a starsza pani opuściła przedział, mamrocząc coś o niewychowanej młodzieży.
- Mówcie co tam u was? Słyszałam, że jesteś jego podopieczną.- zwróciłam się do Moni.
Zauważyłam, że Dymitr przygląda się morojce. Nic dziwnego. Dziewczyna przykuwa wzrok swoim pankowym imaczem. Spodnie z dziurami, skórzana kurtka z ćwiekami i glany. Do tego bransoletka z kolcami i farbowane włosy. Dla zwykłych ludzi to nic dziwnego, jednak wśród morojów subkultury nie są powszechne. 
- Pewnie ten plotkarz Nicko się wygadał, skubany.- odpowiedział dampir i wszyscy się zaśmialiśmy.
Bardziej zaniepokoiło mnie jak przyjaciel patrzy na mojego męża.
- Kevin, weź się opanuj. On jest już zaobrączkowany.- pokazałam na dłoń Bielikowa.
Chłopcy stracili rezon, a ja z przyjaciółką się zaśmialiśmy.
- To też już wiesz?- westchnął.- Teraz już nikomu nie można zaufać.
- Ej! Przede mną chciałeś to zataić.- oburzyłam się.
- Nie! No co ty! Gdzie bym śmiał?- starał się zabrzmieć pewnie, ale nie do końca mu wyszło.- Tylko czekałem na odpowiedni moment.
- Ta jasne.- Monia przewróciła oczami.
- I myślisz, że w to uwierzę?- spojrzałam na niego spod brwi.
Pokiwał głową z uśmiechem.
- No dobra. A teraz pytanie skąd jedziecie?- zmieniłam temat.
- Dostałam pracę w Nowym Jorku i to w New York Times.- pochwaliła się dziennikarka.
- To gratulacje.- zaczęłyśmy piszczeć, ściskając się.
Nagle pociąg zachował i poleciałam do tyłu, ciągnąć przyjaciółkę. Na szczęście złapał mnie Rosjanin. Na nowo zajęliśmy miejsca.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet.- przyznał młody strażnik, teatralne dłubiąc w uchu, jakbyśmy je zatkały.
- A nie powinniśmy wysiadać?- zmartwiłam się.
- Nie.- uspokoił mnie Dymitr.- stoimy na światłach.
- Acha.- wtuliłam się w niego mocniej.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę z moimi przyjaciółmi, aż w końcu pociąg zatrzymał się na stacji i wszyscy wysiedliśmy.
- Jedziecie z nami taksówką?- spytała Monia.
- Nie my mamy trochę inny środek transportu.
W chwili, kiedy to mówiłam, przyprowadzono Gwiazdkę. Przyjaciele patrzyli zaskoczeni na nas i klacz. Pierwsza ruszyła się Monia.
- Ale piękny!- krzyknęła, podbiegając do niej.
Klacz mile ją przywitała, trąceniem pyskiem. Dziewczyna przytuliła ją mocno za szyję, a rumaka zainteresowały niebieskie włosy i zaczęła je skubać.
- Zostaw!- zganiła ją ze śmiechem morojka, a mu wszyscy się zaśmialiśmy.- Ale jesteś słodka.
Rumak odpowiedział rżeniem.
- Dobra Monia choć na taksówkę, bo jeszcze musimy do domu jechać rzeczy zostawić i się na przyjęcie wyszykować.- poganiał Kevin.- Pa Rose, pa Dymitr.- uścisnął mnie, a strażnikowi uścisnął dłoń.
Następnie pożegnaliśmy się z Monią i odjechali taksówką. Dopiero teraz zobaczyłam gdzie jesteśmy. To miasto rodzinne Lissy.
- Tu będzie przyjęcie?- spytałam ukochanego, gdy sprawdzał siodło i uzdę klaczy.
- To znaczy?- popatrzył na mnie, zapinając ciaśniej siodło.
- No w tym mieście.
- Tak. Niespodzianka.- podszedł do mnie i namiętnie pocałował.- Wsiadamy.
- Chwila.
Wyjęłam prezent od niego i go założyłam. Dymitr się zaśmiał i pomógł mi. Następnie podniósł mnie i posadził na Gwiazdce, a sam usiadł za mną. Pojechaliśmy kłusem przez las, prosto do dworku Rodziców Lissy. Droga zajęła nam z godzinę, bo koń to nie auto, jadące 200 km/h. Przynajmniej w moim przypadku tak jest. Dlatego mąż nigdy nie pozwala mi kierować. Wszyscy byli już w ogrodzie. Gdy wjechaliśmy tam za Gwiazdce, zaczęli śpiewać sto lat. Później wszyscy dawali mi prezenty i składali życzenia. Byli tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina. standardowy skład na prywatne przyjęcia królowej, czyli para królewska, Adrian z narzeczoną, Jill i Eddy oraz Mason i Mia i moi rodzice. Oprócz tego, Nicko z Charlotte , Ashley, Kevin i Monia , Siergiej z Liv, no i Lili. Z akademii przyjechali też Sonia i Michaił. Zdziwił mnie widok Taszy, ale przecież już się pogodziłyśmy, więc było dobrze. Trochę gorzej, że Dymitr nie za dużo pamięta i na początku trzymał lekki dystans. Ale z czasem, gdy już trochę wypił, dystans zniknął. Poznałam również moich dwóch kuzynów od strony ojca, o których dużo słyszałam. Byli to bliźniacy jego siostry, Denis i Rik. Małe grono, ale czułam się w nim wspaniale. Wszyscy śmiali się, dobrze się bawili i śmiali. Bardzo polubiłam kuzynów, z Olivią mieliśmy pełno tematów do gadania i ogólnie wszystko było idealnie. Z głośników leciała muzyka, a na stołach stał alkohol. Zobaczyłam, że Kevin zaczyna coś kręcić z Denisem. Po kilku godzinach zobaczyłam ich całujacych się. Chyba mój ojczulek nie był zbyt zadowolony. Nagle przez mikrofon odezwał się mój mąż.
- Witam was wszystkich. Dziękuję za przyjście mam nadzieję, że dobrze się bawicie.- goście odkrzyknęli, że tak.- To dobrze. Chciałbym powiedzieć coś ważnego, na co kiedyś nie miałem odwagi. Roza.- ludzie zrobili tak jakby korytarz od niego do mnie. Ktoś mnie popchnął i podeszłam do ukochanego.- Roza... to imię krąży w mojej głowie od półtora roku. Jest najważniejszym elementem mojego życia. Gdyby nie ty kochanie, nie było by to mnie. Nie byłoby tu tych ludzi, a ja nigdy bym się nie dowiedział, co to za rozkosz, czekać na pojawienie się dzieci.- przez cały czas patrzył się mi prosto w oczy.- Za dużo. Za dużo zła doświadczyłaś w tak młodym wieku. Jesteś taka silna. Tyle przeszłaś, a dalej masz swoje cudowne poczucie humoru. Myślę, że każdy może się zgodzić, że zmieniłaś jego życie. Jednym wskazałaś lepszą drogę, innym wywróciłaś je do góry nogami, a mnie obudziłaś ze snu, który chciałem wsiąść za jawę. Ale to zwykła iluzja. Moim życiem jesteś ty. Dlatego ten dzień jest tak samo dla nas ważny, bo gdyby nie on dziewiętnaście lat temu, dziś nic by nie było jak teraz. Dziękuję Roza.
Jego przemówienie było takie piękne, że aż się popłakałam. Inne dziewczyny też. Przytuliłam mocno męża. Ludzie zaczęli skandować "Gorzko! Gorzko!", wiec nie pozostało nam nic innego jak tylko się pocałować. Przelaliśmy w ten pocałunek całą swoją miłość i uczucie. Oderwaliśmy się dopiero, gdy zabrakło nam oddechu. Poczułam, że teraz jest idealnie. To są moje najlepsze urodziny w życiu. Nie tylko ze względu na dzień, ale dlatego, że spędzam go z najbliższymi. Zabawa trwała do zachodu słońca. Postanowiliśmy zostać w domu rodzinnym królowej. Reszta też. Zwłaszcza ci, którzy nie mieli sił się podnieść. Budynek był już gotowy dla dzieci i tylko czekała na oficjalne otwarcie, które miało się odbyć w tym tygodniu,więc wszyscy się pomieszczą. Przed snem dostałam jeszcze jeden prezent od męża. Szczęśliwa i spełniona, zasnęłam w jego nagich ramionach. Szkoda, że ten dzień już się skończył.
___________________________________________________________
I to tyle z urodzin. Ale się rozpisałam. Wielkimi krokami zbliżamy się do porodu. Kto się cieszy? Bo ja bardzo. Mam nadzieję, że się podobało. Czekam na komentarze i życzę weny.💖💖💖💖
Ps. Dla Kasi
http://strazniczkarosehathaway.blogspot.com