wtorek, 12 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 108

Jednak po chwili oprzytomniałam.
- Hej!- oburzyłam się.
- O co chodzi Roza?- zdziwił się moim zachowaniem.
- Nie ładnie tak. Czy ty nawet w wyznanie miłości musisz wpleść swoje lekcje typu zen?
- Wiesz skarbie,- uśmiechnął się cwanie.- kto raz zostaje nauczycielem, temu wchodzi to w nawyk i daje swoje dobre rady każdemu. A ja tym bardziej tobie.
- A co ja Ci takiego zrobiłam?
- Prosiłaś, żebym został twoim mentorem.
- Prosiłam?
-Wręcz błagałaś. Twoje oczy aż wolały " Zgódź się! Zgódź się! A pójdę z tobą do łóżka."- uśmiechnął się. Kpił sobie ze mnie!
- Ej no! Nie rób ze mnie takiej łatwej. Musiałeś się trochę męczyć.
- Roza, gdybym nie zauważył, że to zaklęcie, nasz pierwszy raz byłby po miesiącu znajomości.- mówił coraz ciszej.
- Ja bym tam w cale nie żałowała. Ale czuję, że mój pierwszy raz powinien być z naszej własnej woli. Dobrze, że stało się tak jak się stało.
- Chwila.-teraz nachylił się w moją stronę i szeptał.- Chcesz powiedzieć, że to w stróżówce to był twój pierwszy raz?
- Wychwyciłeś! Tak. Byłeś pierwszy i jedyny.
Chwilę się zastanowiłam, a raczej udawałam, żeby mógł przyswoić sobie nowe informacje. Chciałam się odezwać na nowo, ale wtedy zawołano nas po jedzenie. Dymitr wciąż był w szoku, więc ja poszłam odebrać obiad.
Najpierw wzięłam jego i Lili. Gdy położyłam talerz przed jego nosem, oprzytomniał i pocałował mnie.
- Dziękuję Roza. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
- Zaraz porozmawiamy, tylko zaniosę posiłek Lili. Podeszłam do stolika dzieci i dałam małej talerz.
- Dzień dobry strażniczko Hathaway-Bielikow.- powiedziały chórem.
- Dzień dobry.- czułam się trochę niezręcznie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Wpatrywały się we mnie cztery pary oczu. Dwoje chłopców i dwie dziewczynki. Wyglądały identycznie. Musiały być bliźniaczkami. W końcu jeden z chłopców nie wytrzymał.
- Naprawdę to jest siostra strażniczki?-spytał. Miał błąd włosy i piwne oczy.
- Tak.- przyznałam.
- A to prawda, że w zimie rok temu zabiła strażniczka aż dwie strzygi?- odezwała się jedna z bliźniaczek. Ona miały rude, gęste włosy i błękitne oczy.
- Tak. Ale nie ma czym się chwalić.
- A czy to prawda, że uciekła strażniczka kosmitą, kiedy chcieli porwać Lorda Ozerę?-teraz odezwał się blondyn w białej bejsbolówce, o brązowych oczach.
- Nie. O tym słyszę pierwszy raz w życiu. Myślę, że Ozerę to już jacyś kosmici porwali. I to nie raz.- uśmiechnęłam się. Dzieci chyba nie zrozumiały żartu.
- A czy to prawda, że...- zaczęła druga z bliźniaczek, ale przerwała nagle, wpatrując się w coś za mną. Na tali poczułam silne dłonie.
- A może dacie zjeść strażniczce obiad?- zaproponował głęboki głos z rosyjskim akcentem.
- Dzień dobry, strażniku Bielikow.- dzieci przywitały chórem mojego męża.
- Dzień dobry, dzieciaki. Z pytaniami jeszcze się wstrzymajcie. Myślę, że zdarzy się okazja na ich zadanie. A teraz smacznego.
- Smacznego.- odpowiedzieli i doprowadzili nas wzrokiem do stolika.
 Nie dziwiło mnie, że mój talerz już czekał na stole. Domyśliłam się, czyja to sprawka.
- Uciekam kosmitą. A to ciekawe.
- Różne plotki chodzą po szkołach. Sama o tym wiesz.
- No tak, ale kto wymyślił, a tym bardziej uwierzył w kosmitów.- wciąż nie dowierzałam. Dymitr uśmiechnął się pod nosem.
Był na przeciwko mnie, ale teraz zmienił miejsce i usiadł po mojej lewej.
- Roza naprawdę to ja jestem tym szczęściarzem?- nie dowierzał.
- Tak kochanie,- pomachałam mu przed nosem dłonią z obrączka.- Jesteś szczęściarzem pod wieloma względami. A co myślałeś? Że w wieku 17 lat, będę chodziła do łóżka z kim popadnie?
- Nigdy Roza. Nigdy. Za to oberwało się Adrianowi. Ale żebyś z żadnym? Z twoją atrakcyjnością? Tyle chłopaków kręciło się wokół ciebie.
- Czekałam na tego jedynego. I nie tylko ja jestem atrakcyjna w tym związku. Może teraz ty się pochwalisz?
- A chcesz usłyszeć prawdę?- spytał patrząc mi głęboko w oczy.
Zastanowiłam się. Czy jakbym się dowiedziała z iloma wcześniej sypiał, zmieniło by się coś między nami. Nie wiem czego się spodziewać. Ale przecież to przeszłość. Kocha tylko mnie. Podjęłam decyzję. Spojrzałam na niego wyczekująco. Zrozumiał.
- No dobra, sama tego chciałaś. Przed Tobą było... czekaj chwilę.- trzymał mnie w niepewności. Zaczął liczyć na pierwszej ręce, szepcząc jakieś imiona. Jego czoło zrobiły zmarszczki, co świadczyło o intensywnym myśleniu strażnika. Teraz przeszedł na drugą rękę. On chyba sobie żartuje? Patrzyłam z niedowierzaniem na jego palec skaczący po palcach drugiej ręki.- To będzie...zero. Brawo, byłaś pierwsza.
Zdenerwowałam się. Palnęłam go porządnie w ramię, na co on zaczął się śmiać.
-Oj nie ładnie, strażniku Bielikow. Bawić się tak kosztem własnej żony?! Powinieneś się wstydzić.
- Może.- nie przestawał się śmiać.- Ale twoja mina była bezcenna.
Chciałam poudawać obrażoną, aby dać mu nauczkę, ale dotarł do mnie sens jego słów. Byłam pierwsza. Jedyna.
- Nie wierzę. Ja to ja, ale ty?
- Co ja?- zmarszczył brwi nie rozumiejąc.
- No wiesz. Przystojny, bohaterski, zdyscyplinowany. Żywy magnez na kobiety.
- Nie przesadzaj. Po za tym nie miałem czasu na kobiety. No dopóki nie pojawiła się taka ciemnooka piękność, o delikatnych włosach i słodkich ustach.
- Bardzo słodkich?- zaczęłam go prowokować.
- Nie teraz Roza.- starał się ugasić mój zapał.- Po twoim wybuchu staliśmy się tu większą sensacją, niż gdy weszliśmy.
- Moglibyśmy to wykorzystać.- nie dawałam za wygraną.- Hej, ty masz urlop, a jesteśmy prawnym małżeństwem. Chyba mamy prawo czasem pokazać innym nasze szczęście i narazić się na ciekawsze plotki. Raczej para całująca się na środku kafejki nie przeżywa kryzysu, co nie?
- Rose. Nie.
- Dymitr niekiedy naprawdę mam cię dość. Zostaw tą swoją maskę strażnika na służbę. Teraz ze swoją żoną spędzasz mile popołudnie. Miałeś starać się wyluzować. Wgrać w naszą grupę. Czasem zabawić. Przecież nie można żyć samą służbą.