Jednak chłopak uciekł już z ogrodu. Martwię się, jak to będzie ze spotkaniem jego rodziny. Nie chciałbym popsuć urodzin bliźniaków, ale z Jessem może być różnie.
- Molly, a może usiądzie i zjemy ciasto.- zaproponowała Anastazja, trzymając wciąż na rękach blondynkę..
- Tak.- zawołała, wyrzucając ręce w górę.- Ale mogę na twoich kolanach?
- Oczywiście myszko.
Popatrzyłem znacząco na Rozę, która nawet tego nie zauważyła, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia , wypełnione rodzicielską miłością do Lili.
Nagle do ogrodu wbiegł, ujadając i merdając ogonem pies, Golden Retriver. Od razu wbiegł pod stół i zaczął atakować moją żonę. Choć najgroźniejsze, co mógł zrobić, to zalizać ją na śmierć.
- Wisel!- zawołała uradowana.- Hej kochana. Też tęskniłam.
Zaczęła ją czochrać po szyi i niżej. Ta w pewnym momencie zastygła z głową i jedną łapą na jej kolanach, żeby kilka sekund później odbiec i wrócić. Ale to pocieszne stworzenie. Później obwąchała mnie i zaczęła lizać moje dłonie. Zaczęłam się zastanawiać, co stało się z Bianką. Może jednak nie wiedziałem o wszystkim.
- To może ja już zacznę znosić jedzenie, a jak dołączą państwo Zeklos, podamy tort.- zaproponowała Lili.
- To ja może pomogę.- Anastazja odstawiła dziewczynkę na ziemię.
- Gdzie tam. To też twoja impreza. Zabawiaj gości.- moja szwagierka mrugnęła do niej.
- Ale mi już nie zabronisz.- zdecydowała moja ukochana, wstając od stołu.
- A kim pan jest?- spytała mnie blondynka.
- Jestem ojcem naszych jubilatów.
- Pan jest tym wielkim strażnikiem!- oczy zrobiły jej się wielkie jak spodki.
- Nie powiedziałbym, że wielki.
- Bez takiej skromności, Towarzyszu.- zaśmiała się Roza, kładąc przed nami wazę z zupą.
Nachyliła się przez stół, po czym boje pogrążyliśmy się w słodkim pocałunku. Uwielbiam jej usta i często aż trudno mi się od nich oderwać.
- Fuj! Następni.- krzyknęła Molly, na co reszta zachichotała.
- Dzień dobry.- zza rogu domu wychyliła się blond włosa kobieta z szerokim uśmiechem i zapukała w ścianę.
Zastanawiałem się, kto to jest, póki zaraz za nią nie wyłoniła się druga postać. Z dumnie podniesioną głową wszedł blondyn, którego mimo upływu lat, z łatwością rozpoznałem. Za bardzo się nie zmienił, zwłaszcza jego zimne spojrzenie, którym rozglądał się z wyższością. Na końcu do ogrodu wszedł ich syn. Mężczyzna podszedł do nas i po głębokim wydechu, wyciągnął dłoń. O dziwo, jego wzrok od razu złagodniał oraz uśmiech stał się bardziej nieśmiały, choć nie odejmował mu godności. Dało się zauważyć, że jego pewność siebie spadła.
- Wiem, że między nami bywało różnie, Rose, ale chciałbym prosić cię o wybaczenie. Nie rozumiałem waszego życia i dopiero ta młoda niewiasta pokazała mi prawdziwe oblicze waszego życia.
Patrzyłem niepewnie na dłoń mężczyzny, czekając na ruch Rozy. To ona zadecyduje, co dalej. Moja ukochana po chwili ją uścisnęła.
- Ale tak bardzo się nie przyzwyczajaj.- mrugnęła.- Masz szczęście, że moje dzieci mają urodziny.
Obiad o dziwo odbył się w przyjemnej atmosferze. Nawet bardzo. Po kilku kieliszka już nie miało znaczenia, kto z kim gada, byle się śmiać. Oczywiście to nie była taka ilość, aby się upić. Dzieciaki zawzięcie nas męczyły, o to co się stało. Obiecałem im, że na następny dzień pojedziemy wszyscy na dwór, do naszego starego domu i tam przy kominku wszystko opowiemy. Wiedziałem, że Roza potrzebuje czasu, aby wszystko ubrać w dobre słowa. Trochę martwiło mnie, że Diana jeszcze do nas nie podeszła. Jednak coraz bardziej się przełamywała. Najpierw przyglądała mi się z pewnej odległości, później niby rozmawiając z Felixem, ale w pewnej chwili podeszła do mnie. Śledziłem każdy jej ruch, obawiając się, co z tego wyniknie. Zauważyłem, że była bardzo podobna do Rozy. Wręcz jej kopia. Była taka śliczna.
- Na prawdę jesteś moim tatą?- spytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Tak.- odpowiedziałem trochę nie pewnie.
Młoda chwilę mi się przyglądała, następnie spojrzała ma swoje rodzeństwo, jakby szukała potwierdzenia. W końcu rzuciła się w moje objęcia. Od razu zamknąłem ją szczelnie w ramionach, czując łzy szczęścia i ulgi. Po chwili poczułem więcej obejmujących nas ramion. Objąłem resztę rodzinki, ciesząc się, że zaryzykowałem związek z Rozą, przekroczyłem granicę i mam teraz ich wszystkich.